dziwne.

I rozesmiala sie. Przez chwile przygladalem sie, jak sie smieje. Po czym rowniez sie usmiechnalem:

- Ja rowniez jestem ciekaw, czy specjalnie maluje pani powieki nieco innymi kolorami? By stworzyc iluzje roznych oczu, jak u magow dziedzicznych?

- Jestesmy kwita - usmiech znikl z jej twarzy. - A przy okazji... dlaczego od razu nie rozprawil sie pan z tymi bydlakami? Zauwazylam, ze stal pan w cieniu dobre trzy minuty, zanim...

Wzruszylem ramionami.

- Trzy minuty? Przesadza pani.

- Nie, Hort. Przeciez dla pana to nic zlego, poznecac sie troche nad kobieta, czyz nie tak?

- Jeszcze troche - odparlem zjadliwie - i okaze sie, ze to ja napuscilem na pania tych... przedsiebiorczych mlodych ludzi. Dla zabawy. Czyz nie tak?

Znowu sie usmiechnela. Ze zmiennoscia nastrojow na jej twarzy mogla konkurowac jedynie wiosenna aura.

- Nie chce sie z panem klocic, Hort.

- Ja rowniez nie chce sie z pania klocic - rzeklem ugodowo. - A tak przy okazji: rzeczywiscie wygrala pani ten kamien, ten zoltawy... w karty?

- Co mialo oznaczac to „rzeczywiscie”? Sadzi pan, ze klamalam?!

Jej rozdraznienie bylo jak sypniecie piaskiem w oczy. Ledwie sie powstrzymalem przed zaslonieciem twarzy reka.

* * *

Ten, kto mnie obserwowal, juz nigdy nie uciekl sie do bezposredniego zaklecia sledzacego. Co prawda ja rowniez bylem czujny; po kilka razy dziennie udawalo mi sie odczuwac czyjas skupiona na mnie uwage. Obserwatorem byl mag, nie mialem jednak mozliwosci przekonac sie, komu sluzyl - ekscelencji, krolowi, czy komus innemu.

Czesta zmiana powlok nie przynosila juz pozadanych rezultatow. Po tym, jak pod oknami „Polnocnej Stolicy” pojawili sie interesanci - kolejni poszukiwacze zaklecia Kary - musialem wyprowadzic sie z hotelu i wynajac pokoj w poblizu klubu.

Mag szpicel, sluzacy ekscelencji, nie pojawil sie juz wiecej w klubie. Dzien przed krolewskim balem spotkalem sie za to z handlarzem ziolami, tym, ktorego corka zostala zamordowana. Znal przestepce, pragnal zemsty i byl pierwszym, ktoremu odmowilem.

To spotkanie nie bylo dla mnie przyjemne. Wymienilismy uprzejmosci, jak na wpol znajomi, dobrze wychowani ludzie; unikalem jednakze jego wzroku. Wynedznialy lecz dumny mag zalozyl na glowe sfatygowany klubowy kapelusz, pozegnal sie ze staruszkiem szatniarzem i wyszedl. Spogladajac za nim pomyslalem, ze ma wieksze prawo mnie szantazowac, niz goraczkujacy sie dobrem panstwa krol.

Obie atrapy kary - prawdziwa i falszywa - spoczywaly w futeralach, oczekujac na krolewskie przyjecie.

* * *

Doskonale pamietalem, ze moj podrozny kufer byl zamowiony przed molami, pchlami i innymi pasozytami. Jeszcze wiosna.

Teraz stalem posrodku pokoju i mruzylem oczy jak krotkowidz, chociaz dziure w mojej odswietnej kamizeli mialem przed samym nosem i bez trudu moglem ja obejrzec.

Do domowej magii uciekalem sie tylko w skrajnych przypadkach. Zdaje sie, ze taki przypadek wlasnie nastapil i przyjdzie mi upodobnic sie do krawca czeladnika, ktory z tepa gorliwoscia sleczy nad rozpruciem.

Czy mol kieruje sie ludzka logika? A jesli nie, to dlaczego wszystkie dziury pojawiaja sie zwykle w najbardziej widocznym miejscu? Tak jak teraz - po lewej stronie piersi, na sercu, gdzie nosi sie ordery. Nie mialem orderow. Nie mial ich kto przyznawac. Zi Taborowie nigdy nikomu nie sluzyli. Chyba ze medal honorowy?

