czlowiek moze uczynic drugiemu czlowiekowi. Wierzy mi pani?

Po chwili wahania Irena w milczeniu przytaknela.

* * *

To jest model, mowila sobie, czytajac gazety sprzed tygodnia. To jest model, myslala, ogladajac kronike policyjna na trzech kanalach jednoczesnie. To tylko zewnetrznie przypomina normalne zycie. To jest model i jeden diabel wie, jaki byl zamysl jego tworcy.

– Jak pan sadzi, Nicku, dlaczego w tym swiecie jest tak wielu roznorakich mordercow? Niezaleznie od tych surowych wyrokow. I czy nie wydaje sie panu, ze swiat zwariowal pod wzgledem praworzadnosci? Pod wzgledem okrutnej praworzadnosci?

Irena starala sie, by jej glos brzmial jak najbardziej obojetnie.

Skazany ginekolog wzruszyl ramionami.

– To pytanie do Jana. To jego zycie i zawod.

– A kiedy on wroci? – zapytala po chwili.

– W zaleznosci od tego, jak potocza sie sprawy. Broni teraz jednoczesnie w dwoch procesach. Cywilnym i karnym.

– Biedak sie przemecza – rzekla z dziwna intonacja. Nick oderwal wzrok od ekranu i spojrzal na nia ze zdziwieniem. – Co takiego? – Nic...

– ...Niezwykly sklep! – radosnie oznajmila spikerka. – Najbardziej staromodni z nas moga byc zaszokowani... ale na pewno spodoba sie dzieciom. W minionym tygodniu...

Na ekranie pojawila sie miejska ulica. Irena az sie spiela – piekna ulica, odswietny tlum, jakie to dalekie i nieosiagalne. Jak bardzo chcialaby zanurzyc sie w tym wszystkim, chocby na minute.

– ...ku ubolewaniu surowych nauczycieli. Mam nadzieje, ze poczucie humoru zwyciezy i asortyment sklepu wywola zachwyt lub oburzenie, lecz nie pozostawi nikogo obojetnym...

Kolorowa witryna. Jasnozolty, plastykowy szkielet naturalnej wielkosci, dziesiatki odrabanych rak, bardzo przypominajacych prawdziwe, jakies zdechle muchy, zdechle myszy i pajaki na gumce.

W oryginalnym, zewnetrznym swiecie podobne sklepy funkcjonowaly juz od dawna. Chyba. W kazdym razie Irena gdzies to juz widziala.

– ...Loterie i niespodzianki! Uwaga! Nauczmy sie zartowac i nie obrazac za zarty! Gdy znajdziecie w kominku szczatki ulubionego kota – nie wpadajcie w panike. Najprawdopodobniej jest to atrapa i nabiera was wlasny syn. Irena zmarszczyla brwi.

– ...Przychodzcie do nas! Otworzymy przed wami drzwi do nowego swiata – swiata przerazajacych bajek i legend!

Szyld nad wejsciem: „Swiateczne zarty i niespodzianki'. Lada, klienci, dzieci z rozdziawionymi buziami... Scenki z horrorow z udzialem zebatych masek.

Irena przyciszyla telewizor. Odwrocila sie do Nicka.

– Na przyklad pan – czy zasluzenie skazano pana na smierc?

Lekarz wzruszyl ramionami.

– Zalezy, jak na to spojrzec.

– Jedno z dwoch. Albo zostal pan nieslusznie skazany, albo Jan postapil niesprawiedliwie, pozostawiajac pana przy zyciu... W kazdym razie...

– Przeciez juz to mowilem, Ireno. Z podobnymi watpliwosciami niech sie pani zglosi do Jana. Do zawodowca. A ja, jak pani dobrze wie, jestem specjalista w zupelnie innej dziedzinie... Chce pani kawy?

Potrzasnela glowa, zamierzajac odmowic – i nagle zastygla z otwartymi ustami.

Z ekranu patrzyl chlopiec. Mial jakies dziesiec lat, byl blady i chudy.

