Pociagnal za klamke i otworzyl drzwi.

W korytarzu stala Angela – w tych samych dzinsach i swetrze, w ktorych byla przy kolacji. Jakby tej nocy w ogole sie nie kladla.

– Nie wiedzialam – powiedziala szeptem. – Naprawde nie wiedzialam, ze, jezeli przespie sie z jakims facetem, to on sie do mnie od razu przywiaze... Nie wiedzialam, przysiegam na wszystko. To znaczy, wtedy nie wiedzialam...

– Wejdz – powiedzial Wlad.

Rzucil koc na lozko. Wlaczyl lampe, ktora wisiala na scianie i machnal reka w strone fotela. Angela usiadla, obejmujac rekami ramiona:

– Nie wiedzialam, slyszysz? A jezeli nie wiedzialam, dlaczego mam czuc sie winna? Wcale nie prosilam sie o te... wiezy. Po co mi one... Zylabym sobie teraz spokojnie jako pielegniarka... Czy nawet dziewczyna do zaliczenia w tartaku – usmiechnela sie nienaturalnie.

– Nie wszyscy ludzie przywiazuja sie jednakowo – powiedzial Wlad, siadajac naprzeciwko. – Ci bardziej podatni... to w wiekszosci neurastenicy.

– Wlasnie, wlasnie – przyznala Angela, jeszcze mocniej sie obejmujac. – On rzeczywiscie byl neurastenikiem... Bylo widac, ze jest nienormalny. Mozesz sobie wyobrazic, Wlad, ja go naprawde kochalam. Tak, jak to sie zdarza tylko w ksiazkach.

* * *

Dostala sie do szkoly medycznej, ale nie „przez lozko”, jak mozna sie bylo spodziewac. Siedem dni pod rzad czatowala na progu na dyrektorke – otyla kobiete w podeszlym wieku – i nie narzucajac sie, odprowadzala ja pod sam dom. Ledwo powstrzymujac lzy, Angela opowiadala wymyslona historie o swojej matce – ze umarla z powodu nieuleczalnej choroby i ona teraz pragnie zostac pielegniarka, zeby pomagac potrzebujacym, a potem wstapic na Akademie Medyczna, a jeszcze potem, nauczyc sie leczyc wszystkie, naprawde wszystkie, choroby. Mila, prowincjonalna dziewczyna pierwszego dnia poruszyla serce dyrektorki, drugiego i trzeciego przydala sie przy przenoszeniu ciezkiej torby z ksiazkami, czwartego sprzykrzyla sie, a piatego i szostego zaczela dzialac na nerwy.

Osmego dnia Angela zniknela i dyrektorka odetchnela z ulga. Jednak po kilku dniach, nie wiedziec czemu, popsul jej sie humor. Byc moze, byly temu winne wahania cisnienia atmosferycznego i zmiana pogody. Podwladni dyrektorki przez jakis czas zmuszeni byli znosic jej rozdraznienie i depresje – ale kiedy na horyzoncie kobiety w podeszlym wieku znowu pojawila sie ta zle ubrana, bardzo skromna, mila, prowincjonalna dziewczyna, dyrektorka – nieoczekiwanie dla siebie – tak sie ucieszyla, jakby odnalazla swoja dawno utracona corke.

Dalej wszystko poszlo jak po masle. Angela zostala przyjeta na pierwszy rok, zdobyto jej dokumenty (posylajac zawiadomienie do jej rodzinnej wsi), a w soboty, dziewczyne zaczeto chetnie przyjmowac w dyrektorowym domu – zapraszano ja na herbate prawie co tydzien. Dyrektorka tlumaczyla sobie i innym to przywiazanie przez zwyczajne, ludzkie wspolczucie: to sierota, dobra dziewczyna o zlotym sercu, ktora zdecydowala sie poswiecic swoje zycie medycynie... Czestujac Angele obwarzankami, na co dzien szorstka i bezwzgledna dyrektorka czula, jak jej ogromna piers oplywaja teraz przyjemne fale wielkodusznosci i dobroci. Najwyzszym akordem w symfonii jej milosierdzia bylo to, ze znalazla i wynajela dla Angeli pokoj – po to, zeby dziewczyna, pozbawiona srodkow, nie placila za internat...

W grupie, na roku, bylo dwadziescia dziewczyn i jeden chlopak. Mial na imie Sania, pochodzil z dobrej, sredniozamoznej rodziny i znalazl sie w tej szkole tylko dlatego, ze nie udalo mu sie za pierwszym razem dostac na Akademie Medyczna. Dziewczyny, zwlaszcza te z prowincji, zazdrosnie obejrzaly kandydata i zorganizowaly miedzy soba zawody – ktora szybciej „zawroci mu w glowie”.

Angela nie brala udzialu w polowaniu na kolege z roku. Niepozorna postac Sani nie pociagala jej, swojego wybranka wyobrazala sobie jako chlopaka o wiele piekniejszego. Tym niemniej, Sania, nawet nie spojrzal na zadna z krecacych sie wokol niego dziewczyn, tylko zaczal, najpierw niesmialo, a potem juz bardziej zdecydowanie, podrywac Angele.

To sie wydarzylo w trzecim miesiacu nauki. Angela zastala zlapana w szatni, przycisnieta do sciany i obdarowana moze nie silnymi, ale bardzo bolesnymi i krzywdzacymi ciosami, oblano ja nieczystosciami i opluto ubranie.

Dwa miesiace uczyla sie z tymi dziewczynami, widywala je codziennie, rozmawiala z nimi, sluchala, co mowia, od niektorych sciagala, niektorym dawala sciagac. Kiedy dziewczyny zemscily sie, zostawily ja w szatni i pobiegly na zajecia z wychowania fizycznego. Angela oczyscila sie, starla z ubrania zaschnieta flegme i okrutnie, szyderczo usmiechnela sie.

Caly nastepny dzien spedzila w parku miejskim – rzucala labedziom okruszki dyrektorowego obwarzanka i w ogole czula sie znakomicie. To samo powtorzylo sie drugiego i trzeciego dnia. Natomiast na czwarty dzien, w mieszkaniu starszej kobiety, u ktorej wynajmowala pokoj, pojawila sie bardzo zaniepokojona dyrektorka.

Widzac, ze Angela jest cala i zdrowa, sroga kobieta rozplynela sie w usmiechu. Kazdej innej uczennicy, w tej sytuacji, odebranoby stypendium – jednak Angela zadnej kary nie otrzymala, co wiecej, ukarane zostaly obrazone na nia kolezanki z roku. Dyrektorka, zaniepokojona nieobecnoscia Angeli, przeprowadzila na zajeciach dochodzenie – pytala, czy cos sie nie stalo i zachecala jednoczesnie, zeby od razu o wszystkim powiedziec, zrzucajac z siebie wine na ktoras z kolezanek.

– Sumienia nie macie! – grzmiala dyrektorka w chwili, gdy cala grupa stala przed nia, z nisko opuszczonymi glowami. – Przeciez to sierota i ma do tego zlote serce, najukochansza z was, diablic bez grosza przy duszy!

„Diablice” szlochaly.

Kiedy Angela wrocila na zajecia, wszyscy tak szczerze ucieszyli sie z jej powrotu, jakby ktos podarowal im pudelko z cukierkami. Kazdej dziewczynie wydawalo sie, ze to ona, zlosnica, obrazila te sierote o zlotym sercu. Na Angele splynela taka ilosc miodu i slodyczy, jakby cale zycie jej tu nie bylo.

Potem, kiedy te trzy dni bez Angeli poszly w zapomnienie, miod i slodycz nieznacznie zgorzknialy. Wrocily zwykle wsrod dziewczyn stosunki – troche zazdrosci, przebieglosci, smutku, troche przyjazni. Sania jak zwykle sie za nia uganial, ona cierpliwie znosila te oznaki zainteresowania – ale marzyla o innym, pieknym, szalonym chlopaku, bogatym i odwaznym, o bialych zebach, troche szorstkim i koniecznie czulym, ktory pluje na wszystko, oprocz niej, jedynej...

I doczekala sie.

Pewnego razu, kiedy wracala do domu ze szkoly i wszystkie palce bolaly ja od nieudanych analiz krwi, ktore robil jej Sania (ona tez go klula jak mogla, ale dla niego to byl rytual, dla niej natomiast – katorga), zajechal jej droge motocykl. Siedzacy na nim mezczyzna mial ogromny, czarny kask i Angela widziala tylko jego oczy, blyszczace, granatowe, przypominajace wieczorne niebo. Mezczyzna spojrzal na nia – i zapraszajaco poklepal po siedzeniu za swoimi plecami. Angela, ktorej na smierc znudzily sie juz konspekty, analizy, przesiakniete chlorem scierki na szpitalnych korytarzach i powtarzajaca sie ludzka bezradnosc, sama nie mogla zrozumiec, jakim sposobem znalazla sie na tylnym siedzeniu motocykla, za plecami nieznajomego mezczyzny, ktory nie wiadomo dokad mogl ja zabrac.

Zreszta, wierzyla, ze mezczyzna z takimi oczami nie zrobi jej nic zlego i po czesci miala racje.

Na imie mial Harold. To znaczy, przypuszczala, ze nazywa sie zupelnie inaczej, ale przedstawil sie jako Harold i Angeli spodobalo sie to imie. Zaczynala sie juz denerwowac, czekajac, az zdejmie kask, ale kiedy w koncu to zrobil – Angela prawie westchnela z zachwytu. Harold wygladal dokladnie tak, jak wyobrazala sobie prawdziwego mezczyzne: mial pociagla twarz, nierowny nos, dolki w policzkach i stara blizne na kosci policzkowej. Harold mial dwadziescia trzy lata, a na niesmiale pytanie, co robi, odpowiedzial po prostu: zyje.

Szkola i nauka zeszly na bok. Angela smialo wagarowala i pojawiala sie na zajeciach tylko wtedy, kiedy naprawde, juz nie na zarty, byla potrzebna. Dyrektorka upominala ja, pewnego razu nawet zagrozila, ze pozbawi ja wynajmowanego pokoju. W odpowiedzi na te grozby i upomnienia, Angela ostatecznie przeprowadzila sie do Harolda, do pustego, jednopokojowego mieszkania, pelnego kurzu i przesiaknietego dymem tytoniowym. W grupie, az gotowalo sie od podniecenia – wszyscy wpadali w smutek, kiedy Angela na dlugo znikala i dostawali szalu, kiedy pojawiala sie z powrotem. W szkole mowilo sie na ten temat rozne rzeczy, jedne bardziej nieprawdopodobne od drugich, a tymczasem Angela pokochala Harolda, jezdzila z nim na motorze, obejmowala na trawie w ogrodzie miejskim, na wyszczerbionym parkiecie jego pokoju czy na tylnych siedzeniach samochodow, ktore Harold „wypozyczal...”

Pewnego razu, jedna z takich idylli na tylnym siedzeniu zostala bezwzglednie przerwana przez policje, ktora nie wiadomo skad sie tu wziela. Zakochani tak szybko zostali wepchnieci do policyjnego radiowozu, ze ledwo zdazyli sie ubrac. Angela umierala ze wstydu, a zaczepki i zarty ze strony sluzb porzadkowych, prawie wgniataly ja w drewniane siedzenie. Okazalo sie, ze Harold (a tak naprawde Grisza) mial juz na swoim koncie niejeden skradziony samochod. Angela, to prawda, zwolniona zostala dzieki wstawiennictwu dyrektorki, natomiast Harolda zatrzymano w areszcie do czasu rozprawy sadowej i podobno zanosilo sie na wysoki wyrok z racji recydywy.

Dyrektorka przejrzala teraz na oczy. Znaleziona przez nia na ulicy i otoczona opieka dziewczyna okazala sie niewdziecznym stworzeniem, tym niemniej, wypedzac Angeli dyrektorka na razie nie zamierzala. Pelna oburzenia kobieta nawet trzech dni nie wytrzymala, zeby nie wezwac winowajczyni do siebie, do gabinetu, nie posadzic jej przy stole i nie przeczytac udzielonej jej nagany. Gniewnie wyjasniala przygnebionej dziewczynie cala jej glupote i nikczemnosc postepkow, ale z drugiej strony, znowu czula przyjemne wibracje wewnatrz, tym razem cierpliwosci i nawet jakby poswiecenia. Byla dumna z siebie – ktos inny na jej miejscu wyrzucilby niewdziecznice ze szkoly, ale naprawde szlachetny czlowiek powinien sprobowac pomoc glupiej sierocie wrocic na dobra droge. Dyrektorka wierzyla, ze setny raz nazywajac Angele durna, pomaga jej znalezc w zyciu wlasciwa droge.

Tymczasem Harold siedzial i zobaczyc sie z nim Angela nie mogla. Tak rozpaczala pod brama wiezienia, ze przechodnie patrzyli na nia ze wspolczuciem. Okazalo sie, ze Harold ma bardzo bogata i piekna matke – ktora pojawiala sie w kancelarii sledczej, a Angele traktowala jak powietrze, nie silac sie nawet odpowiadac na jej niesmiale pytania. Z obcych, podsluchanych rozmow, Angela dowiedziala sie, ze Harold jest chory i przeniesiono go z celi do szpitala. Blagala, zeby dopuscili ja do ukochanego (na dzwiek tych slow piekna matka Harolda podnosila brwi), zapewniala, ze juz po pierwszym spotkaniu chory poczuje sie lepiej. Smiali sie z niej, jakby byla nawiedzona.

To, z czym nie poradzily sobie lzy Angeli, osiagnely w koncu matczyne pieniadze: ciezko choremu Haroldowi zmniejszono okres odbywania kary i wypuszczono za kaucja. Angela doslownie rzucila sie pod kola karetki, przewozacej Harolda z wieziennego szpitala do zwyklego i poki mamusia klocila sie z kierowca, zdazyla wskoczyc do karetki, przestraszyc lekarzy i dopasc do chlodnej reki, lezacego na noszach chlopaka.

– Harold!

Poruszyl sie i az krzyknal z radosci. Potem – po wielu dniach – ten krzyk dlugo dzwieczal jej w uszach i czesto budzil ja w nocy...

Do szpitala Angela dostala sie juz bez problemu. Bystry Harold, chociaz czul sie juz calkiem dobrze – symulowal, jak tylko potrafil. Nie mial w planach ani sadu, ani wiezienia. Zamierzal uciec z miasta, znalezc jakies schronienie i zwyczajnie legnac pod drzewem. Angela miala mu w tym towarzyszyc.

Uciekli na motorze, w samym srodku nocy, przy padajacym deszczu. Pedzili po sliskiej nawierzchni, strzasajac z siebie krople, cali mokrzy, podobni do szczeniakow-topielcow, darli sie na cale gardlo, spiewajac jakies piesni i probujac przekrzyczec warkot silnika. Byli naprawde szczesliwi. Caly swiat nalezal do nich.

Tuz przed switem trafili przy drodze na parking dla autobusow dalekobieznych – maly pawilon z trzema scianami i lawka – i rozpalili pod dachem ognisko. Bylo bardzo zimno, ale za to bardzo wesolo. Wyciagali rece do ognia, ogrzewali sie nawzajem ustami, oddechem i mdlejaca ze szczescia Angela zdradzila w koncu Haroldowi, kim jest naprawde i jaka wlasciwosc posiada. I wyjasnila mu, smiejac sie, ze kiedy byl chory, znalazla go w sledczej izolatce. I pochwalila sie, ze jesliby nie ona – za nic w swiecie Harold nie zostalby wypuszczony za kaucja...

A on, caly czas jeszcze usmiechal sie i calowal ja. Wydawalo sie, ze nie uwierzyl w ani jedno slowo.

* * *

– Tak wiec, nie uwierzyl? – zapytal Wlad, kiedy milczenie troche sie przeciagnelo.

– Uwierzyl – powoli powiedziala Angela. – Przekonal sie o tym... W praktyce, jezeli mozna tak powiedziec.

I znowu zrobilo sie cicho. Za oknem, wychodzacym na wschod, bylo juz calkiem jasno. Minelo jeszcze piec minut – i pierwszy promien slonca, przechodzacy nad ziemia prawie pionowo, dotarl do przeciwleglej sciany, oswietlil stare tapety i Wlad, chyba po raz pierwszy od wielu lat, zobaczyl ich desen – drobne, biale kwiatostany na zielono-szarym tle.

– Tylko calkowita, skonczona, stuprocentowa idiotka mogla zdradzic mu to, co ja mu zdradzilam – przygnebionym glosem oznajmila Angela. – Dlatego powtarzam, kochalam go, jak kocha sie tylko w ksiazkach. Tam, gdzie jest milosc, jest i szalenstwo.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×