I co to znaczy tak zwana „wieczna milosc”? I jak ona sie ma do wolnosci?

Mowie powaznie. Nawet Twoja Helka, ktora wiecznie zdmuchuje Ci konspekty, wierzy w wieczna milosc... Co nie przeszkodzi jej wyjsc za maz za tego jej Eryka, ktory w zeszla sobote wozil Was samochodem...

Ja nie mam samochodu. W ogole nic nie mam. Ciekaw jestem, czy to cie przeraza?

Kwiecien

* * *

Wlad przewrocil sie z boku na bok. Nie wiadomo dlaczego, hotelowe lozko bylo tym razem niewygodne i skrzypiace. Nie wiadomo dlaczego, zwyczajny stan bycia w drodze, podrozy, nie tylko nie sprawial mu przyjemnosci – ale go przygniatal.

Tak na przyklad, przypomnial sobie, jak pewnego upalnego wiosennego dnia, w przeddzien sesji, Anna przyszla na zajecia w cienkiej bialej sukience z paskiem. Sukienka ledwo przykrywala kolana. Kolezanki zachwycily sie, Anna sie rozesmiala, podniosla reke, jakby chciala tanczyc, ale rozmyslila sie i wrocila na swoje miejsce. W pamieci Wlada ten moment zapisal sie jak czarno-biala fotografia: dziewczyna stoi na palcach, podnioslszy rece, opada na nia promien sloneczny, a biale refleksy od bialej sukienki oswietlaja wiecznie mroczne audytorium.

Wiele lat nie wspominal Anny tak, jak wspomina ja dzisiejszej nocy. Dlaczego? Co sie stalo?

Wstal, wlaczyl swiatlo, dopil wode mineralna ze stojacej na taborecie plastikowej butelki. Zszedl na dol. Wszyscy spia... Dyzurujacy portier pociaga nosem... W tej dziurze nie ma nawet przyzwoitego hotelu...

Wyjal komputer, wlaczyl – i czekajac, az sie naladuje, wyciagnal z teczki kartke papieru i dlugopis.

Najdrozsza! Pamietasz, jak wydawalo Ci sie, ze jestem tym czarnym chlopakiem z piatego roku? Pamietasz, jak podeszlas do niego i spytalas, czy rzeczywiscie nie ma samochodu, a on sie obrazil?

Chyba wiesz, ze kiedy czlowiek ma samochod, nie jest przez to szczesliwszy. Zreszta, nie pisze tego teraz do Ciebie – pisze do siebie, jakim bylem wczesniej. Przeciez bylem na granicy, na samiutenkiej granicy, jeszcze troche – i zrobilbym jakies Nieodwracalne Glupstwo...

Kiedy pojawil sie Slawek, prawie je zrobilem. Pamietasz? Podszedlem do Ciebie i wzialem cie za reke...

* * *

Podszedl do niej na korytarzu, na piec minut przed pierwszym dzwonkiem i wzial za reke.

Popatrzyla przestraszona. Niedowierzajac, jakby po raz pierwszy zobaczywszy tego dziwnego „durnia”, nigdy z nikim nie rozmawiajacego, ktory pewnego razu w szatni podniosl zeton na metro i podal jej, kiedy zakladala rekawiczki.

Wlad wiedzial, ze za miesiac bedzie szukac go wzrokiem. Pytac o niego, tesknic za nim – cieszyc sie z jego widoku, jak z przyjscia wiosny. Ta niedostepna dziewczyna, Anna...

– Czesc – powiedzial z usmiechem.

Nalezalo dodac: „Nie mam samochodu, ale moim ulubionym miesiacem – jest kwiecien.” Juz otworzyl usta:

– Nie mam...

Patrzyla. Pierwszy raz w zyciu widzial jej oczy tak blisko. Ciemno-czarne, z szerokimi zrenicami. Po raz pierwszy widzial tak blisko jej usta. Zmusila sie do usmiechu. Nawet dla ponurego „durnia”, ktory nigdy z nikim nie rozmawia, probowala byc uprzejma!

