Tego wieczoru poznal na dyskotece bardzo ladna, ale odwazna i marzycielska dziewczyne, i juz od dwoch dni bawil u niej w bursie jakiegos technikum, a rano zrobilo mu sie tak wstyd, ze podwinal ogon i uciekl jak zajac. Potem jeszcze dlugo nie dawalo mu spokoju jedno wspomnienie...
Napisal w koncu list do Anny. Pierwszy po paru miesiacach.
* * *
* * *
Lekarz byl mlody, nerwowy i z ambicjami. Miesiac temu zastapil starszego kolege na stanowisku kierownika przychodni lekarskiej – jedynego doktora na cala wies. Pracowal jako pediatra, chirurg, terapeuta i ginekolog w jednej osobie i cale trzydziesci dni udawalo mu sie skutecznie potwierdzac swoje kompetencje. Nielatwa przeprawa czekala tego przyjezdnego, ktoremu zachcialo sie zachorowac wlasnie tutaj, specjalnie po to, zeby dopiec wstepujacemu w zawod czlowiekowi.
– Jest pan pewien, ze nie jadl pan grzybow? Konserw? W ogole to jadl pan cos?
Wlad pokrecil przeczaco glowa. Od tego ruchu bol sie wzmogl, jak szklana fala z biala piana na czubku glowy.
– A jest pan przekonany, ze nie byl czestowany nie najlepszej jakosci alkoholem? Wodka domowej roboty...
Wlad nie mial ochoty odpowiadac. Ktory to juz raz ma wyjasniac, o co chodzi? W ogole, odechcialo mu sie jezdzic, rozmawiac, rozgladac. Poczul sie zmeczony tym wszystkim.
– ...Przyjezdzaj – glosno mowil lekarz do masywnej sluchawki starego telefonu. – Tak, silne zatrucie! Tak, czekam.
Wlepiajac wzrok w sufit trzesacej sie na wybojach karetki pogotowia, Wlad obojetnie o czyms myslal. Lekarze, pielegniarki... Kontakty w ciagu kilku dni... mozliwe, tygodni...
Cholera wie, co mu jest?! Mozliwe, ze lekarz z ambicjami ma racje – zjadl albo wypil cos... Zywila go gospodyni domu, u ktorej od tygodnia wynajmowal pokoj... Z pozoru czysta kobieta... Ale kto moze wiedziec, co dala mu do jedzenia...
W tym momencie komorka, znajdujaca sie w kieszeni Wladowej kurtki, przeczuwajac chyba bliskosc miasta, nagle odezwala sie slabiutka, mechaniczna melodia.
Chlopak-sanitariusz, dogladajacy Wlada, drgnal.
Wlad z trudem dowlokl sie do telefonu. Krzywiac sie od mdlosci, podniosl sluchawke do ucha:
– Tak...
– Halo – powiedzial z daleka kobiecy glos. – W konc...
Telefon zalosnie zapiszczal. Ostatecznie przestala dzialac dawno nie ladowana bateryjka i rozmowa urwala sie.
* * *
Chorowal caly tydzien. Na szczescie, najgorsze podejrzenia lekarzy nie potwierdzily sie i niczego powaznego u Wlada nie znaleziono. Juz piatego dnia zrobilo mu sie lepiej, a siodmego poczul w sobie taki przyplyw sil, ze postanowil uciec. Dwoch sasiadow w pokoju (trzeci, na szczescie szybko wypisal sie), dwie pielegniarki, zmieniajace sie co drugi dzien, i uzdrawiajacy lekarz, szesc razy odwiedzajacy Wlada na szesciu obchodach – w najgorszym wypadku piec osob chodzilo juz w objeciach rodzacych sie
Wypisal sie ze skandalem – slaby, jak mokra mucha. Okazalo sie, ze do wsi, gdzie zostal Wladowy samochod, komputer i Gran-Grem, nie jezdzi zaden autobus, i trzeba bylo oddac ostatnie pieniadze kierowcy ciezarowki – po to, zeby go podwiozl.
