Polaczymy sie ze Stworca. Codziennie modle sie, by wzial moja krew. I za kazdym razem jestem przerazony, kiedy rzeczywiscie... do tego dochodzi.
Irena sie cofnela. O krok. Potem nastepny.
„Trosz jest z nas wszystkich najbardziej nerwowy'. Tak, ten wasz Trosz to po prostu wariat. Co prawda nie bedzie musial nosic w swym lonie dziecka Semirola. Jego geny raczej nikogo nie zainteresuja.
Chlopak sie opanowal. Spojrzal na Irene. Jego twarz zaszczutego podrostka wykrzywila sie ze skrucha.
– Chcialbym pania przeprosic. Nie wiem... o czym mozna z pania rozmawiac, a o czym nie.
– Mozna ze mna rozmawiac o wszystkim – usmiechnela sie porozumiewawczo. – Doktor Nick juz wtajemniczyl mnie we wszystkie szczegoly naszego malenkiego pensjonatu. I prosze sie mnie nie bac, Trosz; nie mam najmniejszego zamiaru pana urazic.
– Ma pani dobra twarz – chlopak opuscil glowe. – To dla mnie niepojete... ze tez musi pani cos odpokutowac.
Irenie zrobilo sie zimno. I to odczucie zdecydowanie nie mialo nic wspolnego z porywem wiatru, ktory zerwal sie po kilku sekundach.
– Sama nie wiem, za co tu pokutuje – rzekla z nerwowym smieszkiem. – Jestem ofiara wlasnej pomylki.
Trosz spojrzal na nia z niedowierzaniem. Odwrocil sie i przesunal po sniegu czubkiem buta.
– Prosze sie nie martwic. To nie boli.
– Naprawde? – zapytala Irena, mimowolnie cofajac sie o jeszcze jeden krok.
Trosz przytaknal ze smutkiem.
– Naprawde... Ale jest... paskudne. Boje sie... Wczoraj byla kolej doktora Nicka. Ale on... zmienil zdanie. Wzial Sita. On czesto... nie rusza Nicka. Mowi, ze to lekarz, ze jest pozyteczny i dlatego... A teraz sadze, ze po Sicie nastapi moja kolej – ciekawe, czy nastepnym razem wezmie Nicka czy mnie?
– Wracajmy do domu – zaproponowala Irena ze znuzeniem.
Nick czekal na nich na podworzu. Usmiechnal sie szeroko i spojrzal obojgu w oczy.
– Juz po spacerze? Wez sie do roboty, Trosz. Idz do kotlowni pomoc Elzie. I do pralni... Potem zajmij sie samochodem. Jan mowi, ze zbyt szybko siada akumulator.
Irena odprowadzila atlete zamyslonym spojrzeniem.
– Wymeczyl pania?
Irena milczala. Myslala.
– Prosze wybaczyc, ze musialem pania zostawic. Gdy jest sie jedynym lekarzem w okolicy, trzeba czasem...
– Nie sadzilam, ze ma pan tak wielu pacjentow – Irena spogladala niewinnie, jednak Nick od razu spojrzal w strone zabudowan, gdzie zniknal smutny silacz.
– Co, sprawia wrazenie wariata? To jedynie pozory. W zasadzie jest zdrowy, tyle ze sie zalamal. Byl po uszy zakochany w jakiejs pelnej temperamentu dziewczynie i gdy nakryl ja w lozku z przyjacielem, w przyplywie szalu zabil ich oboje. Potem co prawda strasznie to przezywal. No a nasze sady sie nie patyczkuja; niewazne, czy zrobil to w afekcie, czy tez nie, i tak otrzymal najwyzszy wymiar kary. Wtedy wlasnie pojawil sie Jan ze swoja kasa.
Irena milczala, marszczac brwi.
– Cos pania martwi?
Pomogl jej sciagnac kurtke. Irena zatrzymala sie przed lustrem i przez dwie minuty wpatrywala w swa zarozowiona, lecz posepna i skupiona twarz.
– A... co dolega Sitowi?
– Nic takiego – usmiechnal sie Nick. – Juz mu lepiej. Jutro powroci do swych zwyklych obowiazkow, a pojutrze...
– A czy to prawda, ze wczoraj byla pana kolej, Nicku?...
Ciagle sie usmiechal, lecz ten usmiech nie byl juz taki szczery.
– Nicku...
Przeciagnal dlonmi po twarzy, jakby chcial zetrzec z niej falszywa wesolosc.
– Tylko niech sie pani nie stresuje, Ireno. Takie jest zycie... Jan bardzo nie chce, zeby sie pani denerwowala. Marzy o tym, by zycie na farmie pani sie podobalo.
– Czy moglby pan zdjac swoj szal?
– Nie ma najmniejszych powodow do niepokoju, Ireno. Zapewniam pania, ze nie ma sie pani czego bac.
– Prosze go zdjac.
– Alez zaden problem... – lekarz znow sie usmiechnal. Jedwabny szalik niczym waz zesliznal sie z jego szyi i drzal w jego nerwowych palcach; gdyz pomimo pozornego spokoju Nick byl ewidentnie wzburzony.
Jego szyja okazala sie wrecz sinobiala. Po obu jej stronach ciagnely sie ledwie widoczne, cienkie blizny – zarowno stare, jak i swieze. Blizny nitki. Blizny znaki.
