On takze mial rozne oczy. Ciemnopiwne i jasnopiwne. Ciemne oko poczernialo mu niczym wegiel.

- Na prozno stara sie pan wyprowadzic mnie z rownowagi, drogi Hort zi Tabor. Najwyrazniej mamy inne zdanie na temat tego, co jest hanba dla maga.

Odwrocilem sie. Jeszcze przez chwile zachwycalem sie zyrandolem, po czym spojrzalem w dol.

Okazalo sie, ze droczac sie z Harikiem przegapilem pojawienie sie krola. Jego Wysokosc stal juz na stopniach tronu, a zebrani witali go wspolnym poklonem. Dostrzeglem tez Ore; jej biale wlosy lsnily w tlumie, niczym latarenka.

Krol wyglosil mowe do swoich gosci; mowil same banaly i trwalo to trzy minuty.

Nastepnie wladca wezwal do odpoczynku i zabawy.

Parawany sie rozsunely i w sali od razu zrobilo sie przestronniej. Ukryta na balkonie orkiestra zagrala delikatnie, a jednoczesnie mocno. Glosy sie ozywily, rozlegl sie zmanierowany kobiecy smiech; zabawa sie rozpoczela.

- Zaraz pojawi sie obiekt - rzekl szeptem Harik.

Spojrzalem na niego mimo woli - nie zwracal sie jednak do mnie. Mag ponad ranga denerwowal sie do tego stopnia, ze zaczal mowic sam do siebie. Byc moze jego kariera - lub kariera jego syna - zalezy od powodzenia tego zamachu?

Usmiechnalem sie krzywo. Samo zestawienie slow „kariera maga” brzmialo obrazliwie.

Harik dostrzegl moj usmieszek. I doslownie sie zatrzasl. A moze, pomyslalem, on widzi przed soba konkurenta? Moze sadzi, ze po udanym uzyciu Kary wstapie na krolewska sluzbe, i zepchne go (oraz jego syna) na drugi plan?

Goscie gestym kregiem obstapili stoly. Jedli malo - wiecej pili; widzialem jak niepewnie rozglada sie Ora. Wokol niej krzatal sie juz nie jeden, a trzech adoratorow; dwoch trzymalo przed nia tace z jadlem i owocami, trzeci nalewal wina. Taka da sobie rade, pomyslalem ponuro.

Ora przestala sie rozgladac i zaczela z ozywieniem rozmawiac z najwyzszym ze swych wielbicieli. Przyjrzalem sie uwazniej... i na sekunde wstrzymalem oddech: Tyczkowaty zalotnik byl magiem ponad ranga. Zdaje sie, ze byl jednym z tych, ktorych zdazylem jej wskazac.

Widzialem, jak Ora zasmiala sie, kokieteryjnie dotykajac magicznych kamykow na szyi. Mag usmiechnal sie w odpowiedzi; ona wskazala na kogos w tlumie i poufale lapiac maga ponad ranga za rekaw, pociagnela go gdzies w kierunku tronu.

Sledzac ja wzrokiem, spotkalem sie spojrzeniem z krolem. Bylo to krotkie, jakby rzucone od niechcenia spojrzenie; gosciom moglo wydawac sie, ze krol zerknal w sufit. Jego Wysokosc spogladal jednak na male witrazowe okno i mialem wrazenie - choc bylo to niemozliwe - ze mnie widzi.

W kazdym razie na pewno wiedzial, ze tu jestem.

Mrugnalem; poszukalem wzrokiem Ory. Tyczkowaty mag przedstawial ja... tak, wlasnie temu czterdziestoletniemu niepozornemu mezczyznie - rowniez ponad ranga!

Poczulem, ze batystowa koszula lepi mi sie do plecow. Ora Szantalia znakomicie wywiazywala sie ze swojego zadania. Byla bronia, ktora wciaz dziala, nawet wypuszczona z trzymajacej ja reki. Teraz uczciwie wypelniala swoj wynikajacy z Prawa Wagi dlug; blyszczala, zwracala na siebie uwage, zawierala znajomosci z magami. I obserwujac ja z gory moglem przy lucie szczescia cos zauwazyc.

Niczego jednak nie zauwazylem.

Nie widzieli w niej slabego maga, lecz piekna kobiete. Prawili jej komplementy, smiali sie, kilku Ora powitala jak starych znajomych... Czulem emitowane przez nich figlarne, na razie jeszcze delikatne potoki magicznego uroku. Flirt? Czy ktorys z nich zaangazuje sie bardziej, niz na to pozwala przyzwoitosc? I jak zachowa sie wowczas Ora? Byc moze romanse podczas przyjec nie sa dla niej niczym nowym? I to, co mnie, „wolnemu tchorzowi”, wydaje sie nieprzyzwoite, dla niej jest dopuszczalne i przyjemne?

Krolewski mag ciezko oddychal za moimi ramieniem. Minuty mijaly, goscie sie bawili, krol rozmawial z jakims... nie, nie z „jakims”, lecz z ekscelencja! Tylko bardzo uwazny obserwator mogl dostrzec oznaki napiecia na rumianej twarzy Jego Wysokosci. Czas mijal, a krnabrny ksiaze bezczelnie sie spoznial.

- Niech pan poslucha, drogi Harik... A moze ten wasz Drago... ten wasz ksiaze w ogole sie nie pojawi? Moze pan zejdzie i zorientuje sie, o co chodzi?

- Mam rozkaz pozostac tutaj, niezaleznie od rozwoju wydarzen - odparl mag i po chwili dodal: - drogi panie Hort.

Zgielk w sali narastal. Ktorys z magow zastukal widelcem w miedziany talerz, probujac zwrocic ogolna uwage. Halas nieco przycichl i udalo mu sie wzniesc toast na czesc krola; ten, usmiechajac sie laskawie, wstal, osuszyl do dna swoj kielich i zszedl z tronu, by porozmawiac z goscmi.

Przygladalem sie, jak Ora gawedzi z pryszczatym mlodziencem, dziedzicznym magiem pierwszego stopnia. Jak chlopak czerwieni sie i blednie. Przez chwile wydawalo mi sie, ze wstrzasnely nim nieszczesne kamyki. Gotow bylem zrobic stojke, niczym pies mysliwski, po chwili okazalo sie jednak, ze smarkacza interesuje raczej dekolt Ory.

Ekscelencja wciaz stal obok pustego tronu i wyraz jego twarzy bardzo mi sie nie podobal. Przypomniala mi sie grozba na temat niepodpisanego nakazu mojego aresztowania; czy naprawde by sie na to zdecydowali? Stwarzajac precedens, ktory bardzo wzburzylby dziedzicznych magow?

Niech bedzie przeklety dzien, w ktorym wygralem zaklecie Kary.

Harmider w sali balowej osiagnal apogeum. Gor zi Harik, ktory juz od pieciu minut pozeral wlasne wasy, zaczal teraz gryzc wargi.

- Prosze sie zorientowac, o co chodzi - rzeklem gderliwie.

W tej samej chwili za wysokimi drzwiami sali rozlegl sie krotki dzwiek traby. Straznicy przy wejsciu staneli na bacznosc; do srodka wbiegl niziutki mistrz ceremonii i trzykrotnie uderzyl berlem o podloge:

- Jego jasnie wielmoznosc, ksiaze Driwegocjus ze swita!

Pochylilem sie do przodu. W sali zapadla cisza i moje serce, jakby z szacunku dla tej ciszy, tez na chwile zamarlo.

Goscie rozsuneli sie na boki, oswobadzajac droge do tronu.

Sekunde pozniej krol zajal swoje miejsce; twarz Jego Wysokosci wydala mi sie nieprzyzwoicie rumiana. Byc moze spowodowane bylo to czerwonym szklem witrazu.

Przez powstaly w tlumie korytarz kroczyl postawny, piecdziesiecioletni mezczyzna o ciemnej twarzy. Piec-szesc krokow za nim podazala swita - trzech niskich, barczystych ochroniarzy o obwislych wasach i czwarty, niewiarygodnie wysoki. Wielkolud mial na gladko wygolonej glowie szeroka obrecz z zoltego metalu.

Obrecz przyciagala moj wzrok. Z trudem oderwalem od niej oczy.

Skoncentrowalem sie, patrzac jak ksiaze z krolem uroczyscie sie witaja.

Za moim ramieniem w napieciu czekal Gor zi Harik.

Patrzylem na ksiecia. Patrzylem i czulem jak w mojej piersi i zoladku narasta chlod, a na czole zbieraja sie krople zimnego potu.

Wokol ksiecia, niczym gesty kokon, rozposcierala sie zaslona cudzej magicznej woli i nie byly to proste zaklecia. Byla to tarcza o strasznej sile. Sile, ktora znacznie przewyzszala moja. A na swiecie nie bylo wiele podobnych sil; tak mi sie dotychczas przynajmniej wydawalo.

