Polaczymy sie ze Stworca. Codziennie modle sie, by wzial moja krew. I za kazdym razem jestem przerazony, kiedy rzeczywiscie... do tego dochodzi.

Irena sie cofnela. O krok. Potem nastepny.

„Trosz jest z nas wszystkich najbardziej nerwowy'. Tak, ten wasz Trosz to po prostu wariat. Co prawda nie bedzie musial nosic w swym lonie dziecka Semirola. Jego geny raczej nikogo nie zainteresuja.

Chlopak sie opanowal. Spojrzal na Irene. Jego twarz zaszczutego podrostka wykrzywila sie ze skrucha.

– Chcialbym pania przeprosic. Nie wiem... o czym mozna z pania rozmawiac, a o czym nie.

– Mozna ze mna rozmawiac o wszystkim – usmiechnela sie porozumiewawczo. – Doktor Nick juz wtajemniczyl mnie we wszystkie szczegoly naszego malenkiego pensjonatu. I prosze sie mnie nie bac, Trosz; nie mam najmniejszego zamiaru pana urazic.

– Ma pani dobra twarz – chlopak opuscil glowe. – To dla mnie niepojete... ze tez musi pani cos odpokutowac.

Irenie zrobilo sie zimno. I to odczucie zdecydowanie nie mialo nic wspolnego z porywem wiatru, ktory zerwal sie po kilku sekundach.

– Sama nie wiem, za co tu pokutuje – rzekla z nerwowym smieszkiem. – Jestem ofiara wlasnej pomylki.

Trosz spojrzal na nia z niedowierzaniem. Odwrocil sie i przesunal po sniegu czubkiem buta.

– Prosze sie nie martwic. To nie boli.

– Naprawde? – zapytala Irena, mimowolnie cofajac sie o jeszcze jeden krok.

Trosz przytaknal ze smutkiem.

– Naprawde... Ale jest... paskudne. Boje sie... Wczoraj byla kolej doktora Nicka. Ale on... zmienil zdanie. Wzial Sita. On czesto... nie rusza Nicka. Mowi, ze to lekarz, ze jest pozyteczny i dlatego... A teraz sadze, ze po Sicie nastapi moja kolej – ciekawe, czy nastepnym razem wezmie Nicka czy mnie?

– Wracajmy do domu – zaproponowala Irena ze znuzeniem.

* * *

Nick czekal na nich na podworzu. Usmiechnal sie szeroko i spojrzal obojgu w oczy.

– Juz po spacerze? Wez sie do roboty, Trosz. Idz do kotlowni pomoc Elzie. I do pralni... Potem zajmij sie samochodem. Jan mowi, ze zbyt szybko siada akumulator.

Irena odprowadzila atlete zamyslonym spojrzeniem.

– Wymeczyl pania?

Irena milczala. Myslala.

– Prosze wybaczyc, ze musialem pania zostawic. Gdy jest sie jedynym lekarzem w okolicy, trzeba czasem...

– Nie sadzilam, ze ma pan tak wielu pacjentow – Irena spogladala niewinnie, jednak Nick od razu spojrzal w strone zabudowan, gdzie zniknal smutny silacz.

– Co, sprawia wrazenie wariata? To jedynie pozory. W zasadzie jest zdrowy, tyle ze sie zalamal. Byl po uszy zakochany w jakiejs pelnej temperamentu dziewczynie i gdy nakryl ja w lozku z przyjacielem, w przyplywie szalu zabil ich oboje. Potem co prawda strasznie to przezywal. No a nasze sady sie nie patyczkuja; niewazne, czy zrobil to w afekcie, czy tez nie, i tak otrzymal najwyzszy wymiar kary. Wtedy wlasnie pojawil sie Jan ze swoja kasa.

Irena milczala, marszczac brwi.

– Cos pania martwi?

Pomogl jej sciagnac kurtke. Irena zatrzymala sie przed lustrem i przez dwie minuty wpatrywala w swa zarozowiona, lecz posepna i skupiona twarz.