Snil jej sie Andrzej. Jak ida razem po cmentarzu i maz z zapalem opowiada jej jakas wazna, szalenie interesujaca historie. Opowiada i gestykuluje, mowi coraz glosniej, a obok idzie kondukt pogrzebowy i Irena probuje przekonac go, by sciszyl glos. On jednak jej nie slyszy, mowi, smieje sie, wymachuje rekami... Ludzie w zalobie, lzy, trumna. Andrzej niczego nie zauwaza. „To jest metoda!' – krzyczy, nie slyszac upomnien Ireny. „Metoda jest narzedziem, a nie celem, rozumiesz? Nie jest podstawowym procesem!' I smieje sie, zadowolony ze swej przenikliwosci: przybici rozpacza ludzie odwracaja glowy i pod ich spojrzeniami Irena porzuca Andrzeja, i ucieka przed siebie.
Biegnie po cmentarzu. Dociera do jego najdalszego zakatka. Wsrod wielu zapuszczonych grobow czarna ziemia wyroznia sie swiezy wzgorek; Irena potyka sie; pod nogami ma kamienie i gline.
Na wyblaklej fotografii nie mozna rozpoznac twarzy. I niezaleznie od wysilkow nie jest w stanie odczytac imienia wygrawerowanego na miedzianej tabliczce.
Obudzila sie jak zwykle o swicie. Jak zwykle od strasznej mysli. I jak zwykle spocona.
A jesli dziecko nie zostanie poczete? Kto powiedzial, ze tak po prostu, na jeden rozkaz wampira, zajdzie to, o co wiele par stara sie dlugie lata? A bezplodnosc? A...
Wybuchnela placzem.
Co ja czeka?
Dopiero teraz pojela prawdziwe znaczenie slowa „farma'. Irena zostanie jedna z
Za oknem zaczely sie pojawiac, jak na wywolywanej fotografii, zarysy gor.
Rozdzial 6
– Prosze mi wyjasnic, Ireno, dlaczego, jesli krwiodawstwo powszechnie uwaza sie za szlachetny czyn, jeden z najwyzszych objawow wzajemnej pomocy... Prosze mi wyjasnic, dlaczego w naszym przypadku to samo w istocie krwiodawstwo nalezy traktowac jak cos nieludzkiego, potwornego, cynicznego. Oczywiscie, nic podobnego pani nie powiedziala. Wystarczy jednak spojrzec na wyraz pani twarzy!
Nick chodzil z kata w kat. Semirol apatycznie siedzial przed rozpalonym kominkiem i sluchal radia. Wampir calym swoim wygladem zdawal sie mowic: „Mnie tu nie ma' – chociaz Irena odczuwala jego obecnosc kazda komorka swego ciala.
Z dwoch ukosnych glosnikow ledwie slyszalnie dobiegala melancholijna melodia. Kiedys Irena znala i lubila te muzyke, i za kazdym razem, gdy slyszala znajome dzwieki, podkrecala potencjometr.
– A moze sie myle? – pytal Nick patetycznym tonem. – Wiec niech mi pani to powie i wyjasni blad w moim rozumowaniu! Pani spojrzenie jest bardziej wymowne od najgorszego przeklenstwa. Nie moge jednak zrozumiec... no dobrze, moge to zrozumiec. Rozumiem. Lecz ostatecznie Jan nie ogranicza sie do tego, ze wypija z ludzi krew; robi tez wiele dobrego – zarowno tym ludziom, jak i innym, ciaganym po sadach, pozbawionym nadziei na udowodnienie swej niewinnosci.
– Zapisz to – mruknal Semirol, nie odwracajac glowy. – Wlacze to do swego wystapienia. Niech przysiegli zaplacza.
Muzyke zamienil najpierw nonszalancki glos spikera, a potem rownie niedbaly utwor – piosenkarka cieszyla sie zyciem, namawiajac kazdego, kto nie jest oslem, by poszedl w jej slady.
– Ireno – Nick przestal chodzic, pochylil sie nad siedzaca w fotelu rozmowczynia i zajrzal jej w oczy. – Powinnismy powiedziec to pani wczesniej. Tak, popelnilismy blad. Ale zauwazyla przeciez pani, ze za kazdym razem staramy sie uchronic pania przed wszelkimi negatywnymi emocjami?
Semirol mruknal ironicznie.
– Powiedzialem cos nie tak? – zdziwil sie Nick.
Semirol mruknal glosniej.
– Nie ty. Ta baba, ktora spiewa. Miala jeden z najglosniejszych, najdluzszych i najbardziej przygnebiajacych procesow rozwodowych.
Irenie zrobilo sie zal piosenkareczki. Juz dawno nauczyla sie nie reagowac zbyt emocjonalnie na slowo „rozwod', nigdy jednak nie bedzie w stanie zapomniec wlasnego.
Semirol sie odwrocil. Spojrzal na Irene przez ramie; bezwiednie przylozyla dlon do szyi. Do miejsca, w ktorym pulsowala pod skora tetnica.
Semirol sie usmiechnal. Irena zdala sobie sprawe, ze wyglada glupio, jednak nie mogla juz nic na to poradzic.
– I jak zakonczyla sie ta sprawa? – zapytal Nick z ciekawoscia.
Semirol zmienil stacje. Glos rozwiedzionej piosenkarki zamienil namietny tkliwy baryton, spiewajacy na szczescie bez slow.
– Na moja korzysc... Gdyz otrzymalem potrojna stawke. A ogolnie... zarowno ona, jak i jej maz przegrali. Irena zrozumie, co mam na mysli. Wszak swego czasu rozwiodla sie pani z Andrzejem?
Udala obojetnosc. Inna sprawa, ze udawanie przed Semirolem mijalo sie z celem.
– Woli pan sprawy cywilne – uslyszala wlasny glos – czy karne?
– Jestem specjalista o szerokich kwalifikacjach – odparl Semirol z powaga.
– A czy zdarzylo sie panu... wybronic od wyroku prawdziwego przestepce? Morderce? O ktorym pan wiedzial, ze jest winny?
– Tak – odparl Semirol po chwili milczenia. – Zdarzalo sie.
Nick glosno westchnal.