– Tak, wiem o tym doskonale. Ale nie sadze, zeby ta konferencja w ogole sie mogla sie odbyc, po tym jak w czwartek wybuchnie bomba. Widzimy sie o piatej.
Kiedy samolot wyladowal na zalanym deszczem pasie lotniska Orly, Randall poczul sie bezpieczny.
Jego wloska przygoda byla karkolomna, wrecz grozna, lecz teraz mial to juz za soba. I chociaz nad Orly zalegala mgla i siapila mzawka, byla to Francja i bylo tu pieknie. Francja oznaczala wolnosc. Po raz pierwszy od kilku dni zrobilo mu sie lekko na sercu.
Z cenna walizka w rece – pozwolono mu ja zatrzymac przy sobie jako bagaz podreczny – dolaczyl do kolejki pasazerow, sunacej ku wyjsciu z samolotu.
Za kilka minut spotka sie z pastorem de Vroome'em, jedynym sojusznikiem, na ktorym mogl polegac. A kiedy profesor Aubert zbada papirus, sily swiatla zyskaja bron przeciwko przewazajacym dotad silom zabobonu.
Ustawiajac sie do odprawy paszportowej i celnej, Randall wyciagal szyje, wypatrujac wysokiej postaci w czarnej sutannie. Tlum byl jednak zbyt gesty i nie mogl jej dojrzec.
Posepny i znudzony funkcjonariusz police d'air, policji lotniskowej, wyciagnal reke i Randall podal mu paszport razem z carte de debarquement. Policjant przyjrzal sie jego fotografii, porownal ja z obliczem wlasciciela (byl na tym zdjeciu o siedem kilogramow ciezszy i dlatego nienawidzil go), sprawdzil cos w tajemniczych rozowych kartach, ulozonych rzedem na biurku, spojrzal na Randalla powtornie i w koncu skinal glowa. Zatrzymal zolta karte przyjazdowa, oddal mu paszport i skierowal gestem do budek odprawy celnej. Nastepnie wstal i opuscil swoje stanowisko, nie baczac na protesty czekajacych pasazerow.
Randall podszedl do umundurowanego celnika i wreczyl mu deklaracje celna, pragnac juz zakonczyc wszystkie formalnosci i zajac sie tym, co wazne. Urzednik jednak zajety byl rozmowa z jednym ze swych kolegow i dopiero po dluzszej chwili spojrzal na formularz.
– To panski jedyny bagaz? – zapytal, pokazujac na walizke.
– Tak, tylko ta walizka – odparl Randall. – Przyjechalem na krotko. – Byl zly na siebie za te nerwowe wyjasnienia, lecz urzednicy celni, nie tylko tutaj, ale tez w Ameryce, wywolywali zawsze w czlowieku poczucie winy, chociaz zupelnie pozbawione podstaw.
– Nie przekroczyl pan limitu przywozowego? Nie ma pan czegos do zadeklarowania powyzej stu dwudziestu pieciu frankow? – indagowal celnik.
– Tylko to, co wpisalem do formularza. – Irytacja Randalla rosla. – Potwierdzilem to przeciez wlasnorecznym podpisem.
– Oczywiscie – odrzekl urzednik, wstajac. – Maurice! – Zaczekal, az mlodszy kolega go zastapi, i skinal na Randalla. – Zechce pan pojsc ze mna, monsieur.
Randall zaskoczony ruszyl za nim, przepychajac sie przez tlum. Znowu rozejrzal sie za de Vroome'em, ktory moglby mu pomoc w zmaganiach z biurokracja. Ale pastora nigdzie nie bylo.
Po chwili ujrzal obok siebie jeszcze jednego funkcjonariusza. Byl to ow flegmatyczny policjant z odprawy paszportowej.
– O co panom wlasciwie chodzi? – zapytal Randall podniesionym glosem. Zaczelo w nim narastac poczucie zagrozenia, tak jakby lek, ktory odczuwal we Wloszech, dopadl go znowu we Francji.
– Zjedziemy na dol – naciskal celnik. – To tylko formalnosc.
– Co za formalnosc?
– Rutynowa kontrola bagazu.
– Nie mozna tego zrobic tutaj?
– Zatamowalibysmy kolejke. Na dole, w hali bagazowej, mamy specjalne pomieszczenia. Prosze za mna, monsieur.
Zjechali ruchomymi schodami do hali, w ktorej pasazerowie zdejmowali z transportera swoje bagaze. Skierowali sie do rzedu pomieszczen z otwartymi drzwiami. Weszli do jednego z nich, strzezonego przez zandarma z pistoletem i palka.
– Powiecie mi teraz, o co chodzi? – powtorzyl Randall.
– Prosze polozyc walizke na stole i otworzyc ja – rzucil polglosem celnik.
Randall zaczal szukac w kieszeni kluczyka.
– Mowilem juz, ze nie mam niczego do zadeklarowania – upieral sie. Policjant wycofal sie pod sciane, a celnik stanal tuz obok Randalla, przypatrujac sie, jak otwiera walizke. – Prosze bardzo. Sam sie pan przekona.
Celnik przerzucil kilka sztuk ubrania, wyjal kartonowe teczki z notatkami, obmacal scianki w poszukiwaniu falszywego dna i w koncu natrafil na jakis przedmiot. Wyciagnal go i trzymal w powietrzu przed oczami Randalla.
Byla to szara, skorzana sakiewka Lebruna.
– Co to jest, monsieur! – zapytal urzednik.
– Pamiatka z Rzymu – odparl Randall, usilujac ukryc zmieszanie. – To rzecz bez wartosci, kopia starego papirusu. Kolekcjonuje takie przedmioty.
Celnik jakby go nie slyszal. Wyjal z woreczka jedwabne zawiniatko, rozwinal je i spojrzal na kruchy skrawek papirusu.
– C 'est biec ca, Inspecteur Queyras? – zwrocil sie do policjanta, nie patrzac na Randalla.
Tamten podszedl blizej i pokiwal glowa.
– Je le crois, Monsieur Delaporte. – W rece trzymal jedna z rozowych kart, ktore Randall widzial na jego biurku. Zerknal na nia i powiedzial:
– Nasze sluzby sledcze zostaly poproszone przez wladze Republiki Wloskiej o zatrzymanie pana. Wloskie organa scigania powiadomily nas, ze wszedl pan bezprawnie w posiadanie bezcennego zabytkowego przedmiotu, stanowiacego skarb narodowy Wloch.
Randall sluchal tego skamienialy z przerazenia. Jakim cudem ktokolwiek we Wloszech mogl wiedziec, co on przewozil w bagazu?
– Jezeli wroci pan kiedykolwiek do Wloch – ciagnal policjant nieskazitelna angielszczyzna – zostanie pan ukarany wysoka grzywna. Jednakze wladze francuskie maja panu do zarzucenia jeszcze co innego. Popelnil pan flagrant delit, to znaczy, ukryl pan w bagazu przedmiot wielkiej wartosci i w gruncie rzeczy probowal go przemycic do Francji. Naruszyl pan nasze prawo, co podlega karze…
– Niczego nie przemycalem! – krzyknal Randall. – Ten przedmiot jest kompletnie bezwartosciowy!
– Wladze wloskie najwyrazniej patrza na to inaczej – odrzekl spokojnie inspektor.
– Inaczej? Tu nie ma na co patrzec! Co oni moga wiedziec o tym kawaleczku papirusu? Tylko ja to wiem. Powtarzam panu, nie robcie z siebie durniow, to nie jest nic warte w sensie materialnym, to imitacja, podrobka.
Policjant wzruszyl ramionami.
– To sie jeszcze okaze. Sa specjalisci od tych spraw i juz jestesmy z nimi w kontakcie. Wszystko zostanie zbadane i wowczas poznamy prawde. Tymczasem jednak… – Inspektor wyciagnal reke do celnika, a ten przekazal mu papirus. Policjant zawinal go z powrotem w jedwab i wsunal do skorzanej sakiewki. -…Dopoki nie zostanie przeprowadzona ekspertyza, konfiskujemy ten przedmiot. – Odwrocil sie i z sakiewka w rece ruszyl do drzwi.
– Zaraz, zaraz! – zawolal Randall. – Dokad pan z tym idzie?
– To juz moja sprawa, nie panska – rzucil inspektor przez ramie.
Randall poczul przyplyw niepohamowanej wscieklosci na tak razaca niesprawiedliwosc. Mial stracic papirus, drogocenny dowod falszerstwa, przez jakichs glupich francuskich biurokratow? To bylo nie do przyjecia!
– Nie! – krzyknal, przyskakujac do policjanta i chwytajac go za ramie. – Cholera jasna, nie zabierzecie mi tego! – Siegnal po sakiewke. Inspektor probowal zrobic unik, ale Randall uderzyl go przedramieniem w krtan i wyrwal mu sakiewke druga reka.
Policjant zatoczyl sie do tylu i trzymajac sie za gardlo, wychrypial:
– Bon Dieu, attrape cet imbecile!
Randall trzymal mocno swoja zdobycz, lecz w tym momencie rzucil sie na niego celnik. Randall odskoczyl i zamachnal sie, trzymajac go na dystans. Celnik zaklal i zaatakowal go znowu, a jednoczesnie do pokoju wpadl zandarm pilnujacy drzwi i razem z policjantem rzucili Randalla na sciane, przytrzymujac go za ramiona.
Probowal sie jeszcze wyrywac, lecz czyjes kolano uderzylo go w jadra. Poczul przejmujacy bol. Jeknal, zgial sie wpol i wypuscil sakiewke. Osunal sie po scianie, jakby w zwolnionym tempie, i legl na podlodze, dyszac niczym ranne zwierze.
– Cay est, U ne nous embetera plus – uslyszal glos policjanta. – Ma dosc. Juz nie bedzie z nim problemu.
Dwoch funkcjonariuszy wzielo go pod pachy i podnioslo do pionu, wykrecajac bolesnie ramiona. Jego wzrok stopniowo odzyskiwal ostrosc. Policjant trzymal sakiewke i zmierzal z nia do wyjscia.
Randall dojrzal za drzwiami kogos jeszcze. Wysoka, chuda postac w sutannie. To byl de Vroome, nareszcie.
– Pastorze! – krzyknal. – Pastorze de Vroome, jestem tutaj!
Duchowny jakby w ogole go nie uslyszal. Stal przed inspektorem, ktory cos do niego mowil, pokazujac sakiewke. De Vroome sluchal uwaznie, kiwajac glowa. Po chwili obaj odwrocili sie, by odejsc.
– Panowie, pusccie mnie, prosze, ja musze z nim porozmawiac! – krzyknal Randall z rozpacza do trzymajacych go funkcjonariuszy i zandarma. – Ten czlowiek na mnie czekal, to ja go tutaj wezwalem.
– Pan go wezwal? – zapytal celnik kpiaco. – Dobre sobie. To mysmy do niego zadzwonili.
Randall spojrzal zdumiony.
– Nie rozumiem, o czym pan mowi. Musze z nim porozmawiac. – Szarpnal sie, probujac uwolnic ramiona, i nagle poczul na przegubach zimny dotyk metalu. Zakuli go w kajdanki. – Musze z nim porozmawiac – powtorzyl blagalnie.
Celnik pokiwal glowa.
– Bedzie pan mial okazje jutro, monsieur Randall – powiedzial – kiedy zostanie pan przesluchany przez juge d'instruction, sedziego sledczego w Paryzu. Na razie jest pan aresztowany za probe przemytu do Francji zabytkowego przedmiotu o wielkiej wartosci. Poza tym rowniez za zaklocanie porzadku i napasc na funkcjonariusza na sluzbie. Idzie pan do wiezienia.
– Ale moj papirus… -jeknal Randall.
– O jego wartosci i o panskim losie zadecyduje jutro sad w Galerie de la St Chapelle w Palacu Sprawiedliwosci.
ROZDZIAL 12
Nastal poranek, pochmurny i posepny paryski poranek za okratowanym oknem celi, w ktorej umieszczono Randalla.
Przynajmniej, pomyslal z gorycza, siedzac na przykrytej siennikiem pryczy i zapinajac swieza koszule, nie potraktowali mnie jak pospolitego przestepcy.
W pelni rozbudzony i rzeski pomimo bezsennej nocy w areszcie sledczym przy Palacu Sprawiedliwosci analizowal minione wydarzenia i swoje perspektywy na najblizsza przyszlosc.
Po szalonym epizodzie na Orly wsadzono go do panier a salade – co we francuskim slangu oznaczalo policyjna suke – i zawieziono do kompleksu Palacu Sprawiedliwosci na Ile de la Cite.
W budynku zwanym Petit Parquet wprowadzono go do jasno oswietlonego pokoju, gdzie stanal przed surowym, posepnym mezczyzna, ktory przedstawil sie jako le substitut du procureur de la republique, co zabrzmialo groznie, dopoki tlumacz nie wyjasnil mu, ze to zastepca prokuratora republiki.