Rozlepiala ogloszenia.

Nie miala gdzie mieszkac, wiec wynajmowala jakies katy u starych, zrzedliwych kobiet, ale rzadko zyla z nimi w zgodzie. Raz trafila nawet do prawdziwego domu publicznego – i na szczescie, w pore zdazyla sie zorientowac i zwiac, zanim posadziliby ja „na igle”.

Niejednokrotnie otrzymywala najrozniejsze propozycje – od zwyczajnej posady zwyklej hotelowej prostytutki, do „elitarnego” miejsca tancerki w egzotycznym, nocnym klubie. Angela delikatnie, ale stanowczo odmawiala. Kiedy udalo jej sie – z wielkim trudem! – zdobyc prace konduktorki, miala wrazenie, ze to idealne wyjscie z sytuacji. Miala teraz dom na kolkach, swoja samotnosc i swoj tlum „w jednym flakonie”.

Pomylila sie. Pasazerowie, co prawda, zmieniali sie kazdego dnia, ale byli przeciez jeszcze koledzy i kolezanki, kierownik pociagu i tak dalej, i tak dalej. Zmieniala brygady – ze skandalami i bez. Zaslynela jako najbardziej klotliwa i nieuprzejma konduktorka od czasu wynalezienia kolei. Brudna pociagowa bielizna, szklanki z odciskami po tlustych palcach, karaluchy w szczelinach, przesycone dymem tytoniowym powietrze z wywietrznikow, brak domu, brak pieniedzy, brak jakiejkolwiek milosci, pokryly wspomnienia o Soniku, jakby benzynowym nalotem.

Pewnego pieknego dnia Angela rzucila podstawka w kierownika pociagu i uciekla, doslownie wyskoczyla z jadacego pociagu, zostawiajac zarzadowi kolei swoja ostatnia wyplate. Poza tym czula, ze lada chwila ja wyrzuca.

Od smierci Sonika uplynely juz prawie dwa lata. Zataczajac pelny okrag, Angela wrocila do punktu wyjscia – stala posrodku ulicy i caly swoj dobytek miala przy sobie. Bez pracy, bez zawodu, bez dachu nad glowa i bez najmniejszej ochoty skonczenia na bruku, ze swiadomoscia, ze ostatnich pieniedzy starczy zaledwie na trzy dni. I moze jeszcze na to, zeby kupic jakas przyzwoita odziez...

Na szczescie lato bylo sloneczne i problem z dachem nad glowa sam sie rozwiazal. Angela krzywo sie usmiechnela i za prawie ostatnie pieniadze wykupila sobie... karnet na plaze.

Wsrod nadrzecznych plazy byla jedna, znana z wysokiej ceny za bilety wejsciowe. Zeby wykupic karnet na caly tydzien, Angela splukala sie co do grosza. Jeszcze jedna osobliwoscia tej plazy byla pelna swoboda obyczajow. Bogacze, ktorzy mogli pozwolic sobie na jakie tylko dusza zapragnie kostiumy kapielowe, wylegiwali sie tutaj calkowicie nadzy.

Wsrod opalajacej sie publicznosci duzo bylo „zlotej mlodziezy”. Nagie, wypieszczone dzieci jadly owoce i pily kawe pod pasiastymi parasolami, a Angela juz drugi dzien posilajaca sie tylko woda z kranu, lezala w azurowym cieniu pod dachem, zgrabna, tajemnicza i pociagajaca.

(Na poczatku musiala pozbyc sie wstydu. Na szczescie wiele rzeczy w zyciu przyszlo jej przezwyciezac. W koncu, na przyzwoity kostium pieniedzy i tak by jej nie starczylo).

Dziewczyny o pieknych biodrach omawialy zalety roznych diet. Angela przeciagala sie, wstajac, czujac na sobie dziesiatki spojrzen, jakby przypadkowo przebiegajacych obok – i mimowolnie zatrzymujacych sie na szczuplej, czarujacej nieznajomej, o nieskazitelnie bialej skorze.

Rozleniwieni chlopcy rozmawiali o subtelnosciach pokera i zaletach roznych kasyn. Angela pieknie skakala z wysokosci (nauczyl ja tego Sonik, ale jak to bylo dawno temu!), wyplywala na powierzchnie, odrzucajac na ramiona mokre wlosy, jak czarujaca dzikuska, kladla sie prosto na piasku (Sonik nie znosil piasku, idealny w jego wyobrazeniu brzeg powinien byc kamienisty). Z boku, niedaleko od kosza na smieci, lezal, wyrzucony przez kogos, kawalek pierozka. Oczy Angeli co chwile wracaly w jego strone, jakby przywiazane.

Boze, jaka byla glodna! Zeslizgujac sie z wodnej zjezdzalni, parskajac, nurkujac, rozbryzgujac wode, bezwladnie rzucala sie na bialy piasek i w myslach zwracala sie do leniwych chlopcow z haslem: no dalej! Smialo! Smialo, owieczki! Jedna z was wpadnie dzisiaj w moje rece, nie unikniecie tego, wiec nie ociagajcie sie! Wasz wilk zmeczony jest juz czekaniem. Smialo!

Pierwszym, ktory powiedzial Angeli – leniwie, od niechcenia – komplement na temat jej wodnych akrobacji, byl mlody chlopak, prawie dzieciak, z wygladu przypominajacy ucznia szkoly sredniej. Ukradkiem obserwujac go spod powiek, Angela pomyslala, ze „w jej czasach” – dziesiec lat temu – chlopak, posiadajacy tak slabe zalety fizyczne, wstydzilby sie pokazac na oczy nie tyle nagim, co nawet w oblepiajacych go spodenkach...

Angela usmiechnela sie w odpowiedzi – leniwie, od niechcenia. Wyrozumiale podziekowala.

Chlopak mial na imie Jaryk. I Angeli to wystarczylo. O tym, ze Jaryk nazywal sie Donaj, dowiedziala sie duzo pozniej.

Poki co – przywiazywala go. Umiejetnie i oszczednie. Delikatnie i nie forsujac tempa. Widzieli sie na plazy tylko siedem dni. I rozmawiali – koniecznie z usmiechem, koniecznie lekko przeciagajac slowa, z ukosa sie obserwujac. Angela intrygowala, a Jaryk chcial byc zaintrygowanym.

Co wieczor, ostatnia wychodzila z uprzywilejowanej plazy dla nudystow. Ostatnia ubierala sie w kabinie – podarte dzinsy i wyplowiala bluza schowane byly w jasnym, foliowym worku – i chodzila po parku, szukajac butelek. Wszedzie walaly sie odpadki, ale obrzydzenie Angeli zawsze bralo gore nad glodem. Oddawala butelki i za otrzymane pieniadze kupowala sobie chleb i mleko.

Trzeciego dnia polepszylo sie. Jaryk podjal meska decyzje i zaprosil ja do siebie. Wiedziala, ze wiezy poki co jeszcze nie dzialaja, a to oznaczalo, ze zyczliwosc Jaryka – to rezultat jej wlasnych dzialan.

Znienawidzila plaze do konca swoich dni. Znienawidzila zapach szaszlykow, kazdego dnia roznoszacy sie razem z dymem po plazy i parku. Znienawidzila powszechna nagosc i wiecznie mokre wlosy. Minal tydzien i Angela zniknela z pola widzenia Jaryka.

Cztery dni spedzila pod miastem – w miejscowosci letniskowej. Kradla letnikom warzywa z grzadek, piekla w ognisku i jadla. To byly, jak rzadko kiedy, ciche, spokojne, sloneczne cztery dni. I Sonika wspominala bez rozpaczy. Jakby byl obok...

Mogla wybrac. Albo wroci na plaze – albo pojdzie dalej. Czwartego dnia przy ognisku rzucila moneta i rezultat wypadl na korzysc malego, bogatego Jaryka.

Na korzysc – ale nie na jej. Raczej na niekorzysc. Angela usmiechnela sie i zdecydowala sie isc za wyborem monety.

Do plazy doplynela. Pieniedzy, zeby kupic bilet, nie miala – wiec nachalnie, omijajac bojki, zelazne kraty, strozow na lodkach, przedostala sie na plaze, pod woda zrzucila stara bielizne – wyszla na brzeg, jak starozytna bogini, i stanela przed Jarykiem, ktory tak bardzo sie ucieszyl, ze nawet jego leniwi przyjaciele i znuzone przyjaciolki troche sie zdziwili.

Uradowany Jaryk zaproponowal, ze pojada do restauracji. Teraz. Od razu.

Angela zachowala sie, kropka w kropke, jak bohater znanej bajki: ktos ukradl jej ubranie! O tu, pod tym krzaczkiem bylo... Ukradli, no i teraz jest zalatwiona!

Jaryk uwierzyl w to czy uznal za udany zart, mniejsza z tym – juz po polgodzinie Angela stala w modnym sklepie – bosa, owinieta w recznik kapielowy. Sprzedawczyni prawie sie nie zdziwila – widocznie klienci tego sklepu juz wczesniej pozwalali sobie na rozne ekstrawagancje. Angela ubrala sie calkowicie, od bielizny, do stylowego, letniego kapelusika. Jaryk byl zachwycony – wszystko to, oczywiscie, wydawalo mu sie zabawna gra. Zabral z plazy czarujaca, naga dziewczyne, ubral jak lalke, ale najwazniejsza czesc zabawy jeszcze przed nim.

Te noc spedzili razem. Angela duzo pila przy kolacji, dobrze wiedziala, ze wykrecic sie od lozka pewnie jej sie nie uda, no i trudno. Chciala sie upic.

Zapomniec o tym nie miescilo sie w glowie. Kazda sekunde ich bliskosci zapamietala w tak jasnych detalach i obrazach, ze nawet teraz, po osmiu latach, dokladnie wszystko pamieta. To zrozumiale: po pierwsze, prawie dwa lata nie spala z mezczyzna, a po drugie, milosny akt tulajacej sie kobiety i bogatego mlodzienca mial gleboko symboliczne znaczenie. Angela wyraznie widziala, jak na tym golutkim, szczuplym chlopcu zaciska sie niezdejmowalna obroza.

Wiezy lubia fizyczna bliskosc. Angela glaskala krzepkiego, preznego, szczeniacko lagodnego mlodzienca – i przy tym umiejetnie przywiazywala go.

...A Jaryk byl szczesliwy! Myslal, ze kiedy zaciagnie Angele do lozka, pozna w koncu te tajemnice, ktora zwabila go wtedy na plazy. Jednakze noc sie skonczyla, a tajemnica zostala. Zwykle z kolezankami Jaryka bywalo na odwrot – rano starczalo tylko uprzejmosci na chlodne „no to, badz zdrowa”.

A moze wszystko zasadza sie na tym, ze byl mlodszy od Angeli o osiem lat? Mial dopiero szesnascie i uczyl sie jeszcze w szkole, a raczej, spedzal ostatnie w zyciu wakacje. Do dyspozycji mial duze, pieciopokojowe mieszkanie, z kucharzem i sprzataczka.

I w tym to wlasnie mieszkaniu zatrzymala sie jego dorosla przyjaciolka.

* * *

– Na pewno dowiedziales sie czegos o Jaryku – powiedziala Angela z wysilkiem.

Wlad kiwnal glowa:

– Znalem tylko fakty. Wzieliscie slub, spedziliscie jakis czas ze soba...

– Dziewiec miesiecy. Dokladnie tyle, ile nosi sie dziecko w brzuchu.

Angela zamilkla. Wlad tez nic nie mowil. Za oknami zapadal zmierzch.

– Bylo mi go zal – powiedziala Angela. – Jaki to on byl... malenki, watly... i razem z tym mial strasznie wysokie mniemanie o sobie. Rodzice go nie kochali, od dziecka podrzucali niankom... No a poza tym, kupa pieniedzy. I wiecznie urazona duma. Snilo mi sie... kilka razy. Przejmujacy dreszcz...

Zaciela sie.

– Jezeli nie chcesz, nie musisz mowic – zaproponowal Wlad.

Angela wziela gleboki oddech:

– Snilo mi sie, ze wchodze do wielkiej sali... Po prostu ogromnej... A posrodku sali stoi stol. Na stole – imieninowy pierog. Z miesem. Imieninowy – z miesem... I zaczynam jesc. Pamietam smak tego miesa, taka jakby delikatna wolowina, namoczona w winie... I wszyscy na mnie patrza. I zaczynam rozumiec, ze to pierog z... z... Jaryka...

Angela gwaltownie podniosla dlon do ust. Powstrzymala ogarniajace ja mdlosci. Wyczerpana popatrzyla na Wlada:

– To wszystko. Zrozumiales?

Wlad usiadl obok i objal jej ramiona:

– Zrozumialem. Uspokoj sie.

– Nie moglam na niego patrzec – powiedziala Angela. – Najpierw bylo mi go zal... Ale okazal sie taka swinia! Taka... zupelnie niezdolna do ludzkich uczuc. Bezmyslny. Pusty. Dlatego, ze nie umarl, kiedy... wyobrazasz sobie! On jedyny nie umarl. Zwariowal. Ale dla niego to nie mialo znaczenia. A moze, bylo nawet lepsze. Potem mowili, ze jest zupelnie szczesliwy... Dlaczego ty mnie sluchasz? Przeciez wyzywam od najgorszych czlowieka, ktorego przywiazalam do siebie, zeby ze smakiem go pozrec... Ktoremu oddalam sie za talerz zupy...

Wlad milczal.

W przedziale bylo prawie ciemno.

17. Depresja

Reporterzy, niespodziewani przyjaciele czy po prostu zwykli wielbiciele – niczym sie nie roznia przed wiezami. Dzisiaj pija z toba szampana jedni, jutro zupelnie inni. Przebywasz kazdego dnia w tlumie – i czujesz sie zachwycajaco sam.

Wlad z Angela wloczyli sie po miastach i panstwach, mieszkali w hotelach i sanatoriach, pod namiotami, na kempingach, w roznych posiadlosciach i wielopietrowych budynkach, wszedzie byli przyjmowani z radoscia, wszedzie byli mile widziani i otaczani troska – mozna sie bylo tylko dziwic, dlaczego przez ostatnie trzy, cztery miesiace Wlad nie napisal ani strofki?

Dostawal propozycje jedna za druga, podsuwano mu kontrakty na slodkich jak miod warunkach. Trafil w mode, jak gwozdz w drewno. Kazdego dnia, jego elektroniczna skrzynka pocztowa (prawdziwej skrzynki, z kluczykiem i listonoszem, Wlad, juz dawno nie posiadal) wypchana byla niezliczonymi listami. Z urzedu. Z zyczeniami. Od wielbicieli.

Od Anny, od czasu ich ostatniego spotkania, dostal tylko jeden list. Wszystko w porzadku, dzieci sa dumne z ksiazki z autografem autora, zazdroszcza im koledzy i kolezanki. Anna cieszy sie z sukcesow Wlada. Zyczy powodzenia. To wszystko.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×