– To bylo olsnienie – nie da sie tego odtworzyc.

– A co ty sadzisz o karze smierci?! – pytala przez lzy zlosci.

Wzruszal ramionami.

– Teraz nic.

* * *

– Andrzej!

Dom milczal, lecz Irena wcale nie oczekiwala na odzew. Dom byl pusty i zawolala odruchowo, dla uspokojenia samej siebie.

Przeszla po pokojach. Zatrzymala sie w gabinecie, przysiadla na skraju kanapy i przeciagnela dlonia po pomarszczonym kocu.

Wyjela z torebki notes. Wyraznie napisala pod rysunkiem plonacego zamku: „W domu nikogo nie ma, fotele nie sa brazowe, lecz niebieskie. Drzwi zostaly otwarte lomem. Pies nie jest zly... i nie jest ulozony. Zolwia nie ma. W domu ktos mieszkal'.

Przeczytala to, co napisala. Skrzywila sie. Nie, za cos takiego nie przyznaja Srebrnego Wulkanu.

Ktora godzina?

Od chwili gdy zauwazyla dwa samochody pelznace naprzeciw siebie po szerokim zakrecie szosy, minelo okolo godziny. I teraz, gdy odtworzyla przed oczami ten obraz, nagle sie zachmurzyla.

Schowala notes, wstala i ruszyla do garazu.

Samochod stal na miejscu. Brudny, z zachlapanymi blotem bokami, co wstrzasnelo Irena bardziej niz niezwykly ksztalt dachu.

Gdyz samochod, do ktorego przywykla, nagle zrobil sie garbaty jak wielblad. Podobnie jak tamte, zolty i bialy, ktore widziala ze wzgorza.

Stala przez chwile, przestepujac z nogi na noge.

Potem wyjela notes i dopisala pod plonacym zamkiem: „Samochody sa inne. Moj takze. Jest garbaty. I brudny'.

Wydala dlugie westchnienie. Spojrzala na zegarek.

– Andrzeju...

Tam, skad przyszla, minelo siedem minut. Eksperci najpewniej spogladaja po sobie wieloznacznie, udajac, ze choc troche rozumieja, co sie tu dzieje. A Peter Nikolan zaciera dlonie, zdzierajac z nich bialy naskorek.

W zasadzie nawet w tym momencie moze wejsc na wzgorze i przejsc przez te improwizowane wrota. Peter bedzie w rozpaczy; zreszta materialu na opowiadanie jest juz dostatecznie duzo. A moze nie wystarczy jej Srebrny Wulkan w kategorii „noweli'?

Usmiechnela sie. A jesli ta kanalia, ten mistrz od modelikow, w tej chwili ja obserwuje – w jakis sprytny, modelatorski sposob?

– Andrzeju – rzekla z wyczerpaniem. – Zmeczyles mnie.

Kalendarz wisial na zwyklym miejscu, w sypialni, i byl otwarty na grudniowej stronie.

Przysiadla na skraju kanapy. Wyjela notes, niczego w nim jednak nie zapisala.

Jakie sa warianty?

Peter nafaszerowal ja narkotykami i zyje teraz wewnatrz wielkiej halucynacji... w takim razie wszystko jest jasne. Tylko po jakiego diabla?

Z rozdraznieniem odrzucila poduszke. Na drugiej stronie powloczki zauwazyla podluzna, szara plamke; zmarszczyla sie z odraza.

Co ja podkusilo, zeby wpakowac sie w to watpliwe przedsiewziecie? Tym bardziej ze jest w nie zamieszany Andrzej.

Ciekawe.... kiedys czytala o metodzie, ktora pozwalala odroznic halucynacje od prawdy.

Ziewnela. Nie wiedziec czemu kanapa nie wzbudzala jej zaufania – moze z powodu plamy, ktorej nigdy nie bylo na powloczce poduszki. Podtrzymujac sie skrzypiacych poreczy, Irena zeszla do gabinetu i wlaczyla komputer, z nadzieja, ze znajdzie na dysku swe wiekopomne dzielo – plik byl jednak pusty. Ani starych utworow, ani nawet nieudanej, niedokonczonej noweli.

Polozyla sie na kanapie, naciagajac koc do podbrodka.

Bylo slychac, jak w przedpokoju Sensej zamiata ogonem.

Trzeba sie zastanowic. Potrzebuje troche czasu... Musi wziac sie w garsc. Skoncentrowac. Dajcie mi sie zastanowic.

Model... Czy to wszystko jest modelem!!.

Siegnela po telefon. Z pamieci wybrala numer tyczkowatego profesora orientalistyki. Czekajac na polaczenie, usmiechala sie do siebie. Cos takiego... Zaraz wszystko sie wyjasni.

– Irena?! W koncu pani wrocila. Swietnie! Usiadla na kanapie, odruchowo otulajac sie kocem.

– Bardzo sie ciesze, ze pania slysze! Studenci na pania czekaja... A Pacyfikatorka juz nie spi po nocach, bo nowy trymestr trwa juz od pieciu tygodni. Jak udal sie wyjazd, Ireno?

– Dobrze – rzekla ze zdziwieniem. – Dziekuje...

– Kiedy pani oczekiwac? Z wrazeniami i prezentami? – w glosie profesora zabrzmialy kokieteryjne nutki.

Irena przelknela sline.

– Wlasciwie... a kiedy by pasowalo?

– Oczywiscie jutro, prosze od razu przyjsc do instytutu; po co dawac Pacyfikatorce dodatkowy pretekst. Chyba najlepiej od razu do niej zadzwonic.

– Tak, tak – wymamrotala Irena odruchowo. – Tak... ja tez sie ciesze, ze... pana slysze.

– Moze opowie pani cos pokrotce? – profesor usmiechnal sie do sluchawki.

– Nie... prosze wybaczyc, jestem bardzo zmeczona... Jutro.

– W porzadku... A wiec do jutra. Wszystkiego dobrego...

– Wszystkiego... panu... rowniez... tego samego...

Wstrzymala oddech.

To juz bylo ciekawsze. Czy to wciaz jest model? Wymodelowany profesor?

Znow z pamieci wykrecila stary numer Andrzeja. Cos podobnego, wciaz go pamietala.

Nikt nie odbieral. Irena zastanowila sie przez chwile i przypomniala sobie jeszcze dwa telefony, pod ktorymi Andrzej byl niegdys uchwytny.

Ten sam efekt. Dlugie sygnaly.

Za kilka godzin zrobi sie ciemno. Tak, zrobi sie ciemno, poniewaz... jak to ujal profesor? Trymestr rozpoczal sie juz piec tygodni temu? Pazdziernik...

Strach byl lodowaty i niespodziewany. Koszulka momentalnie przykleila jej sie do plecow – jak dala sie wciagnac... dlaczego od razu nie odmowila?! Teraz... to halucynacja – a moze znajduje sie w „tkance modelu'? Kto jest tu przedmiotem eksperymentu?!

Spod kanapy wypelznal zolw. Lypnal na Irene bezmyslnym, lsniacym okiem; Irena odruchowo wlaczyla lampke nocna i ulozyla zolwia na poduszce.

Czas poczatku eksperymentu – grudzien. Zgadza sie; potwierdza to rowniez kalendarz w sypialni... tam eksperyment trwa miesiac, tutaj zas – dziesiec. Wszystko sie zgadza.

A kto niby przez caly ten czas karmil Senseja i zolwia?! Kiedy sie sciemni, nie bedzie sensu isc do bramki na wzgorzu – mozna latwo skrecic kark. Co oznacza, ze koniecznie trzeba odszukac Andrzeja w ciagu tych kilku godzin swiatla, ktore pozostaly do zmierzchu. Dlaczego uciekl przy jej pojawieniu sie? Bawi sie w chowanego?

Irena przeszla sie po gabinecie. Oczy mowily jej, ze jest w domu, jednak pozostale zmysly niezbyt w to wierzyly. Trzeba by pojsc do kuchni i otworzyc puszke jakichkolwiek konserw – przeszkadzala jej jednak mysl o zrobionym cudzymi rekami balaganie. O porozrzucanych produktach, brudnych naczyniach i jakichs szmatach w kacie.

