zacietrzewienie mlodego, agresywnego prokuratora.

Bardziej niz napieta pustka wokol Semirola.

Nie sa prawdziwi, powtarzala sobie. Ci prawdziwi zostali w zewnetrznym swiecie. A oni nigdy by nie uwierzyli, ze ja...

Ostatni wyszedl profesor orientalistyki. Blady, zagubiony – zreszta Irena z trudem dostrzegala go za morzem glow.

Ogloszono przerwe do nastepnego dnia.

Irene przeprowadzono z jej klatki do ciasnego pokoiku z golymi scianami i pluszowa kanapa, obok pojawil sie spocony i wsciekly adwokat, i Irena spytala go wprost:

– Dlaczego nikt nie siedzi obok Semirola?

Adwokat sie zamyslil. I kwasnym tonem odparl, ze zlozy protest.

Irene to rozsmieszylo. I co, eleganckiemu panu o przydomku Wampir beda na mocy prawa podsadzac sasiadow?

Przez cala noc gapila sie w sufit.

Nastepnego dnia adwokat rzeczywiscie zaczal od zlozenia protestu.

– Obrona zada usuniecia z sali pana Semirola, poniewaz jest on tu obecny nie z zawodowych, lecz korzystnych dla siebie i antyhumanitarnych celow. Swa obecnoscia pan Semirol wywoluje psychiczny nacisk na sad i deprymujaco dziala na oskarzona!

– Niedlugo podziala na nia znacznie skuteczniej – dosc glosno rzekla kobieta w ciemnej chuscie, przypuszczalnie matka jednego z zamordowanych chlopcow. Na sali podniosl sie szum.

– Oddalam protest – oznajmil sedzia nerwowo. – Proces jest jawny i nie ma prawa, w mysl ktorego pan Semirol nie moglby byc na nim obecny, jak kazdy inny obywatel... W przeciwnym razie bylaby to dyskryminacja...

Sedzia zacial sie i zagryzl warge, jakby zalujac tego, co powiedzial. Dokonczyl tonem nizej:

– Dyskryminacja o podlozu biologicznym.

W sali zapadla cisza.

– Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem – rozlegl sie w tej ciszy ironiczny glos. Wolna przestrzen wokol pana Semirola powiekszyla sie o kilka kolejnych foteli; a on nawet okiem nie mrugnal.

„Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem'.

Irena wciaz jeszcze przezywala przeniewierstwo wlasnej katedry. Wlasnie przeniewierstwo – gdyz w tym przypadku uwierzenie rownalo sie zdradzie. „Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem'. To zdanie cos jej przypominalo. Jakas dawno czytana ksiazke.

– I w koncu przyznanie sie do winy samej oskarzonej, ktore nastepnie odwolala...

Szum na sali.

– Odmawiajac przyznania sie do winy... obciazajac tym samym...

Przestala sluchac.

Gdyz wszyscy byli zmeczeni i glodni. Gdyz niezaleznie od calej sensacyjnosci sprawy, przesluchania nie zostana raczej przeniesione na jutro. Wszystko jest az nazbyt oczywiste. Wszyscy niecierpliwie czekaja juz na zakonczenie, na wynik.

No coz. Teraz bedzie mogla ze znajomoscia tematu pisac kryminaly. Wydawca bedzie zachwycony.

Usmiechnela sie krzywo. Zapomniala zadzwonic do swego agenta. Byc moze wewnatrz modelu wydawcy maja inne wymagania?

Watpliwe.

Spotkala sie wzrokiem z panem Semirolem.

I drgnela mimowolnie.

Juz nie przypominal Andrzeja. On... Dlaczego tak na nia patrzy?!

Jakby wyczuwajac jej nagly strach, Semirol odwrocil wzrok.

„Bogatego wampira nikt nie nazwie wampirem'.

Slynny adwokat o przezwisku Wampir.

„...jest on tu obecny nie z zawodowych, lecz korzystnych dla siebie i antyhumanitarnych celow...'

Trzeba sie nad tym zastanowic. Trzeba sie nad tym dokladnie zastanowic.

– Oskarzona Chmiel. Ma pani prawo do ostatniego slowa!

Wstala wczesniej, niz zorientowala sie, czego od niej chca.

I przez minute stala jak slup w napietej ciszy.

Co wlasciwie mialaby powiedziec?

„Wasz swiat jest modelem'?

„Wszyscy jestescie wytworem fantazji mego oblakanego meza'?

„Jestem czlowiekiem z innego swiata. Jak mozecie mnie sadzic?'

Westchnela gleboko i spojrzala w kat sali, gdzie siedzieli krewni ofiar.

Wstrzasnal nia dreszcz, znalazla jednak w sobie sile, by sie odezwac.

– Jestem...

Znieruchomiale twarze. Pelne nienawisci oczy. I zupelnie nie w pore przypomnialy jej sie fotografie, ktore pokazywal jej sledczy; te potworne fotografie.

– Jestem niewinna... To nie ja! Slowo honoru!

Jej glos utonal we wzburzonym pomruku tlumu.

Jedynie krewni milczeli i patrzyli.

Uwierza?

Nie.

Zostala skazana na smierc. W swiecie wymodelowanym przez milujacego praworzadnosc Andrzeja okazalo sie to byc na porzadku dziennym. Kobieta? I co z tego? Zabojczyni, seryjna zabojczyni, uznana za poczytalna.

Przeniesli ja do specjalnej celi i wydali specjalna odziez. Nie bala sie. Meczyla ja tepa, pelna zaskoczenia odraza.

Ciekawe, jak daleko to moze zajsc?

Nigdy w zyciu, za zadne skarby, nie zgodzilaby sie na pisanie sadowo-wieziennych dziennikow. Chocby jej agent stawal na glowie.

Zaproponowano jej, by poprosila o ulaskawienie.

– A kogo mialabym prosic? – spytala ze zdziwieniem.

– Przeciez was nie ma... jestescie cieniami... modelem, nie pojmujecie tego?

Pozostawiono ja w spokoju. Kilka dni przebywala w pelnym otepieniu, po czym ocknela sie i zazadala prawdy o swoim losie: kiedy?!

Udzielono jej wymijajacej odpowiedzi.

Poprosila, by przyniesiono jej gazety z ostatniego tygodnia i gdy dostala caly plik roznorakiej prasy, doznala kolejnego szoku.

Wszystkie gazety – od „Wieczornego Miasta' do najmarniejszych brukowcow – poswiecily jej sprawie przynajmniej linijke, przynajmniej notatke. Poznawala sie na fotografiach – na jednych od razu, na innych z trudem. Albo byla to kwestia profesjonalizmu fotografa, albo chwili, w ktorej bylo robione zdjecie – odnosilo sie jednak wrazenie, ze w tej samej klatce siedzialo kolejno kilka roznych kobiet: jedna byla demonicznie urodziwa z malenkimi, wyszczerzonymi zabkami, druga miala opuchnieta twarz maniaczki, trzecia byla senna, czwarta zaplakana...

Irena dostala watly, plastykowy grzebien. Wszystkie przedmioty posiadajace twarde albo ostre brzegi – takze lusterko – zostaly jej odebrane jeszcze w trakcie psychiatrycznej ekspertyzy.

Uczesala sie, patrzac na wlasny cien. Rozmasowala policzki. Dokladnie wygladzila brwi. Koniec koncow jesli Andrzej ja obserwuje...

Co za brednie. Andrzej nie jest bezcielesnym duchem, nie potrafi wcielac sie w innych ludzi, a poza tym jest martwy. Chodzi tu o model realnego swiata, a nie o powiesc fantastycznonaukowa, ktorej wspanialymi perspektywami skusil ja Peter Nikolan.

Najodwazniejsze gazety zamiescily obok jej zdjecia wykradzione ze sledztwa fotografie z miejsc przestepstw. Najmadrzejsze – fotografie chlopcow, kiedy jeszcze zyli. W obydwu przypadkach efekt byl wstrzasajacy.

Irena chwycila sie za wlosy, niszczac swiezo zrobiona fryzure. Idioci! Przeciez morderczyni jest na wolnosci! Jak stwierdzil pan Wampir: „Byloby pani na reke, gdyby morderstwa nie ustaly'.

A zabojczyni, jesli ma choc troche oleju w glowie, poczeka, az Irena zostanie stracona. I dopiero potem...

– Alez z ciebie kanalia – rzekla Irena, zwracajac sie do niewidocznego Andrzeja.

Wyrazane w gazetach opinie nie byly jednoznaczne. Czesc reporterow watpila, by kobieta siedzaca za krata w sadowej sali byla w stanie dokonac tych wszystkich przestepstw. Zreszta nawet te watpliwosci byly udawane, sztuczne, wyrazane jedynie po to, by rozjasnic nieco ton artykulow i podkreslic indywidualnosc ich autorow.

A potem jej wzrok zatrzymal sie na niewielkim, skromnym artykule w kiedys jej ulubionym „Wieczornym Miescie'.

„Ogloszenie!... Wedlug informacji uzyskanych z wiarygodnych zrodel, procedura kazni Ireny Chmiel zostanie powierzona pewnej anonimowej osobie cierpiacej na uzaleznienie od hemoglobiny. Czytajcie jutro w «Wieczornym Miescie»: Czy spoleczenstwo ma prawo przekazywac wampirom osoby skazane na kare smierci?'

Irena przelknela gesta sline.

Andrzeju... cos ty narobil? Kompletnie zwariowales? Czy to ja trace zmysly? A moze reporterzy oszaleli?

Polozyla sie na pryczy, jak zwykle przykryla kocem i zapadla w sen, jak w ratunkowa szalupe.

* * *

Nie wiedziala, do czego to mozna porownac. Przed poznaniem Andrzeja nie miala zadnych intymnych doswiadczen – calowanie sie w ciemnej kinowej sali sie nie liczylo; tym bardziej orkiestra deta pod oknami Iwonika. Niedopowiedzenia w rozmowach z przyjaciolkami, tanie romansidla i modne filmy byly w zasadzie jedynym zrodlem wiedzy Ireny na ten temat.

Stwierdzenie, ze Andrzej jest „pomyslowy', nie wyjasnialo niczego.

W stanie ekstazy modelowal poganskie skladanie ofiary, afrykanskie obrzedy inicjacji czy tez intymne obyczaje ryb glebokowodnych; nie mozna powiedziec, by Irenie wszystko to podobalo sie w jednakowy sposob, jednak nigdy nie odczuwala przy tym dyskomfortu. Byl niczym dobry aktor w roli zloczyncy – widownia drzy ze strachu, a na ciele ofiary nie ma nawet zadrapania.

Gdy byl w dobrym nastroju, otulal ja swa czuloscia niczym wlochatym kocem.

Gdy wpadal w zadume, zapominal o niej, nawet lezac obok niej w lozku.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×