– Uwaga... Policja z polnocno-wschodniego sektora miejskiego znalazla Ilie Worochta, dziesieciolatka, ktory zaginal przed piecioma dniami w niewyjasnionych okolicznosciach. Chlopiec jest zdrowy, przebywa jednak w stanie silnego szoku; ze zrodel zwiazanych ze sledztwem, dowiedzielismy sie, ze chlopiec najwyrazniej uniknal pewnej smierci, cudem wymykajac sie z rak psychopatycznego mordercy.

– Ilez mozna – wyszeptala Irena. – To swiat maniakow i katow... I po co skonstruowales to wszystko, do przeprowadzenia jakiego eksperymentu?

Nie od razu zdala sobie sprawe, ze mowi na glos. I ze Nick przyglada jej sie uwaznym, ciezkim wzrokiem.

– Nie tylko Trosz potrafi modlic sie do Stworcy – rzekla, kryjac zmieszanie. Okazalo sie jednak, ze „ratunkowa wymowka' nie dotarla do uszu Nicka. Wstal juz i wyszedl, a Irena mowila w pustke.

* * *

Semirol wrocil po trzech dniach. Irena, ktora wygladala przez okno, odniosla wrazenie, ze jest zmeczony i strapiony; nie znala go jednak wystarczajaco dobrze, by wiedziec to na pewno. W kazdym razie zewnetrznie pozostawal jak zwykle elegancki.

– Jakie masz wiesci, Janie?

– Rozne... jak zazwyczaj. Jeden proces wygrali, drugi sie przeciaga.

Wampir zachowywal sie, jak gdyby nigdy nic – jakby nie stalo pomiedzy nimi wspomnienie tej wstydliwej i bolesnej „pierwszej proby'. A Irena bez przerwy musiala zmuszac sie do panowania nad soba.

– Janie... mam do ciebie sprawe.

Trudno jej bylo wydusic z siebie te slowa, nie chciala sie jednak wycofywac.

Przez chwile Semirol badawczo jej sie przygladal. Potem sie usmiechnal.

– Nieprzyjemna?

– Tak.

– Wiec chodzmy.

W drodze do gabinetu natkneli sie na Nicka. Przywital sie i odprowadzil ich zatroskanym spojrzeniem; o nic jednak nie pytal.

Za oknami hulal wiatr. Semirol zapalil lampke i odruchowo odwrocil ja od siebie; na wielkiej mapie pojawila sie okragla plama swiatla. Irenie przeszla przez glowe mysl, ze mieszkancy papierowego, topograficznego swiata zazywaja teraz kapieli slonecznych i dziekuja Stworcy za piekna pogode.

– Przede wszystkim, Ireno, nie chce slyszec o zadnych kompleksach ani przeprosinach. Mam nadzieje, ze wkrotce pojawi sie miedzy nami niezbedne w tej sytuacji wzajemne zaufanie. Odnosze jednak wrazenie, ze to nie o tym chcialas porozmawiac.

Irena nie usiadla. Podeszla do stolu, chwycila lampke za cieply, plastykowy abazur i poruszala nim tam i z powrotem, tworzac mieszkancom papierowego swiata iluzje wschodow i zachodow slonca.

A potem gwaltownym ruchem odwrocila lampke zarowka w dol. Podobnie jak wtyka sie nos niesfornego szczeniaka w zalatwiona przez niego potrzebe, mowiac: popatrz, cos ty narobil.

– Popelniles przestepstwo, Janie. Jestes adwokatem. Dopusciles do skazania niewinnego czlowieka, choc to jeszcze pol biedy. Sprawiles, ze prawdziwy zabojca pozostal na wolnosci. Poswieciles swoj zawodowy... honor... powinnosc... i po prostu przyzwoitosc dla osobistych korzysci. Zlekcewazyles prawde, aby zawladnac mym... narzadem rozrodczym. A przeciez ona – ta kobieta – na pewno wciaz bedzie zabijac. I krew jej niewinnych ofiar bedzie takze na twoich rekach!

Irena zamilkla. Zdala sobie sprawe, ze jej ostatnie slowa byly dwuznaczne i zabrzmial w nich niepotrzebny, teatralny patos.

– Przeciez jestes adwokatem – powtorzyla niczym zaklecie. – To tak jak lekarz. Jestes przede wszystkim adwokatem, a dopiero potem wampirem.

Semirol sie usmiechnal.

– Gdybym nie wiedzial, ze zajmujesz sie literatura, Ireno... to, na Boga, pomyslalbym, ze dawalas na prawie wyklady z etyki zawodowej.

– Janie... a jesli okaze sie, ze kobieta, za ktorej zbrodnie zostalam skazana... jesli okaze sie, ze ta kobieta jest na wolnosci i wciaz popelnia morderstwa – czy sad uzna swa omylke?

Semirol znow sie usmiechnal.

– Oho, Ireno. A ja sadzilem, ze naprawde przejmujesz sie mozliwoscia popelnienia kolejnych zabojstw.

Zacisnela zeby. Uklucie bylo bolesne i celne.

– Pytam, czy uzna to sad? Czy jest to mozliwe?

– Nie. Sad wyda po prostu kolejny wyrok. Jesli oczywiscie uda sie te suke, przepraszam za jezyk, Ireno, jesli uda sie ja zlapac.

Dopiero teraz zdala sobie sprawe, ze wciaz trzyma dlon na lampce i rozgrzany abazur parzy jej palce.

– Nie rozumiem. Przeciez musi byc w tym wszystkim jakas elementarna logika. Czy moze w tym waszym popapranym swiecie maniaczki rodza sie czesciej, niz sady przyznaja do ewidentnych bledow?!

Semirol wciaz sie jeszcze usmiechal, lecz jego usmiech ulegl ledwie zauwazalnej przemianie i po minucie pelnego napiecia milczenia Irena zorientowala sie, ze powiedziala za duzo. I ze powinna sie z tego wykrecic, znalezc jakas wymowke – nie baczac na swa spozniona reakcje.

– W naszym swiecie, Ireno?

Z heroicznym wysilkiem wziela sie w garsc.

– W waszym... swiecie... Prokuratorow i sedziow... adwokatow... wymiaru sprawiedliwosci, ktory w rzeczywistosci nie ma nic wspolnego ze sprawiedliwoscia... w calym tym popapranym swiecie...

Wydawalo jej sie, ze jej slowa zabrzmialy w miare wiarygodnie. Wstrzymala oddech.

Semirol mruknal sarkastycznie. Odczekal chwile, pozwalajac jej ocenic dwuznacznosc sytuacji. Przeszedl przez pokoj i wyciagnal ze sterty kaset wideo jedna w ciemnym pudelku.

– W zasadzie nie zamierzalem ci tego pokazywac... lecz jesli jest to dla ciebie takie wazne...

Zaswiecil sie ekran malenkiego telewizora. Cyfry, jakies oznaczenia, oficjalna czolowka.

– Prosze mi wybaczyc, Ireno, ale nie puszcze tego materialu od poczatku... Zaraz przewine. Tak. Mniej wiecej od tego miejsca.

Plan ogolny – ludzie, ktorzy jeden za drugim wchodza do wiejskiego domu.

Wielu mezczyzn. Jedna kobieta w dlugim palcie. Kamera poruszyla sie; czyjes nogi, przytlumione swiatlo, pokoj...

I zblizenie twarzy kobiety.

Na oko miala czterdziesci lat. Wyblakle, wodniste oczy bez zadnego makijazu, sucha skora pokryta siatka zmarszczek, wymiete palto, przyozdobione wylinialym ogonem jakiegos zwierzatka.

Irena zacisnela zeby. Strumien bialego swiatla byl skierowany prosto w twarz kobiety – w tym oswietleniu bylo cos nienaturalnego, prymitywnego, wymuszonego.

– Kim ona jest, Janie?

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату