W pokoju od razu rzucila sie na lozko, a Wlad wyciagnal z barku butelke czerwonego wina. Otworzyl, napelnil kieliszki, podal jeden Angeli:

– Wydaje mi sie, ze istniejemy. Tutaj, teraz. Czy to malo?

Istnieli.

* * *

Wlad obudzil sie dosyc pozno. Okna pokoju wychodzily na wschod. Ciezkie, ciemne sztory – opuszczone powieki duzego pokoju – dzielnie przyjmowaly na siebie ciosy kwietniowego slonca. Pokoj byl caly w malutkich iskierkach – promieniach, przebijajacych sie przez niewidoczne dla oka dziurki i szpary.

Angela ciezko dyszala, zwinieta w klebek. Wladowi nie spieszylo sie, zeby wstac. Sprawialo mu przyjemnosc tak sobie lezec nieruchomo, bezwladnie i wspominac wczorajsza premiere.

Dziwne – nie potrafil wyraznie okreslic, czy podobal mu sie film, czy nie. W duzej mierze – gdzies tam w glebi duszy – raczej nie. Ale nie mial na to zadnych argumentow. Kinowe wcielenie Gran-Grema bylo w pelni przekonujace, ale to byl inny Gran-Grem, nie ten, ktory istnial w wyobrazni Wlada, na jego wlasnym, malym ekranie. Czy mozliwe byloby wydobycie tego wewnetrznego trolla na swiatlo dzienne? A najwazniejsze, czy mialoby to jakis sens?

Z drugiej strony, dobrze wiedzial, ze poza jego wlasnymi wyobrazeniami o swiecie Gran-Grema, stworzona na ekranie kraina, byla potezna i robila wrazenie. Ta kraina miala pelne prawo do zycia, tylko dla Wlada nie bylo w niej miejsca.

Czy to nie tragiczne? Nie bardziej niz slub ukochanego syna, z zupelnie nieznana rodzicom kobieta. Przeciez Wlad marzyl o tej premierze, czekal na nia cale lata – i teraz nie czuje nic innego, oprocz zmeczenia. Wypadaloby usiasc do komputera i przejrzec to, co napisal wczoraj – ale nie ma sil. I nawet nie czuje potrzeby. To smutne...

– Dlaczego nie mielibysmy wyjechac dzisiaj – powiedziala Angela, nie otwierajac oczu.

– Konferencja prasowa – odezwal sie Wlad lamiacym sie glosem.

– To nie problem. Nie jestes ich niewolnikiem. To oni chca cie sluchac... A ty przeciez juz wszystko im powiedziales.

– Podpisalem kontrakt.

– Nie zlamales w zyciu zadnej zasady – powiedziala Angela. – Tak? Zawsze postepujesz zgodnie z tym, co masz zapisane w kontrakcie?

Wlad popatrzyl na nia z ukosa. Lezala z zamknietymi oczami, blada, uparta, demonstracyjnie slepa.

Nie odpowiedzial. Wstal, zamierzajac isc wziac prysznic.

– Dlaczego jestem taka zla od samego rana? – Angela wymamrotala zdziwiona pod nosem. – Moze dlatego, ze dzisiaj jest rocznica smierci Jegorka Elistaja?

Wlad zatrzymal sie posrodku pokoju. Poczul pod bosymi stopami chlodny parkiet. Skurczyl palce. Postal chwile i wrocil do Angeli. Usiadl obok, na skraju lozka.

– Nie cierpie samobojcow – powiedziala Angela. – Biedny Sonik po prostu byl w szoku i to wszystko. Nie wiedzial, co robi, kiedy podcinal sobie zyly. A Jegorek, kiedy skakal z balkonu, wszystko dobrze wiedzial. Domyslil sie, ze chodzi o mnie. Dlaczego wszyscy madrzy faceci wlasnie tak zachowuja sie na wolnosci?

– Nie wszyscy.

– Wlad – bardzo cicho poprosila Angela. – Ucieknijmy z konferencji prasowej. Prosze cie. Wyjedzmy... Co?

* * *

Dworzec – tlok, rozklad jazdy pociagow, glos z megafonu, specyficzny zapach – przypominaly Wladowi o Annie. Teraz zawsze na dzwiek slowa „dworzec”, bedzie wspominal nie tulacza mlodosc konduktora w wagonie z miejscowkami, a kobiete, chciwie wpatrujaca sie w twarze bylych i przyszlych pasazerow.

Dworzec.

Ten konduktor – doprasowany, czysty, uprzejmy, pachnacy woda kolonska – wcale nie byl podobny do Wlada sprzed dwudziestu lat, w starym swetrze pod przepisowym mundurem, szarego na twarzy z niewyspania, posepnego i nieskorego do rozmowy. Zreszta, pociagi jego mlodosci tez byly inne. Kazdy wagon przypominal barak, kawalerke, akademik. Daleko w przejscie wysuniete byly czyjes nogi w brudnych, pasiastych skarpetach, beztrosko biegaly dzieci, ryzykujac otrzymanie porcji wrzatku na glowe (roznoszac herbate, Wlad bral po piec kubeczkow do kazdej reki), unosil sie w powietrzu pyl z przedpotopowych kolder i wylazilo pierze z lichych poduszek...

– A dlaczego nie lubisz pociagow? – spytala Angela.

– Bez sensu wloka sie po ziemi, kiedy mozna latac – wymijajaco odparl Wlad.

Angela westchnela:

– Ja tez probowalam swoich sil jako konduktorka. Ale nie w takim wagonie. W zwyklym, oczywiscie... Pasazerowie na mnie narzekali. Chyba bylam zla konduktorka. Leniwa, no i nieuprzejma, jak mi sie wydaje... Szybko mnie wyrzucili.

– Ja bylem dobry – powoli powiedzial Wlad. – Wszyscy... zapraszali mnie do siebie, zawsze chcieli, zebym z nimi wypil... Ale na sluzbie nigdy nie pilem.

Angela oderwala wzrok od peronu za czysta szyba. Podniosla na Wlada zaokraglone, pytajace oczy. Usiadl obok. Zamilkl.

– Dlaczego mi wczesniej nie powiedzialas? – spytal Wlad. Angela zdziwila sie:

– Czego?

– Ze pracowalas jako konduktorka... Nie wiedzialem.

Angela sceptycznie wykrzywila usta:

– Czy ty naprawde myslisz, ze duzo o mnie wiesz?

* * *

Angela byla jedyna osoba rozumiejaca Sonika i jedyna, tak naprawde mu niezbedna. Byla przekonana o tej niezbednosci od dziesieciu lat – i nie stracila tego przekonania nawet teraz.

Kochala Sonika. Jego brat, w porownaniu z nim, nic dla niej nie znaczyl. Tak, jak niektore mamusie trzesa sie nad swoimi podroslymi synkami – tak i brat Sonika przypominal taka wlasnie mamusie, wlascicielke, „skupiona” tesciowa.

– No dobrze, nie bedziemy teraz rozmawiac o Frolu. A Sonik byl jak sloneczko. O drugiej w nocy potrafil sie obudzic i powiedziec – idziemy polazic, jest pelnia ksiezyca, gwiazdy, swierszcze... Jak mozna spac w taka noc... Wstawalismy i wychodzilismy. Albo, ni z tego, ni z owego, za ostatnie pieniadze, kupowal bilety nad morze. I jechalismy... Siadal na nadbrzezu i rysowal moj portret. Od razu ustawiala sie do niego kolejka dziewczyn i kobiet. Pare godzin popracowal i wszystkie zarobione pieniadze wydawalismy w restauracji... Tak bylo. A nocowalismy na tym samym nadbrzezu, nad morzem, na drewnianych lezakach. Zupelna swoboda, nie trzeba bylo nic robic, kieszenie mielismy puste, dusze w blogostanie... Taki byl Sonik. To byly nasze najlepsze dni, kiedy nie byl jeszcze rozpoznawany...

Sonik wiele Angele nauczyl. Razem z nim miala ochote skakac wyzej od swojej glowy – on wielokrotnie przyznawal sie, ze to ona powoduje u niego dokladnie takie zachowanie. Angela, ktora ani razu w zyciu nie byla w teatrze ani w muzeum (krajoznawcze, dokad zabrali ich na wycieczke ze szkoly medycznej, nie wchodzilo w gre) strasznie zapalila sie i zaczela chodzic z Sonikiem na wystawy, premiery, koncerty. Okazalo sie to wcale nie takie nudne, jak myslala na poczatku – wrecz przeciwnie, kazda postac ozywala na plotnie po tym, jak zaczynal opowiadac o niej Sonik. I przedstawienie baletowe, gdzie, wydawaloby sie, panuje wielki balagan na scenie i jakakolwiek symfonia, w ktorej na pierwszy rzut oka nie ma w ogole zadnego tematu wszystko to, okazywalo sie, moglo byc zrodlem radosci i zadowolenia i te radosc dzielili miedzy soba po polowie.

Czasami siedzieli tutaj, w pracowni, gotujac wode w czajniku elektrycznym, zanurzajac w stygnacej herbacie sucharki i ciastka, rozmawiajac o wszystkim po kolei. Czesciej mowil Sonik, Angela tylko chciwie zadawala pytania. Ona, ktora rzadko przyznawala komus pierwszenstwo, teraz radosnie zamieniala sie w uczennice. I sluchala, rozszerzajac oczy i nastawiajac uszy.

A Sonik przyznawal sie, ze to Angela nauczyla go dopiero naprawde patrzec. Ze ona uczynila go lepszym, ze dzieki niej zrozumial w koncu prosta rzecz, ktora nie wszystkim w zyciu jest dana, a Angela jest jak reka, wyciagnieta do niego od Boga i tylko z nia widzi swoja przyszlosc – i to jeszcze jaka! Na wiele setek lat do przodu!

Angela wziela oddech:

– A potem sie zaczelo: wystawy, slawa... Wszyscy chcieli z nim wypic. Zaprzyjaznic sie. Nie mogl odmowic. A po wypiciu... wiesz, jak to jest, cos mu sie tam poprzestawialo w glowie. Po pijanemu byl zupelnie innym czlowiekiem – okrutnym... Mogl nawet uderzyc... Potem sam zaczynal sie bac. Ale kiedy kolejny raz ruszyl na mnie z piesciami, ucieklam... Myslalam – ten jeden jedyny raz. Poczuje przywiazanie, zadzwoni i to wszystko. Ale nie wyszlo... Jeden raz, drugi, trzeci. Zaczal cos podejrzewac. Domyslac sie. A kiedy sie domyslil... Jego wolnosc byla dla niego, jak sie okazalo, wazniejsza ode mnie. Brat podlozyl mu swinie. Wybaczylabym mu! Przysiegam, Wlad, teraz, patrzac wstecz, wiem, ze wybaczylabym mu to swinstwo. Naprawde! Tylko niestety, nie doczekal juz tego.

Pociag ruszyl. Slup latarni za oknem przesunal sie, jak zywy.

– I chcialam – zaczela Angela. – Rozumiesz, chcialam... Sto tysiecy razy wracalam z powrotem... Sonik... Co ja powinnam byla... Jak to... Snilo mi sie, ze wrocilam do tamtego okresu i wszystko pozmienialam. I ze Sonik zyje.

Pociag przyspieszal. Skonczyl sie peron.

– No i oczywiscie – Angela patrzyla w okno – oczywiscie, winilam siebie za jego smierc. Do tej pory wydaje mi sie, ze to moja wina. Zaczelam sie zastanawiac – gdzie moglabym sie ukryc, na jakiej bezludnej wyspie, razem ze swoim przeklenstwem... A potem zdalam sobie sprawe, ze najbardziej bezludna ze wszystkich wysp to tlum ludzi.

* * *

Biedowanie razem z Sonikiem bylo romantyczne i bez skazy. Zadne bogactwo nie mogloby zapelnic tej straty. Angela miala wyrzuty sumienia i chciala sie ukryc. Gdzies, kiedys uslyszala, ze najbardziej samotnymi ludzmi sa pustelnicy i bartnicy. Pszczol sie bala, no i kto zdobylby dla niej pszczoly? Zycie pustelnicze w zamknietej, lesnej izdebce, czesto zle sie konczylo: ledwo zipiacy piec, tylko przez szczesliwy zbieg okolicznosci nie zatruwal pustelnika czadem.

Ale najwazniejsze – chorobliwie nie cierpiala ludzi. Wszystkich. Glupich, podlych, zlych. Za kazdym razem, spotykajac sie z nimi twarza w twarz, wyobrazala sobie, jak cudownie byloby obudzic sie na bezludnej wyspie. I za kazdym razem uciekala z „wyspy” z powrotem w tlum.

Jakis czas pracowala jako bileterka w duzym wesolym miasteczku. To byl wcale nie najgorszy czas. W dzien spala w wagoniku, wieczorem – i do poznej nocy – sprawdzala bilety przy wejsciu na „Smiertelne wzgorza”. Wszyscy wokolo byli weseli i pobudzeni, niekiedy troche podpici, zachwycali sie i wzdychali co chwile, kiedy nad ich glowami pojawialy sie oswietlone gondole, zwiastujace kolejne atrakcje i nikt nie zwracal uwagi na mloda kobiete w berecie, zsunietym na czolo i ze szmaciana torba, zawieszona na szyi.

To ja urzadzalo. Czula sie niewyobrazalnie sama – i znajdowala w tym jakies mroczne zadowolenie.

Jednak juz po kilku miesiacach doczepil sie do niej jej bezposredni szef – administrator wesolego miasteczka. Deptal jej po pietach, doslownie wlamywal sie do wagonika, w ktorym spala i przekonany byl nie wiedziec czemu, ze powinna czuc sie szczesliwa z takiego obrotu rzeczy. Nie wiedzac, jak sie z tego wykrecic i do kogo zwrocic z pomoca, w koncu zwolnila sie – i odeszla szukac nowego miejsca w tlumie.

Sprzedawala gazety w kolejkach elektrycznych.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×