Przed wyjsciem z biura zadzwonil do Angeli i umowili sie na pozna kolacje. Pomimo zmeczenia nie mogl sie oprzec pokusie spotkania. Zjedli w eleganckiej restauracji hotelu Polen, rozmawiajac cicho i wymieniajac sie wspomnieniami swej przeszlosci. Randall wiedzial, ze nie potrafilby sie rozstac z Angela, gdyby nie pewnosc, ze rano znow ja zobaczy. Odwiozl dziewczyne do Victorii, lecz jeszcze teraz, dojezdzajac do hotelu Amstel, czul dotyk jej miekkich warg na swoich ustach.

Po chwili Theo skrecil w lewo i zatrzymal sie przed hotelem. Randall wysiadl, zyczyl kierowcy dobrej nocy i skierowal sie do wejscia.

Nagle ktos go zawolal. Odwrocil sie i zobaczyl mezczyzne, ktory wylonil sie z cienia za parkujacymi samochodami.

– Panie Randall – powtorzyl. – Jedna chwileczke, jesli mozna.

Mezczyzna zblizal sie ku niemu i w swietle lamp przed hotelem Randall rozpoznal twarz. Cedric Plummer.

Randall odwrocil sie, bardziej zly niz zdziwiony, i chcial odejsc, lecz Plummer chwycil go za ramie.

– Spadaj – warknal Randall, wyrywajac sie. – Nie mamy sobie nic do powiedzenia.

– To nie chodzi o mnie – odparl dziennikarz. – Przyszedlem tu, bo tak zyczyl sobie… ktos wazny, kto chcialby sie z panem spotkac.

– Nie sadze, zebym chcial sie spotkac z kimkolwiek z twoich znajomych, Plummer. – Randall postanowil, ze nie da sie w nic wciagnac. Ruszyl ku schodom, lecz Anglik nie ustepowal.

– Prosze posluchac, niech pan nie odchodzi. To pastor Maertin de Vroome mnie przyslal, to on chce sie z panem zobaczyc.

Randall zatrzymal sie w pol kroku.

– De Vroome? – Spojrzal podejrzliwie na dziennikarza. – Naprawde jest pan jego wyslannikiem?

– Tak, jak najbardziej – odparl Plummer, kiwajac zwawo glowa.

– Skad moge wiedziec, ze to nie jakas panska sztuczka?

– A po co mialbym klamac? Co bym na tym zyskal? Randall wahal sie. Byl nieufny, a jednoczesnie podekscytowany i pragnal uwierzyc.

– Jakaz to sprawe moze miec do mnie de Vroome? – zapytal.

– Nie mam zielonego pojecia.

– Akurat – rzekl zgryzliwie Randall. – Dlaczego w takim razie wybral pana, zagranicznego dziennikarza, na swego poslanca? Mogl przeciez do mnie zadzwonic.

Zachecony pytaniem, Plummer pospieszyl z obszerna odpowiedzia.

– Pastor de Vroome ma w zwyczaju zalatwiac sprawy nie wprost. Jest bardzo podejrzliwy w kontaktach osobistych. Czlowiek o jego pozycji musi byc ostrozny. Telefonowanie jest ryzykowne. Nie chcialby takze spotkac sie z panem w miejscu publicznym. Gdyby pan znal pastora, zrozumialby pan jego zachowanie.

– A pan go zna?

– Calkiem dobrze, panie Randall. Mam zaszczyt nazywac go swoim przyjacielem.

Randall przypomnial sobie sensacyjny wywiad Plummera z kontrowersyjnym duchownym w londynskim „Daily Courier'. Byl to obszerny, szczegolowy tekst i fakt ten jakos dodawal wiarygodnosci twierdzeniu Plummera o przyjazni z de Vroome' em.

Zastanawial sie, czy przystac na spotkanie. Liczba mozliwych pulapek przewyzszala chyba korzysci, jednakze czul nieodparta chec, zeby sie zgodzic. Tajemniczy Maertin de Vroome byl jedyna przeszkoda na drodze do sukcesu Drugiego Zmartwychwstania i nowej przyszlosci Randalla. Nieczesto mialo sie okazje stanac oko w oko z takim wrogiem. Pokusa byla bardzo silna. Dominus de Vroome byl przeciwnikiem wartym podjecia tej gry.

– Kiedy panski przyjaciel chcialby sie ze mna zobaczyc? – zapytal podekscytowanego dziennikarza.

– Nawet teraz, jesli to panu odpowiada.

– To taka pilna sprawa, ze czeka na mnie nawet w srodku nocy?

– Nie wiem, czy jest pilna. Ale de Vroome to nocny marek.

– Gdzie teraz jest?

– W swojej kancelarii w Westerkerk.

– Dobrze, jedzmy. Dowiemy sie, czego chce nasz wielki czlowiek.

Po kilku minutach jechali juz piecioletnim jaguarem coupe Plummera wzdluz Prinsengracht, Kanalu Ksiazecego, ktory wil sie po zachodnich obrzezach srodmiescia. Zaglebiony w fotelu sportowego auta Randall przygladal sie profilowi dziennikarza i zastanawial nad tym, jak bliska moze byc jego zazylosc z wplywowym przywodca religijnych radykalow.

– Ciekawi mnie panska znajomosc z de Vroome'em – powiedzial. – Nazwal go pan swoim przyjacielem…

– Bo to prawda. – Plummer nie odrywal spojrzenia od drogi.

– Co to za rodzaj przyjazni, panie Plummer? Czy wynajal pana jako swego propagandziste? Pracuje pan na rzecz jego ruchu reformatorskiego? Czy jest pan po prostu jednym z jego wielu szpiegow?

Upierscieniona dlon Plummera puscila kierownice i zakreslila w powietrzu lekcewazacy, dziwnie zniewiescialy gest.

– Co tez pan opowiada, chlopie drogi, to nie jest az tak melodramatyczne. – odparl. – Powiem panu otwarcie, co nas laczy. Dominus i ja mamy wspolne zainteresowania, zwiazane z tym, co knujecie w Krasnapolskym. Kazdy z nas ma wlasny powod, dla ktorego chce dowiedziec sie wszystkiego, zanim profesor Deichhardt zacznie tym karmic masy. Okazalo sie, ze moge troche pomoc de Vroome'owi, dostarczajac mu roznych informacji, na ktore taki dziennikarz jak ja zawsze gdzies natrafi. W zamian oczekuje od niego bardzo powaznej pomocy. Licze, ze dzieki niemu zdobede material na wylacznosc i obwieszcze swiatu sensacyjna wiesc, zanim wy zdazycie to zrobic. – Plummer obnazyl wystajace zeby w krzywym usmiechu. – Moze to pana razi, ale coz, chlopie drogi, c 'est la guerre.

Szczerosc rozmowcy raczej rozbawila, niz zdenerwowala Randalla.

– Widze, ze nie ma pan watpliwosci, ze de Vroome poda panu nasze glowy na tacy? – zapytal.

Plummer znow sie usmiechnal.

– Jestem tego pewien.

– Przynajmniej uczciwie pan nas ostrzegl.

– No coz, zasady fair play wynioslem z Eton. Cokolwiek pan o mnie mysli, Randall, jestem dzentelmenem. I dominus de Vroome takze.

– Wlasnie, de Vroome. W sumie niewiele o nim wiem – rzekl Randall. – Kim on jest oficjalnie? Glowa Holenderskiego Kosciola Reformowanego?

– Nie, poniewaz Nederlands Hervormd Kerk, Holenderski Kosciol Reformowany, nie ma formalnego przywodcy – odparl Plummer. – Cztery czy piec milionow holenderskich protestantow, skupionych w tysiac czterystu szescdziesieciu szesciu parafiach, wybiera piecdziesieciu czterech przedstawicieli, duchownych i swieckich, do synodu. Mozna by wiec powiedziec, ze Kosciolem kieruje synod, ale tez nie tak do konca. Jego czlonkowie sa raczej swiadkami. Jak mawia de Vroome, synod jest nie tyle wladza, ile sumieniem Kosciola. W porownaniu z Anglia czy Ameryka Kosciol w Holandii moze wydawac sie niemal anarchistyczny, mocno zwiazany ze spolecznoscia wierzacych. Dominus zostal wybrany przez rade koscielna jako glowa jednego lokalnego kosciola, jednej parafii, byc moze nawet najwazniejszej w kraju, lecz tylko tej jednej. Wciaz mi powtarza, ze nie ma zadnej szczegolnej wladzy, nawet we wlasnym kosciele. Jego autorytet oparty jest na sile osobowosci. Jego zadaniem jest mowic to, co trzeba, umiec sluchac i nigdy nie zapominac, ze Kosciol tak naprawde nalezy do wiernych. Mowie o tym po to, zeby pan zrozumial, z jakiego rodzaju czlowiekiem pan sie spotka.

– Mowi pan o nim tak, jakby to byl zwyczajny pastor z dzielnicy – powiedzial Randall. – Tymczasem on jest przeciez przywodca Radykalnego Ruchu Odnowy Chrzescijanstwa, z legionami swieckich i duchownych zwolennikow na calym swiecie.

– To takze jest prawda – przyznal Plummer – ale jedno drugiemu nie zaprzecza. Na poziomie lokalnym de Vroome jest jak zwyczajny czlowiek i wlasnie to, ze w codziennym zyciu postepuje zgodnie z tym, czego naucza… jest ucielesnieniem wiary zwyklych ludzi… sprawia, ze swiat postrzega go niczym krola. Co do tej etykietki radykala… samo slowo brzmi groznie, ale oznacza po prostu kogos, kto chce dokonac fundamentalnej i drastycznej zmiany istniejacego porzadku. W tym sensie dominus de Vroome jest rzeczywiscie radykalnym przywodca religijnym. A oto Westerkerk – Plummer pokazal przez przednia szybe – konsekrowany w roku tysiac szescset trzydziestym pierwszym, zbudowany w stylu neoklasycznym, prawdopodobnie ma najwyzsza wieze w Amsterdamie. Brzydactwo, co? Ale to pierwszy kosciol Holandii. Zawiera tu sluby rodzina krolewska, a dzieki obecnosci de Vroome'a jest to chyba najwazniejsza swiatynia protestancka.

Zaparkowali na Westermarkt. Randall stal na placu, czekajac, az dziennikarz zamknie jaguara. Kosciol przypominal mu gigantyczna holenderska kamieniczke, zwienczona siegajaca w niebo wieza. To polaczenie wydalo mu sie zarazem sympatyczne i odpychajace i zupelnie tak samo wyobrazal sobie gospodarza swiatyni. Przyjrzal sie blizej podswietlonej fasadzie i spostrzegl, ze zbudowana jest z malych cegielek, ktorych czerwien z czasem zbrazowiala i wyglada teraz jak zaschnieta krew. Uznal ostatecznie, ze jednak jest to odpychajace i pastor de Vroome najpewniej takze.

– Co wlasciwie znaczy dominus? – zapytal Plummera, ktory stanal przy nim.

– Mistrz, przewodnik – odparl Anglik. – Pochodzi z laciny i jest tutaj odpowiednikiem „wielebnego'.

Ruszyli w strone kosciola.

– De Vroome wyslal pana do mnie – rzekl Randall – ale nie wiedzial, ze przyjme zaproszenie. Czy bedzie mnie oczekiwal?

– Czeka na pana.

– I na pewno pan nie wie, o czym bedzie chcial ze mna rozmawiac?

– Nie powiedzial mi i ja to rozumiem. Powie panu sam. Moge sie co najwyzej domyslac.

– Mam nadzieje, ze nie bedzie probowal wydobyc ode mnie jakichs informacji – powiedzial Randall.

– Chlopie drogi, de Vroome nie jest tak obcesowy, za jakiego uchodzi. Potrafi byc przekonujacy, ale to prawdziwy pacyfista. Obawiam sie, ze jest pan pod wplywem tych brutalnych filmow, ktorych tyle w amerykanskiej telewizji. Albo moze nasluchal sie pan historii o zwlokach pod Westerkerk?

– O jakich zwlokach?

– Nie wie pan? Dawniej parafian chowano pod posadzka kosciola. Smrod rozkladu byl tak intensywny, ze wierni przynosili ze soba na msza buteleczki z woda kolonska. W rzeczy samej, niektorzy starsi parafianie przynosza je nawet dzisiaj, chociaz juz nie smierdzi. Nie, panie Randall, nikt nie zamierza pana umiescic pod podloga. – Plummer wyszczerzyl zeby w usmiechu. – Przynajmniej ja tak uwazam.

Randall przez chwile mial chec mu opowiedziec o tym, jak pierwszego dnia w Amsterdamie napadnieto go nad kanalem wlasnie w okolicach Westerkerk, lecz zrezygnowal z tego pomyslu.

Mineli masywne, podwojne drzwi frontowe kosciola i skierowali sie do malego domu, ktory przylegal do bocznej sciany swiatyni. Pomalowany na zielono, z muslinowymi firankami w oknach sprawial wrazenie przytulnego. Na drzwiach widnialo jedno slowo: KOSTERIJ.

– Glowne wejscie do kosciola jest zamkniete – wyjasnil Plummer. – To plebania, dowiem sie, gdzie jest dominus.

Weszli do srodka. Plummer zniknal w glebi domku, a gdy po chwili wrocil, wskazal wieksze drzwi z boku korytarza.

– Jest w kosciele, chodzmy.

Randall podazyl za nim. Przepastna swiatynie oswietlal tylko jeden z czterech brazowych kandelabrow i wiekszosc nawy kryla sie w polmroku. Jesli nie liczyc czerwonego chodnika, ktory biegl przez cala jej dlugosc i krzyzowal sie z takim samym, biegnacym przez transept, wnetrze sprawialo wrazenie surowego i skromnego. W centralnym miejscu znajdowala sie kazalnica w postaci zadaszonego balkoniku miedzy kamiennymi kolumnami.

Plummer rozgladal sie przez chwile.

– Tam jest – powiedzial, pokazujac palcem. – W srodkowym rzedzie, naprzeciwko ambony.

Randall wytezyl wzrok i dostrzegl samotna postac okutanego w czern duchownego. De Vroome siedzial na krzesle, opierajac lokcie na kolanach i kryjac twarz w dloniach.

Вы читаете Zaginiona Ewangelia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату