Wzruszylem ramionami.

- Naprawde nie rozumiem, o czym tu rozmawiac.

Zacisnela wargi, hamujac rozdraznienie:

- Widzi pan... Rodzina Szantalia przestrzega Prawa Wagi, to wielowiekowa tradycja i ja, jako ostatnia spadkobierczyni...

Przypomnialem sobie slowa krola: „Dobra tradycje bardzo latwo pomylic z przesadami”.

Prawo Wagi. Uratowany przed smiercia staje sie niemal niewolnikiem swego wybawcy - dopoki nie wyrowna dlugu ta sama moneta.

- To nie tak - rzeklem lagodnie. - To nie bylo uratowanie zycia. Ci szubrawcy ograbiliby pania jedynie i zgwalcili...

Oczy Ory zrobily sie waskie jak u weza. Rozlozylem rece:

- Przyznaje, ze jestem cyniczny... O, a coz to za kamyk mam w kieszeni? Czy to nie pani wlasnosc?

I polozylem na serwetce zolty kamien w ksztalcie paszczy tygrysa.

Nie zauwazylem zadnej szczegolnej reakcji. Jedynie radosc kobiety, ktorej zwrocono zgubiony drobiazg.

- Aaa... dziekuje. Myslalam, ze mi zginal.

- Jest dla pani wazny? - spytalem niedbale. - To prezent, czy wygrana?

- Wygralam go w karty. - W jej glosie zabrzmiala chelpliwosc. - Zauwazyl pan na pewno, ze to przedmiot magiczny.

- Czy to prawda, ze pani przedmiotem inicjujacym jest jej wlasny zab? - chlapnalem i natychmiast pozalowalem, ze nie ugryzlem sie w jezyk.

Przez chwile przygladala mi sie ponuro. Po czym uchylila usta. Miala wspaniale zeby. Rowne i biale, co do jednego.

- Prosze. - Waski palec z rozowym paznokciem wskazal na jeden z klow. - To faktycznie moj przedmiot inicjujacy. Co pana jeszcze interesuje?

- Prosze wybaczyc. - Bylem zmieszany. - Akceptuje pani propozycje, pani Oro zi Szantalia. Oczekuje pani dzisiaj, jednak nie w klubie, lecz w hotelu „Polnocna Stolica”, w numerze dwiescie szesc o wpol do osmej wieczorem. Mam nadzieje, ze sie pani nie wycofa?

Obserwowanie jej twarzy bylo czysta przyjemnoscia. Poczulem nawet lekkie rozczarowanie, kiedy wziela sie w garsc, przelknela sline i krotko kiwnela glowa.

* * *

„Posluchajcie legendy o pobratymcach wspolsownikach, poteznych jak huragan. Bylo dwoch przyjaciol i zlozyli sobie przysiege wspolsownictwa i mieli wspolna sowe. Polaczyly sie ich sily i wzrosly stukrotnie; i tworzyli wspolnie rzeczy nieslychane, dzisiaj niewidziane - takie rzeczy, o ktorych piesni nie wstyd spiewac... Jeden wspolsownik pragnal, aby ludzie zyli w pokoju, aby wszyscy byli rowni, jak kamienie na brzegu morza, od krola po najbiedniejszego chlopa... Zas drugi wspolsownik inne mial zdanie i nauczyl ludzi, by pragneli dla siebie lepszego losu. Tak by i zostalo, lecz ludzie sa zawistni, niezgoda sie miedzy nimi zrodzila, a gdzie niezgoda, tam tez krew. Ujrzal starszy wspolsownik, co brat jego uczynil, chwycil widly, ktorymi sie siano przerzuca, i nadzial na nie wspolsownika swego... Tak zlamana zostala przysiega wspolsownictwa i zemscila sie ona okrutnie - powiadaja, ze po dzis dzien, jesli pijak, o polnocy z karczmy powracajac, do studni zajrzy, ujrzy na jej dnie ich zastygle cienie, jak jeden widlami drugiego przebija...”

* * *

W dzien udalo mi sie chwile przespac. O czwartej wyszedlem z hotelu i nie sciagajac powloki udalem sie do rzemieslniczej dzielnicy.

Garncarze pracowali na samej ulicy; przez jakis czas wloczylem sie miedzy rzedami stanowisk, przygladajac sie, pytajac o ceny i wybrednie sprawdzajac gotowe wyroby. Potem spodobal mi sie dzbanek - zwykly dzbanek z waska szyjka. Glosno, tak by slyszala cala ulica, dogadalem sie z mistrzem, ze od reki zrobia mi taki sam, tyle ze dwa razy mniejszy i bez ucha.

Czeladnik, roztropny pietnastoletni chlopak, zdziwil sie w milczeniu zachciance bogatego grubasa, bez slow wzial sie jednak do pracy. Komorka czeladnika miescila sie w glebi podworza, za wysokim plecionym plotem. Zazyczylem sobie osobiscie ogladac, jak bedzie robiony moj dzbanek. Chlopcu sie to nie spodobalo, ale mistrz dostal monete i chlopiec musial sie zgodzic.

Poczekalem, az chlopak wyrobi i zagniecie gline.

Potem zawolalem go cicho i spotkalem sie z nim wzrokiem.

Wprowadzenie podrostka w stan uleglosci nie jest latwym, lecz takze niezbyt skomplikowanym zadaniem. Dzieci sa mniej podatne; dorosli znacznie bardziej. Chlopak mial zreczne rece i wprawne oko; juz po polgodzinie mialem przed soba pokraczna figurke z gliny - niemal dokladna kopie atrapy Kary.

Trzeba bylo wypalic szkarade we wspolnym piecu. Postaralem sie, by wszyscy obecni w pracowni widzieli zamiast niej maly dzbanek bez ucha. W koncu dzielo bylo gotowe; zostawilem chlopca ze srebrna moneta w kieszeni i pelnym przekonaniem, ze dzbanek udal mu sie na medal.

Dzien zblizal sie ku koncowi. Musialem sie pospieszyc, by zastac garbarzy przy pracy. Na szczescie wsrod gotowych sakiewek i woreczkow znalazlem jeden, ktory bardzo przypominal futeral na moja atrape. Zaplacilem.

Zegar na miejskiej wiezy wybil siodma. Nalezalo sie spieszyc - za pol godziny przybedzie moj gosc.

Zjawila sie co do minuty. Po kolei odezwaly sie moje wartownicze zaklecia; upewniwszy sie, ze za drzwiami rzeczywiscie stoi oczekiwana przeze mnie osoba, odsunalem zasuwe.

- Prosze wybaczyc skromne warunki. Mieszkam pod powloka. Inaczej petenci nie daliby mi spokoju.

Byla blada i skoncentrowana. I roztaczala delikatny zapach perfum, czego nie zauwazylem podczas naszych poprzednich spotkan; coz, Prawo Wagi - rzecz swieta.

- Pieknie pani wyglada, Oro - rzeklem szczerze.

- Pan za to wyglada nieszczegolnie - odparla bez usmiechu.

- Prowincjuszowi trudno zniesc zgielk stolicy, jej niezliczone rozrywki.

Dama milczala. Pod wybielonymi magia wlosami jej piwne oczy wydawaly sie byc znacznie ciemniejsze, niz w byly w rzeczywistosci. Powaga z lekkim odcieniem cierpietnictwa czynily jej twarz ciekawsza i bardziej wyrazista, bez porownania z dotychczasowym wynioslym grymasem.

- Odnosze wrazenie, ze nie zabawil sie pan jeszcze ani razu - powiedziala wreszcie. - Trapila pana koniecznosc wymierzenia kary. I szukal pan godnego obiektu. Dla Kary z duzej litery. Znalazl pan?

- Wszystkich zloczyncow nie da sie ukarac - rzeklem, z nieoczekiwana nawet dla samego siebie gorycza. - Ludzie zapisali skargami gruby zeszyt, cala wielka ksiege. Spalilem ja. W kominku.

- I nadszedl czas na zabawe? - zapytala z wymuszonym usmiechem.

- Pani rzeczywiscie tak powaznie traktuje to Prawo Wagi? - odparlem pytaniem na pytanie.

Skinela powoli:

- Oczywiscie. Czy to powod do kpin?

- Nie... Wydaje mi sie, ze jest pani bardzo nieszczesliwa, Oro. Jej blade policzki lekko sie zarozowily; oczy jednak pozostaly jasne, a glos spokojny:

- Zamierza mnie pan uszczesliwic, Hort?

- Nie - rzeklem z zalem. - To jednorazowa sprawa.

- Tym lepiej. - Kiwnela glowa. - Przyjemnie jest miec do czynienia z uczciwym czlowiekiem. - Przy slowie „uczciwy” jej glos wyraznie drgnal.

Rozejrzala sie. Numer, ktory wynajalem pod postacia grubego kupca, nie byl wyszukany, nie byl tez jednak nedzny. Lozko przypominalo statek z brokatowym zaglem kotary; naczynie do mycia i nocna waza pod lozkiem utrzymane byly w tym samym stylu - porcelana ozdobiona duzymi blekitnymi kwiatami.

- Znajdzie sie u pana wino? - zapytala i glos jej znowu zadrzal.

- Osobiscie nie pije, moge jednak zamowic dla pani.

- Poprosze - rzekla niemal zalosnie.

Podczas gdy wydawalem polecenia obsludze, siedziala przy stole, wyprostowana, czarno-biala i kompletnie zalamana.

Czy mi sie podobala?

Jeszcze pol godziny temu niewatpliwie odparl bym: „nie”. Nie lubie kobiet z wybielonymi wlosami, wladczych, kaprysnych, zgryzliwych.

Czyzby mogla mnie jednak pociagac kobieta ofiara? Taka wlasnie ulegla, zwiazana Prawem Wagi, z prostymi plecami i wysunietym podbrodkiem, z wielkimi smutnymi oczami?

Czy to zaklecie Kary zadrwilo sobie ze mnie? Ja go jeszcze nie wykorzystalem, a ono juz „wykorzystalo” mnie; bo skad u mnie ten nawyk - kochac ofiare w swym bliznim?

Do drzwi zastukal sluzacy z winem Polecilem mu postawic tace przy drzwiach numeru.

- Oro, po starej przyjazni... Mieszkam tutaj pod powloka, sluzacy na pewno podglada. Bedzie pani laskawa wziac swoje wino spod drzwi. Podniosla sie bez sprzeciwu, Prawo Wagi to Prawo Wagi. Gdybym poprosil, by zdjela mi buty - zdejmie? Czy okaze sprzeciw? Ciekawe.

- Zupelnie sie pani nie podobam, Oro? - spytalem z falszywym usmiechem.

Zmierzyla mnie suchym, nieprzyjemnym spojrzeniem. Jednym haustem osuszyla kielich; bylem gotow zrealizowac pomysl z butami, jednak sie rozmyslilem. W tym przypadku potrzebuje damy do dzialania, nie dla rozrywki.

Dama w tym czasie osuszyla wargi serwetka. Westchnela gleboko, wstala i krolewskim krokiem ruszyla w strone lozka; kiedy szla, malenkie haczyki na plecach jej sukni zaczely wyskakiwac z rownie malych petelek, same z siebie, jeden za drugim, trzask, trzask, trzask.

Gardze kobieca magia i z powodzeniem sie jej przeciwstawiam; Ora nie pomagala sobie jednak bezposrednim magicznym oddzialywaniem. Jej wola skierowana byla na male metalowe haczyki, jakich pelno mozna znalezc w kazdym sklepie z galanteria. A to, ze haczyki wylatywaly z petelek tak dziwacznie, iz suknia obnazala plecy niedbale i przedziwnie, jakby kobieta zmieniala skore i ze plecy pod jedwabiem byly tak nienagannie biale i ksztaltne, nie mialo nic wspolnego z magia, lecz z szacunkiem do Prawa Wagi, ktore wymagalo, by z wierzycielem rozliczac sie bez fuszerki.

Ja rowniez wstaje, dwoma krokami doganiam ofiare, delikatnie chwytam za wlosy, odwracam ja twarza do siebie i rownie delikatnie wgryzam sie w cieple, pachnace perfumami wargi...

Nie. Siedze za stolem wszystkimi palcami wczepiony w jego blat. Niekiedy mozna ulec wlasnej slabosci. Jednak robic to, czego oczekuje od ciebie prowokator...

- Oro - rzeklem glucho w strone obnazonych plecow. - Przysluga, o ktora chce pania prosic, nie ma nic wspolnego z cielesnymi uciechami.

* * *

- To wszystko? - zapytala z niedowierzaniem.

- Potem wracamy. Jesli cos mnie zatrzyma, wroci pani sama. Oplace karete.

- Wykorzystuje mnie pan w charakterze pionka - rzekla w zamysleniu.

- Nie jest powiedziane, ze musze wykorzystac pania jako asa w rekawie. Tak czy inaczej po balu pani zobowiazania wobec mnie zostana wypelnione. Czy nie tego pani oczekuje?

Usmiechnela sie nieoczekiwanie:

- Czy zwrocil pan kiedys uwage, ze pana oczy odgrywaja rozne role? Gdy swieci sie blekitne, staje sie pan nieodparcie atrakcyjny. Gdy jednak zapala sie zolte, strach na pana patrzec. Jakie to

Вы читаете Magom wszystko wolno
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×