Wlad osuszyl kieliszek. Zaczal rozgladac sie w poszukiwaniu kolejnej, bladzacej po sali tacy. Niezbyt ladna, mloda kobieta, uzbrojona w mikrofon, przywarla do niego jak taran do wrot twierdzy:

– Panie Palacz! Gazeta „Swiat dzisiaj”. Jak pan zareagowal na to, ze tresc filmu, ktory wlasnie obejrzelismy, znacznie rozni sie od...

– Prosze mi wybaczyc – powiedzial Wlad. – Jutro w poludnie odbedzie sie konferencja prasowa, na ktorej z przyjemnoscia odpowiem na wszystkie panstwa pytania.

I, z uprzejmym usmiechem, odwrocil sie.

– Sonik byl calkowicie przekonany, ze zaistnieje – powiedziala Angela. – Ze polowa ludzkosci bedzie przegladala albumy z jego reprodukcjami... Ta swiadomosc pomagala mu zyc. Gdyby wiedzial, biedaczek, ze jego prace zgnija w jakims magazynie.

– Nieprawda, wystawiaja je – powiedzial Wlad. – Przechodzilem obok muzeum dwa tygodnie temu... I wszedlem, specjalnie, zeby sprawdzic. Wystawiaja je.

– Sonik wybral bardzo trudny sposob – powiedziala Angela, nie sluchajac go. – Najprostszy to wyrzadzic ludziom wiele zlego. A ja chcialabym... dziwne. Moglabym przywiazac do siebie polowe ludzkosci, do samej smierci...

– To niemozliwe – powiedzial Wlad.

– Prosze napelnic kieliszki – powiedzial wzmocniony mikrofonem glos. – Panie Palacz... Halo, gdzie pan jest... Niech pan bedzie tak uprzejmy i powie cos od siebie, prosimy...

Wlad ostroznie przecisnal sie miedzy nagimi plecami czyichs towarzyszek. Znowu podsuneli mu mikrofon, a on powtorzyl w przyblizeniu to samo, co juz mowil ze sceny. Rozlegly sie brawa. Wieczor nabieral obrotow. Goscie do obrzydzenia sciskali sie miedzy soba i coraz bardziej sie upijali.

– To niemozliwe – powtorzyl Wlad, kiedy wrocil do Angeli.

Wiazy traca moc w tlumie. A teraz jestesmy przeciez w tlumie... I prawie nic nam nie grozi. Dopoki nie nawiazemy z kims kontaktu, osobistego, bliskiego, intymnego. A zapewniac ze sceny o tym, jak sie ciesze, ze wszystkich widze, moge co wtorek – przywiazywanie, jezeli sie odbywa to powoli, bardzo powoli. Zycia nie starczy...

Siwiejacy, tegi mezczyzna, bardziej przypominajacy konferansjera niz dziennikarza, delikatnie zakaslal za plecami Wlada. Na pierwszy rzut oka wygladal na bezbronnego – ale Wlad byl przekonany, ze w kieszeni eleganckiej marynarki schowal gdzies kosztowny dyktafon.

– Panie Palacz, pozwoli pan, ze sie przedstawie...

Wypowiedzial nazwisko dobrze znane, ktore pisarz widywal pod wieloma ostrymi recenzjami, budzace respekt i dzwieczne. Wlad uprzejmie usmiechnal sie:

– Bardzo mi milo... Niestety, wychodzimy juz z zona. Mam nadzieje, ze zobaczymy sie jutro, na konferencji prasowej.

– Jaka szkoda – powiedzial siwiejacy mezczyzna. – Chcialem wlasnie dzisiaj... W nocy zamierzalem napisac recenzje...

– Wiezy – Wlad rozlozyl rece. – Powiedzialem juz wszystko, co moglem – piszac ksiazke... Dodawac cos od siebie, nie wiem, czy jest sens. Wszystkiego dobrego...

Biorac Angele za reke, Wlad delikatnie pociagnal ja za soba przez tlum. Juz na schodach, jakies dziesiec krokow od samochodu, wyskoczyla im naprzeciw nieznajoma kobieta:

– Panie Palacz! Wlad!

Musial sie zatrzymac. Przez chwile zrobilo mu sie niedobrze – bal sie, ze to moze byc ktoras z jego dawnych kochanek.

– Nie pamieta mnie pan? – mowila kobieta, usmiechajac sie.

