– A jakim cudem sie tam dostal?
– Niewazne. Po prostu pamietaj, ze to sprawka de Vroome'a, masz na to nasze slowo. Nie zamierzamy sie wiecej narazac na ataki tego przekletego radykala. Widac, ze jest juz bardzo zdesperowany i zdolny do wszystkiego. Postanowilismy zalatwic go na dobre. Przesuwamy date konferencji prasowej, ostatni raz. Urzadzimy ja za osiem dni, w piatek piatego lipca. Juz rozmawialem z twoimi ludzmi, zeby uzgodnili to z Palacem Krolewskim i z Intelsatem. Rozsylamy depesze i zaproszenia do dziennikarzy. Puscimy pierwsze teksty w prasie, zeby podgrzac atmosfere, zeby ludzie juz wiedzieli, ze za tydzien od jutra czeka ich wielkie wydarzenie. Hennig ma dostarczyc twojej ekipie nieoprawione egzemplarze, jak tylko zejda z maszyny. Ludzie od reklamy… co oznacza rowniez ciebie… maja pracowac dzien i noc az do chwili, kiedy wejdziemy do Palacu Krolewskiego, zeby obwiescic swiatu Dobra Nowine. Rozumiesz, Steve? Od tej minuty tylko i wylacznie praca, nic wiecej.
– Oczywiscie, George.
Wheeler podszedl do drzwi i odwrocil sie do Randalla.
– Uwierz mi na slowo, Steve. Nie znajdziesz tego, czego szukasz, poniewaz to nie istnieje. Wiec przestan gonic za zjawami i zaufaj nam.
Wydawca wyszedl, a Randall zostal sam ze swymi pytaniami bez odpowiedzi. I nagle pomyslal o jeszcze jednej osobie. Kolejnej zjawie. Ostatniej, ktora mogla znac wyjasnienie.
Po raz pierwszy od kilku dni chcial sie nareszcie zobaczyc z Angela Monti.
Pracowal ze swoim zespolem do pozna i dopiero po dziesiatej wieczorem mogl w koncu wyruszyc na odkladane tak dlugo spotkanie.
Pragnal tego spotkania rownie mocno, jak sie obawial. Od momentu kiedy dowiedzial sie w Paryzu, ze Angela go oszukala, od wyprawy na gore Athos, wydarzylo sie tak wiele, ze jego gniew z uplywem czasu troche zelzal. Lecz nieufnosc pozostala. Gdyby mial wybor, unikalby w dalszym ciagu konfrontacji z Angela i prawda. Nie mial jednak takiej mozliwosci, a stawka byla zbyt duza.
Kiedy zapukal z wahaniem do drzwi pokoju dwiescie piec w hotelu Victoria, byl zdecydowany potraktowac dziewczyne chlodno i rozmawiac z nia wprost. Gdy jednak drzwi sie otworzyly i ujrzal uwodzicielskie zielone oczy i rysujace sie pod biala koszulka zmyslowe ksztalty, niemal zapomnial o swym postanowieniu. Odwzajemnil uscisk Angeli, czujac przechodzace po ciele ciarki wywolane zapachem jej perfum, naciskiem pelnych piersi, cieplem ciala. W koncu musnal jej policzek ustami i udalo mu sie od niej odsunac.
Angela nalala mu szkockiej, a sobie koniaku i rozmawiali chwile o niewaznych sprawach. Randall nie potrafil od razu wystapic z oskarzeniem. Z kazda mijajaca sekunda bylo mu coraz trudniej zakwestionowac jej uczciwosc.
Byla jednakze inna sprawa, ktora chcial z nia omowic. Fotografie. Potrzebowal ich jak najwiecej do kampanii reklamowej. Niestety, jak wyjasnil Angeli, Edlundowi przydarzylo sie nieszczescie, splonela jego pracownia. Randall przypomnial jej, ze podczas ich pierwszego spotkania w Mediolanie mowila mu o zestawie zdjec wykonanych podczas wykopalisk w Ostii.
– Czy masz tutaj te fotografie? – zapytal. – Szczegolnie zalezy mi na zdjeciach papirusu Jakuba, tych, ktore twoj ojciec mogl zrobic zaraz po wykopaniu znaleziska. A moze sa jakies zblizenia tekstu, zrobione juz po zakonserwowaniu papirusu i wlozeniu go pod szklo?
Okazalo sie, ze Angela istotnie przywiozla ze soba do Amsterdamu spory wybor fotografii. Wyjela je z kartonowego pudla i polozyla na dywanie na srodku pokoju.
Usiedli po turecku na podlodze i Randall przygladal sie uwaznie kolejnym odbitkom, ktore mu podawala.
Wizualny zapis wykopalisk byl fascynujacy sam w sobie. Miedzy innymi po raz pierwszy zobaczyl, jak wyglada profesor Monti, niski, krepy mezczyzna kolo szescdziesiatki, o lagodnej, cherubinowej twarzy wloskiego kataryniarza. Zdjecia ukazywaly robotnikow pocacych sie w wykopach pod upalnym rzymskim sloncem. Bylo tez kilka pozowanych zdjec Angeli i jej starszej siostry Claretty, wyzszej, szczuplejszej i nie tak pieknej, wraz z ojcem po jego triumfie. Byly zdjecia profesora prezentujacego swoje znalezisko do obiektywu, lecz ze zbyt duzej odleglosci, zeby mozna bylo dostrzec aramejski tekst.
Bylo na tych fotografiach wszystko, z wyjatkiem tego, na czym najbardziej Randallowi zalezalo.
– Swietnie, Angelo – powiedzial, odkladajac ostatnia odbitke. – Wiele z tych zdjec mozemy wykorzystac w kampanii. Przejrzeje w weekend jeszcze raz i najlepsze wybierzemy dla prasy.
– Nie slysze w twoim glosie zbyt wielkiego entuzjazmu – zauwazyla, patrzac na niego spod oka.
– Nie, nie, zdjecia sa swietne – odparl. – Mialem tylko nadzieje, ze beda tez jakies zblizenia papirusu.
– Bylo ich troche, jesli dobrze pamietam. Ojciec wpatrywal sie w niektore calymi godzinami, jeszcze zanim potwierdzono autentycznosc odkrycia i rzad wloski wypozyczyl oryginaly wydawcom. Podszkolil sie nawet w aramejskim, zeby moc czytac tekst nie gorzej niz po angielsku czy niemiecku. Na dobra sprawe nauczyl sie wszystkiego na pamiec, znal kazde slowo, kazda literke, taki byl z nich dumny.
– Gdzie teraz sa te zdjecia?
– Nie wiem. Chcialam je przywiezc do Amsterdamu, nie moglam ich jednak znalezc. Pytalam ojca, ale on jest roztrzepany jak kazdy naukowiec. Nie wiedzial, co z nimi zrobil, chyba dlatego, ze i tak mial juz kazdy arkusz w glowie. Prawdopodobnie przekazal zdjecia ministerstwu, a ministerstwo profesorowi Deichhardtowi. – Spojrzala na niego z nadzieja. – Moze zapytasz Deichhardta?
– Zapytam go z pewnoscia – odparl.
– Swoja droga, myslalam, ze dostales komplet odbitek od Edlunda – powiedziala Angela.
– Dostalem, ale… no, niewazne. Chcialem po prostu obejrzec jeszcze jakies inne.
Dostrzegal w jej oczach niewypowiedziane pytania i staral sie unikac jej wzroku. Zajal sie pilnie zbieraniem zdjec z podlogi i ukladaniem ich w pudle.
Kiedy sie z tym uporal, zorientowal sie, ze Angela wciaz mu sie przyglada.
– Steve – zapytala cicho – dlaczego mnie tak unikales?
– Ja ciebie unikalem?
– Tak. Cos sie musialo stac. Kiedy znow bedziesz mnie kochal? Randall czul, jak sztywnieja mu miesnie karku.
– Gdy znowu bede mogl wierzyc w ciebie, Angelo – odpowiedzial.
– A teraz nie wierzysz we mnie?
– Nie – odparl glucho. – Nie wierze.
Stalo sie, wreszcie to wykrztusil. Poczul ulge, poczul, ze jego gniew jest w pelni uprawniony. Spojrzal jej prosto w oczy, spodziewajac sie protestu. Angela jednak nie odezwala sie, a jej piekna twarz pozostala nieruchoma.
– Dobrze – powiedzial. – Skoro tego chcesz, skonczmy juz z ta sprawa.
Czekala w milczeniu.
– Nie wierze w ciebie, poniewaz nie wierze tobie – zaczal Randall. – Oklamalas mnie po raz drugi. Poprzednio bylo to drobne klamstwo, nic takiego. Tym razem sprawa jest o wiele powazniejsza.
Spodziewal sie jakiejs reakcji, ale sie nie doczekal. Widzial w oczach dziewczyny raczej smutek niz zaniepokojenie.
– Klamalas, mowiac o klasztorze na gorze Athos – ciagnal Randall. – Powiedzialas, ze pojechalas tam z ojcem na spotkanie z opatem Petropoulosem, ze opat obejrzal papirus i potwierdzil jego autentycznosc. Pamietasz, prawda? To bylo ordynarne klamstwo, Angelo. Wiem to, bo sam sie wybralem na gore Athos i widzialem sie z opatem. Bylem tam w zeszlym tygodniu.
– Wiem, ze tam byles, Steve.
Nie zapytal ja, skad wie, nie chcial odbiegac od tematu.
– Ale ty tam nie bylas – odparl. – Od tysiaca lat nie wpuszczono na Athos zadnej kobiety. Nie wolno im przebywac w rejonie zarzadzanym przez mnichow. Co wiecej, twoj ojciec takze tam nie byl, opat nigdy nie widzial go na oczy, podobnie jak nie widzial na oczy papirusu, az do dzisiejszego ranka. Czy zaprzeczysz temu, Angelo?
– Nie zaprzecze, Steve. – Jej glos byl ledwo slyszalnym szeptem. – Nie moge, bo rzeczywiscie cie oklamalam.
– W takim razie nie oczekujesz chyba, ze ci jeszcze kiedykolwiek zaufam?
Zamknela oczy i zakryla je dlonia, po czym spojrzala na niego z udreka.
– Steve… nie wiem, czy zdolam do ciebie dotrzec. Tak wiele dzieje sie w twojej glowie, a tak niewiele w sercu. A tylko twoje serce mogloby zrozumiec, ze czasami klamstwo jest najuczciwsza rzecza, jaka mozna komus powiedziec, jezeli sie go kocha. Gdy zadzwoniles z Paryza, moje serce uslyszalo te czesc ciebie, czesc twojej natury, ktora najbardziej mnie martwi i ktora najmniej mi sie podoba.
– I co to takiego? – zapytal z irytacja.
– Twoj cynizm. Irracjonalny cynizm, ktorym sie oslaniasz. Mozliwe, ze on cie chroni przed zranieniem, Steve. Ale oddziela cie takze od zycia, nie pozwala przyjac albo dac milosci, prawdziwej, glebokiej milosci. Bez wiary nie mozna kochac. Slyszalam twoj glos w sluchawce, kiedy telefonowales z Paryza, i wyczulam, ze znow zwatpiles w autentycznosc odkrycia. Czulam, jak tracisz te odrobine zaufania, ktora dopiero co zyskales. Znowu stawales sie Stevenem Randallem, ktory nie potrafil sie zblizyc do wlasnej zony, dziecka, rodzicow, do nikogo. Pomimo stuprocentowych dowodow, przedstawionych przez najwybitniejszych naukowcow i znawcow Biblii na swiecie, znow probowales zdyskredytowac cud, jakim jest znalezisko z Ostii. W Paryzu, na Athos czy gdziekolwiek, wciaz poszukujesz kogos, chocby nawet samego diabla, kto sie z toba zgodzi i usprawiedliwi twoj cynizm. Nie moglam juz tego zniesc, musialam to przerwac, i to wcale nie przez wzglad na ojca, wierz mi, tylko przez wzglad na ciebie. I powiedzialam to, co mi w tym momencie wpadlo do glowy. Pamietalam nazwisko opata z swietej gory Athos, bo pisalam na maszynie listy ojca do niego. Ale poza tym nie wiedzialam niczego o tym miejscu, wiec palnelam glupie, nieudolne klamstwo. Tak, sklamalam, bylam gotowa powiedziec cokolwiek, zebys tylko nie niszczyl ostatniej rzeczy, jaka mogla nadac znaczenie twemu zyciu. Zupelnie jakbys obsesyjnie dazyl do tego, co sie nie udalo de Vroome'owi… do pograzenia Drugiego Zmartwychwstania, zniszczenia dziela zycia mojego ojca, nowej nadziei dla ludzkosci i wreszcie takze naszego zwiazku i samego siebie. Staralam sie temu zapobiec, Steve. Nie udalo sie, pojechales jednak na Athos, ciagnales to dalej. A kiedy opat Petropoulos nie zgodzil sie z toba i poparl nasz punkt widzenia, nie dajesz za wygrana. Niewazne fakty, udowadniane wciaz na nowo, ty musisz brnac dalej. Nie wiem, za czym gonisz tym razem. Ale widze, ze te zdjecia wcale cie nie interesuja. Szukasz czegos, co pozwoli ci powiedziec, ze slusznie nie uwierzyles, slusznie nie zaufales. A ja jestem gotowa znowu sklamac, Steve. Jestem gotowa sklamac nawet tysiac razy, zeby cie odwiesc od samozniszczenia.
Angela oddychala ciezko, wyraznie opadla z sil. Siegnela po jego dlonie i okryla je swoimi, wypatrujac w jego twarzy oznak zrozumienia. Poniewaz Randall sienie odezwal, mowila dalej:
– Ja cie kocham, Steve. I zrobie wszystko, zebys i ty kochal mnie, zebys uwierzyl we mnie i w to, w co ja wierze… w nasz projekt. Majac taka wiare, moglbys poznac milosc… nie tylko do mnie, ale i do samego siebie. Czy myslisz, ze to mozliwe?
Wpatrywal sie w nia nieruchomym spojrzeniem.
– Tak, mozliwe – odparl.
– Co mam zrobic, powiedz. Zrobie wszystko, o co poprosisz.
– Wszystko? – odrzekl cicho. – Wiec dobrze. Jedz jutro ze mna do Rzymu.
– Do Rzymu?
– Tak. Chce sie spotkac z twoim ojcem.
– Z ojcem? – powtorzyla niczym echo. – To takie wazne dla ciebie?
– Chce porozmawiac z czlowiekiem, ktory odkryl Slowo. Chce mu pokazac fotografie, zapytac o kilka rzeczy. On jest juz ostatnia instancja. Po rozmowie z nim przestane szukac. Tego przeciez pragniesz, prawda? Zebym przestal dociekac, zebym uwierzyl. Teraz wszystko w twoich rekach, Angelo. Zabierzesz mnie do ojca?
– Czy to… rozwieje twoje watpliwosci i zaufasz mi? – spytala.
– Tak.
Westchnela gleboko i spojrzala mu w oczy.
– Dobrze, Steve. To blad… ale widocznie musimy go popelnic. Jutro polecimy do Rzymu. Spotkasz sie z profesorem Augustem Montim, twarza w twarz. Moze to rzeczywiscie rozwiaze