– Nie, dzieki. – Randall odsunal ulotke. – I zadnych sprosnosci, obiecuje. Musze wrocic do pracy z trzezwym umyslem.

– Ja tez powinnam jeszcze troche popracowac, chyba ze…

– Chyba ze co?

– Ze potrzebowalbys sekretarki. Skoro Lori Cook ma zostac w szpitalu jeszcze przez dwa tygodnie, to musi ja ktos zastapic w tym najgoretszym dla ciebie okresie.

– To swietny pomysl – ucieszyl sie. – Bedziesz mogla zajmowac sie swoja praca i jednoczesnie mi pomagac. Naprawde chcialabys to robic?

– Jesli ty chcesz.

– Chce.

– To cudownie. Pojde do hotelu zabrac moje papiery.

– Pojde z toba. Pomoge ci niesc tornister do szkoly.

Hotel Victoria byl starym szesciopietrowym, naroznym budynkiem. Jego okna wychodzily z jednej strony na dworzec glowny po przeciwnej stronie kanalu, a z drugiej na port.

Bylo wilgotno i duszno. Kiedy weszli na pietro i ruszyli szerokim korytarzem do pokoju sto piec, koszula lepila sie Randallowi do plecow od potu. W pokoju Angeli wydawalo sie nieco chlodniej. Mial kremowe sciany, na podlodze lezal zielony, kojacy oczy dywan. Bylo w nim szerokie zapraszajace lozko, jasnozielona szafa i kilka krzesel oraz biurko, na ktorym stala przenosna maszyna do pisania.

– Moze moglbym wziac szybki prysznic, kiedy ty bedziesz sie pakowac? – zapytal Randall.

– W lazience nie ma kabiny – stwierdzila Angela – tylko reczny prysznic przy wannie. Ale ma silny strumien.

– To mi w zupelnosci wystarczy. – Randall zrzucil buty, zdjal marynarke i reszte rzeczy, az zostal tylko w bokserkach. – Co mi sie tak przygladasz? – zapytal.

– Patrze, jak wygladasz w swietle dnia – odrzekla.

– I co?

– Zmykaj do lazienki.

Po wejsciu do wanny Randall zasunal rozowa zaslonke, zeby nie zachlapac grubej, puszystej maty lazienkowej. Odkrecil wode i skierowal na siebie mocny strumien z prysznica. Od razu poczul sie lepiej i przez kilka minut siedzial, nucac pod nosem i biczujac woda twarz, ramiona i piers. Odswiezony wstal i zaczal sie namydlac.

Odkladajac mydlo, uslyszal metaliczny chrobot i odwrocil sie tak szybko, ze omal sienie posliznal. Zaslonka sie odsunela i ujrzal naga Angele. Bez slowa weszla do wanny, wziela do reki mydlo i powiedziala z usmiechem:

– Ja tez sie troche spocilam, Steve.

Zaczela namydlac mu brzuch, biodra, uda, a on skierowal na nia strumienie wody z prysznica.

– Przyjemnie? – zapytal.

– Och, jeszcze jak – odparla. – Zaczekaj, namydle sie. Skierowal prysznic w bok i patrzyl, jak Angela naciera sie mydlem, az upodobnila sie do eterycznej zjawy z miliona babelkow.

Piana rozpuszczala sie powoli, wylonil sie spod niej jeden stwardnialy sutek, potem drugi, strumyki mydlanej wody splywaly po nagim brzuchu Angeli, zbiegajac sie miedzy udami. Randall poczul pulsowanie i rosnaca nabrzmialosc miedzy nogami. Odlozyl raczke prysznica i siegnal ku dziewczynie, a ona wsunela sie w jego objecia i przywarla do sliskiego ciala.

– Mm, jak mi dobrze, Steve – mruknela.

– Kocham cie, najdrozsza.

Odsunela sie odrobine i spojrzala na jego podbrzusze.

– Jest piekny-powiedziala. – Nie mozemy tego zmarnowac. Jedna reka odsunela znow na bok zaslonke. Wyszli z wanny, stajac na miekkim grubym dywaniku. Angela opadla na kolana i pociagnela go za soba. Oparla sie z tylu na rekach i powoli osunela na plecy, unoszac do gory nogi. Rozchylila je i objela go w pasie, przyciagajac do siebie ociekajace woda cialo.

To bylo szalone, spontaniczne, cudowne i oboje wiedzieli, ze nie potrzebuja gry wstepnej.

Opadl miedzy jej uda i gdy splynely resztki piany, ukazujac aksamitny czerwony otwor, wszedl w nia, gleboko, coraz glebiej, i pozostal w srodku, a jej dlonie glaskaly go po mokrych plecach.

– Jeszcze nigdy nie bylem z syrena – wyszeptal.

– I jak jest? – zapytala, niemal nieslyszalnie.

Nie odpowiedzial, bo juz sie poruszali, a ona znala odpowiedz. Ciala klaskaly w mokrym aplauzie, coraz mocniej, szybciej, az w koncu staly sie jednym, zlaczyly, stopily ze soba i Randall krzyknal:

– O Boze, Angela, ide!

Jeszcze nigdy nie byl tak spelniony i taki szczesliwy.

Wrocil do Krasnapolsky'ego wczesnym popoludniem i natychmiast zostal sciagniety z oblokow na ziemie.

– Panie Randall, wszedzie pana szukaja – powiedzial mu straznik, ktoremu pokazal przy wejsciu swa czerwona karte. – Inspektor Heldering chce, zeby pan zaraz udal sie do sali C.

– A gdzie jest inspektor?

– Czeka tam na pana razem z wydawcami.

Randall pospiesznie ruszyl do holu. Przyszedl do hotelu w radosnej euforii, rozluzniony i przepelniony spokojem. Angela zostala w Victorii. Zaniosl ja na lozko i zasnela, podczas gdy on sie ubieral. Teraz jego nastroj raptownie sie zmienil. Oczekiwali go niecierpliwie mezczyzni, ktorzy „wszedzie go szukali', i brzmialo to zlowieszczo. Instynkt podpowiadal mu, ze stalo sie cos bardzo zlego.

Minal windy i wbiegl po schodach na pietro, przeskakujac po dwa stopnie naraz. Przystanal dla nabrania oddechu i na prawo od schodow zobaczyl drzwi z napisem Zaal C. Podszedl do nich i nacisnal klamke, lecz drzwi sie nie otworzyly. Nagle spostrzegl po raz pierwszy, ze jest w nich wizjer. Zastukal mocno i czekal.

Po chwili uslyszal ze srodka stlumiony glos.

– Jest pan sam, panie Randall?

– Tak – odpowiedzial.

Szczeknela zasuwa i drzwi sie otworzyly. Stal w nich flegmatyczny inspektor Heldering, ktory zaprosil go gestem do srodka. Ujrzawszy grupke mezczyzn siedzacych ciasnym kregiem wokol stolu, Randall wiedzial juz, ze instynkt go nie mylil. Musialo sie stac cos zlego.

Wydawcy – Deichhardt, Wheeler, Gayda, Young, Fontaine – siedzieli spowici klebami dymu z papierosow, jedno wolne krzeslo nalezalo do inspektora, a drugie zapewne czekalo na niego. W pokoju byl jeszcze ktos. W rogu siedziala Naomi Dunn z notatnikiem w jednej i dlugopisem w drugiej rece. Kazda z tych znanych mu twarzy byla inna, a jednak wydawaly sie niemal podobne. Zrozumial, ze to dlatego, iz na wszystkich malowal sie ten sam wyraz. Wyraz glebokiego zaniepokojenia.

Pierwszy odezwal sie Wheeler.

– Gdzies ty sie, u diabla, podziewal, Steve? – rzucil z rozdraznieniem. – Zreszta niewazne. – Wskazal mu niecierpliwym gestem krzeslo miedzy soba a Deichhardtem. – Zwolalismy to pilne posiedzenie przed polgodzina. Jestes nam potrzebny.

Randall usiadl, patrzac, jak Heldering zamyka znow drzwi na zasuwe i wraca na swoje miejsce. Poniewaz prawie wszyscy palili papierosy lub cygara, on takze poszukal nerwowo swojej fajki.