I Wlad zdal sobie sprawe, ze to nie kochanka, ale wielbicielka. Spadl mu kamien z serca.

– Niestety, nie przypominam sobie – powiedzial uprzejmie.

– Spotkalismy sie juz gdzies wczesniej?

Kobieta zmieszala sie:

– No, oczywiscie... Zdawalismy kiedys razem do szkoly teatralnej... Mam na imie Agna... Poznalismy sie w pociagu...

Agna. Teraz sobie przypomnial. Teraz wydalo mu sie dziwnym, jak mogl jej wczesniej nie poznac.

Ciekawe, co zdarzyloby sie, gdyby los nie spotkal ich w pociagu? Moze nie pojechalby do stolicy? A moze rodzicom Dymka Szydlo, udaloby sie go znalezc?

I Dymek zylby do tej pory, nienawidzac Wlada, swojego pana?

– Bardzo mi milo – powiedzial Wlad do Agny. Patrzyla na niego, jakby nie wiadomo czego oczekujac: objec? Zaproszenia? Czegos jeszcze?

– Pora na nas – delikatnie przypomniala Angela.

– Bardzo mi milo – powtorzyl Wlad. – Powodzenia... Sukcesow.

I, wleczony juz przez Angele, minal kobiete na schodkach i dal nura do otwartych drzwi taksowki.

– Co to za zjawisko? – surowo spytala Angela, kiedy samochod ruszyl.

– To zjawisko z dalekiej przeszlosci – glucho powiedzial Wlad. – Prawie zjawa.

– Wy rzeczywiscie razem zdawaliscie? Do teatralnej? Chciales byc artysta? Ty?

Wlad usmiechnal sie:

– Nie mowmy o tym.

– To byla twoja pierwsza milosc?

– Prawie sie nie znalismy. Przeciez widzialas, ze nawet jej nie poznalem...

Oboje zamilkli.

Padal deszcz. Krople uciekaly z szyby, zmiatane przez wycieraczki.

– Zapomniales o niej... Wszyscy jestesmy podobni do meduzy, ktora pelznie po szybie – powiedziala Angela. – Jednostajna, galaretowata masa. Meduzie nielatwo zostawic za soba trwaly slad, zwlaszcza na szybie. Nie ma nas. Ale kazdy chcialby byc. Dlatego ludzie wariuja, miotaja sie, dostaja swira... Morduja.

– Wydaje mi sie, ze za bardzo wyolbrzymiasz – powiedzial Wlad.

– Nie znales Sonika – smutno odezwala sie Angela. – Nie ma go juz. I nigdy nie bedzie. Biedny Sonik.

– Artysci i poeci to szczegolny narod – powiedzial Wlad.

– Tak, jak pisarze dla dzieci – odciela sie Angela. – Nie, powaznie, spodobal mi sie ten film... Juz prawie jestes, Wlad. Prawie jestes. A ja... mnie – nie ma.

– Ale widze cie przeciez – powiedzial Wlad. – Podobasz mi sie...

Angela westchnela:

– Pewnie bede musiala sie tym zadowolic.

– Obrazasz mnie – powiedzial Wlad.

– Wybacz – Angela wytarla zaparowana szybe. – Cos czuje sie dzisiaj nie najlepiej, jakos tak dziwnie... Na pewno caly ten szum jest temu winien. Szum, halas, spiewy... Ta twoja przyjaciolka. Nie ma ich. Nikogo. A ty – prawie jestes.

– Chcialas byc pania calego swiata? – spytal Wlad, obserwujac jej profil na tle mokrej, rozdrabniajacej nocne swiatlo, szyby.

Angela spojrzala na niego z ukosa:

– A nie przyszlo ci do glowy, ze kazdy, kto istnieje, kogo pamieta polowa zyjacych teraz ludzi... Albo nawet wszyscy... Ze kazdy byl taki, jak my? Ze kazdy potrafil... byl zdolny... rozumiesz?

– Nie – powiedzial Wlad. – To niemozliwe. Przeczytaj sobie dowolna biografie jakiegos przywodcy... czy prezydenta... To zupelnie inny mechanizm.

– Jestes pewien? Biografie pisze sie dopiero potem... kto wie, na ile sa prawdziwe? A kiedy na przyklad z grupy wplywowych ludzi, zwiazanych jakas umowa, nagle zaczyna wyrozniac sie jeden i staje sie najbardziej wplywowy... A byli jego wspolpracownicy jeden za drugim umieraja w roznych, dziwnych okolicznosciach?

– Kogo masz na mysli?

– Niewazne – powiedziala Angela. – Takie przypadki sie zdarzaja i to dosc czesto. Jak znajde troche czasu, to odwiedze jakies archiwa... Moze trafie na cos konkretnego.

– Po co? – zdziwil sie Wlad.

– Dla interesu – krotko odezwala sie Angela. – Pewnie powiesz, ze wszystko to bzdury i niedorzecznosci...

– Angela, wiezy nie dzialaja w tlumie. To osobliwosc indywidualnych stosunkow...

Twoje wiezy. Wiezy tworzone przez ciebie. I przeze mnie takze. Wszystkie moje proby urzeczywistnienia, podniesienia sie ponad tlum, istnienia... spelzly na niczym. Chociaz mozliwe, ze winien jest moj durnowaty charakter, a nie... No dobrze. Ale kto ci powiedzial, ze jesli nosiciele wiezow rodza sie tak czesto, to nie moga po prostu wpasc na siebie, tak jak my... Jezeli tak rozprzestrzenili sie po ziemi – czy wszyscy sa tacy sami? Czy podlegaja jednym i tym samym prawom? A moze istnieja jakies roznice. Tak na przyklad, my jestesmy kundlami, ale sa jeszcze przeciez pekinczyki, owczarki, buldogi... Wybacz te psia analogie. No i powiedz: dlaczego nie mialabym miec racji?

Wlad milczal.

– Moge miec racje – powiedziala Angela. – To oczywiscie nie znaczy, ze ja mam. Ale moge miec, a to juz cos. Nie?

– Wydaje mi sie, ze sie mylisz – powiedzial Wlad. – Czuje to. Ale wyjasnic, dlaczego tak jest, a nie inaczej – nie potrafie. Wybacz.

* * *

Kiedy samochod zatrzymal sie przed hotelem, blekitnawa tarcza zegara na wiezy naprzeciwko pokazywala za piec druga. Deszcz przestal padac. Na mokrym asfalcie odbijaly sie ognie lamp i latarni. Na okazalej fasadzie jednego z wiekszych w miescie hoteli swiecily gdzieniegdzie pojedyncze okna, ich cieple kwadraty ukladaly sie, nie wiedziec czemu, w stylizowane polaczenie liter „I” i „O”.

(Frol Wiadryk siedzial w wiezieniu juz prawie rok. Siedem miesiecy temu Wlad z Angela oficjalnie zostali mezem i zona – cicho i bez rozglosu, bez welonu i swiadkow. Stary dom Wlada zostal sprzedany. Zima malzonkowie mieszkali w hotelach, latem podrozowali furgonetka. Gazety pisaly, ze modny pisarz Wlad Palacz, ktory juz dawno przestal byc autorem wylacznie dla dzieci, jest osoba dziwna i nawet zagadkowa. Ale czy wspolczesny bajkopisarz nie powinien byc tajemniczy?

Ekranizacja skazana byla na sukces. Wlad pracowal nad piatym tomem z serii o Gran-Gremie, a w perspektywie majaczyly jeszcze trzy albo cztery. Kiedy pytano go, czy nie znudzil mu sie jego ulubiony bohater – tylko usmiechal sie tajemniczo).

Wlad wysiadl z samochodu i podal reke Angeli. Szklane drzwi hotelu goscinnie sie rozchylily. Duzy hol skapany byl w niezbyt ostrym swietle, przy barze ktos sie posilal, pociagal ze slomek, spoznieni goscie leniwie spogladali w ekran telewizora. W wiadomosciach wieczornych wlasnie podawali informacje o dzisiejszej premierze. Na mgnienie Wlad zobaczyl siebie – dalekiego, malego, bezglosnie poruszajacego ustami przed czarna piescia mikrofonu.

– Kiedy byles maly, marzyles o tym, zeby pokazywali cie w telewizji? – spytala Angela.

– Nie – powiedzial Wlad, wpadajac w zadume.

– A ja marzylam – powiedziala Angela.

I w tym momencie pojawila sie na ekranie – na mgnienie. Rozesmiana kobieta w bordowej, wieczorowej sukni, bardziej podobna do gwiazdy filmowej niz do skromnej zony scenarzysty.

– No jak? – spytal Wlad. – Pryslo wspomnienie z dziecinstwa?

Angela niezrozumiale wzruszyla ramionami.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×