tytoniowym, wnetrzu restauracji.

Angela siedziala w kacie. Na wysokim krzesle obok lezala jej torebka. Wystarczylo tylko, ze Wlad pokazal sie w drzwiach, a ona – Angela, nie torebka – podniosla glowe i spotkala sie z nim wzrokiem.

Zeby tylko nie biec! Nie przyspieszac kroku! Wlad szedl, jakby byl zatopiony w bursztynie. Jakby znajdowal sie w czarnym tunelu, na koncu ktorego majaczy podswietlona niklym swiatlem, napieta twarz nieznanej mu kobiety...

A wlasciwie, nie calkiem juz obcej. Usiadl na krzesle, z ktorego zeslizgnela sie torebka. Chwycil wilgotna, ciepla reke – i nie puszczal, zamknal oczy. Boze, cale zycie moglby tak siedziec... albo chociaz minute... a nawet kilka sekund...

Wizja minela. Wrocila glosna muzyka, zapach dymu tytoniowego, ciasnota restauracji hotelowej. Ktos, przechodzac, tracil go w ramie i Wlad otworzyl oczy.

– Czesc – z lekka chrypka powiedziala Angela.

Wlad chcial od razu zapytac, co za pilne sprawy przeszkodzily w ich spotkaniu o dwunastej, chcial, ale w koncu nie zapytal. Uwazal to za ponizej swojej godnosci. Zamiast tego, od niechcenia rzucil:

– Wszystko w porzadku?

– Mniej wiecej – niejasno odpowiedziala Angela. – A jak tam twoje sprawy? Zalatwiles wszystko, co zamierzales?

– Mniej wiecej – w tym samym tonie odezwal sie Wlad.

– Jakie masz plany na wieczor? – zadala jakby ksiazkowe pytanie Angela.

Wlad wzruszyl ramionami:

– Zjem cos, napije sie czegos... Moze popracuje, jesli dam rade.

– A moze pojdziemy potanczyc? – zaproponowala Angela.

– Dokad? – spytal Wlad.

– No, mozemy isc, na przyklad, do klubu... Jak tam u ciebie z pieniedzmi?

– Moglabys mi cos dzisiaj postawic – zazartowal Wlad. – Jestes przeciez bogata spadkobierczynia.

Nie wiedzial, ze tak ja tym dotknie. Wydawalo sie, ze gotowa byla wstac i natychmiast wyjsc – ale w ostatniej chwili rozmyslila sie i zostala.

– Wybacz – powiedzial Wlad.

– Nic sie nie stalo – odparla, nie podnoszac oczu. – No to co, idziemy do klubu?

* * *

Przez pierwszych kilka minut (a niekiedy nawet godzin) po spotkaniu, kiedy wiezy nie sa jeszcze napiete, przywiazana osoba znajduje sie w lekkiej euforii. To Wlad takze zauwazyl, wychodzac od wlasnego doswiadczenia. (Przypominala mu sie geograficzka. Wielkiej sily charakteru kobieta. Jak mogla postawic mu czworke, a nie piatke! Pewnie nawet czworke uwazala za wielka laske, nieslychane wyroznienie).

Pil i wydawalo mu sie, ze wcale sie nie upija. Pod koniec wieczoru troche go rozwiazalo – nie tak, zeby mocno, ale glowe mial ciezka. Obejmujac sie, wjechali z Angela winda na szoste pietro – tu znajdowal sie jej pokoj, jego – na osmym. Angela dlugo nie mogla otworzyc drzwi i w koncu Wlad zabral jej klucze. Drzwi ulegly. Pokazal sie ciemny maly przedpokoj, za nim drugie otwarte drzwi, a potem okno, oswietlane z daleka reflektorami, lampami ulicznymi i migajacym neonem hotelu. Angela skoczyla w ten polmrok, pociagajac za soba Wlada. Oboje zatrzymali sie w przedpokoju, ale zadnemu nie przyszlo do glowy, zeby wlaczyc swiatlo. Wlad mial wrazenie, ze podobni sa teraz do mlodej pary w obcej bramie. Chociaz, odkad pamieta – nigdy nie calowal sie w bramach... Wielu rzeczy nie bylo mu dane przezyc. I prawdopodobnie juz nie bedzie.

Odsunal sie. Angela, nie odrywajac sie, lekko przycisnela sie do jego piersi, laskoczac go sztywnymi wlosami po podbrodku i szyi.

Zdobyc te kobiete... Za wszelka cene. Przywiazac do siebie. Zadna kobieta nie nalezala do niego dwa razy. Nigdy.

Jest pociagajaca. Potrafi byc mila. Kim, tak naprawde, jest dla niego?

Potrzebuje jej. Teraz. Calej.

– Wejde – glucho powiedzial Wlad.

Chwial sie, kolysal w ciemnosci. Stal na hotelowym parkiecie tak, jak sie stoi na nadbrzezu portowym, ale juz nie tym betonowym, tylko tym plywajacym, pontonowym, z przymocowanymi na koncach czarnymi, zebrowatymi oslonami. To juz nie brzeg, ale jeszcze nie poklad statku. To zawieszenie w czasie. Pozostaje przekroczyc waska szczeline miedzy koncem pontonu, a...

Zachwial sie. Chwycil sie sciany. Przez przypadek – czy to byl przypadek? – zahaczyl o wlacznik swiatla.

Pstryk!

I ciemnosc zgasla. Angela zmruzyla oczy.

– Dobrej nocy – cicho powiedzial Wlad i, starannie zamykajac za soba drzwi, wyszedl na korytarz.

Wrocil do swojego pokoju i, nie rozbierajac sie, rzucil sie na lozko. Wbil zeby w poduszke i zmruzyl oczy.

Jego skora pachniala Angela.

Ile ich bylo, kobiet, z ktorymi zegnal sie nad ranem?

Czerwona, gumowa pileczka, wpadajaca w geste krzaki. Minelo juz pietnascie minut od czasu, jak Wlad zamknal za soba drzwi jej pokoju. Dwadziescia minut...

Gwaltownie usiadl na lozku. Zarzucil na plecy marynarke, pospiesznie zamknal drzwi pokoju i puscil sie w dol po schodach, nie czekajac na winde.

W momencie, kiedy stawial pierwszy krok na szostym pietrze, na korytarzu rozlegl sie przeszywajacy, damski krzyk. Pojawila sie kobieta w szlafroku, caly wieczor zajmujaca sie wydawaniem i przyjmowaniem kluczy. Wlad, wyprzedzajac ja, wpadl na korytarz. Wydawalo mu sie, ze na jego koncu mignal jakis cien...

Krzyk urwal sie. Drzwi pokoju Angeli byly otwarte.

– Angela?

W przedpokoju palilo sie swiatlo. W pokoju bylo ciemno. Zza drzwi do lazienki wysaczaly sie cichutko wlokna cieplej pary.

– Angela?!

Swiatlo w lazience bylo zgaszone. Wlad pstryknal wlacznik i szarpnal do siebie drzwi. Za jego plecami ciezko oddychala kobieta w szlafroku. Na korytarzu ktos pytal niezadowolonym glosem, co sie stalo i co to za burdel.

Swiatla nie dalo sie zapalic. W polmroku pluskala woda. Najpierw Wlad zobaczyl tylko mokra twarz Angeli, dopiero potem dostrzegl, ze cala znajduje sie w wannie, przyciskajac kolana do siebie, a jej mokre wlosy, plywajace w wodzie, wygladaja jak wodorosty.

– Prosze zamknac drzwi – glucho powiedziala Angela. – Wlad, wygon ich wszystkich... Wy...gon...

– Co sie stalo? – zrzedliwie spytala ta od kluczy.

– Kobieta bierze kapiel – nieuprzejmym tonem powiedzial Wlad. – Prosze opuscic pokoj.

– Ale kto krzyczal?

– Zobaczyla karalucha – jeszcze bardziej nieuprzejmie dodal Wlad. – Ona nie lubi karaluchow.

– Co pan takiego wygaduje... u nas nie ma...

– Prosze wybaczyc – Wlad delikatnie wypchnal kobiete w szlafroku za drzwi. Przymilnie usmiechnal sie do na wpol ubranego mezczyzny, wygladajacego z sasiedniego pokoju i zamknal drzwi.

– Co sie stalo?

– Wlad – stlumionym glosem powiedziala Angela. – Wla...d. Zaczekaj w pokoju... Tylko sie ubiore.

Wrocil do pokoju. Poza wszelka watpliwoscia, wybierajac sie do lazienki, Angela byla w nie najlepszym nastroju: ubrania byly porozrzucane, powykrecane pozy swetra, futbolowki i spodni mowily o rozdraznieniu, a nawet niejakiej zlosci tego, kto je porozrzucal.

Po dwoch minutach Angela wyszla. Byla zbyt blada, jak na kogos, kto wlasnie wzial goracy prysznic. Cienki, jedwabny szlafrok przylepial sie do wilgotnych plecow, Angela przytrzymywala go rekami, jakby probujac sie bronic.

– Zostawilam drzwi otwarte – powiedziala, zatrzymujac sie w przejsciu.

– Usiadz.

– Myslalam... krotko mowiac, zostawilam... I poszlam do lazienki. Potem drzwi otworzyly sie... bez pukania. Myslalam, ze to ty. Po chwili zgaslo swiatlo... caly czas jeszcze myslalam, ze to ty! W zupelnych ciemnosciach ktos wszedl do wanny... i wiedzialam juz, ze to nie ty jestes. Utknal mi... jezyk w gardle, ale mimo wszystko... krzyknelam. On... ono... postalo jeszcze chwile, a potem odeszlo. Uslyszalam kroki... Doslownie pare sekund po tym, jak odszedl, pojawiles sie ty... Moze dlatego sie wycofal... Zrozumial, ze nie zdazy mnie utopic...

– Jaki on? – przez zeby zapytal Wlad.

– Morderca – odparla Angela. – Chcial mnie utopic. To wygladaloby na nieszczesliwy wypadek.

Recznik wokol jej glowy rozwiazal sie, a z mokrych kosmykow zaczely spadac na ramiona, jakby wiosenne kropelki. Wlad zlitowal sie na koniec – podszedl, objal ja, przycisnal do piersi, pogladzil po glowie – w taki sposob uspokaja sie kobiety, dzieci i zwierzeta.

A ona, oczywiscie, rozplakala sie.

* * *

Noc byla dluga i smutna. Angela przewracala sie na lozku w pokoju Wlada – zeby zasnac, nalykala sie jakichs pigulek, oczy z blyszczacych zrobily sie jej metne, jednak zasnac mimo wszystko nie mogla. Wlad siedzial w fotelu naprzeciwko, pil kawe z termosu i probowal odtworzyc sobie w pamieci swoja wedrowke po korytarzu – te kilka sekund po tym, jak uslyszal krzyk Angeli.

Czy cien w koncu korytarza... przywidzial mu sie? W ogole, cala ta chora sytuacja – to prawda czy wymysl? Lampka w lazience, w pokoju Angeli okazuje sie, ze sie przepalila. Moze wcale nikt nie wylaczal swiatla. Moze lampka po prostu przepalila sie i zgasla, a Angela i bez tego dostajac juz ataku histerii, wymyslila wszystko pozostale? Drzwi byly uchylone... Ale przeciez Angela, zgodnie z tym, co mowila, nie zamykala ich. Czyzby przeciag...

Poki wyczerpana napadami placzu Angela myla sie i lykala tabletki, Wlad odbyl mala wycieczke na koniec korytarza. Za rogiem znajdowaly sie tam drzwi, byly takze schody. Oczywiscie, zadnych sladow. Sledztwo nie przynioslo innych rezultatow – poza uswiadomieniem sobie, ze nieproszony gosc, kimkolwiek by nie byl, mogl latwo i niezauwazalnie uciec po tych wlasnie schodkach.

Nocowac w swoim pokoju Angela nie chciala. Wlad zabral ja do siebie i polozyl do lozka, a sam zaczal sie zastanawiac, czy widzi teraz przed soba ofiare niedokonanego gwaltu, czy zwykla histeryczke i panikare.

Cien na koncu korytarza. Angela jest przekonana, ze ow maniak (przesladowca? platny morderca?) uciekl dlatego, ze krzyknela, a na schodach slychac bylo kroki. Jak zlodziej mogl uslyszec

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×