Gran-Grema nikt nie zabral (niewiadomo czemu Wlad w pierwszej kolejnosci zaniepokoil sie losem szmacianego trolla). Komputer zostal, ale w samochodzie ktos rozbil boczna szybe i wyjal magnetofon.
– Chlopcy sasiadow – powiedziala gospodyni.
Bylo jej niezrecznie, czula sie winna przykrosci, jaka spotkala jego lokatora i od razu zwrocila Wladowi pieniadze za trzy nie przemieszkane przez niego dni. Sprawy w sadzie Wlad nie chcial zakladac, wiec wrzucil rzeczy do samochodu i ruszyl w droge – z predkoscia kropli miodu, splywajacej po szkle. Na najblizszej stacji trzeba bylo oddac wszystko co do grosza na benzyne i byle jak zalepione okno. Wlad marzyl o tym, zeby dowlec sie do duzego miasta, wyciagnac pieniadze z konta i rzucic sie w koncu na lozko w dobrym pokoju hotelowym.
* * *
* * *
–
–
–
–
–
–
–
–
* * *
Trzecia ksiazka przygod trolla z nieprawego loza powstawala nieznosnie ciezko, nie tak, jak dwie pierwsze. Winne byly temu choroby (zaraz po zatruciu, polozylo Wlada do lozka okropne przeziebienie), mocno przezyta przygoda z Angela albo wspomnienie Anny – a troll i jego towarzysze zlepili sie jak w syropie, o niczym nie mowili i dzialali nieprzekonujaco. Wlad co rusz musial przywolywac ich do porzadku, wracac do wyjsciowej pozycji, wiele fragmentow wyrzucac i przepisywac gotowy juz, wydawaloby sie, tekst.
Przehulawszy kilka tygodni w hotelach, wciaz jeszcze przeziebiony, ospaly, chorowity, wrocil w koncu do domu. Skrzynka pocztowa byla otwarta i perfidnie wypatroszona. Do furtki przyczepiona byla lepka tasma kartka, ale mokry snieg i odwilz prawie calkowicie zmyly atrament i domyslic sie, kto i czego od Wlada chcial, bylo niemozliwe.
Na wszelki wypadek zadzwonil do biura literackiego. Tak, wszystko idzie zgodnie z planem. Pierwszy wariant scenariusza filmowego jest gotowy, rekopis przesla przez gonca, dlatego w najblizszym tygodniu pan Palacz nie powinien nigdzie znikac. Tak, wedlug informacji z wydawnictwa, planuje sie zwiekszyc naklad... Tak, gazety pracuja, jak bylo umowione, nie odnotowano zadnych przykrych niespodzianek. Korespondenci? Niewykluczone, ze ktorys z nich zechce przejawic inicjatywe, jednakze domowy adres pana Palacza jest utrzymywany w tajemnicy, jak sie umawiali...
Nastepnego ranka Wlad wypatrzyl listonosza – i, wbrew zwyczajowi, zagadnawszy go, spytal, czy to nie on zostawil na bramie kartke. Listonosz, skrajnie niemily, oswiadczyl, ze: po pierwsze, pilnowac bezpieczenstwa skrzynki nie jest jego obowiazkiem, po drugie, wyjezdzajac na dlugo, powinno sie zostawic na poczcie zawiadomienie, a po trzecie, zadnej kartki nie zostawial, a kto zostawil – nie ma pojecia.
Wlad wrocil do domu. Ogolil sie i podszedl do szafy, zeby wyciagnac czysty recznik – reka natrafila na obcy przedmiot. Otworzywszy ze zdziwienia usta, Wlad wyjal z szafki przezroczysta, plastikowa torebke, pelna szamponow, balsamow i innych kosmetyczno-higienicznych przyborow.
No tak. To jest ta „szpilka”, po ktora wracala Angela.
Mimo wszystko, ciekawe, co takiego bylo na tej kartce, ktora przemienila sie po kilku tygodniach w pokryta zaciekami szmatke?
Samopoczucie Wlada, i bez tego nieszczegolnie radosne, popsulo sie jeszcze bardziej. Wlazl pod prysznic i dlugo tak stal, poruszajac ustami, pod goracym deszczem.
Probowal myslec o trollu.
* * *