– A... co dolega Sitowi?

– Nic takiego – usmiechnal sie Nick. – Juz mu lepiej. Jutro powroci do swych zwyklych obowiazkow, a pojutrze...

– A czy to prawda, ze wczoraj byla pana kolej, Nicku?...

Ciagle sie usmiechal, lecz ten usmiech nie byl juz taki szczery.

– Nicku...

Przeciagnal dlonmi po twarzy, jakby chcial zetrzec z niej falszywa wesolosc.

– Tylko niech sie pani nie stresuje, Ireno. Takie jest zycie... Jan bardzo nie chce, zeby sie pani denerwowala. Marzy o tym, by zycie na farmie pani sie podobalo.

– Czy moglby pan zdjac swoj szal?

– Nie ma najmniejszych powodow do niepokoju, Ireno. Zapewniam pania, ze nie ma sie pani czego bac.

– Prosze go zdjac.

– Alez zaden problem... – lekarz znow sie usmiechnal. Jedwabny szalik niczym waz zesliznal sie z jego szyi i drzal w jego nerwowych palcach; gdyz pomimo pozornego spokoju Nick byl ewidentnie wzburzony.

Jego szyja okazala sie wrecz sinobiala. Po obu jej stronach ciagnely sie ledwie widoczne, cienkie blizny – zarowno stare, jak i swieze. Blizny nitki. Blizny znaki.

* * *

Snil jej sie Andrzej. Jak ida razem po cmentarzu i maz z zapalem opowiada jej jakas wazna, szalenie interesujaca historie. Opowiada i gestykuluje, mowi coraz glosniej, a obok idzie kondukt pogrzebowy i Irena probuje przekonac go, by sciszyl glos. On jednak jej nie slyszy, mowi, smieje sie, wymachuje rekami... Ludzie w zalobie, lzy, trumna. Andrzej niczego nie zauwaza. „To jest metoda!' – krzyczy, nie slyszac upomnien Ireny. „Metoda jest narzedziem, a nie celem, rozumiesz? Nie jest podstawowym procesem!' I smieje sie, zadowolony ze swej przenikliwosci: przybici rozpacza ludzie odwracaja glowy i pod ich spojrzeniami Irena porzuca Andrzeja, i ucieka przed siebie.

Biegnie po cmentarzu. Dociera do jego najdalszego zakatka. Wsrod wielu zapuszczonych grobow czarna ziemia wyroznia sie swiezy wzgorek; Irena potyka sie; pod nogami ma kamienie i gline.

Na wyblaklej fotografii nie mozna rozpoznac twarzy. I niezaleznie od wysilkow nie jest w stanie odczytac imienia wygrawerowanego na miedzianej tabliczce.

Obudzila sie jak zwykle o swicie. Jak zwykle od strasznej mysli. I jak zwykle spocona.

A jesli dziecko nie zostanie poczete? Kto powiedzial, ze tak po prostu, na jeden rozkaz wampira, zajdzie to, o co wiele par stara sie dlugie lata? A bezplodnosc? A...

Wybuchnela placzem.

Co ja czeka?

Dopiero teraz pojela prawdziwe znaczenie slowa „farma'. Irena zostanie jedna z nich, dozywotnia niewolnica wampira, i bedzie raz za razem podstawiac szyje... Jesli wczesniej nie uda jej sie podstawic... innego narzadu.

Za oknem zaczely sie pojawiac, jak na wywolywanej fotografii, zarysy gor.

Rozdzial 6

– Prosze mi wyjasnic, Ireno, dlaczego, jesli krwiodawstwo powszechnie uwaza sie za szlachetny czyn, jeden z najwyzszych objawow wzajemnej pomocy... Prosze mi wyjasnic, dlaczego w naszym przypadku to samo w istocie krwiodawstwo nalezy traktowac jak cos nieludzkiego, potwornego, cynicznego. Oczywiscie, nic podobnego pani nie powiedziala. Wystarczy jednak spojrzec na wyraz pani twarzy!