Wlad zamilkl. Wypuscil jej reke.

Zobaczyl wiezy. Niewidoczne dla oczu wlokienka, atakujace Anne w chwili, gdy ja dotykal i zaczynal z nia rozmowe. Poki co, sa jeszcze takie cieniutkie... ale juz po tygodniu wzmocnia sie... zacisna i sciagna, owijajac ja, jak mumie, i nie pozostanie jej nic innego, jak pojsc za nim...

Odwrocil sie i zbiegl po schodach w dol, do holu. Spoznieni studenci usuwali mu sie z drogi. Wlad biegl, jak biegl niedawno zaskoczony pod brama Anny zalotnik, tylko nikt nie byl w stanie go dogonic, przewrocic na asfalt i wsadzic mu piesc w zebra.

I tak wloczylem sie po miescie, chodzilem, wspominalem Mamepo raz pierwszy od wielu dni. Wczesniej bylo mi ciezko o niej myslec, odpedzalem sie od tych mysli jak moglem, oczywiscie, nie zawsze sie udawalo... A teraz specjalnie rozniecilem w sobie te wine.

Jestem – podrzutkiem, przygarnela mnie nadzwyczajna osobamoja Mama... A ja za to ja zgubilem. Dlatego, ze gdyby Mama usynowila wtedy nie mnie, a kogos innego... nianczylaby teraz wnukow. Jeslibym nie byl tym, kim teraz jestem, Mama zylaby jeszcze dlugo, jej serce... nie byloby tych dwoch zawalow, jednego po drugim... Rozumiesz?

Myslalem o Dymku. Kiedy ten umieral na oddziale intensywnej terapii, wiedzialem przeciez, ze jest z nim zle. I, wiedzac o tym, uczylem sie wierszy, spacerowalem po stolicy, zbieralem topolowy puch. On umieral, a ja wyobrazalem sobie, ze jestem wielkim aktorem...

A teraz chcialem zgubic jeszcze Ciebie. Zamknac, jak pak motyla. Zdusic swoimi wiezami. Zrobic niewolnica na zawsze. Przykuc do siebie.

Szedlem, poruszalem ustami, pewnie wszyscy usuwali mi sie z drogi... A doszedlem do siebie w windzie, palil sie guzik dwudziestego czwartego pietra i zapytalem sam siebie, dokad teraz jade i co zamierzam zrobic...

A potem okazalo sie, ze na dachu byla kawiarnia. Kawiarnia „Niebo”. Wzialem sok i ciastka...

I zupelnie spokojnie pomyslalem, ze moze taki cudak, jak ja, nie powinien chodzic po swiecie i ze moze najprosciej byloby puscic sie z tego dachu w dol. I od razu znikna wszystkie problemy.

Podszedlem do barierki. Tam na dole byla taka siatka, cos w rodzaju gzymsu, waska, zardzewiala. Przeskoczyc ja – tfu... Na siatce lezal zgnieciony plastikowy kubeczek. A w dole na samym dole – byla fontanna, na pewno pamietasz, niedaleko centrum handlowego... Plytki prostokatny basen, a w nim wystajace rury, z ktorych plynie woda. I pomyslalem sobie, co by bylo, gdybym runal w te wode, jakiego nabralaby koloru... a jesli nabilbym sie jeszcze na wystajacy zelazny pret... Krotko mowiac, dopilem swoj sok i zjechalem winda na dol. Usiadlem na murku przy basenie i zaczalem karmic golebie ciastkami. Wtedy pierwszy raz w zyciu zobaczylem, ze golebie sa naprawde piekne. Wczesniej myslalem, ze jedza tylko pomyje, jak szczury...

* * *

Rano zadzwonil do wydawcy.

– Wlad? Gdzie ty sie podziewales? W przyszlym tygodniu – osmego, dziewiatego i dziesiatego – masz spotkania z czytelnikami w trzech ksiegarniach. Jestes gotowy? Jutro dostaniesz pierwsze pieniadze, jak sie umawialismy... Czekac na ciebie? Przyjedziesz samochodem czy pociagiem? Zarezerwowac hotel?

