materialami o Hennigu, zadzwonil do Lori Cook w Amsterdamie, zeby zalatwila przepustke i jakies biurko dla Angeli Monti, dowiedzial sie, ze doktor Florian Knight przyjechal przedwczoraj z Londynu razem z profesorem Jeffriesem, i w koncu trzeba bylo wychodzic.
Jazda z tetniacego zyciem Frankfurtu do spokojniejszej Moguncji trwala piecdziesiat minut. Kierowca, palacy cygaro starszawy
Niemiec, wjechal wykonanym na zamowienie porsche na czteropasmowa autostrade przy tablicy z napisem AKFANG 80 KM. Na poboczach stali uginajacy sie pod ciezarem plecakow autostopowicze. Mijali niezliczone wielkie ciezarowki z plociennymi budami. Czasami pojawial sie policjant na motocyklu, w srebrzystym helmie. Mijali zielone lasy i niebieskie stacje benzynowe, pomaranczowozolte drogowskazy z czarnymi strzalkami do miasteczek i wsi, male lotniska, gospodarstwa, szare plujace dymem fabryki, az w koncu pokazal sie napis: RUDESHEIM/MAINZ/BITTE. Zjechali z autostrady i po przekroczeniu jednego ceglanego mostu nad torami i drugiego nad szeroko rozlanym Renem znalezli sie w Moguncji.
Piec minut pozniej staneli przed nowoczesnym, szesciopietrowym, naroznym biurowcem z dwojgiem obrotowych drzwi.
– Das ist die Hennig Druckerei, hier, mein Herr – oznajmil kierowca.
Nareszcie, pomyslal Randall. Zobaczy zaraz Miedzynarodowy Nowy Testament, jak na ostatniej probie kostiumowej, przed przekazaniem calego nakladu do dystrybucji. Zalowal, ze profesor Monti lub Angela – wlasciwie glownie Angela – nie moze byc tutaj z nim, by ujrzec, jak marzenie zrodzone w ruinach starozytnej Ostii spelnia sie we wspolczesnym niemieckim miescie Moguncji.
Randall otworzyl drzwiczki, zeby wysiasc, gdy katem oka dostrzegl postac wylaniajaca sie z budynku jednym z wyjsc. Postac jakby znajoma. Mezczyzna o bladej cerze, oczach lasicy i z krotka brodka przystanal, by zapalic papierosa, i kiedy wkladal go do ust, obnazyl wystajace zeby. Randall natychmiast cofnal sie do wnetrza auta, zeby nie zostac zauwazonym.
To byl Cedric Plummer z „London Daily Courier'.
Randall skulil sie na tylnym siedzeniu i czekal. Plummer wypuscil z ust oblok dymu, nie rozgladajac sie, przeszedl na swiatlach na druga strone ulicy i po chwili zniknal mu z oczu.
Cedric Plummer w Moguncji, wychodzacy z kwatery glownej drukarza i producenta Slowa, z fortecy, ktora miala ochraniac ksiege!
Coz to, u diabla, mialo oznaczac?
Nie tracac juz wiecej czasu, pospieszyl do budynku, gdzie recepcjonistka w niebieskim zakiecie zawiozla go winda na gore i poprowadzila wylozonym marmurem korytarzem do dyrektorskiego gabinetu.
W przestronnym biurze, jakby zywcem przeniesionym ze Skandynawii, powital go miazdzacym usciskiem dloni Karl Hennig, drukarz w zespole Drugiego Zmartwychwstania.
– Willkommen! – ryknal glebokim, chrapliwym glosem, od ktorego az drzaly bebenki w uszach. – Swietnie, ze w koncu sie pan zjawil w miescie Jana Gutenberga, ktory odmienil oblicze swiata, tak jak niedlugo odmieni je ponownie Karl Hennig.
Niemiecki drukarz przypominal z postury zapasnika. Ostrzyzony krotko, na modle pruska, mial nieproporcjonalnie duza glowe, twarz apoplektyka, ktora wygladala jak zdefasonowana potezna piescia, oczy osadzone gleboko w oczodolach, kartoflowaty nos, spekane suche usta i gruby kark. Wypisz wymaluj zapasnik sumo, ubrany w garnitur z szarego jedwabiu. Powital Randalla z radoscia, nie tylko jako wspolpracownika w tajnym projekcie, lecz takze jako Amerykanina. Herr Hennig lubil bowiem Amerykanow, szczegolnie obrotnych biznesmenow, i szczycil sie tym, ze jego angielski jest amerykanski, nie brytyjski, i to bez niemieckiego akcentu, choc z zalem przyznal, ze rzadko ma okazje sie nim poslugiwac.
– Bitte, setzen Sie sich, prosze, niech pan siada – powiedzial, podsuwajac Randallowi wygodny skorzany fotel, stojacy miedzy biurkiem a sciana, zakryta calkowicie ogromna reliefowa mapa Moguncji z napisem na srebrnej tabliczce: Anno Domini 1633 bei Merian. – Napijemy sie czegos, prawda? – wychrypial, podchodzac do debowego bufetu, mieszczacego w srodku barek i mala lodowke. Nalal szkockiej do szklaneczek z kostkami lodu i jedna podal Randallowi, a sam usadowil sie z druga na wielkim dyrektorskim fotelu za biurkiem. Mowil wlasciwie bez przerwy i nawet przypomnial Randallowi o wlaczeniu dyktafonu.
– Moj ojciec zalozyl te firme, poniewaz nie mogl zniesc glupoty niemieckich drukarzy – oznajmil. – Jedni dostarczali do sklepow papier listowy, a inni koperty, ktore w ogole do niego nie pasowaly, wiec ojciec zaczal drukowac papier i koperty w kompletach i dorobil sie na tym fortuny. Po jego smierci… a wlasnie zaczynal rozkrecac druk ksiazek… ja przejalem biznes. Nie interesowala mnie papeteria i skoncentrowalem sie calkowicie na ksiazkach. Obecnie mam pieciuset pracownikow. No coz, trzeba powiedziec, ze Karl Hennig radzi sobie calkiem niezle.
Randall staral sie okazywac mina, ze robi to na nim wrazenie.
– Na szczescie – ciagnal Hennig – siedzialem kiedys dosc gleboko w branzy biblijnej i chyba to skonilo profesora Deichhardta do zaproponowania mi tej roboty. W Niemczech wiekszosc wydan Biblii drukuje sie w Stuttgarcie, ale sa to byle jakie wydania. Ja trzymalem sie od nich z daleka, wolalem zostac w Moguncji, pod okiem Gutenberga. Moguncja jest lepiej polozona, mniej wiecej posrodku miedzy Hamburgiem i Monachium, i latwiej stad prowadzic dystrybucje. Zostalem wiec tutaj i postaralem sie zgromadzic w firmie prawdziwych drukarzy, tych nielicznych, ktorzy szanuja swoj fach, ktorzy drukarstwo maja we krwi. Stworzylismy razem kilka najwspanialszych bibliofilskich edycji Pisma Swietego. I chociaz pozniej musialem odejsc od Biblii, gdyz przynosilo to zbyt maly dochod, udalo mi sie na szczescie zatrzymac kilku doswiadczonych weteranow, wiec kiedy wyplynela sprawa z Miedzynarodowym Nowym Testamentem, dysponowalem zalazkiem fachowej ekipy.
– Ile czasu zajmie panu wydrukowanie tej Biblii? – zapytal Randall.
– Niech pomysle. – Hennig cmoknal z namyslem ustami. – Moze powiem tak. Biblia to cholernie gruba ksiega. Jezeli robi sie calosc, Stary Testament i Nowy, to oznacza wydrukowanie okolo siedmiuset siedemdziesieciu pieciu tysiecy slow, czyli szesciu… siedmiu ksiazek o typowej czcionce. Jezeli czas nas nie goni, mniej wiecej rok zajmuje zaprojektowanie czcionki i formatu, jakies dwa lata sklad i probne wydruki, i niecaly rok ostateczny druk i oprawa. Cztery lata, no ale to przy calej Biblii. Teraz robimy tylko Nowy Testament. Jest cienszy od Starego i mniej pracochlonny, ale za to wykonujemy go z wielka starannoscia i artyzmem. Nowy przeklad Starego Testamentu, ktory jest dluzszy, wydrukujemy pozniej, juz bez tej presji czasu. Zreszta tak na marginesie, pierwsza edycja Nowego Testamentu jest limitowana, wie pan o tym?
– Limitowana?
– Alez oczywiscie, to tak zwana edycja kaznodziejska, w czterech jezykach, lecz przeznaczona tylko dla duchowienstwa, dziennikarzy i przywodcow politycznych, dla niewielkiej grupy odbiorcow. Kiedy ja wypuscimy, kazdy z wydawcow zajmie sie w swoim kraju drukiem tanszego, ogolnodostepnego wydania, i ja zrobie to samo w Niemczech. Na razie spedzilem ponad rok na projektowaniu tej drugiej edycji, a druk i oprawa nie potrwaja dluzej niz pol roku.
– Co sprawilo panu najwiecej problemow?
– Papier. Przy druku Biblii zawsze problemy stwarza papier, oczywiscie mam na mysli wydanie popularne. Tekstu jest tak cholernie duzo, nawet w cienszym Nowym Testamencie, ze nie mozna uzyc zwyklego papieru. Musi byc lekki i cienki, ale nie za cienki, zeby tekst nie przebijal na druga strone. No i musi byc trwaly, przeciez ludzie czesto uzywaja jednej Biblii przez cale swoje zycie. Jednoczesnie koszt tez nie moze byc zbyt wysoki. No, ale do tej pierwszej edycji uzyjemy papieru najwyzszej jakosci.
– Kiedy caly naklad ma byc gotowy?
– Mam nadzieje, ze za dwa tygodnie.
– A co z bezpieczenstwem? – zapytal jakby od niechcenia Randall. – W Krasnapolskym w Amsterdamie ochrona jest bardzo czujna. A jak pan sobie tutaj radzi z ukryciem operacji przed wzrokiem ciekawskich?
Nieksztaltne oblicze Henniga ulozylo sie w ponury grymas.
– Trudna sprawa, psiakrew – mruknal. – Strasznie to upierdliwe i kosztowalo mnie majatek. Powiem panu, co zrobilem. Mamy tu w sasiedztwie kilka drukarni. Najwieksza z nich podzielilem na polowe i odizolowalem od reszty budynku, postawilem straznikow i zatrudnilem tam moich najlepszych i najstarszych zaufanych drukarzy. Nawet kupilem dwie kamienice na mieszkania dla nich i ich rodzin, i tez obstawilem je straznikami. Bylo kilka nerwowych chwil, ale ogolnie jest w porzadku, operacja jest scisle chroniona. Wierz mi, Steve… moge panu mowic Steve?… ze dzieki mojej czujnosci nikt z zewnatrz nie ma pojecia, co tutaj robimy.
– Na pewno nikt? – rzucil Randall cicho.
Hennig spojrzal na niego wilkiem, kompletnie zaskoczony.
– Co chcesz przez to powiedziec, Steve?
– Chce powiedziec, ze widzialem, jak Cedric Plummer wychodzil z tego budynku, kiedy ja wchodzilem.
– Plummer? – Hennig byl wyraznie zmieszany. – Ty znasz Plummera?
– Probowal mnie przekupic, jak tylko przyjechalem do Amsterdamu. Chcial, zebym wykradl dla niego probny wydruk. Zalezy mu na tym, zeby napisac o nowej Biblii przed nami, po swojemu, co oczywiscie zniszczyloby nasza kampanie.
– No coz, Plummer to odrebny przypadek – baknal Hennig, ktory juz sie opanowal. – Jako jedyny zdolal sie co nieco dowiedziec. Ale mozesz mi wierzyc, ze ten maly sukinsyn nie zdobedzie nawet pol egzemplarza od Karla Henniga. Moge to przysiac na grob mojego ojca.
– A jednak wszedl do budynku – nie ustepowal Randall.
– Nikt go tutaj nie zapraszal i nikt z nim nie bedzie rozmawial – wychrypial Hennig. – Oczywiscie, ze chce wykrasc egzemplarz. Dzwonil do mnie trzy razy, z Londynu i Amsterdamu. Czytalem ten jego cholerny wywiad z de Vroome'em we „Frankfurter Allgemeine' i nie chcialem w ogole z nim rozmawiac. Ale wczoraj zadzwonil po raz czwarty i tym razem odebralem, zeby mu osobiscie powiedziec, ze ma sie odczepic. Chcial zrobic ze mna wywiad. Ostrzeglem go, ze jesli sie pojawi w promieniu dziesieciu kilometrow od firmy, to kaze go zastrzelic. Mimo to dzisiaj przyszedl niezapowiedziany. Kiedy sekretarka poinformowala mnie, ze stoi przed jej biurkiem, bylem wsciekly, mialem ochote wyjsc i skopac mu tylek. Nie martw sie, nie stracilem glowy, po prostu kazalem sekretarce pozbyc sie go, nie wpuscilbym gnojka za prog tego pokoju. W koncu zrezygnowal i poszedl sobie. Wierz mi, Steve, ze…
Hennig obrocil sie na krzesle i siegnal po fotografie kobiety, stojaca na szafce z telewizorem. Wstal i podszedl ze zdjeciem w rece do Randalla.
– Nikt nie poswiecil wiecej niz ja, zeby ten projekt sie powiodl – powiedzial. – Spojrz na te fotografie.
Randall ujrzal portret zmyslowej, teatralnie upozowanej mlodej kobiety przed trzydziestka. W dolnym prawym rogu widniala dedykacja: Meinem geliebten Karl von deiner Helga.
– Poznajesz te twarz? – zapytal Niemiec.
Istotnie, wydawala mu sie znajoma. Wylaczyl magnetofon.
– To chyba jest niemiecka aktorka, ktora grala w…
– Tak, to ona – wszedl mu w slowo Hennig. – Widziales ja na pewno w wielu filmach. Helga Hoffmann. – Odstawil fotografie na miejsce i stal, podziwiajac ja. – Jestem kawalerem, Steve – oznajmil – a ona byla jedyna kobieta, z ktora chcialem sie w ogole ozenic. Spotykalismy sie przez dwa lata. Helga jest gleboko zaangazowana w swoja prace i pewnie zbyt ambitna, by myslec o malzenstwie, w kazdym razie obecnie. Powiedziala mi jednak, ze pod pewnymi warunkami moglaby ze mna zamieszkac. – Hennig znow spojrzal na zdjecie. – Niestety aktorki wysoko mierza. Helga marzy o willi i wlasnym jachcie na Riwierze, w St Tropez, lecz nie ma dosc pieniedzy na takie ekstrawagancje. Gdybym spelnil jej marzenia, na pewno zrobiloby to na niej wrazenie. Wlasciwie wiem, ze moglbym wowczas dostac od niej wszystko, czego pragne. – Hennig sposepnial. – Powiesz moze, ze to nie milosc, Steve, ale mnie by to wystarczylo. Nie jestem czlowiekiem sentymentalnym, lecz praktycznym. Niczego nigdy nie pragnalem bardziej od tej kobiety. To znaczy, bylo tak, dopoki nie wyniknela sprawa z Biblia. W rezultacie okazalem sie nie tyle praktyczny, co prozny. Skupilem sie na tym, zeby moje nazwisko zostalo zwiazane z Miedzynarodowym Nowym Testamentem. Nie wiem dlaczego, moze chcialem cos udowodnic ojcu, ktory i tak juz nie zyje. A moze chcialem zapewnic sobie swego rodzaju niesmiertelnosc? Tak czy inaczej zajecie sie Biblia wymagalo takich nakladow finansowych, ze przynajmniej na razie nie moge obdarowac Helgi.
– A moze Helga moglaby poczekac? – zapytal Randall.
– Nie wiem. Moze po prostu ktos inny, w Berlinie czy Hamburgu, zapewni jej luksusy, ktorych ona pragnie. Zobaczymy. Chce w kazdym razie powiedziec, Steve, ze skoro postanowilem juz zostac drukarzem najwazniejszej Biblii w historii, nie zamierzam dopuscic, zeby cokolwiek zagrozilo temu przedsiewzieciu. I z cala pewnoscia dla zyskania watpliwego rozglosu nie ujawnie tekstu jakims Plummerom ani innym podobnym, za zadna cene. Wierzysz mi?
– Wierze.
– Mam nadzieje, ze wylaczyles ten cholerny dyktafon podczas moich osobistych dywagacji.
– Byl wylaczony.