Lachmany. Podrapala sie po czubku nosa.

Zawartosc kominka w salonie stanowila kupka popiolu wymieszana z jakimis niedopalonymi kawalkami materialu. Co to byla za tkanina i czemu Andrzej ja palil?

I czy to byl Andrzej?!

Sklela sie za swoja tepote. „Ciociu Ireno... przeciez to byla pani'.

W tamtej chwili byla pewna, ze sasiedzki Walka stroi sobie zarty, zmysla, albo cos pokrecil.

Co mogl widziec?! A jesli w tym... modelu zyje wymodelowana przez Andrzeja Irena?

Westchnela. Przeszla do kuchni; w kacie walala sie sterta szmat o nieokreslonym przeznaczeniu. Irena nie miala zreszta ochoty zbytnio im sie przygladac.

Krzywiac sie z obrzydzenia, wymiotla szmaty na podworze i wrzucila do smietnika. Chocby nawet ten dom byl wymodelowany, nie prawdziwy – Irena nie zyczyla sobie w kuchni nieapetycznego chlamu.

Zatrzymala sie posrodku podworka, w zadumie przygladajac sie topoli. W porzadku, przypuscmy na chwile, ze nie istnieje zaden model i Nikolan zwyczajnie ogluszyl ja na dziesiec miesiecy, a ona dopiero doszla do siebie... Zakladajac oczywiscie, ze jest to mozliwe. Tylko dlaczego topola rosnie po prawej, a nie po lewej stronie bramy?!

Na ile ten model jest rzeczywisty? Gdzie sa jego granice? Czy na przyklad profesor istnieje? Czy istnieje wylacznie jego glos w sluchawce?

Zamyslona wrocila do domu, podeszla do telefonu i wybrala numer Pacyfikatorki.

– A wiec w koncu, pani pisarko, raczyla sie pani odezwac...

Wydawalo sie, ze ze sluchawki wieje lodowatym przeciagiem. Choc Pacyfikatorce ani w glowie bylo z niej drwic; obojetny chlod w jej glosie wrozyl najgorsze z mozliwych nieprzyjemnosci.

Irena obojetnie wysluchala wykladu o bezczelnosci i braku odpowiedzialnosci oraz dowiedziala sie, ze decyzja o jej, pani Chmiel, zwolnieniu jest juz niemal podjeta. Ciekawe, czy to Pacyfikatorke we wlasnej osobie slychac teraz w sluchawce, czy tez jej pogardliwy glos jest modelowany na poziomie elektronowych impulsow?

– ...niech pani trzyma sie z daleka od pedagogiki. I to wszystko, pani Chmiel, czy to jasne?

– A moze opowiem pani kawal? – zaproponowala pograzona we wlasnych myslach Irena. – Przybiega student do ambulatorium: Szybciej! Pania Pacyfikatorke ugryzl waz! A pielegniarka na to flegmatycznie: niestety, los weza jest juz przesadzony.

Rozlegly sie krotkie sygnaly. Okazalo sie, ze po drugiej stronie sluchawki od pieciu minut nie ma juz nikogo – mowila w pusta przestrzen.

Irena delikatnie odlozyla sluchawke na widelki.

Podczas tak zwanego instruktazu nie raz i nie dwa pytala Petera Nikolana: do jakiego stopnia model jest rzeczywisty? I za kazdym razem otrzymywala te sama, niejasna odpowiedz: nie bardziej niz dowolny inny model... choc geniusz Andrzeja objawia sie wlasnie tym, ze model, jak by to ujac precyzyjniej... jest wielofunkcyjny, wewnetrznie spojny i w pewnym sensie samowystarczalny. Wspolczesny etap nauki, mowil, jakajac sie, Peter, nie pozwala w pelni wspolpracowac na tym etapie modelowania. Prawdopodobnie modelator sam nie zdaje sobie sprawy, ze ten niewiarygodny sukces jest rownoznaczny z druzgoczaca kleska.

Zamruczal telefon. Irena odruchowo podniosla sluchawke.

– Halo!

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×