Wlad powiedzial, ze jest gotowy, pieniadze w sama pore, ze czekac na niego nie trzeba, przyjedzie samochodem i hotel sam sobie zalatwi, a siodmego wieczorem na pewno zadzwoni, zeby omowic szczegoly.

Humor mu sie nieco poprawil. Usiadl do komputera i zaczal trzecia czesc – tam, gdzie Grema, Deje i Filozofa biora w niewole Zjadacze Strachu.

Co oni z nami zrobia?

Grem nic nie odpowiedzial.

Jesli dobrze rozumiem – lekko kaszlnawszy, przemowil Filozof – nie interesuje ich ani mieso, ani niewolnicy. Chca naszego strachu.

W przenosnym znaczeniu?

Filozof popatrzyl na Grema.

W prawdziwym – przyznal ten niechetnie. – Zaczna nas straszyc, bedziemy wydzielac strach, nasyca sie, ale nastraszony stanie sie odwazniejszy i trzeba bedzie go znowu straszyc – jeszcze bardziej... Okrutnie mowiac, jezeli od poczatku wnikna w was, jak zywe szczury – to pod koniec jedzenia trzeba bedzie... hm...

Prosze powiedziec – cicho powiedziala Deja.

– Jednym slowem, ten, kto uszedl z zyciem od Zjadaczy Strachu, prawie przestaje bac sie czegokolwiek.

A wielu uszlo z zyciem?

Grem wzruszyl ramionami.

Wlad doskonale wiedzial, co bedzie dalej, co kto powie i co kto odpowie, i jak zakonczy sie ta wpadka ze Zjadaczami Strachu – ale nagle odeszla mu ochota na pisanie. W ogole odechcialo mu sie cokolwiek robic.

Zaplacil za nocleg, wrzucil walizke do bagaznika – i, jak tylko sie sciemnilo, wyjechal na droge.

Gdzie oczy poniosa.

8. Dolina Sumienia

– Co sie z toba dzialo? – przestraszyl sie wydawca.

– Troche chorowalem – powiedzial Wlad. Wydawca zacisnal wargi:

– Ale spotkania sa juz umowione...

– Nie zamierzam ich odwolywac. Druga sprawa, trudno byc czarujacym... kiedy glowa tak boli.

– Cisnienie? – poufnie zapytal wydawca. – Zatrucie? Czy po prostu suszy?

„Jeszcze jeden podejrzewa mnie o alkoholizm”– ponuro pomyslal Wlad.

Wczesniej nie spotykal sie z zadnymi czytelnikami. Wczesniej w ogole nie pojawial sie wsrod ludzi w charakterze jakiegos tam pisarza. Sam bal sie przyznac przed soba, jak bardzo sie boi. I jak nie chce sie osmieszyc.

Rano przyjechal po niego do hotelu samochod. Wlad usiadl obok kierowcy, a po trzeciej minucie jazdy zaczelo mu sie krecic w glowie. Prawie calkowicie otworzyl okno, zaczal oddychac pelna piersia, sprobowal zmienic pozycje – mdlosci nieco zlagodnialy, ale nie zamierzaly ustapic. „Czytelnicy beda zmartwieni”, pomyslal Wlad i sam sie sobie zdziwil. Okazuje sie, ze mozna nie tylko mowic przez zeby – niektorzy potrafia przez zeby myslec.

W pierwszej ksiegarni poczestowano go kawa z koniakiem. Zrobilo mu sie troche lepiej. Kiedy usiadl w koncu przy niskim stoliku na tle stelazy, prawie calkowicie zastawionych „Przygodami Gran-Grema”, kiedy popatrzyl prosto przed siebie – w oczach zaroilo sie od twarzy i fizjonomii, a w uszach zadzwieczalo, zauwazyl, ze spotkanie bedzie musial wytrzymac rowniez szmaciany, zebaty Grem, ostroznie posadzony na stosie ksiazek...

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×