Rdzenne zaklecie Ochrony!

- Niech pan zaczyna - rzekl za moimi plecami Gor zi Harik.

- Jeszcze za wczesnie - odparlem wyschnietymi wargami.

- Niech pan zaczyna - warknal krolewski mag ponad ranga - albo przebije pana sztyletem!

A wiec tak to wyglada.

Odwrocilem sie. Mag ponad ranga byl niebezpieczny; nerwy odebraly mu rozsadek.

- Co panu za to obiecano? - zapytalem lagodnie. - Co panu grozi, gdyby zamach sie nie udal?

Jego oczy zwezily sie w dwie pelne nienawisci szparki.

- Do dziela, niech pana krew zaleje, do dziela, drogi panie!

Prawa reke mial schowana za plecami. Mag ponad ranga ze sztyletem jest jeszcze bardziej smieszny i zalosny, niz ubrana w kamizelke malpa z laseczka.

* * *

- Bo sie panu sowa rozchoruje - rzeklem z wyrzutem. Zdjalem z pasa skorzany futeral, wytrzasnalem z niego gliniana maszkare. Gor zi Harik wciaz swidrowal mnie wzrokiem.

Demonstracyjnie odwrocilem sie do niego plecami.

Przylozylem czolo do zimnego szkla.

W dole na powrot zaczela sie zabawa, czulo sie w niej jednak jakas sztucznosc. Krol stal obok ksiecia u podnoza tronu; jego glowa byla jakos dziwnie pochylona do ramienia. Jakby ze wszystkich sil powstrzymywal sie przed spojrzeniem na witrazowe okno pod sufitem.

Ksiazeca swita z uwaga przysluchiwala sie rozmowie dwoch wladcow. Widzialem, ze wasy przysadzistych ochroniarzy zwisaly niemal do ramion. I ze zolta obrecz na wygolonej glowie wielkoluda moze wchlonac w siebie cala magie, absolutnie cala znajdujaca sie teraz w sali magie; wpatrujac sie w skaczace po matowym metalu iskry, uslyszalem nagle wyraznie glos Jego Wysokosci: „...nie udalo jej sie zaszczycic nas swa obecnoscia. Juz od dwoch tygodni leczy sie na wyspach...”

W nastepnej sekundzie glos zaniknal.

Dlonie, w ktorych gliniana pokraka czekala na swoj los, zrobily sie wilgotne.

- Nikt nie wie, jak dokladnie zadziala Kara - rzeklem zduszonym glosem. - Niech sie wiec pan, Gor, nie spieszy ze swoim sztyletem. Jesli ksiaze nie upadnie od razu, nie bedzie to wcale znaczyc...

- Do dziela!!!

- Prosze sie uspokoic - rzeklem wyniosle. - Juz ja panu przypomne jego histerie.

I polozylem trzy palce na karku glinianej pokraki.

Przeklety ksiaze. Przeklety czarodziej z przekleta obrecza. Nie uda mi sie pokonac takiej ochrony. Musialbym wytracic do tego wszystkie swoje sily, a czym to sie konczy, zrozumialem juz w wieku trzynastu lat, na ciemnym dnie studni.

A moze nie robic cyrku? Po cichu zamienic figurki i... naprawde ukarac. Nie trzeba sie bedzie przejmowac ani ksiazeca ochrona, ani dragalem z obrecza; wszystkim zajmie sie Kara.

Lecz oznaczaloby to, ze Hort zi Tabor zostal wynajety. A jesli niewynajety, to zmuszony, skloniony sila. Ze oddalem swa nietykalna wlasnosc w zamian za obietnice, ze nikt mnie, sierotki, nie skrzywdzi.

Bedzie to takze oznaczac koniec mojej wladzy.

- „Ukarany zostaje - zamknalem oczy, jakbym przypominal sobie tekst - ksiaze Driwegocjus, winny czynow bedacych zagrozeniem dla jednosci panstwa, takich jak: oderwanie dzielnic Litka, Hadra, wysp Maly Kin i Duzy Kin; wprowadzenie w wymienionych okregach wlasnych praw ksiazecych, a takze...”

Tekst pamietalem doskonale.

Widzialem teraz, jak ladunek cudzej woli wokol ksiecia powoli obraca sie, niczym wrzucona do wody pilka. Tarcza byla jednorodna, rownie mocna ze wszystkich stron. Nie bylo sensu szukac w niej slabego punktu.

-”...a takze sprzeciwianie sie rozkazom swego Wladcy...”

Вы читаете Magom wszystko wolno
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×