moze zabrzmiec ciche „pal...”

– Poki jestesmy razem, nie pozwole, zeby ktos cie skrzywdzil...

Slowa wypowiedzialy sie same. Wyplynely pewnie z jakiejs genetycznej pamieci. Bez watpienia, miliony mezczyzn mowily juz te slowa milionom kobiet, ale tylko niektorym udalo sie dotrzymac obietnicy.

– Nie zostawiaj mnie samej – cicho powiedziala Angela.

Miliony kobiet mowily to milionom swoich mezczyzn. Ale tylko niektorym udalo sie pewnie zobaczyc to swoje pragnienie – spelnionym.

...Na pewno jej wspolczul. Tak, na pewno.

14. Prawda

– Mam cos nowego dla pana – powiedzial Zachar Bogorad. – Niestety, nic przyjemnego. Prosze mi wybaczyc.

Prywatny detektyw wygladal podobnie do wiadomosci, ktore przynosil – kiepsko. Szara skora, worki pod oczami, zapadniete policzki. Wladowi przyszlo do glowy, ze ktos, kto otrzymuje za swoja prace tak ogromne sumy pieniedzy, nie ma prawa zle wygladac. Bogaty zawsze powinien czuc sie dobrze – niezaleznie od tego, jakie wiadomosci przynosi klientowi.

– Slucham pana – powiedzial Wlad.

Siedzieli pod pstrokatym dachem tej samej kawiarni. Od momentu ich pierwszego – i ostatniego – spotkania minal prawie miesiac. Wlad z Angela mieszkali w czwartym z kolei hotelu. Wlad kupil uzywany samochod. Jesli nie musialby oplacac ciezkiej pracy detektywa – kupilby nowy. Na szczescie ksiazki sprzedawaly sie jak cieple buleczki, a pieniadze z wydawnictwa docieraly na czas.

– Tak wiec, slucham pana – powtorzyl Wlad, poniewaz nie zanosilo sie na to, ze Bogorad zacznie cokolwiek mowic. Posepnial tylko, podkrecal wasy i widac bylo, ze nie wie, od czego zaczac, zeby nie spowodowac zbyt wczesnie jakiegos wstrzasu u Wlada.

– Prosze mi powiedziec – i rzeczywiscie, Bogorad zaczal chodzic w kolko, prawie jak rekin wokol tonacego zeglarza – prosze mi powiedziec, panie Palacz... Dlaczego pan zdecydowal sie zwrocic z tym do mnie? Mial pan jakies podstawy... zeby nie wierzyc tej kobiecie?

– Tak – powiedzial Wlad, nie wdajac sie w wyjasnienia.

– Rozumiem – Bogorad westchnal. – Widzi pan, panie Palacz, mam podstawy przypuszczac, ze chodzi pan po ostrzu brzytwy... Jest pan w niebezpieczenstwie. Zdaje pan sobie z tego sprawe?

Wlad przytaknal:

– Konkretnie, co pan ma na mysli?

Bogorad przez chwile mu sie przygladal. Wydaje sie, ze opanowanie Wlada dziwilo go. Ale z drugiej strony, wzbudzalo szacunek.

– Konkretnie... Ona, rzeczywiscie, urodzila sie w Opilni, rzeczywiscie, wczesnie zostala sierota i, rzeczywiscie, pracowala jakis czas w tartaku... Nawiasem mowiac, wlasciciel tartaku nagle i niespodziewanie dla wszystkich zmarl. Prawda, to bylo juz po tym, jak pani Angela Stach opuscila swoja rodzinna wies... Rzeczywiscie, w szkole medycznej numer dwadziescia trzy uczyla sie – byla zapisana na pierwszy rok – ta sama Stach... Ale nie zaliczyla nawet roku. A cala ta historia z grupa rockowa, powolana przez producenta Daria Dije – jest wymyslona. Taki producent, rzeczywiscie, istnial i zostal zamordowany – ale mloda pani Stach nawet go nie znala. Zmarly Dija ani razu nie „rozkrecal” spiewajacych dziewczyn – wszystkie jego „projekty” byly raczej mlodymi istotami rodzaju meskiego.

– To znaczy, ze to klamstwo? – spytal Wlad, mimowolnie podciagajac palce u nog w butach.

Detektyw przytaknal:

– Tak, fantazja... Tworcze myslenie. Ale to najbardziej niewinna informacja, jaka chcialem panu... Tak. Zna pan takie nazwisko, jak – Oskar Snieg.

– Znam – powoli powiedzial Wlad.

– Mozliwe, ze pan widzial jego nazwisko na opakowaniach po witaminach, cukierkach od bolu gardla, zbawiennie wplywajacych na potencje miksturach czy innych lekarstwach. Oskar Snieg to, bez watpienia, farmaceutyczny krol. Byl bardzo bogatym wdowcem. Mial corke i dwoje doroslych wnukow. Wszyscy oni nie byli zachwyceni, kiedy ojciec-dziadek ozenil sie ponownie, przy czym, tym razem z mloda, samotna, zdecydowana kobieta... krotko mowiac, z nasza Angela Stach. To bylo cztery lata temu...

– Rozumiem – powiedzial Wlad.

– Powiem od razu, ze wszelkie obawy corki i wnukow potwierdzily sie z nawiazka. Ta kobieta wyszla za Sniega tylko dla pieniedzy. I mowila o tym bez zadnego skrepowania, prawie ze w twarz mezowi i jego krewnym. Za grosz nie darzyla go uczuciem, doslownie, wycierala sobie nogi o niego... Rozmawialem z paroma osobami, wszystkich dziwilo zachowanie starego magnata, ktory nigdy wczesniej w zyciu nie byl tak sentymentalny, maloduszny i niezdecydowany... I ta kobieta owinela go sobie wokol palca! Odchodzila i wracala, a on byl zupelnie rozstrojony i wszystko jej wybaczal. Koszmar – bo wszyscy swiadkowie, z ktorymi rozmawialem, jednoznacznie okreslili ten zwiazek jako koszmar – ciagnal sie trzy i pol roku. Potem Snieg ni z tego ni z owego, zmienil testament na korzysc zony. Corka i wnuki wpadli w rozpacz... a po kilku dniach staruszek umarl! Przewrocil sie podczas porannego biegania. Nagle zatrzymanie pracy serca. Mial juz ponad siedemdziesiat lat, ale wygladal zdrowo, uprawial sport... Swiadkowie w sadzie. Najpierw corka Sniega obstawala przy tym, ze mloda, chciwa zona w jakis sposob zabila meza. Ale nie udalo jej sie tego dowiesc. Potem poddawano w watpliwosc testament. Krewni zmarlego mieli wielka szanse wywalczyc z powrotem swoj spadek, nieraz zdarzaly sie takie precedensy... Jednak w najwazniejszym momencie, kiedy sprawa byla juz praktycznie wygrana – krewni odstapili od roszczen. Wie pan, dlaczego?

Bogorad zrobil efektowna przerwe. Wlad cierpliwie czekal.

– Dlatego, ze pani Stach im zagrozila – cicho powiedzial detektyw. – Na szczescie dom Sniegowie maja duzy, kreci sie w nim wielu interesujacych... sluzacych. Tak wiec, moglem dowiedziec sie, o czym rozmawiali krewni zmarlego magnata z wdowa po nim, na dzien przed tym, jak sprawa o ponowne rozpatrzenie testamentu zostala zawieszona. Ona im zagrozila. Powiedziala podobno tak: jezeli nie zejdziecie mi z drogi, zrobie z wami to samo, co zrobilam z Oskarem. Bedziecie na kolanach za mna chodzic, tak jak tylko zechce. A kiedy mi sie znudzicie, zdechniecie... Takich slow uzyla.

– A oni uwierzyli – nie wytrzymal Wlad. – Dorosli ludzie, zniewazeni, ograbieni... uwierzyli w to wszystko?

– Uwierzyli – powiedzial Bogorad, a jego szare oczy wkrecily sie w twarz Wlada dwoma pozadliwymi swiderkami. – Musieli uwierzyc... Bali sie jej. Od dawna. Byli przekonani, ze jest wiedzma.

Wlad rozesmial sie.

W tym smiechu krylo sie napiecie ostatnich miesiecy, ciezarowka z pomaranczowa kabina, swiadomosc ponizajacego uzaleznienia w calym, przyszlym zyciu. Wladowi bylo naprawde wesolo. Smial sie szczerze i niewinnie, jak dziecko w cyrku.

Bogorad patrzyl na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Troche z zaniepokojeniem.

– Przepraszam – powiedzial Wlad, wycierajac lzy. – Ale to naprawde bardzo smieszne. To znaczy, ze ona jest wiedzma?

– To jeszcze nie wszystko – grobowym glosem przyznal Bogorad. – Tak, to prawda, dziwne, ze ci, jak pan sam zauwazyl, dorosli, przeciez wcale nie maloduszni ludzie, przestraszyli sie takiej dziecinnej, jak sie nam wydaje, grozby. Tym niemniej, boja sie pani Stach. Tak bardzo sie boja, ze zdolni sa nawet zrezygnowac z calego majatku!

– Niemozliwe – przyznal Wlad, bez jakiegos wiekszego zdziwienia w glosie.

Bogorad spochmurnial:

– To dopiero poczatek... Zaczalem drazyc dalej. Do momentu wyjscia za maz za Oskara Sniega, nasza figurantka przez jakis czas byla prawna zona Jegora Elistaja... Przypomina pan sobie, byl taki prezenter telewizyjny? Bardzo popularny jakies szesc lat temu?

– O ile dobrze pamietam, popelnil samobojstwo? – spytal Wlad, znowu kurczac palce w butach. – Tak mowiono...

Bogorad przytaknal:

– To prawda. Wyskoczyl z pietnastego pietra po tym, jak kilka dni wczesniej poklocil sie ostatni raz ze swoja kobieta... z pania Angela Stach.

Wlad zakryl oczy.

Przypomnial mu sie fragment reportazu telewizyjnego sprzed pieciu lat. Rzadko ogladal telewizje, ale sobotniego programu z Jegorem Elistajem staral sie nie opuszczac. To byl energiczny, mlodo wygladajacy mezczyzna, bardzo ujmujacy, ostry w jezyku, zuchwaly, jak wszyscy dziennikarze jego pokroju, zdolny do wszystkiego, nawet do utraty kontroli nad wlasnym zachowaniem. Jasnowlosy. Ze szczoteczka wasow nad gorna warga.

Pozno w nocy, w programie informacyjnym, pokazali tylko cialo lezace na asfalcie – przykryte przescieradlem – i chuda, bez obraczek i sygnetow, biala reke, pokazujaca na rozrysowanej kreda dzieciecej grze w klasy, cyfre trzy...

– Zle sie pan czuje – szybko spytal Bogorad. Widocznie przyzwyczail sie juz uwazac swojego rozmowce za opanowanego i odwaznego, wiec teraz, niespodziewana bladosc na twarzy Wlada troche go zdziwila.

– Szkoda go – glucho powiedzial Wlad. – Kto jeszcze?

– Pan sie juz domyslil? – szybko spytal Bogorad. – To znaczy, pan, rzeczywiscie, przypuszczal...

– Nie – uczciwie przyznal sie Wlad. – W takim stopniu nie przypuszczalem.

Do ich stolika podeszla kelnerka. Uprzejmie spytala, czy goscie nie pragna czegos jeszcze. Wlad zamowil dwiescie gram koniaku. Bogorad popatrzyl na niego – i zamowil lody.

Czekajac na zamowienie, oboje milczeli. Bogorad gotowy byl mowic dalej. Wlad patrzyl na samochody, przemykajace za bukszpanowym zywoplotem i myslal o ciezarowce z brudna, pomaranczowa kabina.

W koncu przyniesiono koniak i lody. Bogorad opuscil lyzeczke w czekoladowo-rozowa mase, nabral troche, podniosl do ust i ze smakiem oblizal:

– Do czasu, jak poznala sie z Jegorem Elistajem, Angela Stach byla zona mlodego, znanego bankiera... Donaj, mowi panu cos to nazwisko? Syn Gleba – Jaryk. Jaryk Donaj. Mlodszy od niej o osiem lat. Jeszcze sie uczyl, kiedy sie poznali. Przezyl z nia w zwiazku malzenskim dziewiec i pol miesiaca... Po czym rozstali sie i Jaryk trafil do szpitala psychiatrycznego. Jest tam do tej pory. To znaczy, bywa tam od czasu do czasu. Jak mi powiedziano, ogolnie czuje sie juz dobrze i dlatego czesto go wypisuja do domu. Ale obowiazkowo, raz w roku, wiosna, wpada w ciezka depresje... Wlasnie mu sie pogorszylo i nie moglem sie z nim zobaczyc. Oczywiscie ojciec robi wszystko, zeby nikt nie dowiedzial sie o tym, co dzieje sie z jego synem. Obowiazuja wszelkie tajemnice, zakazy i tak dalej... Natomiast w dziecinstwie i mlodosci, jak zapewniaja swiadkowie, byl to mily, zupelnie normalny i cieszacy sie zyciem chlopiec. To prawda, ojciec za bardzo go rozpieszczal, na osobistym koncie Jaryk mial astronomiczna sume... Rozumie pan?

Wlad wzial duzy lyk koniaku. Zdazyl poczuc intensywny zapach winogron. Upil jeszcze troche:

– Dobrze, dalej...

– Do momentu, jak zaprzyjaznila sie z bogatym uczniem – monotonnym glosem kontynuowal Bogorad – pani Angela Stach byla kochanka pewnego artysty. Widocznie ciagnelo ja rowniez do miejscowej bohemy... Imie artysty pewnie nic panu nie powie – Samson Wiadryk... chociaz teraz, jak zapewniaja specjalisci, jego prace rosna w cenie. Wie pan, jak to bywa: zyje sie w biedzie, a dopiero po smierci zostaje sie bogatym i docenionym...

– Po smierci – powiedzial Wlad.

Bogorad przytaknal:

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×