– No dobrze – Wlad zakryl oczy. – Powiedz mi, w takim razie droga kolezanko... co takiego mialem w filizance, kiedy jakis czas temu w tym domu, ni z tego, ni z owego, stracilem przytomnosc?

– Miales herbata – nie wiedziec czemu uroczyscie oznajmila Angela. – A glupie aluzje zostaw sobie. Moze jeszcze powiesz, ze zapomnialam cie okrasc, dosypalam ci srodka nasennego i zaczelam grzebac w szufladach...

– Dlaczego od razu okrasc – wymamrotal Wlad, jakby roztrzasajac problem na glos. – Dlaczego okrasc... Kiedy ten duren, pisarczyk, sam wylozy swoje pieniazki, potem pozyczy i znowu wylozy... zeby tylko zadowolona byla ta dziwna kobieta, bez ktorej nie moze przezyc nawet tygodnia. Czarodziejka.

– Brednie – pogardliwie rzucila Angela.

– Wiesz, nawet sie ciesze – przyznal sie Wlad. – Kiedy wyobrazam sobie, jak to wygladalo... Wsypalas mi to dranstwo do filizanki, poczekalas, az polkne i strace przytomnosc... Zaciagnelas mnie na kanape, udalo ci sie, bo nie jestem zbyt ciezki. Troskliwie mnie ulozylas... Rozebralas... Przykrylas kocem... A sama polozylas sie obok i przycisnelas tak mocno, jakbys byla kurka wysiadujaca zlote jajeczko. Pajaczkiem, oplatajacym spiaca muche. Znosilas wszystkie niewygody – tylko po to, zeby mnie przywiazac... I caly czas sama sie przywiazywalas. Wiesz, lubie teraz patrzec na twoja twarz. Na te powszechna krzywda: jak to! Mucha owinela pajaczka! Jak mogla!

– Mow sobie, co chcesz – powiedziala Angela.

– Dobra, powiem ci. Jednym z najbardziej znanych komicznych efektow w filmach dla dzieci... jest moment, kiedy zly mysliwy wpada we wlasna pulapke. To jest bardzo smieszne. I tak sie teraz czuje. Wpadles jak nic, mysliwy. Zastanow sie, jak z tym zyc.

10. Histeryczka

Bal sie zostawic ja sama – ze strachu, ze podpali dom. W istocie ten strach pewnie nie mial zadnych podstaw – ale Angeli podobalo sie, aby Wlad myslal, ze jest do tego zdolna. I, jak tylko mogla, podtrzymywala w nim to przekonanie. Mscila sie – powoli, okrutnie, pelna pogardy. Rozrzucala po calym domu swoje przedmioty do intymnej higieny, paradowala do lazienki i z powrotem w samych tylko domowych pantoflach, wlaczala glosna muzyke wtedy, kiedy Wlad chcial pracowac. Raz wypatrzyla listonosza i wyszla do furtki, zeby z nim pogadac, a w trakcie rozmowy rozpiela swoje rude futro, pod ktorym oczywiscie nic nie miala. Listonosz pozornie tylko uciekal, w glebi duszy radowal sie, ze bedzie mial co opowiadac sasiadom. Watly czlowieczek, z torba pocztowa przy boku, wygladal jak kukurydziarz nad polem kartoflanym, szczodrze rozsiewal na wszystkie strony najdrobniejsze kuleczki jadu, a z tylu, ciagnely sie za nim najrozniejsze pogloski i plotki. Wlad, bezradnie obserwujac Angele z okna kuchni, dochodzil do wniosku, ze w tym domu, takim wygodnym, do ktorego juz sie przyzwyczail, nie da sie juz dluzej zyc. Ale gdzie ma zyc i jak tego nie wiedzial...

Angela zachowywala sie jak niegrzeczna dziewczynka, ktorej rodzice nie puscili na dyskoteke i ktora probuje teraz stanac na glowie, zeby tylko sprawic klopot, stanac koscia w gardle, doprowadzic swiat do szalenstwa. Spokoj Wlada wytracal ja z rownowagi. Z drugiej strony, Wlad tracil coraz wiecej sil na to, zeby zachowac ow spokoj. I kiedy byl juz doprowadzony do ostatecznosci, do tego, zeby zerwac sie, uderzyc, wrzasnac, czyli zrobic to, o co tak usilnie prosila Angela – w tej samej chwili wszystko pierzchalo. I kiedy Angela caly dzien przesiedziala w swoim pokoju cicho jak myszka i Wlad zaczynal sie juz niepokoic, wieczorem zeszla na kolacje – elegancka, czysta, ladnie uczesana, z wygladu – bardzo skromna, mloda kobieta, pielegniarka albo nauczycielka w szkole podstawowej, ktora w zyciu nie widziala na oczy pistoletu ani nawet wlasnej nagosci w lustrze.

Kolacje jedli w kuchni, siedzac naprzeciwko siebie. Krag swiatla, jaki rzucala lampa, obejmowal ich i wszystko, co wpadalo w ten krag, stawalo sie jasne i oczywiste, natomiast to, co pozostawalo poza nim, w polmroku kuchni, bylo tajemnicze i niepokojace. Szczegolnie niepokojaco wygladala twarz Angeli. Wlad czul jakis podstep – i nie mylil sie.

– Ile osob zabiles? – spytala przymilnie, kiedy przyszla kolej na herbate.

– Jestem pisarzem, a nie wynajetym morderca – powiedzial lagodnie. – Cos ci sie pomylilo.

– Dobrze wiesz, o co pytam – powiedziala jeszcze bardziej przymilnie. – Te osoby, z ktorymi... byles blisko, przyjazniles sie, spotykales, z ktorymi chodziles do szkoly? Gdzie one teraz sa, nie widze nikogo w poblizu?

Wlad spuscil wzrok. Zdawalo mu sie, ze swiatlo lampy zrobilo sie jeszcze jasniejsze. Bialy krag przypominal operacje, naczynia na stole mienily sie chirurgicznie, odblaskami razily oczy.

– Zabilem jedna osobe – powiedzial cicho. – Mojego przyjaciela ze szkoly, Dymka Szydlo. Znal cala prawde o mnie. Ale oboje wtedy mielismy nadzieje... nie wiedzielismy, ze od tego sie umiera. Mielismy po siedemnascie lat.

– Jestes zbyt skromny – powiedziala Angela. – Albo boisz sie spojrzec prawdzie w oczy. Jesli tak latwo sie do ciebie przywiazac i to przywiazac juz na zawsze, do smierci...

– Wcale nie tak latwo sie do mnie przywiazac – powiedzial Wlad jeszcze ciszej. – Trzeba przebywac w moim towarzystwie... dostatecznie dlugo.

– Zauwazylam – powiedziala Angela przez zeby.

Wlad oderwal spojrzenie od dwuzebnego widelca, lezacego na skraju talerzyka z pokrojona cytryna:

– Od razu i na zawsze rozstawalem sie z kobietami, z ktorymi dzielilem lozko. Doskonale wiesz, dlaczego.

– No prosze – powiedziala Angela. – To znaczy, najpierw uwodziles kobiete, a potem, kiedy sie z nia przespales, przekazywales dalej? Mistrz. No nie, nie moge uwierzyc. Nalezy ci sie jakis szacunek. A ile ich bylo?

Wlad dlugo wpatrywal sie w nia. W te niewzruszona, troche jakby nawet czarujaca twarz pewnej siebie kobiety.

– Dlaczego nie dodasz jeszcze, ze uratowales mi zycie? – niezbyt glosno spytala Angela. – Skrocilbys moje meki. Moglbys powiedziec: uratowalem ci zycie! Docen to!

Wlad milczal.

– No tak, tylko wtedy ja powiedzialabym – z usmiechem kontynuowala Angela – ze nie mnie ratowales, ale wlasna skore. Glupio ci sie zrobilo i przybiegles do mnie, zeby sie ogrzac... przyznaj sie, tak bylo?

Wlad nadal milczal.

– Tak czy nie – Angela, wcale sie nie krzywiac, wlozyla sobie do ust plasterek cytryny – za to teraz jestes przekonany, ze uratowales tej nikczemnicy zycie, ze ona jedna jest wszystkiemu winna... Przywiazala sie, mozecie w to uwierzyc, do niewinnego czlowieka... Ile ofiar masz na swoim koncie, niewinny czlowieku, no? Twoja przybrana matka – to raz... Szkolny przyjaciel – dwa... A dalej? Przeciez juz dawno nie masz osiemnastu lat, zyjesz na tym swiecie, chyba tylko dzieki Bogu, dla wlasnej przyjemnosci... I nikogo, naprawde nikogo, nie porzuciles? Od nikogo nie uciekles? Tak?

– Bylem przy tym, jak umierala moja przybrana matka – powiedzial Wlad. – Nigdy nie zostawilem jej samej. Bylem z nia do ostatniego dnia.

Angela dogryzala cytryne:

– Nie klamiesz?

– Cos mi sie zdaje – powiedzial Wlad, patrzac w jej przymruzone oczy – ze te osoby, ktore doprowadzilas do smierci, nawiedzily cie zeszlej nocy. Zapomnialas o nich, a teraz ci sie przypomnialy. Dlatego tak pragniesz uwierzyc w te powszechne morderstwa, ktore, wedlug ciebie, sa moim udzialem. Mam racje?

– Marny z ciebie prorok – powiedziala Angela. – Nawet nie zadales sobie trudu, zeby dotrzec do mojego sumienia. Zapomniales o mojej zagubionej duszy.

– Plulem na twoja dusze – szczerze przyznal Wlad. – Wazniejsze bylo dla mnie dowiedziec sie, co tak naprawde wiesz o wiezach. Czy maja taka sama nature – u ciebie i u mnie... No i potem, na samym koncu, chcialem cie zapytac: jak wykorzystalas te wiezy w swoim, pelnym niespodzianek, zyciu? Przeciez korzystalas z nich tak umiejetnie, jak profesor ze wskazowek. Doskonale wiedzialas, ze jedna noc z mezczyzna... zwlaszcza jesli zwyczajnie mu sie podobasz, a on tobie... ze jedna noc tak go przywiaze do ciebie, jakbyscie caly miesiac spedzili w jednym pokoju. Po meczarniach zwiazanych z rozstawaniem sie – i bolesnym rozrywaniem wiezow – nowa znajomosc doprowadzi do jeszcze trwalszego przywiazania. Zrobilas wszystko po mistrzowsku, profesjonalnie, a to przywodzi mi na mysl...

Wlad wyczekujaco zamilkl.

– Nic do ciebie nie dociera – beznadziejnie powiedziala Angela. – Nawet nie chcesz, zeby cos do ciebie dotarlo. Wszystko to tylko slowa, a ty przeciez przywykles do uzywania slow, tak, jak bogacz przywykl do uzywania szczegolnego rodzaju papieru toaletowego. I potem w zaden sposob nie zmusisz go do tego, zeby podcieral sie gazeta. Tak samo ty...

– Po co w ogole zaczelas te rozmowe? – zdziwil sie Wlad. Angela dlugo milczala.

– Jak ja ciebie nienawidze – wyznala na koniec. Wstala i poszla do siebie.

* * *

„W kazdym badz razie, tak mniej wiecej wyobrazam sobie dzialanie tego mechanizmu: na przywiazanie narazeni sa przede wszystkim ci, ktorzy zwracaja na mnie uwage.

Posluchaj, probowalem sie kiedys dostac do szkoly teatralnej... i wszyscy tam powtarzali, jak malpy: „widze-slysze-rozumiem”. To znaczy, kiedy ktos jest na scenie, powinien widziec partnera i slyszec go, a nie wyobrazac sobie, ze go widzi i slyszy. A w zyciu wszystko to dzieje sie przeciez samo.

Tak wiec: ten, kto mnie widzi i slyszy, kto przebywa w moim towarzystwie, slyszy i rozumie moje slowa, kto potrzebuje tych slow – ten przywiazuje sie ze straszna sila.

Wiele eksperymentowalem z podroznymi, kiedy bylem konduktorem. Gadatliwi byli, jak prawdziwy bicz wodny, jeden chodzil za mna chyba ze dwa tygodnie! Probowalem go unikac... Ale, niestety – ciasny przedzial, przypadkowe dotkniecia, stale chcial, zebym z nim rozmawial, odpowiadal na jego pytania.

I wtedy musialem wziac urlop. Wiem, ze mnie szukal. Budzilem sie chyba z dziesiec razy z tego samego koszmaru: wchodze do przedzialu, patrze, a tam – on...

A mialem tez idealnego podroznego – milczacego, posepnego, ktory nie widzial mnie na oczy. Patrzyl – i nie widzial, ten, na pewno do teatralnej by sie nie dostal... Spokojnie przejezdzilismy razem pare miesiecy. Potem jednak musielismy sie rozstac, bo, jak wiadomo, i kropla po kropli kamien drazy. Do mnie nawet gluchoniemy sie przywiaze, jesli stale bedzie gdzies w poblizu.”

* * *

W nocy Wlad obudzil sie chyba dlatego, ze ktos stal pod drzwiami jego pokoju. Stal cicho, nie poruszajac sie i Wlad, jeszcze nie przebudzony do konca, oblal sie ze strachu zimnym potem, dostal dreszczy, a nogi zrobily mu sie miekkie jak z gliny. Potrzebowal pieciu minut, zeby dojsc do siebie, natomiast ten, kto stal pod drzwiami, teraz odbywal swoja warte, czuwajac, jak straznik pod brama albo kotka nad mysia dziura.

Zerknal na zegarek – dziesiec po czwartej.

– To ty? – spytal glosno Wlad.

Dlugie westchnienie posluzylo za odpowiedz.

Wlad wstal i narzucil na siebie szlafrok. Chwytajac za klamke, znowu poczul przyplyw strachu i juz byl bliski temu, zeby zrezygnowac z powzietej decyzji i nie otwierac. Tylko zywy obraz jego tchorzostwa – dorosly mezczyzna boi sie nocnych szmerow na schodach i do samego rana drzy pod koldra – przywrocil mu pewnosc siebie.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×