W tym snie byl Andrzej, znajdowal sie jednak poza polem jej widzenia. Potykajac sie, sapiac, coraz bardziej sie gubiac, szukala go i wolala – lecz on, szydzac, wymykal sie jej i zostawial za soba jedynie zle wspomnienia, zapach, poruszenie powietrza.

A jednoczesnie byl. Bezustannie. Obok, na wyciagniecie reki.

* * *

Gabinet sledczego przypominal tysiace podobnych gabinetow.

– Moze pani zazadac obecnosci adwokata, pani Chmiel.... Ma pani adwokata?

– Po co? – spytala po chwili.

– Poniewaz prawnie on pani przysluguje... – sledczy, chlopieco piegowaty, nie spuszczal z niej nieprzyjemnego, swidrujacego spojrzenia. – Nie wiem, kto by sie podjal pani bronic, pani Chmiel, chociaz pewna ilosc pieniedzy...

Zamilkl wyczekujaco. Irena wzruszyla ramionami:

– A dlaczego... o co jestem., wlasciwie podejrzana?

Wlasnie mijaly dwadziescia dwie godziny, odkad weszla w tkanke modelu. Natomiast prawdziwego czasu tylko troche ponad dwie godziny. Najprawdopodobniej eksperci pija kawe, a Peter nie wie, co o tym wszystkim sadzic. Sledczy zmarszczyl brwi.

– Prosze mi powiedziec, pani Chmiel... Gdzie pani spedzila ostatnie dziesiec miesiecy? Mniej wiecej od dziesiatego grudnia?

Milczala. Siedzi tutaj i coraz bardziej wplatuje sie w te brednie, podczas gdy na wzgorzu czeka na nia powrot do domu.

– Przypomniala sobie pani?

– Na delegacji – odparla glucho. – A o co chodzi?

– Gdzie? Widzi pani, to bardzo wazne... Kto wyslal pania w delegacje? Przeciez nie instytut.

– Byla to delegacja tworcza – rzekla juz pewniejszym tonem. – Jestem pisarka...

Sledczy zrobil kwasny grymas.

– Wiem o tym. Zdaje sie, ze nawet cos czytalem... tak, ciekawe, robi wrazenie... Gdzie jednak pani byla? Kto tam pania widzial? Nie zatrzymala pani przypadkiem biletow kolejowych? Hotelowego prospektu?

– A o co chodzi? – uparcie powtorzyla Irena.

Sledczy westchnal.

– Chodzi o to, ze nasz wydzial prowadzi sprawe seryjnego zabojcy. Rzecz w tym, ze w okolicy przez ostatnie dwa miesiace zostala zamordowana trojka dzieci – najwyrazniej przez tego samego czlowieka... Najwyrazniej nie robil tego dla korzysci. I najprawdopodobniej zabojca jest kobieta.

– Ale co ja mam z tym wspolnego? – zapytala po chwili Irena.

Sledczy zmierzyl ja posepnym wzrokiem. I polozyl przed nia na stole protokol, jak sie okazalo, rewizji jej domu.

Jej wymodelowanego przez Andrzeja domu.

W piwnicy – topor ze sladami krwi.

W kominku – resztki spalonej odziezy.

W smietniku – rowniez zakrwawione ubranie.

W samochodzie – kurtka nalezaca do zamordowanego trzy dni wczesniej chlopca... oraz jego prawy but.

Samochod to zupelnie inna sprawa. Oprocz przylepionej do opon gliny, oprocz plam krwi w bagazniku bylo jeszcze charakterystyczne wgniecenie, przy czym fragmenty emalii, ktore odprysnely podczas zderzenia, pozostaly na miejscu przestepstwa.

Irena milczala.

– Pani Chmiel, czy rozumie pani cala powage... bezspornosc dowodow?

– Mam alibi – rzekla Irena, wstrzasnieta faktem, ze tak szybko znalazla odpowiednie slowo. – Nie bylo mnie tu przez dziesiec miesiecy.

– Gdzie pani byla? Kto moze potwierdzic pani alibi?

Irena milczala.

– Widzieli pania sasiedzi. Trzy dni temu widzial pania chlopak z sasiedztwa. Po co temu zaprzeczac.

Patrzyl na nia, krzywiac sie bolesnie. Irena spojrzala na siebie jego oczami i opanowalo ja przerazenie: przeciez on wierzy w te wszystkie brednie... siedzi przed nim istota z piekla rodem, kobieta, ktora z zimna krwia zamordowala troje dzieci.

Wstrzasnal nia mimowolny dreszcz. Wzrok sledczego stal sie jeszcze bardziej przenikliwy.

– Rozmawiala pani wczoraj z chlopakiem sasiadow? Dziesiecioletnim Walentynem Jelnikiem?

– Tak – odparla odruchowo.

– Czy zapraszala go pani do domu? Na herbate?

Irena milczala. Teraz w ogole przestala cokolwiek rozumiec; pod swidrujacym wzrokiem sledczego jej tradycyjnie niespieszne mysli w ogole znieruchomialy. Oslupialy.

– Bedzie lepiej, jesli przyzna sie pani od razu, pani Chmiel. Bedzie to korzystne dla sprawy, dla mnie i dla pani.

– Jestem niewinna – rzekla szeptem.

– Moze pani wyjasnic, gdzie byla trzy dni temu? Miesiac temu? Pol roku?

Irena milczala.

Jeszcze wczoraj... Nie, jeszcze trzy godziny – trzy zewnetrzne godziny temu – wyszla z domu... Ze swego prawdziwego domu... Zamknela brame... Odprowadzal ja Sensej – normalny, grozny chart irlandzki, bez koltunow na brzuchu i nawykow glupawego pudla.

Co za czort ja podkusil? Dlaczego wplatala sie w...

Mysli jeszcze przez chwile skrzypialy i zatrzymaly sie jak zardzewiala karuzela.

– Milczenie nic tu nie pomoze, pani Chmiel. Wrecz przeciwnie... Powtarzam pytanie: gdzie pani byla podczas ostatnich dziesieciu miesiecy i kto moze potwierdzic, ze rzeczywiscie pani tam byla?

– Jestem niewinna – rzekla Irena i glos jej drgnal. Sledczy pochylil sie do przodu – najwyrazniej podczas swej pracy bardzo czesto slyszal to zdanie i teraz szukal w oczach podejrzanej oznak bezwstydnego klamstwa.

– A jak pani wyjasni te wszystkie znaleziska w pani domu i samochodzie?

– Jestem niewinna... To ktos inny.

– Ktos inny mieszkal w pani mieszkaniu i korzystal z samochodu?

– Tak...

– Zdaje pani sobie sprawe, ze nie brzmi to zbyt przekonujaco?

Zdawala sobie z tego sprawe.

Przygladala sie swym dloniom, lecz przed oczami miala dwie tyczki na wzgorzu – dwa prety niczym pilkarska bramka wlasnej roboty.

Ciekawe, czy jesli przejdzie przez nia krowa, to znajdzie sie w laboratorium, z panem Nikolanem i ekspertami? Nie... Tunel reaguje tylko na nia, na Irene, wlasnie tak urzadzil ten swiat pan modelator – umyslnie badz nie.

– Jestem niewinna – rzekla, nie podnoszac wzroku. – Moje alibi... moze potwierdzic pan Andrzej Kromar.

Skorzystala z prawa do telefonu. Jednego.

I wykrecila numer Andrzeja.

Dlugie sygnaly. Piec, dziesiec, pietnascie.

– Jeszcze raz; nie dodzwonilam sie! – rzekla z rozpacza do sledczego.

Ten zrobil posepna mine.

– Prosze probowac... ma pani minute.

Patrzyla na telefon i przebierala w pamieci wszystkie znane jej numery; czas uciekal.

Wykrecila numer tyczkowatego profesora orientalistyki; zajete, krotkie sygnaly.

Co za tragiczny balagan.

Wykrecila numer Pacyfikatorki – i z jakiegos powodu od razu sie uspokoila. To, co dzieje sie wewnatrz modelu, jest jedynie gra, w prawdziwym zyciu nigdy nie zdecydowalaby sie na tak desperackie posuniecie.

– Mowi Irena Chmiel – oznajmila w odpowiedzi na obojetne „halo'. – Dzwonie z policji... podejrzewaja, ze jestem morderczynia. Nie moglaby pani wyjasnic tym ludziom, ze ja...

Zaciela sie. I milczala przez dziesiec sekund – dopoki Pacyfikatorka bez slowa nie odlozyla sluchawki.

W celi byla na szczescie sama. I miala wystarczajaco duzo czasu na rozmyslania; lezala na twardej pryczy, naciagajac pod brode szary, szorstki koc.

Andrzej wymodelowal to wszystko... w celu, ktory jest znany tylko jemu samemu. Byc moze takze Peterowi, jednak Irena jakos w to nie wierzyla. Andrzej zmodelowal... a wiec to oznaczal napis na widokowce: „To ja zmykam... Czesc'. Widokowce, ktora znalazla w swojej skrzynce pocztowej.

Tez mi widokowka. Przypomnienie.

Do wewnatrz modelu prowadzi tylko jeden kanal... albo jest to dziwaczny wymysl Andrzeja... albo istnieje jakas inna przyczyna –jest to jednak pani kanal, Ireno. Model nie wpusci nikogo, oprocz pani.

No dobrze. Andrzej zostawil to przejscie, wiedzac najprawdopodobniej, ze w krytycznym momencie Peterowi nie pozostanie nic innego poza wepchnieciem tam niczego nie podejrzewajacej Ireny... Podczas gdy wyjscie z jej osobistego tunelu prowadzi prosto w pulapke. Dom naszpikowany dowodami zbrodni, swiat przesycony wymiarem sprawiedliwosci. Co to jest; mala zemsta?!

Irena usiadla na pryczy.

Ich rozstanie z Andrzejem odbylo sie przyzwoicie i skromnie. Bez skandali i scen; wszystko to, co mowi sie w takich sytuacjach, zostalo juz dawno powiedziane. Ona sama, pierwsza, zazadala rozwodu. Powoli uwalniala sie od zrogowacialych okruchow dawnej milosci – niemal bezbolesnie, jak podczas rutynowego zabiegu higienicznego.

Co do Andrzeja, to byl on zaprzatniety nowym pomyslem i chyba nie od razu zauwazyl, ze obok niego nie ma juz zony.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×