– Bo jestem niewinna.

Spojrzal na nia uwazniej. Nie odwrocila wzroku.

– Pan na przyklad... wierzy? Ze zrobilam to, o co jestem oskarzona? Naprawde pan w to wierzy?

Przygryzl warge. Tak w ogole byl to sympatyczny, piegowaty chlopak. Mogliby sie spotkac na ulicy albo w kawiarni – wowczas powitaliby sie radosnie, porozmawiali o pogodzie, byc moze odprowadzilaby go do rogu.

– Nie przypomina pani zabojczyni – rzekl niechetnie. – Choc wszystkie fakty swiadcza przeciwko pani.

– Nie przypominam?

– Nie.

Irena westchnela.

Podjela te decyzje dzisiejszej nocy. Wstala z pryczy i nie mogla juz zasnac. Przemierzala cele tam i z powrotem – nad ranem w judasza zajrzal zdziwiony straznik.

Jedyna wlasciwa decyzja. Choc tak czy inaczej – trudno to z siebie wydusic.

– Przyznaje sie – rzekla z wysilkiem. – Przyznaje sie i chce pokazac miejsce, w ktorym znajduje sie jeszcze jedna ofiara.

Sledczy sie zakrztusil. Przez kilka sekund wpatrywala sie w jego szybko twardniejace oczy.

Trudno mu bylo ukryc emocje. W koncu mu sie to jednak udalo.

* * *

Juz po polgodzinie Irena zachwycala sie widokiem pedzacych na ich spotkanie topol.

Jechali do jej domu. Choc okienko w samochodzie bylo male i zakratowane, Irena poznawala znajome miejsca – pokryta czerwonym dachem kafejke... Plynny zakret szosy, przepasc, ponad ktora o swicie unosi sie mgla.

Zatrzymali sie przy bramie. Plot sasiadow niemal zawalil sie pod ciezarem Walka i jego braci. Dlaczego nie sa w szkole?

Odetchnela wiatrem, majacym zapach opadlych lisci. Po dlugim pobycie w zamknietym pomieszczeniu wydal sie jej rajsko swiezy – a przeciez jesli sie zastanowic, byl to tylko nieprzyjemny, wilgotny powiew.

– Tam – wskazala reka – na wzgorzu. Zaprowadze.

Towarzyszyl jej tlum ludzi. Bali sie, ze ucieknie?

Od czasu do czasu napotykala spojrzenia. I wstrzasal nia dreszcz, silniejszy od wiatru. To nic... to nic... wkrotce to wszystko sie skonczy.

Najwyrazniej jej rzeski nastroj napawal ich obrzydzeniem. Czyzby tak energicznie i radosnie wspinala sie n? wzgorze, by jak najszybciej pokazac im bezimienny grob zabitego przez nia dziecka?!

Zatrzymala sie na szczycie pagorka. I rozejrzala goraczkowo.

Watla trawa upstrzona byla plackami krowiego lajna. Jest! Z ziemi sterczal pret ze strzepkiem materialu pociemnialego od deszczu. A obok niego...

Obok lezal drugi. Zlamany. Najwyrazniej jakas krowka o obwislym brzuchu niezbyt liczyla sie z konwenansami...

Zapanowala nad soba. Jesli rzuci sie tam natychmiast – pojawia sie podejrzenia, zlapia ja i nie pozwola zrobic ani kroku wiecej.

Ostroznie, drobnymi kroczkami, zblizyla sie do zniszczonej bramy.

Po milimetrze... Juz...

Panie Nikolan!! To ja...

Zmruzyla oczy.

Nic sie nie stalo. Wiatr jak wczesniej pachnial zbutwialymi liscmi. Obok stali, palili, spogladali po sobie jej posepni towarzysze.

Zmusila sie, by otworzyc oczy. Rozejrzala sie: wszystko sie zgadza. Wlasnie z tego miejsca po raz pierwszy zobaczyla jadace naprzeciw siebie samochody.

