Milczenie. Cisza.

– Halo, slucham.

Krotkie sygnaly.

* * *

Swego czasu – akurat robila doktorat – do Andrzeja zaczely masowo wydzwaniac mlodziutkie dziewczyny. A wraz z nimi mlodzi chlopcy. Irena kilkakrotnie dowcipkowala na ten temat, jednak Andrzej nie zrozumial zartow. W tym okresie w ogole nie przejawial poczucia humoru. Irena nie wiedziala, co ma robic – byc zazdrosna, potraktowac to z przymruzeniem oka, czy moze udawac, ze nic sie nie dzieje.

A potem ci wszyscy chlopcy i dziewczeta pojawili sie w ich domu – dziesiec osob. Irena zrezygnowala z wszelkich prob napojenia gosci herbata i tylko ze zdziwieniem obserwowala, jak mlodziez stresuje sie, jak przed egzaminem, medytuje po katach i przekazuje sobie nawzajem jakies obskurnie wydane skrypty.

Potem na krotko wyszla do kuchni i po powrocie natknela sie na malownicza sprzeczke. Dwoch chlopcow trzymalo trzeciego, nie byla to jednak typowa bojka – obok skakala dziewczyna z pejczem ze sznurka, bezlitosnie smagala nim fotel, zadajac od jednego z chlopcow jakichs wyznan i wykrzykiwala jakies niezrozumiale pytania; dwie inne dziewczyny znieruchomialy po obu stronach drzwi, sciskajac plastykowe pistolety, a reszta ekipy schowala sie pod stolem i stamtad z napieciem obserwowala rozwoj wydarzen.

Andrzej stal ze skrzyzowanymi na piersi rekami i wydawal sie byc zadowolony z rozwoju wydarzen.

Ta oblakana historia ciagnela sie przez trzy godziny; w koncu mlodziency i mlodki opadli z sil i, powtornie odmawiajac herbaty, rozeszli sie.

– Czy moglbys choc raz wymodelowac cos pozytecznego? – zapytala, gdy za ostatnim gosciem zamknely sie drzwi.

Uniosl brwi.

– Co na przyklad?

– Spokojne zycie – odparla znuzonym tonem. – Chociaz przez miesiac. Nad morzem. W jakims ustronnym miejscu, w domku nad brzegiem i zeby krzyczaly jedynie mewy.

– Hm...

Wstal i wyszedl, wiec uznala, ze sie obrazil. Ale juz nastepnego dnia byl pociag, a po kolejnym dniu snula sie wstrzasnieta po malenkim domku, sprawdzala stopa temperature morskiej wody i podejrzliwie ogladala zawartosc lodowki.

– Sluchaj, Andrzeju... Po co traktowac wszystko tak doslownie?!

Rzucal do morza kamyki i nie zauwazal jej pelnego wdziecznosci usmiechu.

Byl zaglebiony we wlasnych myslach.

* * *

Na biurku znalazla grudniowa gazete. Przejrzala ja i wstrzasnieta, niemal usiadla na zolwiu.

Spokojna i konserwatywna gazeta „Wieczorne Miasto', ktora znala do najmniejszej szpalty, wydala jej sie wnioskiem koncowym medyczno-sadowej ekspertyzy.

„Cialo wylowione ze studni znajdowalo sie w czwartym stopniu rozkladu i nosilo slady...'

„Kolejne ofiary. Znaki szczegolne: chlopiec w wieku dziewieciu lat ze sladami gwaltownej smierci, blondyn, ubrany...'

„Nie powinnismy sie odwracac. Z powodu obrzydzenia, strachu czy obojetnosci... kazdego, kto choc raz przekroczy zakreslona przez spoleczenstwo granice, dosiegnie reka sprawiedliwosci przy aktywnej pomocy... Ty czy twoj sasiad, nikt nie moze obojetnie stac z boku i tylko wowczas...'.

I w koncu:

„Wczoraj w ratuszu odbylo sie posiedzenie rady miejskiej. Rozpatrywano problemy finansowania struktur prawnych... nowych zrodel uzupelnienia budzetu miejskiego... przyjeto projekt, dzieki ktoremu zostanie zatwierdzona docelowa sprzedaz skazanych – firmom i organizacjom do odpowiednich celow, w tym... rozszerzenie list motywacyjnych zwiazanych z przekazaniem skazanych na kare smierci obywateli do uzytku obywatelom wymagajacym roznego rodzaju przeszczepow... biorac pod uwage... dokladnie rozpatrujac kazdy przypadek'.

Irena odlozyla gazete. Wziela ja znowu, sprawdzila date wydania i sklad kolegium redakcyjnego, przeczytala adres redakcji i drukarni oraz mnostwo informacji technicznych.

Jesli model zawiera w sobie odbicie osobowosci modelatora, to co musialo wydarzyc sie z Andrzejem podczas poprzedzajacych eksperyment miesiecy?

Irena otrzasnela sie. Zerknela na zegarek; wkrotce sie sciemni. Modelator sie nie pojawial, jej misja byla na granicy porazki i coraz bardziej bolala ja glowa.

Na podworzu zaczal ujadac Sensej. Nie szczekac, lecz wlasnie ujadac, jak jakis nedzny ratlerek.

Ciekawe, czy zmieniony charakter Senseja rowniez jest odbiciem niejasnych zamiarow jej bylego meza?!

Na srodku podworza Walek, syn sasiadow, probowal wyrwac Sensejowi patyk. Pies szarpal glowa, Walek sapal z zacietrzewieniem; jeszcze sekunda i patyk polecial daleko w krzaki, a za nim z ujadaniem pomknal zadowolony chart irlandzki.