Wahalem sie tylko przez chwile. Znalazlem w kabzie duza srebrna monete, skoncentrowalem sie i zmienilem ja w medal: czarny tchorz na srebrnym polu. Uznalem zart za celny; malo tego, gdy Ora Szantalia raczyla wyrazic zainteresowanie, nie bez satysfakcji opowiedzialem jej o molu i o tchorzu.

- Jest pan snobem? - zapytala przymilnie. - Naprawde uwaza pan, ze magia gospodarcza powinni zajmowac sie wylacznie magowie mianowani, tacy jak ja?

- Niczego podobnego nie mowilem - odparlem lagodnie.

- Moge rzucic okiem? - wyciagnela reke po moj zaimprowizowany „medal”. Po chwili wahania odczepilem go i polozylem na jej dloni.

Dlon okazala sie ciepla i sucha.

- Ciekawe. - Szantalia pokrecila „medalem” przed oczami. - Teraz moze pan przypiac go z powrotem. Moze pan tez nie przypinac.

Podazylem za jej spojrzeniem.

Zjedzone przez mole miejsce bylo gladkie i czyste. Po okropnej dziurze nie zostal nawet slad.

- Magia gospodarcza - usmiechnela sie. - Prosta i skuteczna.

- Wole korzystac z uslug krawcow - rzeklem sucho i przypialem medal z powrotem na miejsce.

Usmiechnela sie:

- A wiec pana ulubiona rozrywka jest trzebienie kur? To niepokojacy symptom, drogi panie zi Tabor. Oznacza to, ze pod ludzka postacia nie radzi pan sobie z agresja... Niechze pan zamknie swoje zolte oko i nie zerka na mnie w ten sposob.

Zapanowalem nad soba.

Przygotowujac sie do krolewskiego balu pani Szantalia ubrala czarna suknie, niewiele rozniaca sie od codziennej; moze tylko poly byly nieco bardziej eleganckie i dekolt odrobine smielszy. Pas byl zamszowy ze zlotymi klamrami; do pasa przymocowane byly, jak wczesniej, liczne blyskotki, zarowno nieodzowne, jak i bezuzyteczne.

- Tak na marginesie, przed molami chronia nie tylko zaklecia. Chociazby olejek lawendowy jest wystarczajaco skuteczny. Zauwazyl pan, jak sie ochlodzilo? Jeszcze niedawno wszyscy przeklinali upaly, a dzis rano nie moglam spac z zimna. Musialam rozpalic ogien.

Dobra sowo, ona nie potrafi sie ogrzac bez pomocy ognia! I pcha sie do Klubu Kary. I coz by ona zrobila z Rdzennym zakleciem?

Milczelismy do samego zamku, wygladajac przez okna wynajetej karety - kazde przez swoje; od czasu do czasu spogladalem tez przez male tylne okienko. Od bram miasta do samych wrot krolewskiej rezydencji towarzyszylo nam - w przyzwoitej odleglosci - dwoch nieznajomych jezdzcow.

* * *

Do zamku przybylismy o siodmej, tak jak bylo ustalone. Karety podjezdzaly przed brame, zatrzymywaly na moment i na komende ochrypnietego odzwiernego odjezdzaly, ustepujac miejsca nastepnym. Pola czarnej sukni mej towarzyszki utknela w pospiesznie zatrzasnietych drzwiczkach i ten drobny nieprzyjemny incydent nieomal doprowadzil do skandalu.

- Grubianin! Ja tego tak nie zostawie! - goraczkowala sie Ora.

- Droga pani, raczy pani przejsc, prosze sie nie zatrzymywac... - monotonnym glosem powtarzal odzwierny.

Tu i tam dostrzegalem w tlumie przebranych straznikow. Mlodszy z krolewskich magow, ukryty za ogromnym wazonem z kwiatami, udawal, ze zachwyca sie uroda mej pieklacej sie towarzyszki; mrugnalem do niego.

W koncu, lawirujac w tlumie wytwornie ubranych osob, znalezlismy sie w obszernym holu. Na polokraglym balkonie grali muzycy. Ludzka masa, w ktorej nie dostrzegalem zadnej znajomej twarzy, powoli formowala sie w dluga kolejke, ktora niczym waz wpelzala na szerokie frontowe schody.

Znalezlismy sie w samym centrum ogolnego potoku. Rozlegal sie przygluszony szmer glosow; kolejka krok za krokiem posuwala sie do przodu.

- Czemu tak powoli? - spytalem przez zeby.

Bylem wyraznie zdenerwowany. Serce tluklo mi wsciekle, a policzki plonely.

- Zawsze sie tak dzieje na wielkich balach - chetnie wyjasnila Ora. - Tam, u gory schodow, stoi krol i wita sie z kazdym po kolei.

A kazdy chce z nim przeciez jak najdluzej porozmawiac - stad ten zastoj.

- Jest pani dobrze zorientowana - rzeklem ze zdziwieniem.

- To pan jest niezorientowany, drogi Hort. Dziecie pol i lasow. Tchorz - jednym slowem.

W innych okolicznosciach obrazilbym sie, dzis mialem jednak wazniejsze sprawy.

W gestym tlumie posuwalismy sie do przodu. Tuz przed nami szedl ktos w aksamitnym, purpurowym plaszczu zarzuconym na skorzana zbroje i z ogromnym mieczem u pasa. Wojowniczemu jegomosciowi towarzyszyly dwa barwnie ubrane karly. Po prawej byly dwie mieniace sie od brylantow damy - widzialem, jakim wzrokiem ocenily czarna suknie mej towarzyszki, widzialem, ze Ora dostrzegla ich spojrzenia i poczulem cos w rodzaju zlosliwej satysfakcji.

Po lewej szla para - leciwe malzenstwo niewiarygodnie podobne jedno do drugiego. Oboje szczupli, przygarbieni, w blyszczacych, znoszonych strojach; na szyi meza wisial zloty medalion wielkosci niewielkiego talerza; gruby lancuch przyginal starego grzyba jeszcze bardziej do ziemi. Na palcach zony poblyskiwalo piec brylantow, z ktorych kazdy wart byl tyle, co niewielki domek w dobrej dzielnicy.

- Niezle towarzystwo - szepnela Ora, jakby w odpowiedzi na moje mysli.

Kolejka sie przesuwala. Po prawej i lewej stronie schodow stali straznicy. Wojowniczego jegomoscia w aksamitnym plaszczu poprosili o oddanie groznego miecza; ten zgodzil sie, ku mojemu zdziwieniu; malo tego - oba karly oddaly swoje sztylety.

Ani u mnie, ani u mojej towarzyszki nie znaleziono broni. W kazdym razie takiej, ktora mozna by odebrac.

Mlodszy ze sluzacych krolowi magow stal teraz na balkonie z muzykami. Opieral sie o marmurowa balustrade i uwaznie obserwowal potok przybylych; z gory.

A bylo na co popatrzec.

Zamorscy poslowie, magnaci z zonami, pokryci bliznami bohaterowie minionych wojen, czyjes pryszczate latorosle, czyjes wysztafirowane faworyty; kilka stopni przed nami na swoja kolejke cierpliwie czekal staruszek z biala broda. Po dokladniejszym przyjrzeniu sie mu rozpoznalem maga pierwszego stopnia, jednak nie dziedzicznego, a mianowanego. Zas kawalek za nami przestepowal z nogi na noge niepozorny czterdziestoletni jegomosc; gdy na niego spojrzalem, dreszcz przeszedl mi po plecach, gdyz byl to podobnie jak ja dziedziczny, niezwykle mocny mag ponad ranga.

Jemu nalezalo przyjrzec sie w pierwszej kolejnosci.

Zajety obserwacjami nie zauwazylem, ze minawszy trzy polpietra, znalezlismy sie na szczycie schodow, a kilka krokow od nas stoi krol; w galowym mundurze, napudrowany i wymalowany do tego stopnia, ze ledwie go poznalem.

- Oczywiscie, ze was pamietam, drodzy panstwo - zwracal sie krol do przygarbionego i blyszczacego malzenstwa. - Takich przyslug sie wszak nie zapomina... Nie mowmy jednak, prosze, o interesach; pragne, by wszyscy sie dzisiaj bawili.

Za plecami krola stal, bawiac sie sznurkiem od portiery, starszy z bedacych na sluzbie magow. Roztaczal on gesty i niezbyt subtelny potok magicznej woli; bardzo interesowaly go zamiary zaproszonych gosci. Rozsadnie pominal mnie swa uwaga, zas na Ore nawet nie spojrzal.

- Milo mi pana powitac, panie Hort zi Tabor. Niewielu jest w naszym krolestwie tak znakomitych magow, chcialbym, aby czesciej nas pan odwiedzal.

Вы читаете Magom wszystko wolno
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×