zonie...

Czego mozna wiec oczekiwac od takiego czlowieka?!

Irena westchnela przez zeby i naciagnela na glowe przyslugujacy jej koc.

* * *

Sledczy pokazal jej fotografie z miejsc przestepstw. Zerknela na nie i z przerazeniem odwrocila wzrok.

– Nie... nie moge na to patrzec.

Sledczy sceptycznie podwinal warge.

– Naprawde jest pani az tak wrazliwa?

– Nie zmusi mnie pan, bym to ogladala – powtorzyla, czujac, jak dretwieja jej policzki, z ktorych odplynela krew. – To jest...

Zamilkla.

Cos ty narobil, potworze?! Nie usprawiedliwia cie fakt, ze w naszym „zewnetrznym', prawdziwym swiecie dzieja sie nie takie rzeczy... Stworzyles model – i jestes za to odpowiedzialny... takze za te fotografie...

Irena uniosla wzrok ku bialemu sufitowi. Jakby oczekiwala, ze napotka ironiczne spojrzenie bylego meza.

– Jestem niewinna – rzekla z wysilkiem. Chyba juz setny raz.

Sledczy przygladal jej sie z uwaga i po raz pierwszy od czasu ich znajomosci jego wzrok nie byl swidrujacy. Ciezki – owszem, choc na dnie oczu pojawilo sie cos w rodzaju... watpliwosci. Jakby nagle dopuscil do swiadomosci niewiarygodna mysl: a jesli ona nie klamie?

* * *

Wprowadzono ja do niewielkiego pokoju, w ktorym dzien wczesniej czekal na nia profesor orientalistyki; juz ucieszyla sie z kolejnego spotkania – okazalo sie jednak, ze tym razem w skorzanym fotelu siedzi zupelnie inny czlowiek.

Ochroniarz wprowadzil ja i wyszedl. Irena obejrzala sie ze zdumieniem; przez ostatnie kilka dni przywykla do tego, ze sama zostawiaja ja jedynie ze sledczym.

– Dzien dobry, pani Chmiel... Prosze usiasc.

Usiadla w fotelu naprzeciw. Mezczyzna przygladal sie jej w milczeniu, nie starajac sie udawac, ze jego badawczy wzrok jest odpowiednikiem uprzejmej pogawedki.

Mial okolo czterdziestki. Niezwykle gladka skora, bardzo twarde, lsniace wlosy, dokladnie wygolone policzki. Odswiezony, wypoczety jegomosc. Jak po powrocie z zimowego kurortu.

I jednoczesnie bylo w nim cos z Andrzeja. Ciekawosc badacza. Bezinteresowne zainteresowanie, urok pracownika prosektorium. Szczera sympatia dla preparowanej istoty.

Milczeli przez piec minut.

– Nazywam sie Jan Semirol. Byc moze slyszala pani moj profesjonalny przydomek: Wampir. Jestem adwokatem... Pani koledzy, wsrod ktorych znajduja sie znani i szanowani ludzie, poprosili, bym podjal sie pani obrony.

Irena milczala. Ulozony i nienaganny pan Semirol budzil w niej instynktowny niepokoj. Ktory powoli zamienial sie w strach.

– Moje uslugi sa dosc kosztowne. – Adwokat sie usmiechnal. – Poza tym zanim wezme sie za sprawe, musze zapoznac sie z materialami i oskarzeniami... Materialy widzialem. Teraz chce z pania porozmawiac.

Irena pochylila glowe.

– Jestem niewinna.

– Musze pania zmartwic. Bardzo wielu oskarzonych twierdzi dokladnie to samo. A zatem byla pani nieobecna przez dziesiec miesiecy. Dlaczego nie chce pani powiedziec, gdzie pani wtedy byla?

Irena przez chwile milczala.

Podczas dlugich godzin spedzonych w celi zdazyla wymyslic kilka wersji odpowiedzi na to pytanie. Najprostszym wyjsciem bylo udawanie amnezji, utraty pamieci; wszak jesli wierzyc telewizyjnym serialom, okolo polowy doroslej populacji dowolnego kraju przynajmniej raz w zyciu traci pamiec.

Jednak po pierwsze, kazdy lekarz bedzie w stanie przylapac ja na klamstwie. A po drugie... ta wersja poniekad pozbawiala Irene prawa glosu. „Nikogo nie zamordowalam'. „A skad pani to wie? Przeciez stracila pani pamiec!'

Wciagnela glowe w ramiona. Nieznosna byla dla niej juz sama mysl, ze ktos – nawet ten adwokat – moze uwazac, ze jest zdolna do zrobienia czegos takiego... Co wiecej, ze faktycznie to zrobila.

Czas uciekal. Adwokat czekal na odpowiedz.

– To moja prywatna... tajemnica – rzekla Irena glucho. – Nie moge... odpowiedziec na panskie pytanie.

Adwokat kiwnal glowa – zupelnie jakby nieuzasadniony upor podejrzanej sprawial mu przyjemnosc.

– W porzadku... Czesto myje pani rece?

Milczala, zbita z tropu.

– No, kiedy dotknie pani powiedzmy klamki... czy odczuwa pani potrzebe umycia rak mydlem?

– Czasem tak. A czasem nie... Jesli klamka nie jest brudna...

– Dlaczego nie ma pani dzieci?

Drgnela. Adwokat patrzyl jej prosto w oczy – nieruchomo i beznamietnie. A takze wyczekujaco.

– Jeszcze bede miala – rzekla, odwracajac wzrok. – Mam dopiero trzydziesci lat.

– A dlaczego wczesniej nie zatroszczyla sie pani o potomstwo?

Irena wiedziala, ze pol godziny po zakonczeniu rozmowy przyjdzie jej do glowy blyskotliwa odpowiedz temu impertynentowi. Wiedziala tez, ze w tej chwili nie ma nawet co probowac; nie wydusi z siebie niczego sensownego.

– W porzadku. – Adwokat znowu kiwnal glowa, jakby jej milczenie bylo dla niego wystarczajaca odpowiedzia. – Prosze mi teraz powiedziec, jak z pani perspektywy wyglada to, co sie pani przytrafilo? Nie przyznaje sie pani przeciez do winy i musi miec pani jakies usprawiedliwienie tego, co sie stalo? Zostala pani pomowiona? Wrobiona? Wrogowie? Zawistnicy?

– Nie wiem – odparla Irena ze znuzeniem. – W moim domu ktos byl... przed moim przyjsciem... palil szmaty w kominku... sadzilam, ze to moj byly maz...

– Przeciez widzial pania chlopak sasiadow. A wlasciwie podobna do pani kobiete.

– Podczas gdy pan ze mna rozmawia – rzekla Irena ze zmeczeniem – prawdziwa morderczyni krazy wokol tego domu... I w kazdej chwili moze kogos zabic.

– Byloby to pani na reke – oznajmil z powaga adwokat. – Gdyby zabojstwo z tej serii powtorzylo sie w czasie, gdy siedzi pani za kratkami. Bylby to powazny argument na pani korzysc.

Irena miala ochote uderzyc go w twarz.

Gdyz przypomniala sobie kudlatego Walka – jak zaglada przez plot... ze strachem zerkajac na Senseja.

I fotografie – te, ktore pokazywal jej sledczy. Milczala. Poniewaz nikogo w zyciu jeszcze nie uderzyla. Oprocz Andrzeja, po tym incydencie na plazy.

– Prosze powiedziec, pani Chmiel... czy odczuwa pani seksualna satysfakcje podczas intymnych stosunkow z mezem?

Irena milczala, przygladajac sie swym dloniom. Cos takiego; a jej linia losu wyglada tak korzystnie.

– Musze sie zastanowic – rzekla posepnie.

Nawet adwokat, ktory niejedno juz widzial, byl teraz lekko zdziwiony.

– Naprawde? A ja sadzilem, ze juz od dawna dysponuje pani wiedza na ten temat... Prosze zreszta wybaczyc.

Zadal jeszcze kilka pytan. Irena odpowiadala monosylabami, caly czas unikajac jego badawczego spojrzenia. Glowa zaczela opadac jej ze zmeczenia. Nieznosnego zmeczenia.

W koncu Semirol zamilkl. W osobliwy sposob musnal usta – jakby wycieral z warg resztki kefiru. Zamyslil sie i wpil w rozmowczynie pelen zadumy wzrok – niczym modnis, ktory nie moze zdecydowac, ktory krawat wybrac na dzisiejszy raut. Trudny wybor.

W pewnym momencie Irena poczula sie jak ciezarek na wadze – i jedynie pan preparator wie, co znajduje sie na drugiej szalce. I czeka, dopoki szalki tej wagi przestana sie kolysac.

– No dobrze, pani Chmiel... choc trzeba przyznac, ze niewiele w tym dobrego... Nie moge podjac sie pani obrony. Pani przyjaciele beda zawiedzeni.

Zdziwila sie do tego stopnia, ze nawet spojrzala mu prosto w oczy.

– Sadzi pan... Nie wierzy pan w moja niewinnosc?!

– Jestem profesjonalista – pan Semirol usmiechnal sie promiennie. – Jakie znaczenie ma tu fakt, czy w to wierze, czy nie? Kieruje sie zupelnie innymi kryteriami.

– Ale przeciez... – zaczela Irena szeptem. – Ja naprawde moge byc z panem bardziej szczera... tak, odczuwalam seksualne zadowolenie... i chcialam miec dziecko, ale Andrzej...

Semirol przygladal sie jej, ze smutkiem kiwajac glowa.

– Prosze przestac. Dowiedzialem sie wszystkiego, czego chcialem. Pani szczerosc czy tez nieszczerosc nie ma tu nic do rzeczy... Niestety. Zegnam.

* * *

Sledczy na nia nie patrzyl. I mowil suchym, obojetnym tonem; niezaleznie od jej zaprzeczen, sprawa zbliza sie ku koncowi. Spoleczenstwo zada ukarania zabojcy, wszyscy miejscy dziennikarze sa na nogach; niestety, z powodu nierzetelnosci niektorych pracownikow fotografie z materialow sledztwa dostaly sie do prasy.

Milczala. Najwyrazniej fakt, ze pan Semirol nie podjal sie jej obrony byl rownoznaczny z wyrokiem skazujacym! Irena niczego nie rozumiala: przez cale zycie sadzila, ze im lepszy jest adwokat, tym trudniejsze sa sprawy, ktorych sie podejmuje.

Najwidoczniej profesor orientalistyki jest nie mniej wstrzasniety. A Pacyfikatorka... coz, za kazdym razem, stawiajac miske przed przygarnietym Sensejem, bedzie powtarzac cos w rodzaju: „Pies nie jest odpowiedzialny za wlascicielke'.

– To wstrzasajace – rzekla na glos. – Czy rzeczywiscie wygladam na morderczynie?

Sledczy spojrzal na nia przelotnie. Odwrocil glowe.

– Byla pani nieszczera podczas przesluchan. Sama pogarsza pani swa sytuacje.

– Dostane adwokata? – zapytala ledwie slyszalnym glosem.

Sledczy zmarszczyl brwi.

– Niewatpliwie... Jednak skoro Wampir zrezygnowal z podjecia sie pani obrony, po jego odmowie zaden uczciwy adwokat nie wezmie sie za te sprawe... Podczas procesu bedzie pani bronil adwokat z urzedu, ktory nie ma innego wyjscia. To jego praca. Prosze posluchac, dlaczego nie chce sie pani przyznac?!

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×