Nick chodzil z kata w kat. Semirol apatycznie siedzial przed rozpalonym kominkiem i sluchal radia. Wampir calym swoim wygladem zdawal sie mowic: „Mnie tu nie ma' – chociaz Irena odczuwala jego obecnosc kazda komorka swego ciala.

Z dwoch ukosnych glosnikow ledwie slyszalnie dobiegala melancholijna melodia. Kiedys Irena znala i lubila te muzyke, i za kazdym razem, gdy slyszala znajome dzwieki, podkrecala potencjometr.

– A moze sie myle? – pytal Nick patetycznym tonem. – Wiec niech mi pani to powie i wyjasni blad w moim rozumowaniu! Pani spojrzenie jest bardziej wymowne od najgorszego przeklenstwa. Nie moge jednak zrozumiec... no dobrze, moge to zrozumiec. Rozumiem. Lecz ostatecznie Jan nie ogranicza sie do tego, ze wypija z ludzi krew; robi tez wiele dobrego – zarowno tym ludziom, jak i innym, ciaganym po sadach, pozbawionym nadziei na udowodnienie swej niewinnosci.

– Zapisz to – mruknal Semirol, nie odwracajac glowy. – Wlacze to do swego wystapienia. Niech przysiegli zaplacza.

Muzyke zamienil najpierw nonszalancki glos spikera, a potem rownie niedbaly utwor – piosenkarka cieszyla sie zyciem, namawiajac kazdego, kto nie jest oslem, by poszedl w jej slady.

– Ireno – Nick przestal chodzic, pochylil sie nad siedzaca w fotelu rozmowczynia i zajrzal jej w oczy. – Powinnismy powiedziec to pani wczesniej. Tak, popelnilismy blad. Ale zauwazyla przeciez pani, ze za kazdym razem staramy sie uchronic pania przed wszelkimi negatywnymi emocjami?

Semirol mruknal ironicznie.

– Powiedzialem cos nie tak? – zdziwil sie Nick.

Semirol mruknal glosniej.

– Nie ty. Ta baba, ktora spiewa. Miala jeden z najglosniejszych, najdluzszych i najbardziej przygnebiajacych procesow rozwodowych.

Irenie zrobilo sie zal piosenkareczki. Juz dawno nauczyla sie nie reagowac zbyt emocjonalnie na slowo „rozwod', nigdy jednak nie bedzie w stanie zapomniec wlasnego.

Semirol sie odwrocil. Spojrzal na Irene przez ramie; bezwiednie przylozyla dlon do szyi. Do miejsca, w ktorym pulsowala pod skora tetnica.

Semirol sie usmiechnal. Irena zdala sobie sprawe, ze wyglada glupio, jednak nie mogla juz nic na to poradzic.

– I jak zakonczyla sie ta sprawa? – zapytal Nick z ciekawoscia.

Semirol zmienil stacje. Glos rozwiedzionej piosenkarki zamienil namietny tkliwy baryton, spiewajacy na szczescie bez slow.

– Na moja korzysc... Gdyz otrzymalem potrojna stawke. A ogolnie... zarowno ona, jak i jej maz przegrali. Irena zrozumie, co mam na mysli. Wszak swego czasu rozwiodla sie pani z Andrzejem?

Udala obojetnosc. Inna sprawa, ze udawanie przed Semirolem mijalo sie z celem.

– Woli pan sprawy cywilne – uslyszala wlasny glos – czy karne?

– Jestem specjalista o szerokich kwalifikacjach – odparl Semirol z powaga.

– A czy zdarzylo sie panu... wybronic od wyroku prawdziwego przestepce? Morderce? O ktorym pan wiedzial, ze jest winny?

– Tak – odparl Semirol po chwili milczenia. – Zdarzalo sie.

Nick glosno westchnal.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату