– Znalazlam sie w poblizu – wyjasnila Angela, kiedy wyjmowal z bagaznika jej walizke. – Ja... okradziono mnie, prawde mowiac, zabrali mi prawie wszystkie pieniadze... Prosze mi wybaczyc, ale nie mam tutaj innych znajomych...

Mowila i mowila, plotla trzy po trzy. Wlad doskonale wiedzial, ze albo klamie, albo cos kreci, albo nie chce wszystkiego powiedziec, ale nie wiedziec czemu jej nieszczerosc nie przeszkadzala mu. Uczucie bylo takie, jakby zdjal w koncu ciasne pantofle albo zrzucil z plecow worek z cementem, krotko mowiac, takie samo, o ktorym mowia – zwalic gore z plecow. „A jezeli tesknilem za nia? – ze zdziwieniem pomyslal Wlad. – Przeciez nie myslalem o niej ani razu przez te... dwa? Trzy? Ile dni minelo? Przebudzenie, zmieta posciel... Przeciez myslalem o Annie?!”

Rozpalil w kominku. Angela wyciagala rece do ognia, chociaz jej palce i tak byly cieple. Wlad przekonal sie o tym, mimochodem dotknawszy jej dloni...

A kiedy kroil szynke w kuchni, szukal chleba i zaparzal herbate, przypomnial sobie o tym przelotnym dotyku – i zdal sobie sprawe, ze wewnetrzny licznik, zawsze uwzgledniajacy takie momenty, zbil sie z tropu i milczy.

Wlad wrocil do pokoju. Na jej twarzy igraly odblaski ognia. Szerokie kasztanowe brwi wydawaly sie miodowe, oczy – zlote.

– A jak pani... jak zdobylas moj adres?

– W biurze meldunkowym – odezwala sie zdziwiona.

– Pozyczyc ci pieniadze?

– Milczala.

– Chodzi o to, ze jesli cie okradli, to pewnie chcialas pozyczyc ode mnie pieniadze? Tak?

Milczala. Teraz jej milczenie bylo ciezkie i twarde, jak beton.

– Nie obraz sie – powiedzial Wlad. – Ale pozycze ci pieniadze i zamowie taksowke na dworzec. Zaraz. Natychmiast.

* * *

Siedziala przy filizance stygnacej herbaty, zula bulke z serem, patrzyla przed siebie. Wlad czul sie tak, jakby dopiero co zbil male dziecko. Zloscil sie na siebie – i nic nie mogl zrobic z rozdmuchanym, jak ciasto drozdzowe, poczuciem winy.

Czy Angela mogla pojawic sie tutaj nie z wlasnej woli? Z woli wiazow, ktore przywiazaly ja do Wlada? Czy mogla...

Wlad ledwo nie udlawil sie szynka. Tak, w jego zyciu byly kobiety. Niektore z nich od razu wyczuwaly, ze ten zwiazek, jak motyl, nie dotrwa do nastepnego wieczora, a inne, mozliwe, ludzily sie... Ale Wlad nigdy nie dopuszczal do powtornego spotkania z kobieta, ktora dzielila z nim lozko. Rano – rozstanie na zawsze, raz bylo latwe i zwyczajne, niekiedy trudne, niekiedy trzeba bylo klamac...

I prawie zawsze udawalo sie znalezc slowa, zdolne powstrzymac kobiete od prob nowego spotkania.

Ale Angela odeszla sama, pierwsza! Milczaco uznajac reguly gry, zgodnie z ktorymi przelotna znajomosc nie ma prawa na ciag dalszy. Na co liczyla, wypytujac sie o jego adres?

Niedobrze. Jezeli dowiedziala sie, gdzie mieszka – mozliwe, ze ktos drugi sie dowie, wielbiciele, na przyklad... I wtedy trzeba bedzie zerwac z takim uporzadkowanym zyciem, ilez trudu w nie wlozyl! I wyprowadzic sie...

Nie, pomyslal Wlad ponuro. Jezeli juz trzeba bedzie sprzedac dom – kupie w zamian furgonetke ze wszystkimi wygodami. I ostatecznie przejde na zycie na kolkach. Niczego nie bede sie bal, przestane stronic od ludzi, bede uprzejmy, towarzyski, przyjacielski... I nigdzie nie bede zatrzymywal sie dluzej niz na trzy dni.

Znowu spojrzal na Angele. Kasztanowe kosmyki opadly, zakrywajac jej smutna twarz, prawie zanurzajac sie w herbacie.

Ciekawe, czy wiezy zdazylyby sie pojawic w tak krotkim czasie. Nawet uwzgledniajac te zwariowana noc... Nawet to, ze ja podwozil i wszystkie ich przypadkowe spotkania, rozmowy, przelotne dotkniecia...

Ale jezeli wiezy mimo wszystko pojawily sie – trzeba z zimna krwia ja przegonic. Zeby krzywda przerosla rodzace sie przywiazanie.

– Po co przyjechalas, Angela? – spytal chlodno.

– Po nic – odezwala sie obojetnie. – To nie ma znaczenia.

– Wiecej nigdy tego nie rob. Dobrze? Nie przyjezdzaj tu wiecej.

Podniosla wzrok na niego. Wstal. Nie mozna przeciagac pozegnan. Chorego zeba nie usuwa sie w ciagu trzech wizyt...

– Taksowka bedzie za piec minut. Jestes gotowa?

Angela byle jak wzruszyla ramionami.

Wladowi znowu nie w pore przypomniala sie Iza. Wlasnie ona, biedna dziewczyna, zdazyla przywiazac sie do Wlada najmocniej. Bez zadnej wspolnie spedzonej nocy – tak po prostu, rozmawiajac, grajac w szachy...

Wlad nie dopil swojej herbaty. Wyszedl na taras – taksowki wciaz jeszcze nie bylo. Poszedl do gabinetu, wyciagnal z sekretarzyka pieniadze, odliczyl piec banknotow o wysokim nominale, wrocil do jadalni:

– Prosze.

– Nie moge tego przyjac – powiedziala powoli. – Nie potrzebuje jalmuzny.

– Potem przyslesz mi poczta.

– Idz do diabla – powiedziala Angela, a on mimo woli skrzywil sie. Nie od slow – od intonacji. Tak, na pewno nie wychowywala sie w prywatnej szkole dla grzecznych dziewczat. Tym latwiej zniesie krzywdzacy prztyczek w nos...

Zachcialo mu sie powiedziec jej cos milego. Przeprosic. Wyjasnic.

Wstrzymal sie. Spil troche ze swojej filizanki. Herbata okazala sie calkiem mocna.

Angela szybko spojrzala na niego – i znowu sie odwrocila. Wypil herbate do konca, z trudem przelykajac, nie wiedzac, co jeszcze powiedziec – ale w tym momencie z podjazdu zatrabil samochod.

– No, jest taksowka – chwycil za dluga raczke jej kratkowana walizke na kolkach. – Idziemy.

Szla w slad za nim. Mineli korytarz... Przed samymi drzwiami, ostatni raz stapnawszy, miekko opuscil sie na podloge.

* * *

– Co...

– Uderzyles sie w glowe – powiedziala kobieta.

– Co?!

– Niefortunnie potknales sie, przewrociles i uderzyles w glowe... Nie boj sie. Jak tylko dojdziesz do siebie, pojde sobie.

– Co sie stalo?... Cholera...

Lezal na kanapie, pod kocem, w ustach mial sucho, przed oczami migaly mu szare gwiazdki i, nawet gdy mruzyl oczy, nie chcialy zniknac.

– Straciles przytomnosc. Dlatego, wybacz, nie pojechalam od razu, uwazalam za konieczne poczekac, az sie ockniesz...

– Ile... ktory?!

– Dobe byles nieprzytomny.

– Ile?!

– Dobe. Chcialam wezwac pogotowie, ale cos z telefonem...

– Co z telefonem?!

– Nie ma sygnalu – Angela wzruszyla plecami. – Chcialam biec po sasiadow... Ale tutaj nikt nie mieszka. Ja... no, krotko mowiac, jestem pielegniarka z zawodu. Wiem, ze potrzebujacego pomocy nie mozna zostawiac bez opieki. Moze, na przyklad, udlawic sie wlasnym jezykiem albo zachlysnac wymiocinami...

Wlad skrzywil sie – podobne przypuszczenia byly, oczywiscie, jej mala zemsta. Podniosl reke – pokoj zachwial sie przed oczami. Podrapal sie w kark. Bolal go.

– Musisz lezec – powiedziala Angela. – Mogles doznac wstrzasnienia mozgu.

– Nie przypominam sobie, zebym uderzyl o cos glowa – powiedzial Wlad.

– Rzadko kto pamieta. Jak sie przewracales, pamietasz?

Wlad zmarszczyl brwi. Przewracanie sie w jego pamieci uniezaleznilo sie – nawet nie przewracanie, a wywolujace mdlosci zeslizgiwanie sie w dol czarnej bezdennej traby.

– Podaj mi prosze cos do picia – poprosil, dostajac dreszczy od tego wspomnienia.

Angela podala mu ciezka filizanke z podobizna narciarza alpejskiego. Wlad pil, uderzajac zebami o porcelanowy skraj.

– Dziekuje...

Z trudem usiadl. Odrzucil koc. Przeczekal zawrot glowy, opuscil nogi na podloge.

Nogi mial gole. Mial na sobie trykotowa bluze z kapturem – i spodenki. To wszystko.

– Lepiej sie poloz – troskliwie zaproponowala Angela.

– Telefon...

– Mozesz sam sprawdzic.

I podala mu sluchawke. Impuls „rozmowa” przemknal mu przez mysl lekko, bezdzwiecznie, bez zycia. Nie bylo sygnalu.

Wlad polozyl sluchawke na taborecie obok kanapy. Oblizal wysuszone wargi. Podniosl wzrok na Angele.

Miala na sobie domowy szlafrok. Na nogach papcie z futrzanym obszyciem. Wlosy rowno zaczesane do tylu, twarz prawie nie umalowana – cala byla uosobieniem domowego ogniska, wygod, zwyczajnosci. Oto ona, ekstrawagancka gospodyni rudego futra!

– Gdzie bylas... caly ten czas? – spytal delikatnie.

– Tutaj – odezwala sie krotko. – Wydawalo mi sie, ze czlowiekowi, ktory stracil przytomnosc, trzeba mimo wszystko pomoc. Nie mam racji?

– Bylas w tym pokoju? – sprecyzowal.

Usmiechnela sie – troche pogardliwie, jak mu sie zdawalo:

– Jestem pielegniarka. Kiedys bylam sanitariuszka. Wiem, jak zachowuje sie ludzki organizm, nie boje sie zadnej pracy, nawet brudnej... Tak, bylam w tym pokoju. Kiedy pojawila sie koniecznosc.

Wlad zagryzl wargi. Dwadziescia cztery godziny... Jezeli wczesniej wiezy sie tylko zarysowaly – teraz gwaltownie sie umocnily. To nie ulega watpliwosci, emocjonalny plusk, byla obok, dotykala go, zmieniala mu bielizne, niech ja szlak trafi...

Do diabla, do stu tysiecy diablow! Poczula sie mamusia przy chlopcu, wzyla sie w te role, teraz jej sie rzeczywiscie wydaje, ze powinna byc obok. Ze jest mu potrzebna – i w koncu doczeka sie

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×