Sukces, ktory namnozyl jak krolikow wielbicieli i „przyjaciol” Wlada, wydal na swiat takze wrogow. Ludzie, ktorzy nie widzieli Wlada na oczy, wypisywali tak zlosliwe recenzje, jakby Wlad od dziecinstwa byl ich sasiadem we wspolnej kuchni. Dochodzili do wniosku, ze Gran-Grem jest prymitywny, caly sklada sie z rozbieznych klisz, ze jest zbyt mroczny dla mlodziezy i z drugiej strony, powoduje u niej nieprawdziwe wyobrazenie o swiecie. Ze mlodzi ludzie, rozbici ta niezgodnoscia miedzy swiatem Gran-Grema, a ich wlasnym, realnym swiatem, wpadaja w choroby nerwowe i depresje. Ze cala tresc, rozwiniecie, a nawet zakonczenie autor Gran-Grema sciagnal z innych, mniej popularnych, ale za to bardziej szanowanych utworow dla dzieci. Pojawili sie autorzy tych utworow i opowiadali, ze ich teksty, jak sie okazuje, byly dostepne juz od wielu lat w internecie i autor Gran-Grema na pewno zapoznal sie z nimi, jeszcze przed tym, jak napisal pierwsza linijke swojej „opery mydlanej”.

Dostalo sie takze czytelnikom, ktorzy jak barany spieszyli sie, by kupic „pisanine watpliwej jakosci”. Zarzucano im „te same wyobrazenia na temat mody, ktore zmuszaja dojrzewajace dziewczyny dokladnie kopiowac ubior, fryzury i makijaz popularnych estradowych spiewaczek”.

Na koniec oberwalo sie osobiscie Wladowi: zarzucali mu beztalencie i sprzedajnosc. Od innych, bardziej egzotycznych zarzutow Angela zgrzytala zebami i wlazila na sciane. Wlad, wczesniej obrazajacy sie na kazda, przede wszystkim niesprawiedliwa krytyke, teraz zachowywal sie jak debowy kloc pod rzemieniami. Egzekutorzy poca sie i wysilaja, a kloc nie probuje nawet szydzic z nich dzieki wlasnej niewzruszonosci.

Mial inny, chyba bardziej wazki powod do rozpaczy. Zrobil sie pusty, jak poprzekluwany worek. Nie byl zdolny wymyslic prostego tekstu na kartke z zyczeniami. Idee, zapal, slowa, obrazy – wszystko to gdzies pryslo. Czul sie jak skora niedzwiedzia, kiedys poteznego i groznego. Niedzwiedz zostal wypatroszony, a skore wypchano sloma i otrebami. Zwierz wyglada jak wczesniej, zachowal jakims dziwnym trafem jasna swiadomosc – ale nie ma woli, pragnien, zniknela iskierka, biegnaca po ekranie monitora, przycichl glos, kiedys dyktujacy slowa i strofy, dyktujacy dawno, jeszcze w szkolnych czasach, kiedy Wlad pisal w zeszycie o przybyszach z kosmosu i robotach...

Niekiedy siadal do komputera i kladl przed soba szmacianego Gran-Grema. Wymyslal jakas fraze, ale po chwili mial ochote ja wymazac – poki nikt jej jeszcze nie przeczytal. Wymazywal te fraze i pisal nowa, wcale nie lepsza. Ja takze wymazywal. Dlugo potem siedzial, czekajac, az moze cos sie w koncu ruszy w jego mozgu. Przegladal fragmenty napisane wczesniej, kilka miesiecy temu. Niekiedy poprawial je, niekiedy wyrzucal do kosza. Slowa nie szly, wewnetrzny glos milczal, Wlad czul sie jak umarly, ktory znalazl sie przez pomylke wsrod gosci na wesolym bankiecie.

Nienawidzil sie coraz bardziej. To bylo wstretne, wyniszczajace uczucie, Wlad dobrze o tym wiedzial. Cos wewnatrz niego domagalo sie stalego, coraz glosniejszego wycia. Widziec sie marnym, zalosnym, bezradnym, widziec sie pasozytem, prozniakiem, niezdara – oto, czego to cos pragnelo. Przewidziec naprzod katastrofy i choroby, rozpad, zepsucie, haniebny koniec – oto, od czego wewnetrzny robaczek stawal sie coraz bardziej pijany i wpadal w mroczna euforie.

Wlad potrafil odrywac sie od tego, sytego samobiczowaniem sie, robaczka. Ale nie zawsze umial sie mu przeciwstawic. Nie dziwi, ze najlepszym – i najbardziej godnym zaufania – sojusznikiem w walce z depresja okazala sie Angela.

Najpierw przez wiele miesiecy byla z nim razem nie tylko „na zewnatrz”, ale i „wewnatrz”. Spali w jednym pokoju, co wiecej, spali w jednym lozku. Wladowi coraz bardziej wydawalo sie, ze lacza go z Angela nie tylko wiezy. Tym bardziej, ze, obejmujac ja, naprawde zapominal o wiezach.

Patrzyl na nia zupelnie innymi oczami. Zreszta, ona takze sie zmienila i Wlad byl nawet dumny – w skrytosci przed Angela i w tajemnicy przed samym soba, ze udalo mu sie zainicjowac przeobrazenie Angeli. Ze dzieki jego staraniom – czesto przypadkowym – pojawil sie na swiecie nowy czlowiek. Szczesliwy i, zdaje sie, kochajacy.

Angela, bez watpienia, dobrze wyczuwala jego nastroje. Wyczuwala, jak dobry pies. I pewnego razu, kiedy lezeli, obejmujac sie, w ciemnym pokoju hotelowym, a przez rozsuniete zaslony patrzyl na nich wyszczerbiony ksiezyc, Angela, mocno przyciskajac sie do Wlada, powiedziala mu na ucho:

– Nie mysl o mnie lepiej, niz na to zasluguje.

Wlad, rozleniwiony, oslabiony, zdziwil sie:

– Co?

Angela westchnela:

– Nie mysl o mnie lepiej...

* * *

Motocykliste Harolda kochala z calym przepychem dziewczecego serca. Artyste Sonika rozumiala i cenila. Mlodego bankiera Jaryka chwycila sie, jak slomki. Jegorem Elistajem zachwycala sie i jednoczesnie troche sie go bala.

Po raz pierwszy spotkali sie w jakims nocnym klubie – Angela byla jeszcze z Jarykiem i mimowolnie zadrzala, kiedy przy sasiednim stoliku pojawila sie taka znajoma – z telewizji – postac. Chyba juz wtedy Elistaj zwrocil uwage na Angele, bo i trudno bylo jej nie zauwazyc – z natury promienna, w jasnej sukni, stawala sie jeszcze bardziej widoczna w towarzystwie siedemnastoletniego Jaryka, nachalnego, kaprysnego, znuzonego zyciem chlopczyka. I na dodatek ten wieczor zakonczyl sie kolejnym skandalem, dlatego, ze Jaryk...

Zreszta niewazne. Nie ma sensu tego wspominac.

Drugi raz spotkali sie z Elistajem po uplywie pol roku – w tym samym miejscu. Ironia losu?

W tym czasie Angela miala juz jakies pieniadze (bedac zona mlodego bogacza, jak chomik, zdazyla porobic zapasy), ale nadal byla samotna i niepoukladana. Znowu zadrzala, kiedy przy sasiednim stoliku pojawilo sie uwazne spojrzenie, drogi dymiacy papieros i szczoteczka jasnych wasow nad gorna warga.

Pierwszy do niej podszedl. I, wyciagajac do niego reke, Angela juz wiedziala: przeznaczenie.

Byl nia zachwycony. Byl odwazny, bezwzgledny i cyniczny. Nie przypominal ani zwariowanego Harolda, ani marzycielskiego Sonika, ani rozpieszczonego Jaryka. Byl silny, matczyny i mial wladze. W kazdym badz razie, Angeli wydalo sie wtedy, ze wladza tego czlowieka jest prawie nieograniczona...

– Jesli posiadalby wiezy – w zadumie mowila Angela – stalby sie, bez watpienia, wladca swiata. Przywiazalby do siebie wszystkich, ktorzy maja w domu telewizor. I szydlo, predzej czy pozniej, wyszloby z worka – wszyscy zdaliby sobie sprawe, ze on od siebie przemawia... ale byloby juz za pozno. Miliony ludzi uzalezniloby sie od niego! To prawie tak samo, jakby wsypac do wodociagu jakis silniejszy narkotyk. To bylby swiatowy przewrot... Przeciez przywiazywal do siebie ludzi, nawet nie posiadajac zdolnosci tworzenia wiezow. Wzbudzal sympatie. Wzbudzal zachwyt. Palano do niego nienawiscia, nie jak do innych, ale jakby „z przydechem”, jesli tak mozna powiedziec. W kazdej sekundzie byl na widoku... A mnie trzymal w cieniu. Bylo mi przykro. Wiedzialam, ze wczesniej czy pozniej, wezme srogi rewanz... i wzielam – Angela niewesolo usmiechnela sie.

– Zrozumial – powiedzial Wlad.

Kiwnela glowa:

– Tak. Nie byl glupi... i nie zawracal sobie glowy tym, co mozna, a czego nie mozna na tym swiecie. Mozna wszystko... Troche sie balam. Pamietalam historie z Haroldem. Ale Jegor – nie byl przeciez Haroldem. Nie dostal histerii. Pragnal wykorzystac mnie... do zupelnie innych celow, niz sie spodziewalam. Nie chcial pokazywac mnie na duzym ekranie, robic ze mnie „programu”, przywiazywac do mnie wszystkich telewidzow... Chcial... Ale mniejsza z tym, wiesz, jak to sie skonczylo. Wyskoczyl z pietnastego pietra.

– Zalujesz, ze nie jestem podobny do niego? – cicho spytal Wlad.

Angela spochmurniala:

– Nie wiem. Chyba nie, ciesze sie, ze jestes inny.

Zamilkli.

– Angela – powiedzial Wlad. – Powiedz, prosze...

– Tak?

– To, co wsypalas mi do herbaty... Jakis srodek nasenny, jak mi sie zdaje... Czesto wykorzystywalas te metode?

Angela zacisnela usta. Na jej policzkach napiely sie miesnie, jednak, kiedy zaczela mowic, glos miala spokojny:

– Byles drugi. Pierwszy byl Oskar Snieg. On bez tego czesto bral cos na sen, po prostu zwiekszylam mu dawke, to wszystko. Pewnie i tak bym go przywiazala – ale chcialam zrobic to jak najszybciej i bez dwoch zdan... Jego krewni juz wtedy czuli, ze cos jest nie tak...

– Rozumiem – odparl Wlad, zeby tylko cos powiedziec.

– Rozumiem – z westchnieniem powtorzyla Angela. – Nic nie rozumiesz... To Elistaj nauczyl mnie korzystania... z roznych lekarstw. Bedac takim babskiem bez zasad, jak pewnie sobie pomyslales – bylabym teraz krolowa... u boku krola Elistaja...

– Wcale nie uwazam, ze jestes babskiem bez zasad – cicho powiedzial Wlad.

– Naprawde? – Angela zdziwila sie. – Nie wysilaj sie... Kiedy zdalam sobie sprawe, w jaki sposob Jegor chce mnie wykorzystac... No nie, teraz klamie, zawsze to wiedzialam. Ale pojawila sie jakas bariera... rozumiesz, o co mi chodzi? Z jednej strony, Jegor ze swoja wladza nade mna. Z drugiej... z drugiej strony, tego bylo juz za wiele. Nawet dla mnie. Jestem w koncu tylko prowincjonalna dziewczyna. Nie wytrzymalam. Jedna rzecz – przywiazywac kogos po to, zeby... zeby miec go dla siebie... Robilam to nie raz... Ale przywiazywac tylko po to, zeby go potem – rzucic? Zeby on umarl, meczac sie, jak Harold? Nie... Byc moze sie przestraszylam. Wcale nie bylo mi zal tego wstretnego dziada. A moze po prostu brzydzilam sie... Musialam przeciez klasc sie pod niego! Moze... Nie mysl o mnie lepiej, niz na to zasluguje. Nie wytrzymalam... ucieklam i napisalam do Jegora list. Nie myslalam, ze on... nie grozilam mu. Napisalam tylko, zeby wiecej tak ze mna nie postepowal, to wtedy wroce. A on... moze dostal swira, a moze na odwrot, wszystko dokladnie przewidzial. Przeciez najpierw postawilam mu warunki... i on zrozumial, ze nie uda mu sie od nich uchylic. Zrozumial, ze jest marionetka. Przyzwyczail sie do bycia lalka na sznurkach. Walczyl z wiezami... Wiem, ze walczyl z wiezami do samego konca. I kiedy zdal sobie sprawe, ze nie uda mu sie od nich uwolnic – uciekl. Swiadomie, jak mi sie wydaje. Nie zamierzal dluzej byc na sznureczkach... Po prostu chce, zebys o tym takze wiedzial.

– Wiem – powiedzial Wlad cicho.

* * *

Na tlumnej konferencji prasowej Angela pobila reporterke, znana ze swoich jadowitych slow, rzucanych pod adresem Wlada. Reporterka byla o pol glowy wyzsza od Angeli i chyba z poltora raza ciezsza, jednak Angela, przygotowujac swoje wystapienie wczesniej, wcale sie tym nie przejela. Nie czekajac, az pytania – w tym przypadku bardzo paskudne – wyczerpia sie, Angela wyszla z sali i zaczaila sie w damskiej toalecie. Istnialo ryzyko, ze ofiara wyjdzie z budynku, nie zagladajac w wiadome miejsce – jednak konferencja prasowa przeciagala sie, wody mineralnej w dusznym pomieszczeniu wypito niezmierzone ilosci i przypuszczenia Angeli potwierdzily sie.

Jadowita blondynka weszla do toalety zupelnie zadowolona z siebie i cala zapatrzona w przyszlosc – biec! Leciec! Pisac! Dostarczyc cos do nowego numeru! A teraz pozbyc sie jeszcze tylko jednej, przykrej niedogodnosci...

Nie przejmujac sie obecnoscia kilku innych damulek – korespondentek i zwyklych ciekawskich, Angela rzucila sie na blondynke w milczeniu i bez litosci.

Wlosy blondynki jakby same nawinely sie pod piesc Angeli. Policzki ozdobily sie zadrapaniami i odciskami dloni. Korespondentce udalo sie wyrwac dopiero wtedy, kiedy Angela probowala zaciagnac ja do klozetu z jawnym zamierzeniem pograzenia w nim jej glowy. Rozjuszone damy najpierw obdarzaly sie policzkami, a potem wyzwiskami – slyszac to, co mowily do siebie, wszystkie przypadkowe kobiety momentalnie opuscily miejsce powszechnego uzytkowania. Korespondentka zagrozila sadem. Angela oswiadczyla, ze sama sie o to postara. Ze w sadzie korespondentka bedzie musiala udowodnic swoje oszczercze wymysly, a nazbieralo sie ich ostatnim czasem tyle, ze blondynka zbankrutuje na adwokatach i w celu zarobienia jakichs pieniedzy pojdzie na ulice. Dobre kwalifikacje juz od dawna posiada...

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×