W paczce znajdowal sie tomik liryki milosnej wydany przed dwustu laty; przy czym wartosciowe byly nie tyle wiersze, ile sam tomik, oprawiony w cieleca skore, ze zdobionym zapieciem i grawerowana okladka; brakowalo tylko autografu – cudowna zabawka. Irena nie byla sie w stanie nawet smiac – po prostu stala i gladzila swoj prezent, czujac jak za jej plecami usmiecha sie Andrzej.

Teraz, po latach, tomik na pewno przepadnie. Zostanie bezlitosnie wcisniety w jakis kat albo komus podarowany. Irena prawie zapomniala juz tamte dni; zapomniala, bo nie chciala pamietac.

A teraz, w srodku nocy, siedzi, przyciskajac dlon do wsciekle tlukacego sie serca.

W srodku nocy. Dlaczego wszystkie pomysly przychodza jej do glowy noca i nie pozwalaja spac?!

Dlaczego... dlaczego nie domyslila sie od razu?!

„To ja lece. Czesc'.

Napis na odwrocie widokowki.

A na drugiej stronie nie bylo nic ciekawego – po prostu ladny, miejski pejzaz. Jakis sklep z kolorowa witryna. Szyld nad wejsciem... Ulica, przechodnie, dzieci... Sklep.

Jeden z programow telewizyjnych, ktory ogladala jakis czas temu.

– „...niezwykly sklep! Najbardziej staromodni z nas moga byc zaszokowani... ale na pewno spodoba sie dzieciom. W minionym tygodniu...'

Mocno przetarla oczy.

„Otworzymy dla was drzwi do nowego swiata – swiata przerazajacych bajek i legend!'.

„To ja lece. Czesc'.

„Swiateczne zarty i niespodzianki'.

„To ja lece. Czesc'.

„Otworzymy dla was drzwi do nowego swiata'.

Zdala sobie sprawe, ze stoi przed oknem, wylamujac palce.

Idiotka. Kretynka. Po prostu glupia baba...

Oto rozwiazanie. Najwyrazniej Andrzej wcale jej zle nie zyczyl – sadzil po prostu, ze zajmie jej to co najwyzej miesiac. Ze zorientuje sie...

– Co ty wyprawiasz, Andrzeju?!

A co zrobilby Peter, chcac wskazac Irenie mozliwe wyjscie z modelu? Zamiescilby w mediach jakies niewinne ogloszenie, „drzwi do nowego swiata'? Sposob stary jak swiat, wielokrotnie opisany i dajacy, jesli wierzyc ksiazkom, swietne rezultaty.

– Andrzej – czy Peter?! A moze dzialaja razem? Zamknela oczy. Tak, Andrzej wyszedl z modelu. Inscenizujac wlasna smierc. Spotkal sie z Peterem i beztrosko oznajmil, ze kramik mozna zamknac. Jak tak mozna, rzekl Peter. A panska byla zona?! Ja takze zwiniemy wraz z modelem?

Zrob mi prezent slubny, Janie... Chce isc do sklepu „Swiateczne zarty i niespodzianki'. I kupic sobie maske wampira. Urzadzimy sobie maskarade.

Czy to naprawde takie proste?

Wyjdzie i caly ten niedorzeczny swiat z wampirami na zawsze zniknie?!

Przeciez na uczelni rozpoczal sie juz nastepny trymestr.

Rozesmiala sie i rozplakala jednoczesnie.

* * *

– Co sie stalo, Ireno?

Przyciskala dlon do podbrzusza. Kulac sie coraz bardziej i wciagajac powietrze przez zacisniete zeby.

– Co sie dzieje, Ireno?!

Semirol wzial ja na rece i polozyl na lozku.

– Boli – wydusila z siebie.

– Spokojnie... Tylko spokojnie, to na pewno nic takiego... Nick!!

Zaprowadzili ja do gabinetu lekarskiego, podtrzymujac z dwoch stron pod ramiona. Irena powstrzymywala sie, by nie jeczec.

– Janie, wyjdz...

Za Semirolem zamknely sie drzwi.

– Bardzo boli, Ireno? Chwile cierpliwosci, zaraz... Umilkl.

Irena patrzyla mu prosto w oczy i w jej wzroku nie bylo bolu ani strachu.

– Powie mu pan zaraz, ze powinnam... ze musze jechac do szpitala. Gdyz moge stracic dziecko.

Nick odsunal sie gwaltownie.

– Ireno...

– Wiem, jak mam na imie... Nie ma pan... niezbednej aparatury. Niech pan wymysli, czego pan nie ma... Trzeba mnie natychmiast zawiezc do miasta. Niech mu pan da adres kliniki.

Zauwazyla, ze Nickowi zaczynaja drzec wargi. Najpierw lekko, potem coraz silniej, a przeciez musial w swoim zyciu widziec i slyszec nie takie rzeczy.

– To niemozliwe.

– To jest mozliwe. I tak wlasnie bedzie.

Woda lala sie do zlewu. Bulgotal szary otwor odplywowy; mijal czas, odmierzany przez bijaca z kranu struge jak przez dzwieczna, goraca klepsydre – zegar wodny.

– Dlaczego pani sadzi, ze... to zrobie, Ireno?

– Czyzbym sie mylila?

Szumiala woda. Kolysala sie snieznobiala, nakrochmalona zaslonka.

– Czyzbym sie mylila, Nicku?!

Przez chwile zemdlilo ja z przerazenia. A co bedzie, jesli ten akt desperacji okaze sie pomylka?

– Nic panu przeciez nie grozi – rzekla lagodnie. – Jan sie nie dowie, ze symulowalam.

– Jan sie niby nie dowie?!

Szumiala woda.

– Boi sie pan?

– Droga jest... – unikal jej wzroku. – W takich warunkach sie nie dojedzie...

– To juz nie pana zmartwienie.

Zlapal ja za nadgarstki.

– Dziecko, Ireno. Dziecko!..

Przytaknela.

– To wlasnie dla dobra dziecka. W imie panskich wlasnych chlopcow... Jest pan przeciez mezczyzna...

– Ireno...

– Tak czy nie?!

Odwrocil wzrok.

– Nie. Przykro mi. Nie moge.

* * *

Prowadzili ja do samochodu, podtrzymujac pod ramiona. Nickowi strasznie drzaly rece, Semirol byl blady i bardzo skoncentrowany.

– Wszystko bedzie dobrze, Ireno.

Jak na zlosc nawalilo w nocy sniegu. Gestego i mokrego; widziala, jak martwi sie Nick. Patrzy to na nia, to w niebo, to na Semirola.

– Czy jestes pewien, ze przejedziesz... w taka pogode, Janie?

– A mam inne wyjscie? – odparl Semirol z rozdraznieniem i Irena dopiero teraz zauwazyla, jak jest zaniepokojony. Jesli trzeba, przez nieprzejezdne zaspy zaniesie Irene do miasta na plecach.

Czyzby naprawde tak troszczyl sie o nienarodzone dziecko?

Moze poczuje jeszcze wyrzuty sumienia. Potem. Kiedy dotrze do sklepu „Swiateczne niespodzianki'.

Zreszta potem nie bedzie juz czego zalowac. Model sie zatrzasnie – wraz z wampirem i jego marzeniami o potomstwie, ze slicznymi, pocztowkowymi gorami, surowym wymiarem sprawiedliwosci, przodujaca ginekologia, wraz z Nickiem, ktory po raz pierwszy sklamal swemu wielkodusznemu patronowi.

Zajeczala – z niemal prawdziwego bolu. Semirol scisnal jej dlon – rozpaczliwie i mocno; a jesli szczesliwego wampira martwi nie tylko los dziecka?

Nie teraz. Potem sie nad tym zastanowi.

Snieg sypal bez przerwy. Nick byl coraz bardziej przerazony. Pomogli Irenie wsiasc do samochodu i przez zasypana sniegiem szybe widziala, jak splatajac palce, Nick otwiera usta i zwraca sie do Semirola; slow nie slyszala.

Nie wytrzymal. Zdradzil, przyznal sie; na sama mysl pociemnialo jej w oczach.

– ...snieg... takiej drodze...

Nick sie zadreczal. Nie chcac przyznac sie do klamstwa, probowal mimo wszystko zatrzymac Semirola – szczegolnie ze pogoda, jakby wspolczujac lekarzowi, robila wszystko co w jej mocy, by przeszkodzic w wyjezdzie.

Jednak klamka juz zapadla. Podjeli decyzje i sklamali. Robiac to tak przekonujaco, ze nawet chytry jak waz Semirol wciaz nie domyslal sie, ze zostal oszukany.

Dlatego ze zbyt wiele postawil na jedna karte. Ze zbytnio dowierzal swemu druhowi niewolnikowi.

– ...sie zamknac? Nie po raz pierwszy siedze za kolkiem i odrobine znam te droge... Dales jej jakies lekarstwo? Cos przeciwbolowego? Wiec to juz wszystko. Trzymaj za nas kciuki...

Drzwi sie zatrzasnely. Semirol usmiechnal sie, chcac dodac jej otuchy. Zapial jej pas, odpalil silnik, ruszyl.

Вы читаете Kazn
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату