„Droga byla wolna'.
Irena tepo wpatrywala sie w sciane przed soba. Na stylowym, modernistycznym obrazie przedstawiona byla kobieta z sinoblada twarza o nieregularnych rysach. W ciemnej framudze okna za jej plecami wisialo jowialne oblicze ksiezyca.
Ciekawe, jakie ma to wywolywac emocje? Szczegolnie u wampira?
– Mam do pani jeszcze jedno wazne pytanie, Ireno. – Semirol westchnal. Teraz nie wygladal az tak elegancko. Wokol jego oczu wyraznie uwidocznily sie sine obwodki. – Kiedy czytalem w pani aktach o probach symulacji choroby psychicznej... niezbyt mnie to niepokoilo. Koniec koncow w pani sytuacji nie symuluje jedynie czlowiek leniwy... lub pozbawiony fantazji.
Zamilkl wyczekujaco. Irena takze milczala. Po raz drugi w ciagu dziesieciu minut Semirol bolesnie ja dotknal.
Gdyz do histerii doprowadzalo ja czesto slyszane w wiezieniu slowo „symulacja'.
– Prosze mi powiedziec jeszcze raz, kim jest Andrzej?
– To moj byly maz – odparla z odraza.
– Gdzie jest teraz?
– Podobno nie zyje... ale ja w to nie wierze.
– Ma pani ku temu podstawy?
Irena patrzyla w jego strwozone oczy. Niewzruszonego pana Wampira cos niepokoilo; Irena czula instynktownie, ze moze ten niepokoj poglebic.
– Owszem – odparla, nie odwracajac wzroku. – Mam podstawy, by przypuszczac, ze gdyby Andrzej umarl – caly wasz swiat w mgnieniu oka peklby jak banka mydlana.
Semirol zrobil zatroskana mine. W kacikach jego ust pojawily sie niewidoczne dotad zmarszczki.
– Wiec wychodzi na to, ze pani byly maz jest Stworca we wlasnej osobie? Ni mniej, ni wiecej?
Milczala przez chwile. Nagle zawstydzila sie swego szlafroka – przeciez siedzi przed Wampirem w absolutnie intymnym i nieprzyzwoitym neglizu.
– Nie zastanawialam sie nad tym – przyznala w koncu. – Nazywanie Andrzeja Stworca jest nie na miejscu. Nie stworzyl on swiata, a jedynie...
Zapadla cisza. Semirol przeszedl przez pokoj, zatrzymal przy oknie, zabebnil palcami po drewnianym parapecie.
– Ale przeciez eksperci uznali, ze jest pani przy zdrowych zmyslach, Ireno. I mieli ku temu podstawy.
– Jak dlugo ma pan zamiar mnie tu trzymac? – rzekla znuzonym tonem.
Semirol podszedl do niej. Zatrzymal sie naprzeciwko, tak blisko, ze moglby, wyciagajac reke, dotknac czola Ireny.
– Szczerze? To zalezy od wielu czynnikow. Przy czym glownie od pani, a nie ode mnie.
Do drzwi salonu ktos zapukal. Dzwiek byl na tyle nie na miejscu i nieoczekiwany, ze Irena drgnela.
– Wejdz – nie podnoszac glosu rzekl Semirol. I dodal, zwracajac sie do Ireny: – Poznajcie sie. To moj administrator, Sit.
Irenie nie spodobala sie obecnosc administratora.
Jesli oczywiscie wlasciwym jest okreslenie „administrator' dla krzepkiego osilka o manierach zawodowego ochroniarza. Wlasciwie czegos takiego nalezalo oczekiwac: ktos w koncu musi pilnowac kolejnej ofiary, podczas gdy pan Semirol znajduje sobie klientow, studiuje akta spraw sadowych, wystepuje na procesach. Krotko mowiac, zaspokaja swa potrzebe swiezej krwi.
Irena wstrzasnal dreszcz.
– Na razie moze pani poczytac ksiazki – z rutynowa troska oznajmil administrator. Rozsiadl sie w fotelu, wyciagajac nogi i zakladajac zaplecione, umiesnione rece za podgolony kark. „Ksiazkami' byla sterta kieszonkowych romansow w pogniecionych, papierowych okladkach; najwyrazniej z ich pomoca uspokajala rozdygotane nerwy niejedna ofiara pana Wampira.
Jak czesto, zastanawiala sie Irena? Jak czesto adwokat zaspokaja swe „uzaleznienie od hemoglobiny'? Sadzac po tym, ze Semirol nie przegryzl jej tetnicy przy pierwszej okazji, nie jest zbyt spragniony. Trafila mu sie ofiara, wiec ja wykupil; a teraz czeka na przyplyw apetytu.
– Zapewne zabroniono panu ze mna rozmawiac? – zapytala, obojetnie przegladajac jaskrawe, zaczytane ksiazeczki.
– A dlaczego? – po chwili namyslu odparl administrator. – Ja tylko... hmm. Jesli ma pani ochote ze mna porozmawiac.
Irena przyjrzala mu sie uwazniej. Szerokie spodnie, dlugi, wyciagniety sweter z wysokim pod szyje kolnierzem. Uszy szczelnie przylegaly do okraglej glowy. Szczeka boksera. Oczy o nieokreslonej barwie.
– W zyciu by pani na mnie nie spojrzala – rzekl administrator z nieukrywana gorycza. – W zyciu?! Przez cala minute Irene meczylo koszmarne podejrzenie: Semirol zabil ja jeszcze po drodze i teraz ona przezywa swa wiecznosc w pozagrobowym zyciu, zmodelowanym przez oblakanego Andrzeja.
– W normalnym zyciu – dodal administrator i Irena potrzebowala kolejnej minuty, by rozesmiac sie z przymusem.
– Szczerze mowiac, wolalabym, bysmy poznali sie w innych, mniej romantycznych okolicznosciach.
– Faktycznie zalatwila pani tych trzech gowniarzy?
Przez chwile Irena milczala i w miare jej milczenia oczy administratora robily sie coraz mniejsze. Niczym glowki szpilek skryly sie pod brwiami. „Ty suko', mowily wyraznie.
– Nikogo nie zabilam – wydusila z siebie w koncu Irena i ze zdziwieniem zdala sobie sprawe, ze jej glos nie brzmi przekonujaco. – To nie ja.
– A wiec to falszywe oskarzenie?
Nie zeby jej nie wierzyl. Gorzej – bylo mu to absolutnie obojetne. Czy skazano ja slusznie, czy tez przez pomylke – jeden czort. Najwyrazniej administrator ochroniarz widzial juz bez liku takich wlasnie niedoszlych nieboszczykow, ktorych dlugosc zycia zalezala od fizjologicznych potrzeb pana Semirola.
– Wlasnie, falszywe – rzekla, odwracajac wzrok.
Administrator zacmokal. Irena nie zrozumiala, czy oznaczalo to ironie, czy wspolczucie.
Milczenie trwalo jakies pol godziny; ochroniarz wciaz patrzyl w sufit, a Irena przegladala marne powiesci, nie zauwazajac, ze kilka razy z rzedu bierze do reki ten sam tytul.
– A pan... dawno na sluzbie?
– Sluzbie?
– No... pracuje tutaj?
– Siedem lat – odparl osilek po krotkiej pauzie. I dodal z nieoczekiwana zaduma: – Bedzie juz siodmy roczek... Jak ten czas szybko leci.
Irena to przemilczala.
Administrator nie wygladal na wiecej niz trzydziesci lat. Ciekawe, co sklonilo mlodego mezczyzne do poswiecenia najlepszych lat swego zycia tak... drazliwej pracy. Najprawdopodobniej pieniadze. Semirol na pewno nie jest skapy.
– To duzy dom... Chyba nie pracuje pan tu sam? Jest tu ktos jeszcze?
Administrator westchnal i spojrzal na Irene tak, jakby pytanie bylo dla niego nieznosnie nudne.
– Podobno nie da sie stad uciec? – zapytala niedbale, gdy stalo sie jasne, ze odpowiedzi na poprzednie pytanie nie bedzie.
Administrator w koncu rozplotl palce. Ostroznie pomasowal sie po masywnych kolanach.
– Niee. Nie da sie. Zgadza sie.
Obecnosc osilka okropnie wymeczyla Irene. Jednak pojawienie sie Semirola nie przynioslo jej ulgi.
Adwokat nie wrocil sam. Razem z nim pojawil sie malenki, szczuply czlowieczek, ktory sadzac po napietym, rozbieganym spojrzeniu, wyraznie czul sie nie w sosie. Przybycie ich obu poprzedzil dzwiek zblizajacego sie samochodu – a wiec szczuply jegomosc przybyl z wielkiego swiata. Zza przeleczy.
– Poznajcie sie, Ireno. To pan Stol. Jego nazwisko nic pani nie powie, jednak jest on ekspertem regionalnej komisji humanitarnej. Chciala pani porozmawiac z kims o swej niewinnosci. Ma wiec pani taka okazje... Pozwol, Sit.
Administrator w koncu wstal z fotela. Z wyrzutem spojrzal na porozrzucane ksiazki. Wyszedl, uprzejmie przepuszczajac przed soba Semirola.
Drzwi sie zamknely.
Pan Stol zatarl dlonie i od razu zaczal przypominac Irenie Petera Nikolana. Tyle ze jesli Peter byl przysadzisty i korpulentny, to Stol wygladal na sredniej wielkosci stracha na wroble, ktory uciekl z pola w poszukiwaniu przygod.
– Milo mi pania poznac, Ireno.
Przelknela sline.
O regionalnej komisji humanitarnej slyszala po raz pierwszy. W dobroc pana Semirola jakos nie chcialo jej sie wierzyc – jednak ten czlowiek przed nia stoi, z jej powodu przyjechal spoza przeleczy i jesli dobrze przycisnac twarz do szyby, mozna dojrzec jego samochod przy bramie.
Milczala przez chwile. Gosc wyraznie czul sie niezrecznie i zbieral mysli.
– Naprawde milo? – spytala powoli.
Stol jak krotkowidz zatrzepotal spuchnietymi od wiatru powiekami. Najwyrazniej komisja humanitarna nie miala zbyt duzych wplywow. Eksperci z szanowanych organizacji zachowuja sie inaczej. Irena przypomniala sobie wymuskanych ekspertow, ktorzy odprowadzali ja podejrzliwymi spojrzeniami, gdy wchodzila do
– Znam orzeczenie sadu, pani Chmiel. A takze wszystkie akta pani sprawy. Oraz dane ekspertyzy medycznej. I pani zeznania. Obraz wyrysowuje sie, hm, co najmniej dziwny. Chcialbym jeszcze raz szczegolowo uslyszec od pani...
Nabrala powietrza w pluca.
Musiala sie zastanowic. Potrzebowala chocby dziesieciu minut, zeby zebrac mysli.
Nie miala jednak czasu, wiec zaczela mowic. Jeszcze raz. Ze szczegolami.
W dwudziestej minucie jej opowiesci pan Stol sie zasepil. Na jego twarzy, dotychczas zwiotczalej i zaklopotanej, pojawily sie oznaki surowosci.
– Pani Chmiel... Dlaczego uporczywie nie chce pani odpowiedziec na jedno z najwazniejszych pytan: gdzie pani byla przez ostatnie dziesiec miesiecy? Kiedy mialy miejsce te wszystkie okropne zbrodnie? Pan Semirol wspominal, ze ma pani swa wlasna, niezwykle oryginalna wersje.
Irena sie zmarszczyla.
– Nie jest milo wygladac na wariatke... jednak nie mam innego wyjscia. Tak, przez wszystkie te dziesiec miesiecy istnienia