wyjasnimy, ze ta proba nie byla pierwsza... Listow z pogrozkami pan nie ma?

– Nie – powiedzial Wlad. – I nigdy nie bylo.

– Hm – wymamrotal Bogorad ze wspolczuciem. – Szkoda, ze pan nie jest zonaty. Jako maz moglby pan... Ale pan nie jest mezem.

– Musze widywac sie z nia co trzy dni – powiedzial Wlad. – Moge czesciej, ale w zadnym wypadku nie rzadziej.

Bogorad dziwnie na niego popatrzyl, nic jednak nie powiedzial. Zamyslil sie, potarl palcem po nosie:

– No dobrze. Sprobuje... zreszta, to juz ja sam, to moja sprawa. Mam dobrych znajomych w policji, sprawa o probie zabojstwa bedzie wszczeta... Tylko niech pan zastanowi sie chwile, czy potrzebne to panu. Przeciez wtedy pojawia sie pewne fakty, ktore... Na przyklad, jedno z pierwszych pytan: Czy pana kochanka ma wrogow?

– Ona nie jest moja kochanka – powiedzial Wlad.

– No dobrze, czy zona... ma wrogow? Kto moze pragnac jej smierci? I jesli sprawa zajmie sie czlowiek ambitny, z inicjatywa... Czy potrzebne to panu, panie Wladzie?

– Zalezy mi na tym, zeby nic jej sie nie stalo – powiedzial Wlad prawie z rozpacza. – Reszta mnie nie interesuje...

– No, jesli o to chodzi, to niech pan sie nie martwi – Bogorad lekkomyslnie machnal reka. – Gorzej, jak wyjda na jaw te dawne zgony jej mezow i kochankow? Co wtedy...

– Ona nigdy nikogo nie zabila – ostro powiedzial Wlad.

– To panu tak sie wydaje – rzucil Bogorad. – Ten, ktory ja przesladuje, mysli co innego.

Wlad spochmurnial. Bogorad, na odwrot, promiennie usmiechnal sie:

– Pamieta pan, mowilem panu, ze zawodowcy tak nie postepuja? To na pewno nie jest zawodowiec. To moze byc przyjaciel albo krewny, opetany, jezeli mozna tak powiedziec, checia zemsty czy jeszcze jakimis innymi rojeniami... Jadl pan juz dzisiaj obiad? Bo ja – jeszcze nie. Moze dotrzyma mi pan towarzystwa?

– Nie, dziekuje, nie jestem glodny – powiedzial Wlad.

– Nie moze mi pan odmowic – z powaga dodal Bogorad. – Naprawde... Prosze ze mna.

* * *

To bylo juz ich siodme spotkanie. Wewnetrzny licznik piszczal coraz glosniej i coraz bardziej niepokojaco, ale do czerwonej granicy pozostawalo, wedlug obliczen Wlada, jeszcze troche czasu. Zwlaszcza, jesli bedzie unikal dotkniec i spotykal sie tylko pod golym niebem, w tlumie...

– Jezdzilem z wizyta do rodziny Sniegow – powiedzial Bogorad, swobodnie kroczac obok Wlada po jasno oswietlonej, glownej ulicy.

Wlad zatrzymal sie: – No i?

– Chodzmy, nie zatrzymujmy sie... Od razu sie przedstawilem i bez owijania w bawelne wyjasnilem, ze bylej macosze pani Kseni – corki zmarlego Oskara Sniega – przydarzylo sie straszne nieszczescie. Ze probowano ja, bogata spadkobierczynie, zamordowac i co najgorsze, na oczach swiadkow. Ze w policji natychmiast bedzie wszczete odpowiednie postepowanie w tej sprawie i pierwsze podejrzenie skieruje ich tutaj, do przytulnego domu Sniegow, w ktorym wychowuja sie dwie wnuczki zmarlego pana Oskara. I byloby bardzo zle, gdyby ich dziecinstwo zostalo zatrute kolejnym sadowym procesem, a nawet wyrokiem.

– Ale to blef – bez przekonania powiedzial Wlad.

– Zgadza sie – przytaknal Bogorad. – Potrafie bardzo dobrze blefowac. Pol godziny po moim wyjsciu, pani Ksenia sama do mnie zatelefonowala, na pewno przerazila sie – jak latwo dala sie nabrac na te moje grozby? A mi chodzilo tylko o jeden moment. Moment prawdy. Kiedy uwierzy w to wszystko i zacznie, wbrew swojej woli, tlumaczyc sie...

– Tlumaczyc sie?

– Panie Wladzie – powaznie powiedzial Bogorad. – Nie jestem wyrocznia, oczywiscie, i sa rzeczy, na ktorych sie nie znam... Ale dam sobie prawa reke uciac, ze Sniegowie nie wynajmowali mordercy. Niech pan sam pomysli... Jezeliby wynajeli platnego morderce – wynajeliby na pewno zawodowca, prawda?

– Nie wiem – powiedzial Wlad. – Wydawalo mi sie, ze zlecenie zabojstwa – nie jest takie proste jak, na przyklad, zamowienie taksowki...

Bogorad machnal reka:

– Zapewniam pana, ze to akurat nie jest najwazniejsze. Sniegowie kupuja wszystko pierwszego gatunku – tak wiec, morderce tez by znalezli... To nie Sniegowie. Nie ten slad. Teraz jestem juz prawie tego pewien.

* * *

Wszystkie te kroplowki, butelki, aparaty i wezyki, wszystkie te nieodlaczne elementy choroby, niemocy, smierci – wszystkie one zwisaly nad bardzo blada, bardzo chuda, krotko ostrzyzona kobieta. Wlad siedzial obok, a jego bialy fartuch okropnie cuchnal srodkiem odkazajacym. Oczy miala otwarte, ale patrzyla poza niego, na jasna sciane za jego plecami.

Wlad dobrze ja rozumial.

Jezeli on by tak lezal tutaj, podlaczony do tych wszystkich aparatur, a obok tak samo trwozliwie siedzialaby Angela – ani przez chwile nie uwierzylby, ze przygnalo ja tutaj cos wiecej niz strach o wlasna skore, wiezy, ktore sa slepe, ktore zniewalaja wszystko, co sie rusza.

Postepowanie w sprawie proby morderstwa w koncu nie zostalo wszczete. Ochrony policja nie dala, a w szpitalu Angele pilnowali wspolpracownicy Bogorada. Pierwsze dni Wlad takze siedzial w szpitalu niemal bez przerwy, ale potem z przerazeniem zdal sobie sprawe, ze wewnetrzny licznik kontaktow juz od dawna pokazuje, ze granica zostala przekroczona i ze z Bogoradem bedzie mogl zobaczyc sie teraz tylko w wyjatkowej sytuacji.

Detektyw zauwazyl, ze Wlad go unika. I wyjasnil zmiane w ich stosunkach w ten sposob:

– Nie potrzebuje zadnych dodatkowych pieniedzy, panie Palacz. I nigdy nie zaproponuje uslug, co do ktorych nie moglby sie pan rozliczyc.

Wlad w odpowiedzi wybakal cos nieokreslonego.

Angela musiala spedzic w szpitalu kilka miesiecy. Mlody lekarz, ktory nie pozwolil jej odejsc na tamten swiat, dniami i nocami przebywal na swoim oddziale. Trzasl sie nad Angela, jak rzadko ktora kura trzesie sie podczas swojego wylegu. Niejednokrotnie powtarzal Wladowi, ze skoro udalo sie uratowac te kobiete byloby przestepstwem opiekowac sie nia bez fanatyzmu. Dokladnie tak mowil – „bez fanatyzmu”, a oczy jego szalenczo przy tym poblyskiwaly. Wlad doskonale wiedzial, komu – oprocz Pana Boga powinien byc wdzieczny za uratowanie Angeli – i swojego – zycia.

I wiedzial jeszcze, co stanie sie z mlodym doktorem po wypisaniu Angeli. Jesli ona, oczywiscie, spedzi w szpitalu potrzebne do wyzdrowienia kilka miesiecy.

A moze przyjma przywiazanego lekarza do swojej przyjacielskiej, tulajacej sie grupy? A potem nianki, siostry, salowe, codziennie jej dogladajace, ostroznie zmieniajace posciel, robiace zastrzyki i opatrunki, wynoszace nocnik, sprzatajace w pokoju?

„Jestem maloduszny – myslal Wlad – nic nie moge zrobic. Czlowiek, ktory byl juz jedna noga na tamtym swiecie, z urazem czaszki, z powaznym wstrzasnieniem mozgu, ledwo zywy, teraz calkowicie unieruchomiony... Co moge zrobic?”

Angela lezala pod kolejna kroplowka, a Wlad siedzial obok, trzymajac ja za reke. Moglby, oczywiscie, powiedziec, ze tak w ogole to nie wiezy przywiodly go tutaj, ona uslyszalaby to, ale malo prawdopodobne, ze uwierzylaby. Moglby powiedziec, ze zyje jej zyciem, a nie swoim – ona, na pewno, znalazlaby w sobie dosc sily, zeby sie usmiechnac. Moglby mamrotac cos bezmyslnego, czulego, uspokajajacego, zapewniac o szybkim rozwiazaniu wszystkich problemow i ostatecznym wyzdrowieniu – ale nie chcial pomnazac falszu, ktorego i bez tego bylo juz duzo w przesiaknietym bolem pokoju. Sama sytuacja – kochajacy mezczyzna moralnie podtrzymuje poszkodowana w katastrofie ukochana kobiete – byla falszywa na wskros.

Dokladnie tak samo siedzial przy niej wczoraj. I przedwczoraj – milczac, bez zadnego slowa. A Angela, chociaz mogla juz mowic, nie naruszala ciszy. Milczenie bylo uczciwsze od jakichkolwiek slow.

Ale dzisiaj – na minute przed tym, jak wstal, zeby juz isc – otworzyla usta:

– Musze... do innego szpitala. Czas... biegnie. Rozumiesz?

I zamilkla, umeczona tym przemowieniem.

Wlad zamarl. Spojrzal w jej rozpalone, blyszczace oczy:

– Angela, posluchaj... Teraz nie mozesz. Nic zlego tak szybko sie nie stanie, musisz wytrzymac jeszcze ze dwa tygodnie...

Uplynela minuta. Do pokoju zajrzala pielegniarka – przypomniec Wladowi, ze spotkanie dobieglo juz konca.

Angela milczala. Patrzyla na niego bezwzglednie i jakby z pretensjami.

– Nie teraz – powiedzial Wlad, kiedy spojrzenie pielegniarki zrobilo sie calkiem gniewne. – Posluchaj... Jeszcze nie teraz.

* * *

Wlad wiedzial, ze uwazaja go za wariata. Kiedy posiwialy profesor, ogladajacy Angele kilka dni po przybyciu do szpitala, doslownie zaciagnal go do swojego gabinetu, kiedy zamknal za soba drzwi – Wladowi wydalo sie, ze teraz beda go bili. Ale nie – po prostu przyszedl czas na tak zwana powazna, meska rozmowe.

Ze strony profesora ta rozmowa byla gestem rozpaczy. Pogardzal Wladem i nie ukrywal tego. Po tym, co zrobil dla tej kobiety leczacy ja lekarz! Po tym, jak wyciagneli ja z grobu za wlosy! Po tym wszystkim... jak zaplata!

Pacjentka byla uparta jak osiol i nie chciala wchodzic w zadne uklady. Pragnela niezwlocznie opuscic miejski szpital i przeniesc sie do prywatnego – tutaj nie odpowiadaly jej kwalifikacje personelu! A tworca i glownym wykonawca tego poronionego pomyslu byl, oczywiscie, „maz” pacjentki, egzaltowany pisarz dla dzieci, glupi, egoistyczny, nie rozumiejacy podstawowych rzeczy...

– Pan rozumie, czym ryzykuje? Jej zyciem! Przewoz jest dla niej smiertelnie niebezpieczny! Nie moze pan poczekac jeszcze ze dwa tygodnie? Napisala te durna prosbe o wypisanie... Ale wyobraza pan sobie, co moze sie stac?!

„Wyobrazam” – smutno myslal Wlad.

Wczoraj mial rozmowe z tym samym lekarzem. Z tym samym, w czyje kwalifikacje razem z Angela jakoby watpili.

Wlad bardzo chcial powiedziec temu przygnebionemu, oddanemu w istocie, czlowiekowi, ze nikomu w zyciu nie byl tak wdzieczny. Ale lekarz nie chcial sluchac. Po tym, jak Wlad poprosil go – i dwa razy powtorzyl swoja prosbe – zeby nie szukal pacjentki w jej nowym szpitalu i nie probowal niczego dowiadywac sie na jej temat – po tym lekarz nie mial juz ochoty go sluchac. Tepo powiedzial: „Moje sumienie jest czyste” – i odszedl nieskonczenie dlugim, szpitalnym korytarzem.

Po uplywie czterech, pieciu dni po tym, jak Angela odjedzie od niego, u glownego lekarza oddzialu chirurgii pourazowej miejskiego szpitala zacznie sie depresja. Odnowia sie wszystkie chroniczne bolaczki, moze nawet stanie sie jeszcze cos bardziej nieprzyjemnego... Zreszta Wlad wiedzial, ze to nie potrwa dlugo. Kilka dni – i ten czlowiek znowu dojdzie do siebie. Mozliwe, ze zapomni o niewdziecznej, wybrednej pacjentce.

Wlad wiedzial, ze teraz ratuje jego zdrowie, a moze nawet zycie. Mimo wszystko na duszy bylo mu ciezko. A przeciez pozostawal jeszcze sam przejazd – Angela bala sie go, Wlad takze, i nie na darmo...

* * *

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×