kroki, jesli krzyk wszystko zagluszyl? I na co on liczyl – na to, ze ofiara bedzie sie zachowywala cicho jak myszka?

Kiedy Angela w koncu zasnela, zszedl na dol, do portierni i wdal sie w dluga rozmowe bez ogrodek na temat obcych w hotelu. Senny portier patrzyl na niego podejrzliwie i z niechecia, w koncu oswiadczyl, ze zadnych obcych w hotelu nie ma, a nocami przy wejsciu zawsze dyzuruje policjant. Wlad wrocil do pokoju, czujac sie kompletnym glupkiem.

Wytropic czlowieka w duzym miescie... Nie, dla profesjonalisty to bez watpienia drobnostka.

Ale po co profesjonalista mialby polowac na Angele? Czyzby rzeczywiscie krewni jej zmarlego meza byli zdolni...

Ktos przeszedl korytarzem. Wlad drgnal.

Trzasnely drzwi sasiedniego pokoju – Wlad podskoczyl w fotelu.

Zanosi sie na to, ze sam szybko stanie sie histerykiem. Zacznie bac sie wlasnego cienia.

13. Ciezarowka

Rano, w pospiechu opuscili hotel. Poki Angela pakowala rzeczy, Wlad siedzial na krawedzi krzesla w kacie (zostac sama w pokoju kategorycznie nie chciala). Torba w zaden sposob nie chciala sie zamknac. Zamiast dokladniej zlozyc pospiesznie wrzucone rzeczy, Angela sciskala torbe nogami. Wlad powstrzymywal sie ostatkiem sil. Liczyl wisiorki na zyrandolu.

W tym czasie ktos zastukal do drzwi. Angela wciagnela glowe w ramiona. Wlad wstal i, czujac nieprzyjemny chlod w calym ciele, poszedl otworzyc.

Za progiem stal staruszek – dobrze wygladajacy, przyzwoity, z gladko zaczesanymi za uszy, dlugimi, siwymi wlosami.

– Prosze mi wybaczyc... Tutaj wczoraj mieszkala pewna kobieta?

– Niestety, juz wyjechala – nieoczekiwanie dla siebie sklamal Wlad.

Staruszek posmutnial:

– Jaka szkoda... Przepraszam.

Odwrocil sie i powlokl do windy.

– Jedna chwilke! – krzyknal Wlad w strone jego waskich plecow. – Co pan chcial jej przekazac?

Staruszek odwrocil sie i zrezygnowany machnal reka:

– Wczoraj wieczorem, okolo wpol do jedenastej... Zaszlo nieporozumienie, pomylilem pietra. Moj pokoj znajduje sie na dziewiatym pietrze... Jechalem winda, wcisnalem nie ten guzik... I zupelnie przypadkowo wlamalem sie do pokoju tej kobiety. Wydaje mi sie, ze niezle ja przestraszylem. Jest mi teraz niezrecznie... Wlasnie chcialem sie wytlumaczyc, a tu taki pech, juz wyjechala...

I staruszek, udreczony, westchnal.

* * *

– Mozna jeszcze chodzic stale w helmie – powiedzial Wlad. – Albo w kamizelce kuloodpornej. To robi wrazenie, zwlaszcza jesli wrog strzela przezutymi kulkami z papieru...

Angela milczala. Demonstracyjnie patrzyla w okno.

– A patrzylas w bagazniku? Profesjonalista nie mialby zadnego problemu z tym, zeby schowac sie w bagazniku. Albo, zeby podrzucic do schowka jadowitego pajaka. Czy wsypac trucizne do domowych pantofli. Wkladasz noge – i koniec... Albo rzucic klatwe za posrednictwem wiedzmy. Czy...

Wlad cieszylby sie nawet, gdyby mogl sie zamknac, ale nie mogl, bo nic sie nie dzialo. Czul sie wystrychniety na dudka, a to nie tak latwo wytrzymac. Wyjechali z hotelu, opuszczajac miejsce, w ktorym go okpili – i wcale nie dlatego, ze Angela nie chciala tam zostac. Gdyby trzeba bylo, zostalaby, potulna jak owieczka.

Padal deszcz. Wycieraczki na przedniej szybie konwulsyjnie podrygiwaly, zbierajac z prawej i lewej strony potoki wody. Kazda kropelka odbijala reflektory mijanych samochodow – w taka pogode wielu kierowcow wlacza dlugie swiatla. Wlad lubil jezdzic w deszczu. Ale teraz, splywajaca po szybie woda draznila go.

Postanowil wrocic do domu i zaczal wyobrazac sobie, jak silnego ataku histerii moze dostac z tego powodu jego towarzyszka. Nawet smieszna historia ze staruszkiem, ktory zabladzil, nie mogla zachwiac przekonaniem Angeli, ze sledzi ja niewiadomego pochodzenia sila. Wlad coraz bardziej byl pewien, ze to psychoza, a ta jest zarazliwa. Jak zalosnie wygladal, wypytujac portiera odnosnie obcych w hotelu... Mogl lepiej spytac wprost: czy morderca obwieszony karabinami nie krecil sie czasami po holu?

Wlaczyl muzyke, ale wesola piosenka draznila go. Sprobowal zlapac inna stacje, ale wszedzie, jakby w rezultacie zmowy, slychac bylo wesole, glupie piosenki. Chyba takich wlasnie uczyla sie Angela w trakcie swojej krotkiej przygody z zespolem popowym.

Samochod jechal po pustej szosie, Wlad obserwowal, jak pracuja wycieraczki i sluchal dzwieku wody pod kolami. Mozna bylo troche przyspieszyc, ale wolal zachowac ostroznosc. Padal deszcz...

– Ciezarowka za nami jedzie – powiedziala Angela.

– Sledza nas – przez zeby burknal Wlad.

– Jedzie juz od dwudziestu minut... Nie zostaje w tyle...

– No to co?! Daj spokoj, prosze.

Ciezarowka rzeczywiscie jechala za nimi. Jakies trzysta metrow z tylu. Masywny samochod z kiedys pomaranczowa, ale teraz brunatna, oblepiona brudem budka.

– A przeciez dzisiaj jest niedziela – powiedziala Angela. – Ciezarowka? W niedziele?

– Zaczynasz mnie denerwowac – powiedzial Wlad. – Jeszcze jedno slowo i...

Doszedl do wniosku, ze jezeli histerie mozna wyleczyc policzkami, to on, Wlad, szybko stanie sie doswiadczonym lekarzem. Trzeba tylko zdecydowac sie na ten pierwszy raz. Niech Angela wypowie choc jeszcze jedno slowo – nie wytrzyma, Bog mu swiadkiem.

Las konczyl sie. Horyzont, w polowie obmyty woda, rozwinal sie dalej. Droga skrecala wysoko nad rzeka, a pasiaste slupki wzdluz pobocza przypominaly zeby szczupaka.

Wlad kiedys zlapal szczupaka. Raz w zyciu, na letnim obozie. Ale mu wtedy wszyscy zazdroscili! A szczupak byl calkiem maly, smarkaty, tak jak sam Wlad. Szczeniak...

Angela – na znak protestu – wyciagnela z torebki plastikowa butelke z lemoniada i odkrecila zolta nakretke. Przylozyla usta do szyjki. Wlad widzial ja kantem oka. Droga plynnie skrecala w lewo, z przodu nie bylo widac zadnych samochodow, z tylu...

Angela nagle krzyknela.

– Uprzedza... – zaczal Wlad, ale sie zacial.

Ciezarowka byla juz obok. Rozwijala niezla predkosc. Chcac wyprzedzac w najmniej dogodnym do tego miejscu, zrownala sie z samochodem Wlada – i gwaltownie zmienila decyzje. Kilka sekund jechali obok siebie, Wlad widzial zupelnie blisko czarny, obszarpany blotnik, ogromne kolo i oblepiony glina stopien u podnoza pomaranczowej kabiny. Wydawalo mu sie, ze widzi na nim nawet odcisk zebrowatego buta, slad...

Ze wszystkich sil nacisnal na klakson. Samochod zatrabil. Jakby w odpowiedzi waska szczelina miedzy ciezarowka, a samochodem Wlada zaczela sie gwaltownie zmniejszac.

Trzask! I juz nie mial bocznego lusterka. Skrecic nie bylo gdzie, z prawej strony migaly pasiaste slupki, podobne do zebow szczupaka, a pol metra za slupkami, za watla ograniczajaca bariera, zaczynalo sie urwisko...

Wcisnal hamulce.

W tej samej chwili ciezarowka grzmotnela ciezkim bokiem w samochod. Jak rakieta w pilke. Bach! Boczna szyba od strony Wlada rozsypala sie, drzwi wgniotly. Z butelki Angeli fontanna wychlusnela ciecz. I zastygla w powietrzu, jakby wlana do wody goraca parafina.

Ciezarowka byla juz z przodu. Oddalala sie. Samochod Wlada lecial na skraj przepasci. Za chwile przelamie watle ogrodzenie i spadnie z urwiska w dol. Za chwile. Wychlusnieta lemoniada zastygla, jak szklane kwiaty. Jeszcze chwila – i samochod spadnie, gniotac sie i splaszczajac, obracajac w powietrzu kolami i tam, na dole, zaplonie benzynowy ogien...

Lecaca lemoniada zaczela spadac. Szklane kwiaty zmienialy forme, przeobrazajac sie w szklane owoce. Glowa Wlada zrobila sie ciezka i ospala, ale oczy zdazyly. Zdazyly zlapac naga, szczupla sylwetke na poboczu, jakies dziesiec metrow od szosy.

Drzewo.

Wlad ze wszystkich sil szarpnal kierownica. Pien! Oparcie! Utrzymac sie! Zaczepic!

Lemoniada podskoczyla – i wychlusnela nowa fontanna. Angela zawisla na pasie, Wlada rzucilo na kierownice, odpadl szyberdach, maska zgniotla sie z przerazajacym zgrzytem, ale na moment przed tym Wlad przekrecil klucz, wylaczajac silnik i w slad za zgrzytem przyszla cisza, przerywana stukotem deszczu o dach, jakimis trzaskami, szelestem gliny pod podwoziem, dzwieczeniem pojedynczych, sypiacych sie odlamkow...

Samochod zawisl na drzewie. Wisial, zaczepiony o pien zgnieciona maska, stygnac pod katem czterdziestu pieciu stopni, unoszac do nieba bagaznik. Z przodu, przez rozbity szyberdach, widac bylo rzeke.

Minela jedna minuta, druga. W koncu Wlad obrocil twarz w strone siedzacej obok kobiety.

Angela wisiala na pasie bezpieczenstwa, po uszy oblana lemoniada. Z krwia na policzku – drasnieta odlamkiem. Zadowolona i szczesliwa, jak dziecko przy choince bozonarodzeniowej.

– A ty nie wierzyles – powiedziala z taka duma, jakby to drzewo na poboczu, ktore uratowalo im zycie, sama posadzila i wyhodowala. – Teraz chyba mi wierzysz?

* * *

– Wlad Palacz? Hm, jakbym juz gdzies slyszal... Palacz... Zaraz, czy to nie pan napisal Gran-Grema?!

Wlad przytaknal, krzywiac sie od bolu w karku. Od tego momentu nieciekawe, troche nerwowe przesluchanie w drogowce zwrocilo sie w ich strone.

Wlad nigdy by nie pomyslal, ze jego czytelnik moze byc czterdziestoletnim, otylym mezczyzna, z pregowana laska przy boku. Zastanawial sie, jaka historia z przygod Gran-Grema zapadla w pamiec wasatemu ojcu rodziny, ktorego codzienna praca na pewno nie zacheca do marzen i wiary w cuda. Tym niemniej on, czytelnik-wielbiciel, wylazi ze skory, zeby pomoc ulubionemu autorowi, ktory znalazl sie w opalach.

– Czy zapamietali panstwo moze numer rejestracyjny?

– Jaki numer? – beznadziejnie powiedziala Angela. – Przeciez on byl caly oblepiony blotem.

– A jaka to byla marka? Chociaz w przyblizeniu?

Wlad popatrzyl na Angele. Ta wzruszyla tylko ramionami:

– Nie znam sie na ciezarowkach...

– Nie widzialem go wyraznie – powiedzial Wlad. – Dlugo jechal za nami...

– Dwadziescia trzy minuty – dodala Angela.

– Ale byl daleko z tylu – kontynuowal Wlad. – Zdazylem tylko zapamietac, ze kabina byla pomaranczowa...

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×