Na ekranie telewizora bili sie. Pikantnie, z halasem i zawzietoscia.

– Oto swiadkowie – Bogorad wyciagnal z kieszeni kartke papieru. – Nazwiska, adresy, telefony, podpisy. Widzieli cie nie tylko wtedy, kiedy popychales ja pod samochod, ale tez, kiedy kradles ciezarowke!

Oczy siedzacego na podlodze mezczyzny zaokraglily sie jeszcze bardziej:

– Kogo? Gdzie? To nie ja... naprawde...

– Masz jeszcze szanse – z powaga powiedzial Bogorad. – Masz jeszcze szanse, zeby sie poddac. Samemu sie wytlumaczyc. Przyznac do winy. Mozliwe, ze to ci pomoze. Tym bardziej, ze zabojstwa nie udalo sie dokonac – skaleczyles tylko czlowieka, to wszystko. Po co przychodzisz do szpitala? Chcesz dobijac ranna kobiete?

– Do jak-kiego szpitala? – belkotal mezczyzna. – Ja... sam do szpitala chodze co tydzien! Mam zaswiadczenie! W szufladzie... tam, pod stolem! O tym, ze konieczna jest operacja... Sam musze do szpitala! Jestem ubezpieczony... place skladki...

– Chcesz isc do tego samego szpitala, gdzie znajduje sie kobieta, ktora prawie ze zabiles?

– Jak-ka kobieta?! Nie znam zadnej... O czym pan?!

– Angela Stach – twardo powiedzial Bogorad.

Mezczyzna na podlodze znowu przeniosl spojrzenie na Wlada. Zamrugal:

– Angela... Stach? Nie znam... Zaraz, zaraz... Pan... – nagle podniosl reke i oskarzycielsko wycelowal palcem we Wlada piers. – Pan jest... pisarzem dla dzieci! Wlamuje sie pan, jak bandyta! Do obcego mieszkania! Wzywam policje! Panem... pisarzem dla dzieci, trzeba sie zajac!

Na ekranie telewizora byla strzelanina. Ktos przewracal sie na podloge z dziura zamiast prawego oka. Wladowi zaczynalo zbierac sie na wymioty.

Jak to sie stalo, ze znalazl sie w tym zagraconym pokoju? Przed smiertelnie wystraszonym, spoconym czlowiekiem?

A co, jesli zaszla pomylka? Okulary, czapeczka, rysunek olowkiem... Jezeli to jednak nie on? Jesli ten biedak rzeczywiscie nie ma nic wspolnego z tym, co przytrafilo sie Angeli?

– Mam chore serce – mamrotal mezczyzna, przyciskajac reke do piersi. – Naczynia... krwionosne... moge dostac zawalu... przez was! Mordercy, kim wy jestescie... Czego chcecie od biednego czlowieka? No czego? Nie znam zadnej Angeli! Nie pamietam...

Na ekranie telewizora kogos bili, po calym ciele! Twarza o sciane! I po brzuchu! Trzask, trzask, trzask...

Wlad popatrzyl na zalosnego, trzesacego sie, skulonego w kacie, mezczyzne. Spojrzal na szczerzacego zeby Bogorada. Decyzja przyszla sama:

– Wychodze.

Detektyw krzyknal:

– Co pan, wierzy pan w to wszystko?

– Wychodze – ze znuzeniem powtorzyl Wlad i odwrocil sie, zeby wyjsc z pokoju.

Angela poznala czlowieka na rysunku. To znaczy, poznala i nie poznala. Widziala go juz gdzies, kiedys, ale gdzie dokladnie i z kim, w jakiej sytuacji – nie mogla sobie przypomniec.

Mogla widziec go w telewizji. Mogl byc, na przyklad, uczestnikiem jakiegos glupiego teleturnieju. Codziennie tysiace ludzi bierze udzial w roznych teleturniejach, mozliwe, ze ten biedak wygral nawet jakis serwis do herbaty, kamera pokazala jego twarz w zblizeniu i pewnie dlatego zapadla ona w pamiec Angeli...

Czy moglo jej sie cos poplatac? Pomylic?

Bogorad uwaza sie za nieomylnego. No coz, trzeba bedzie sie z nim rozstac, zabawa w sledzenie i rozboje i bez tego posunela sie za daleko. Najwyzszy czas zglosic sie na policje, juz dawno powinien to zrobic...

– Prosze sie zatrzymac – despotycznie powiedzial Bogorad za jego plecami. – W przeciwnym wypadku, pozaluje pan swojego postepku, bardzo mocno pozaluje.

– Pan mi grozi? – spytal Wlad, nie odwracajac sie.

– Ten czlowiek mogl pana zamordowac – glucho powiedzial Bogorad.

– To nieprawda – zapiszczal mezczyzna na podlodze. – Tak w ogole, to widze go po raz pierwszy. Ja go... tylko na ksiazkach! Na ostatniej stronie! On jest pisarzem! Wczesniej nigdy go nie widzialem!

– Ten mezczyzna moze stac sie pana morderca, jesli nie bedzie chcial pan ubrudzic sobie o niego raczek – powiedzial Bogorad. – Jej morderca...

– Nieprawda! – mezczyzna zapiszczal jeszcze glosniej. – Ja... na policje... policje! Sasiedzi pewnie juz wezwali! Na pewno wezwali...

Bogorad wyciagnal z kieszeni marynarki maly telefon:

– Niech pan nie krzyczy... Sam zawiadomie policje. Chwileczke.

Wlad stal, nie wiedzac co poczac. Wolalby, zeby spotkanie z policja odbylo sie w zupelnie innych okolicznosciach. Nie w obcym mieszkaniu, dokad go nikt nie zapraszal, nie w obecnosci wystraszonego gospodarza i bez tych wszystkich pistoletow, grozb, usmieszkow...

Bogorad popatrzyl na niego z ukosa. Wciagnal nosem powietrze:

– Woda chyba gotuje sie w kuchni... Niech pan bedzie tak dobry i pojdzie wylaczyc gaz, jeszcze pozaru nam tutaj brakuje.

Wlad poszedl. Nie mial ochoty wykonywac rozkazow Bogorada, ale zapach spalenizny z kuchni czul juz teraz bardzo wyraznie. A poza tym, nadarzala sie okazja, zeby spokojnie opuscic pokoj...

Kuchnia byla takze ciasna i bardzo zaniedbana. Nikt nie przeprowadzal tutaj remontu chyba od dwudziestu lat, a co najmniej dwa miesiace porzadnie nie sprzatal. Stol byl caly w obraczkach od brudnych filizanek. Gotujaca sie woda dawno wyparowala i czajnik teraz tylko cichutko skwierczal. Wlad zakrecil kurek i mechanicznie wytarl rece o spodnie. Usiadl na malym taborecie. Twarza do ciemnego okna.

Marudzilo nie wylaczone radio. Wlad wyciagnal reke i zrobil glosniej.

W pokoju grzmial, zagluszany muzyka, glos Bogorada. Drugi glos dlugo mu nie odpowiadal. Potem dalo sie slyszec – bum-bum-bum-bum... I znowu Bogorada. Minuta, druga, trzecia, czwarta...

Wlad chcial niezauwazalnie przekrasc sie obok pokoju do drzwi wejsciowych i po cichutku uciec.

– Tak naprawde?!

Wlad drgnal. Mezczyzna nawet nie krzyczal – tylko piszczal z wyczerpania. To nie byl glos Bogoradowa. Wlad wybiegl z kuchni i zatrzymal sie w drzwiach pokoju.

Wlasciciel mieszkania stal teraz na czworakach. Jego czerwona od gniewu twarz znajdowala sie tuz przed twarza pochylonego nad nim Bogorada.

– Tak naprawde? – pokazaly sie drobne zeby. – Tak naprawde to ona jest morderca. Ona zabila Sonika! Tylko niczego nie udaje sie dowiesc. I ty tak samo, niczego nie dowiedziesz.

Bogorad siedzial nieruchomo – jednakze kazdy wlosek na jego krotko ostrzyzonej glowie stal deba. Wladowi wydawalo sie, ze slyszy odglosy burzy, uderzenia piorunow, przeskakujacych miedzy wlosami.

Mysliwska postawa.

– To suka – powtorzyl mezczyzna i machnal glowa, pokazujac Wlada: – On... juz wie. On wie, ze to suka. Wszyscy, ktorzy z nia byli... wiedzieli, ze jest taka. Zgubila Sonika... i nie tylko jego. Wiem to. Ona i jego doprowadzi...

– Wstawaj – zdecydowanie powiedzial Bogorad. Gwaltownie podniosl rozmowce z podlogi, sprawnie podsunal fotel pod jego pulchna pupe, oblepiona dresowymi spodniami, noga wyszarpnal z kontaktu kabel, wciaz jeszcze strzelajacego telewizora:

– To znaczy, Sonik zostawil spadek?

– Nie – szybko powiedzial mezczyzna w fotelu. – Sonik byl genialny, ale biedny. Niczego nie zostawil. Ona go zabila. Suka. Tu nie chodzi o pieniadze.

Wlad mimo wszystko nie rozumial jeszcze, co sie dzieje. Bogorad z ukosa spojrzal na niego:

– Samson Wiadryk, artysta-malarz. Podcial sobie zyly. To znaczy, ze mscisz sie teraz? – powiedzial do mezczyzny w fotelu.

– Wlasnie – odparl ten, chorobliwie mruzac oczy. – Wyjales mi te slowa z ust. Wymusiles, pod lufa pistoletu... Nawet jesli masz w kieszeni dyktafon, nic ci sie nie uda dowiesc. To nie sa zeznania. Ja tylko tak, la-la...

Bogorad machnal reka. Znowu chwycil za telefon. Po melodyjnym wyborze przyciskow nastapila pauza, milczal zatopiony w fotelu rozmowca, milczal Wlad, szarym okiem spogladal wylaczony telewizor.

– Artur – szybko powiedzial Bogorad do sluchawki. – Dowiedz sie, kto posiada prawa autorskie do... obrazow Wiadryka – Wia-dry-ka, Samsona, malarza. Ile ich jest, gdzie byly wystawiane, do kogo naleza. Jaka jest ich wartosc. Natychmiast. Pospiesz sie.

– Nic ci sie nie uda dowiesc – wyszeptal okraglooki. – Ty...

Telefon w rekach Bogorada zapiszczal dwa razy.

– Halo? Policja?

– Posluchaj! – rozpaczliwie krzyknal trzesacy sie w fotelu mezczyzna. – Jezeli zostawicie mnie w spokoju, wszystko opowiem...

* * *

Samson Wiadryk byl mlodszym z dwoch braci, przystojnym i inteligentnym, obdarzonym wieloma talentami. Ukonczyl szkole z wyroznieniem. Bez trudu udawalo mu sie dostac na kazda, nawet najbardziej renomowana uczelnie, ale nigdzie nie mogl znalezc swojego powolania – pewnie dlatego, ze nauczyl sie wymagac od zycia (i od siebie, oczywiscie) zbyt wiele. Ukonczywszy kolejno prawo, politologie i szkole morska, odkryl w sobie zdolnosci artystyczne i wstapil na Akademie Sztuk Pieknych, przy czym dostal sie do grupy prowadzonej przez wybitnego, znakomitego mistrza, ktory od razu zauwazyl nieprzecietne zdolnosci mlodego chlopaka.

Frol Wiadryk byl starszy od brata o piec lat i nie tylko nie zazdroscil „mlodemu” sukcesow, ale nawet cieszyl sie nimi, jak swoimi. Od dziecka pelniacy przy „zlotym chlopcu” role nianki, opiekuna i obroncy, Frol, w glebi duszy traktowal Sonika troche jak swojego syna. To bylo tym bardziej na miejscu, ze ojciec chlopcow opuscil rodzine, kiedy Sonik nie mial jeszcze trzech lat, a odwieczna walka o osobiste, kobiece szczescie, zabierala matce caly czas i sily. Gospodarny i dokladny Frol opiekowal sie wszystkim, jak kura jajkiem, Sonik natomiast koniecznie potrzebowal, zeby to nim sie opiekowano – i tak, wzajemne stosunki braci odpowiadaly tajemnym pragnieniom kazdego z nich i byly tak trwale, jak przymierze polaczonych ze soba srubki i nakretki.

Ani razu w swojej dlugiej mlodosci Sonik nie spotkal dziewczyny, ktora osmielilaby sie powiedziec „nie”. Raz czy dwa zdarzylo sie, ze umowil sie z kobietami, z ktorymi w tym czasie spotykal sie jego brat. Ten nie widzial w tym nic dziwnego. Oczywiscie, gusty Sonika w wiekszosci zgadzaly sie z gustami Frola, wiec czy warto bylo sie obrazac? Dlugie jezyki paplaly, ze jakoby Sonik uwodzi kobiety Frola – Frol natomiast, odnosil sie do jego figli z taka wyrozumialoscia, jakby mlodszy brat pozyczyl od niego plastikowy pistolet.

Zycie osobiste nie ukladalo im sie. Frol juz od dziecka pragnal miec wlasny dom, wlasna zone i kilkoro wlasnych dzieci – ale nie wiodlo mu sie z kobietami. Bratu takze. Sonik zawsze mial duzo wielbicielek, doslownie wieszaly mu sie na szyi, deptaly po pietach, robily co tylko mozliwe, zeby przywiazac go do siebie, klamaly, ze sa w ciazy i nawet, w istocie, zachodzily w ciaze z kims na boku, a potem wracaly do Sonika z pretensjami. Probowaly go szantazowac, pomyslec tylko! Przerazajace, do jakich strasznych krokow zdolna jest bezduszna kobieta w swoim dazeniu do schwytania i przywiazania do siebie mezczyzny!

Sonik ukonczyl Akademie Sztuk Pieknych jak zwykle z wyroznieniem, jednak bardzo szybko okazalo sie, ze gusty komisji egzaminacyjnej zupelnie nie zgadzaja sie z gustami potencjalnych

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×