Walek zmieszal sie na widok Ireny. Wsadzil rece do kieszeni i zaczal szurac w ziemi butem.

– Walus – rzekla najspokojniej, jak potrafila – powiedz mi prosze, czy dostajecie gazety?

Chlopak przytaknal.

– A nie moglbys... przyniesc mi na minutke ktorys z ostatnich numerow? Tylko go przejrze.

Sensej w krzakach manipulowal patykiem niczym koparka lopata.

– Poczekam – rzekla Irena lagodnie. – Przez chwile... pobawie sie z psem. Moze byc?

Walek smignal za furtke. Przez piec minut Irena sadzila, ze nie wroci – jednak wraz z dobiegajacym z sasiedniego podworka piskiem siostry Walka i dzwiekiem rozbitej butelki pojawil sie maly, ruchliwy cien.

Zapadal zmierzch. Irena z trudem wczytywala sie w tekst; byla to gazeta sportowa, choc cala ostatnia strone zajmowaly ogloszenia w tlustych ramkach: wyroki, wyroki, wyroki...

– Dziekuje, Waleczku – rzekla Irena nieswoim, odpychajaco-obludnym glosem. – A powiedz mi, chodzisz do szkoly?

Walek przytaknal.

– A kto karmil Senseja, kiedy mnie nie bylo?

Walek usmiechnal sie ze zmieszaniem.

– Ty?

Skiniecie glowa.

– A nie widziales, kto byl w moim domu? Pan? Czy pani?

Chlopiec sie zasepil. Zaczal dlubac noskiem buta w ziemi, w kurzu przed soba nakreslil nierowna linie.

– I ty bedziesz mieszkac w tym nienormalnym swiecie? – zapytala szeptem Irena, zwracajac sie nie tyle do chlopca, ile do samej siebie. – Modelik.

Walek szybko blysnal wzrokiem. Spuscil glowe.

– No, zachodz, jakbys chcial – zaproponowala Irena drewnianym glosem. – Zachodz... z psem sie pobawisz... herbaty napijesz...

Walek przytaknal, nie podnoszac wzroku.

– No, lec juz.

Chlopak zniknal w mgnieniu oka. Sportowa gazeta pozostala w dloni Ireny.

Niezrecznie...

Polozyla gazete na laweczce przed sasiednia furtka.

Andrzej, Andrzej...

Zwalczajac zmeczenie, ktore nagle ja ogarnelo, Irena przestapila prog niby-swojego domu. Poczlapala do niby-swojego gabinetu i usiadla na jakby znajoma kanape.

Wystarczy, panie Nikolan. Mam juz dosc.

I po co wdepnela w te awanture? Pojawiaja sie problemy, takze natury etycznej... model jest wielofunkcyjny, spojny wewnetrznie i w pewnym stopniu samowystarczalny...

Beze mnie.

Irena siegnela po telefon. Ostatni raz – z pamieci – wybrala jeden z numerow pana Kromara: cisza. A moze umyslnie zwabil ja do swego oblakanego swiata i teraz zlosliwie ja obserwuje?

„Niestety, panie Nikolan, wykonanie panskiego zadania wydaje sie niemozliwe. Co... sprobowac jeszcze raz? Nie. Nie bedzie drugiej ani trzeciej proby. Mam inna specjalizacje. Nie jestem tajnym agentem; wykladam literature. Mam juz wystarczajaco duzo materialow na kolejna nowele – a powiesc niech pan pisze sam, panie Nikolan, wraz z oblakanym Andrzejem Kromarem, jestem nawet gotowa odstapic wam swoj Srebrny Wulkan...'

Zapadal zmrok. Jeszcze pol godziny i nie odnajdzie w ciemnosci dwoch pretow z zawiazanymi na nich skrawkami materialu.

Ile czasu minelo tom? Godzina? Eksperci znow spogladaja po sobie i wciaz tak samo goraczkuje sie Peter.

Wstala. Zapalila swiatlo w przedpokoju i znalazla na wieszaku swoja stara, sportowa bluze – na wzgorzach jest teraz zimno.

„Pod zadnym pozorem nie wolno pani przeniesc z powrotem zadnego przedmiotu z wymodelowanego srodowiska'.

Bluze wyrzuci potem.

Szkoda zolwia. Wzielaby go ze soba... Natomiast Senseja w zadnym wypadku. To zupelnie inny pies, obcy, jest mu tu nawet dobrze.

I to wszystko.

Irena poprawila torebke na ramieniu i otwarla drzwi wejsciowe.

Promienie kilku latarek jednoczesnie uderzyly ja w twarz, oslepily, sprawily, ze potknela sie o prog.

– Radzilbym nie stawiac oporu... Jestesmy z policji. Prosze podniesc rece.

* * *

I w ten oto sposob, oslepiona i zdezorientowana, dostarczono ja do ciasnego pomieszczenia z niewygodna prycza i pozostawiono tam na noc.

Gdy pozwalala sie zrewidowac – zaskakujaca, niewiarygodna procedura – ze zobojetnieniem zastanawiala sie, ze teraz i tak jest za ciemno. Odnalezienie pretow na szczycie wzgorza bez latarki jest niemozliwe.

Przez zakratowane okienko samochodu pobieznie przygladala sie miastu. Bylo calkowicie zwyczajne. Dokladnie takie samo jak tam.

Myslala, ze nie zasnie, wystarczylo jednak, ze dotknela glowa plaskiej poduszki, by swiat – zarowno realny, jak i wymodelowany – przestal istniec. Zamienil sie w sen.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×