„Tunel jest otwarty przez caly czas. Jedynie pani moze z niego skorzystac. W przypadku niewielkiego odchylenia tunel sam pania zlokalizuje – to odchylenie nie powinno przekraczac metra...'

Dotknela nieuszkodzonego preta.

– Cos sie nie zgadza.

– To tutaj? – lodowatym tonem zapytal sledczy. – Tutaj kopac?

– Cos sie nie zgadza – odparla Irena, patrzac wprost w jego swidrujace oczy. – To niewlasciwy swiat... On nie istnieje. To model. Wszyscy jestescie czescia modelu. Wymyslil was Andrzej!

Dzieciaki sasiadow z zaciekawieniem przygladaly sie, jak zakuta w kajdanki, wykrzykujaca bezmyslne zdania, prowadza ja do samochodu.

Rozdzial 3

W ekspertyzie psychiatrycznej uznano, ze jest poczytalna. Takze komisja lekarska uznala ja za osobe zdrowa.

Irena dolozyla wszelkich staran, by jak najszybciej zapomniec detale obu tych badan. Jestescie modelem, z usmiechem mowila lekarzom i sanitariuszom. I nic nie moge na to poradzic. To przykre, ale taka jest prawda: jestescie jedynie cieniami innych osob. Stanowicie wyobrazenie Andrzeja o tym, jacy powinni byc ludzie.

Uznano ja za symulantke.

Wyznaczono termin rozprawy; Irena rozkoszowala sie chwilowym spokojem. Nie niepokoili jej lekarze, adwokaci ani sledczy. Naciagnawszy do podbrodka szary koc, przegladala zapiski ze swego notesu i nawet pozwolila sobie na nowa uwage: „Caly swiat jest cieniem'.

Zdanie wstrzasnelo ja swa oryginalnoscia.

Szybko znudzilo ja zastanawianie sie nad tym, dlaczego tunel nie zadzialal. Nie zadzialal i tyle. Zdarza sie. Byc moze cos podobnego przytrafilo sie Andrzejowi. Wpadl w sidla wlasnego pomyslu i nie byl w stanie zatrzymac zabawki.

Unikala zastanawiania sie nad faktem, czy Andrzej jest martwy, czy jedynie sfingowal swa smierc. Tak czy inaczej, wkrotce wszystko sie wyjasni. Nikt nie mial watpliwosci, ze Irene czeka wyrok smierci, ona zas nie watpila w to, ze jesli Andrzej zyje, nigdy nie dopusci do czegos takiego. Jesli modelator zyje, to wylacznie po to, by obserwowac zlapana w pulapke Irene. Jesli jest to jakas wymyslna zemsta – tylko za co?! – to tego wszystkiego, co ja spotkalo, wystarczalo do zaspokojenia ciekawosci nawet skrajnie chorego egoisty. I watpliwe, by Andrzej chcial byc swiadkiem wykonania wyroku. Choc z drugiej strony, kto go tam wie.

Irena nie brala pod uwage mozliwosci, ze Andrzej rzeczywiscie nie zyje.

Sala sadowa zachowala slady dawnej swietnosci. Z sufitu slepo spogladaly obtluczone plaskorzezby. Za dlugim stolem siedzieli ludzie w ciemnych szatach, nad ich glowami wznosily sie wysokie oparcia foteli. Irena pomyslala, ze jest to na swoj sposob piekne. Przed stu laty aksamit na oparciach niewatpliwie wygladal zupelnie swiezo.

Sala byla pelna ludzi. Oddzielnie siedzieli krewni zamordowanych dzieci – Irena od poczatku postanowila nie patrzec w ich strone. Byla to jej martwa strefa: bardzo szybko zaczela odczuwac ja jako chory fragment wlasnego ciala. Zdretwialy i zainfekowany. Ci nieruchomi ludzie przyciagali jej wzrok, jednak strach przed spojrzeniem im w oczy byl silniejszy.

W sali roilo sie od reporterow. Irene bolesnie oslepialy blyski fleszow; reporterzy zdawali jej sie igielkami przebijajacymi sie przez cisze i szmer, ciagnacymi za soba nitke przyszlych, sensacyjnych materialow.

Albo w sali brakowalo swiatla, albo Irenie bylo ciemno przed oczami – gdyz niezwykle trudno bylo jej rozroznic twarze. A ona wpatrywala sie w nie z uporem, walczac z bolem oczu – wypatrywala...

Kogo?

Andrzeja Kromara. A kogoz by jeszcze?

Wsrod swiadkow znajdowali sie zarowno zupelnie obcy dla Ireny ludzie, jak i jej wlasni sasiedzi. Maly Walek musial miec podstawiony pod nogi taborecik – inaczej jego glowa nie wystawala ponad trybune dla swiadkow.

– Widzialem pania...

– Czy byla to pani Chmiel?

Chlopiec usmiechnal sie niesmialo.

Adwokat Ireny niechetnie uniosl reke.

– Mam pytanie... Czy swiadek Walentyn Jelnik jest przekonany, ze tego dnia zobaczyl wlasnie sasiadke, a nie inna kobiete mieszkajaca w tym samym domu?

A przeciez nie dopracowalismy wersji z sobowtorem, zaniepokoila sie w myslach Irena. W czasie spedzonym na rozmowach z sama soba, przywykla uwazac sie za cos w rodzaju chodzacego konsylium. „Przemyslelismy', „postanowilismy'.

– Swiadek Walentyn Jelnik ma dziesiec lat – suchym tonem oznajmil sedzia. – Jego zeznania moga byc brane pod uwage, jednak w pelni na nich polegac...

– Moze byla to inna pani – latwo zgodzil sie Walek. – Bylo ciemno.

Przez sale przetoczyl sie szmer. Adwokat Ireny westchnal – mial juz serdecznie dosc tego procesu. Jak budowac linie obrony, jesli oskarzona z idiotycznym uporem odmawia skladania najprostszych zeznan – chocby podania miejsca swej „delegacji'?! Proces byl z gory przegrany. Adwokat byl niepocieszony: to cios w jego kariere. Z premedytacja zwalono na niego niemajaca perspektyw, brudna robote, ktorej nie podjal sie nawet Wampir.

Irena przygryzla warge.

Posrodku wypelnionej po brzegi sali znajdowal sie krag pustej przestrzeni. W jego centrum siedzial, zalozywszy noge na noge, wypielegnowany pan Semirol.

I nikt nie siedzial obok niego. Dwa fotele z prawej byly puste, podobnie dwa fotele z lewej, tak samo przed nim i za jego plecami. A w tym samym czasie w przejsciach skrzypialy dostawione krzesla i przestepowali z nogi na noge ci, dla ktorych zabraklo miejsca.

Irena wspolczujaco spojrzala na swego adwokata.

Nie nalezy tak demonstracyjnie okazywac swej bezsilnosci. Jak smieciarz, ktory wsrod sterty odpadkow dumnie wznosi podbrodek: chcieliscie zobaczyc, jak sie spoce przy tej robocie?! Niedoczekanie; nawet sie za nia nie zabiore!

A jednak. Dlaczego nawet przywykli do wszystkiego reporterzy nie decydowali sie usiasc obok Jana Semirola?

W drugim kacie sali siedziala jej katedra w pelnym skladzie. Z Pacyfikatorka na czele. Irena wciaz slabo widziala twarze – czula jednak spojrzenia.

Pod koniec przesluchan jej koledzy zaczeli po kolei wstawac i wychodzic. I to wstrzasnelo nia bardziej niz pelne nienawisci twarze osieroconych krewnych. Niz obojetnosc adwokata. Niz

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×