– Co sie stalo? – zapytal.

W odpowiedzi uslyszal gardlowy glos Deichhardta.

– Panie Randall, zebysmy mieli pewnosc – profesor podniosl ze stolu rozowa kartke formatu A-4. – Czy to jest tajna notatka, ktora rozeslal pan do nas dzisiaj rano?

– Zgadza sie – odparl Randall. – Zaproponowalem w tym pismie, zebysmy poinformowali o wydaniu Miedzynarodowego Nowego Testamentu w sali tronowej Palacu Krolewskiego w Amsterdamie podczas konferencji prasowej transmitowanej na caly swiat. Mamy juz na to wstepna zgode i mozemy dzialac dalej, jesli to panom odpowiada.

– Odpowiada, jak najbardziej – przytaknal Deichhardt. – To wspanialy pomysl, wart naszego niezwyklego przedsiewziecia.

– Dziekuje – odrzekl ostroznie Randall, wciaz nie wiedzac, co ich tak zaniepokoilo.

– Wracajac do panskiego pisma – kontynuowal Deichhardt. – Czy pamieta pan, o ktorej zostalo rozeslane?

– Okolo… – Randall namyslal sie chwile – sadze, ze okolo dziesiatej rano.

– A teraz mamy prawie czwarta po poludniu – stwierdzil Deichhardt, spogladajac na zloty kieszonkowy zegarek. – Tak wiec – potoczyl wzrokiem po zebranych – tajna notatka dotarla do zainteresowanych przed szescioma godzinami. To ciekawe.

– Steve – wtracil sie Wheeler, kladac Randallowi dlon na ramieniu – w ilu egzemplarzach sporzadziles te notatke?

– W dziewietnastu, o ile dobrze pamietam.

– Do kogo byly adresowane?

– Nie mam przy sobie listy – odparl Randall. – Ale na pewno otrzymali ja wszyscy obecni w tym pokoju.

– To jest siedem osob – rzekl Wheeler. – Zostaje jeszcze dwanascie.

– Musze pomyslec…

– Ja mam liste – odezwala sie Naomi. – Przynioslam ja na wszelki wypadek.

– Przeczytaj brakujace nazwiska.

– Jeffries, Riccardi, Sobrier, Trautmann, Zachery, Kremer, Groat, O'Neal, Cunningham, Alexander, de Boer, Taylor. Dwanascie osob plus was siedmiu, razem dziewietnascie.

Sir Trevor Young pokrecil ze zdumieniem glowa.

– Niesamowite. Tylko najbardziej zaufany personel. Czy nie przeoczylismy nikogo, panie Randall? A moze przekazal pan te informacje ustnie jeszcze komus?

– Ustnie? – Randall uniosl brwi. – No coz, moja sekretarka, Lori Cook, wiedziala o negocjacjach z wladzami holenderskimi i Intelsatem, ale oczywiscie nie znala samej notatki. No i wspomnialem o tym Angeli Monti, ktora pracuje dla nas w zastepstwie swego ojca.

Profesor Deichhardt spojrzal na Helderinga.

– Czy panna Monti zostala skontrolowana?

– Tak – odparl inspektor. – Mamy do niej pelne zaufanie, tak jak do wszystkich wymienionych osob.

– No i jeszcze ja – rzekl lekkim tonem Randall. – Ale ja jestem autorem notatki.

Deichhardt odchrzaknal.

– Dwadziescia jeden osob, nie liczac panny Cook – powiedzial. – Tylko one poznaly tresc tajnej notatki. Sami najbardziej zaufani ludzie. Nie wiem, co o tym sadzic.

– Ale o czym? – byl ciekaw Randall, nieco juz zniecierpliwiony. Deichhardt zabebnil palcami po stole.

– O tym, panie Randall, ze dokladnie trzy godziny po rozeslaniu przez pana tajnej notatki jej tresc byla juz znana pewnemu pastorowi, ktory sam siebie nazywa dominus, niejakiemu Maertinowi de Vroome, przywodcy RROC, Radykalnego Ruchu Odnowy Chrzescijanstwa i naszemu wrogowi.

Вы читаете Zaginiona Ewangelia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату