Reporterka nie zdecydowala sie wnosic sprawy do sadu.

Wlad dostal szalu, kiedy dowiedzial sie o tym zdarzeniu. Angela, przeciwnie, caly tydzien byla w znakomitym nastroju. Jej ironiczna pewnosc siebie dzialala na Wlada zlowrozbnie. Dziwne – ale wlasnie incydent z reporterka posluzyl za punkt odbicia – wegetacja Wlada w trzesawce depresji skonczyla sie. Wydostal sie na powierzchnie: powoli, jakby wyplywajacy hipopotam, z ktorego bokow potokami splywa metna woda, a on coraz bardziej wynurza sie i wynurza, na powietrze, do swiatla, do slonca...

– A moze pomyslimy o dziecku – powiedziala kiedys Angela.

Wlad dlugo milczal.

– Wiesz co? – powiedzial, kiedy Angela zmeczyla sie juz czekaniem na jego odpowiedz. – Lepiej o tym zapomnij... Na zawsze.

18. Zamek

Wielopokojowy hotelowy apartament caly skapany byl w swietle. Angela kursowala z pokoju do pokoju, jakby dzieciecy parowozik, szybko, wesolo i bez celu:

– Mamy jakies plany na sobote?

– Jestem zmeczony tymi wszystkimi tlumami – ostroznie przyznal sie Wlad.

– Ale tam wlasnie tlumow nie bedzie... Spotkanie na lonie natury. Bardzo interesujacy czlowiek. Nie wypadaloby mu odmawiac. Juz ciekawosc mnie zzera, do szpiku kosci: co on tam moze miec?

– Gdzie?

– Male krolestwo. Park z malpami i dziobakami, jakies jaskinie z piraniami i bez piranii... A po gosci wysyla zawsze helikopter.

Wlad spochmurnial:

– Kto to taki?

Angela powiedziala nazwisko. Wlad jakis czas jej sie przygladal.

– Klamiesz? – spytal w koncu z mala nadzieja w glosie.

– Nie klamie – Angela usmiechnela sie. – On takze jest twoim wielbicielem. A dokladniej, jego syn. A ja – po prostu lubi ze mna porozmawiac.

I usmiechnela sie wyjatkowym „pomaranczowym” usmiechem, tym samym, ktory kiedys tak porazil artyste Sonika.

Nazwisko „interesujacego czlowieka” juz dawno stalo sie powszechnie znane. Nie patrzac na to, ze sam nie byl jeszcze zbyt stary – mogl miec cos okolo piecdziesiatki – samych podatkow placil tyle, ze wystarczyloby na pokrycie kilku budzetow sredniorozwinietych malych panstw.

Wlad niewyraznie sobie przypomnial: tak, widzieli sie na ostatnim przyjeciu. Patrzyl na tego czlowieka przez stol – tak, jak patrzy sie na woskowa figure w jakims muzeum, z zainteresowaniem, ale bez najmniejszej ochoty nawiazania rozmowy. Jego twarz jakby spowszedniala od czestego pokazywania jej na fotografiach w gazetach, kalendarzach czy widokowkach. Jego nazwisko, krotkie i latwe do zapamietania, juz dawno stalo sie symbolem Wszechpotegi Pieniadza. Okulary w cienkiej oprawie, szpakowata fryzura, profesjonalny, zyczliwy usmiech. Jeden raz – tylko jeden raz! – ich spojrzenia sie spotkaly i Wlad usmiechnal sie w odpowiedzi, a dzieki miesniom twarzy zdal sobie sprawe, ze sam dawno nauczyl sie juz usmiechac – profesjonalnie.

O ile dobrze pamietal, potem czlowiek w okularach stal calkiem niedaleko. Wlad przypomnial sobie uscisk suchej i silnej reki. Jakies nic nie znaczace slowa – „ach tak, znam pana”.

– I dlugo z nim rozmawialas? – spytal, wydobywajac sie ze wspomnien.

– Wystarczajaco – lakonicznie odezwala sie Angela. – Nie boj sie, nie tylko nas zaprosil na obiad. Bedzie na pewno jakas smietanka towarzyska, ale wszyscy pewnie szybko sie upija...

Wlad skrzywil sie. Angela wyciagnela z kieszeni bialy, papierowy prostokat. Oprocz krotkiego nazwiska, nic wiecej na nim nie bylo.

– Wiesz, czego najbardziej pragne? – spytal Wlad po krotkiej przerwie. – Zeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. A potem zamieszkalbym najchetniej na bezludnej wyspie i calymi dniami spal.

Angela usmiechnela sie:

– Boisz sie. Panicznie boisz sie kogokolwiek do siebie przywiazac. Ale nie przesadzaj. Jezeli wszyscy przywiazywaliby sie tak szybko – chodzilbys juz w ciasnym kregu wielbiacych cie uczniow, ktorzy nie odstepowaliby cie nawet na krok...

Wlad przemilczal to. Niewielki niepokoj – a nawet nie niepokoj, tylko cien – zebral mu sie pod skora i szarpnal nim od wewnatrz.

– Angela... Zwykly instynkt samozachowawczy podpowiada mi, ze... nie powinno sie o niczym decydowac w tajemnicy przed soba.

– Boje sie, ze mozesz mnie zle zrozumiec – z westchnieniem powiedziala Angela.

Cien niepokoju momentalnie sczernial i nabral gestosci:

– Posluchaj...

Angela wyciagnela reke. Dotknela jego ramienia:

– Wlad... Pozwol mi troche pofantazjowac? O nieograniczonym kredycie, o niekonczacych sie pieniadzach? I co mozna byloby z nimi zrobic?

– Angela – powiedzial teraz juz ze strachem. Odczucie bylo takie, jakby dawno oswojony wilczur – ogromny, niepokorny, ale w ostatnim czasie rozumiejacy i spokojny – znowu odwrocil sie z zielonymi ognikami w slepiach, zawarczal, pokazujac zeby i utrzymac go – jeszcze sekunda! – nie bedzie juz zadnej mozliwosci.

– Nie boj sie – trafnie odczytala jego spojrzenie. – Jestes taki strachliwy... jak dziewica. I w jakims sensie jestes dziewica: twoje zasady sa najwazniejsze, twoj duchowy spokoj jest swiety... Ty nawet wlasne, meskie szczescie ofiarowales „zasadom”. Niekiedy przychodzi mi do glowy: ktos musial skorzystac z tego, ze zostales tak wychowany. Jesliby wiezy ujawnily sie u czlowieka kochajacego i potrafiacego dzialac...

Wlad milczal. Angela zmieszala sie pod jego wzrokiem.

– Przepraszam, co ja ofiarowalem?

– No, gdybys nie byl... – Angela zaciela sie. – Mysle, ze bylbys dawno zonaty, wychowywal dzieci... Kochalbys swoja zone... Ktora oczywiscie sam bys wybral, a nie wiezy wybralyby za ciebie.

Wlad patrzyl jej w oczy. I Angela patrzyla w odpowiedzi. Poradzila sobie juz ze zmieszaniem. Usmiechala sie.

– Bralas moj komputer? – nagle spytal Wlad. Angela zadrzala:

– Co? Po co mi twoj komputer?

Wlad poczul, jak silnym ogniem zaplonely mu policzki:

– Czytalas. Moje. Listy?

Angela nerwowo zmiela poly jedwabnego szlafroka:

– Wlad... No co ty. Nie mam pojecia, o czym mowisz. Poczekaj... Jakie listy...

Ale Wlad juz wiedzial, ze ona klamie. Komputer. Proste haslo, ktore latwo mozna odgadnac albo zlamac. Wlad nie postawil sobie za cel bronic sie przed wscibstwem Angeli. Po prostu do glowy mu nie przyszlo, ze mozna bez pozwolenia czytac czyjes listy. Zapomnial, z kim ma do czynienia...

Minuta uplynela w straszliwym napieciu. Zastanawial sie, co dalej: zbic Angele? Zostawic sama na tydzien, ukarac ja – i siebie – chorobliwym naprezeniem wiezow?

A potem czerwona zaslona powoli opadla. I Wlad pomyslal: co teraz? Teraz zna jeszcze jedna jego tajemnice. Ostatnia. Zna, jak widac, juz od dawna... No i co z tego? Czy Anna w jakis sposob zostala skrzywdzona?

– Zawiodlem sie na tobie – powiedzial krotko.

Angela westchnela:

– Uprzedzalam cie, zebys nie myslal o mnie za dobrze. Nie zrozumialam... wiele. Tak wiec, uspokoj sie – pewnie nie bylo mi dane. Slyszysz? Nie bylo mi dane... Wiesz, jest taka stara, egzotyczna moda pielegnowania kobiecych nozek w drewnianych bucikach. One robia sie wtedy bardzo ladne. Malutkie. Tylko nigdy nie moglam pojac ich piekna... Sam sie wypielegnowales w takim buciku. I nie wiezy sa temu winne. Wiezy – to glupstwo... To, co masz wewnatrz, jest silniejsze od wszelkich wiezow. Przestraszyles sie i nie wziales tego, co nalezalo ci sie zgodnie z prawem: kobiety, ktora kochasz do tej pory! Myslisz pewnie, ze jesli nie byloby wiezow – zdecydowalbys sie? Nieprawda. Wydaloby ci sie, ze masz za malo pieniedzy. Albo, ze jestes za glupi. Albo, ze nie jestes dostatecznie dobry dla niej. Albo jeszcze cos. I pisalbys do niej niewyslane listy az do samej smierci. Tak, jak teraz.

– No pewnie, lepiej by bylo, gdybym ja przywiazal – odparl Wlad. – Calkiem logiczne. Wychodzac od twojego doswiadczenia...

– Dobra, jestem glupia – spokojnie powiedziala Angela. – Zalozmy, ze jestem bezdusznym potworem. Tylko to nie ma nic wspolnego ze sprawa. Ale ty! Ty sie przestraszyles. Nie chciales brac na siebie odpowiedzialnosci. Myslisz, ze nie bylaby z toba szczesliwa? Bzdura, poradzilaby sobie. Uzaleznilaby sie od ciebie? Ale ludzie bardzo czesto sie od siebie uzalezniaja! Dziecko od rodzicow, zona od meza... Przywiazalbys ja i odpowiadalbys za nia. Ale bales sie odpowiedzialnosci. Latwiej bylo ci uciec i ukryc sie.

Wlad milczal.

– Nie moge zrozumiec – ze smutkiem powiedziala Angela. Naprawde, nie moge tego zrozumiec. Jestes lwem z dusza krolika. Przez cale zycie nauczyles sie tylko doskonale ukrywac, a najbezpieczniejsza twoja kryjowka – to twoje ksiazki. Gran-Grem to ty, jakim siebie widzisz. Niedoskonaly, skrzywdzony przez los, polkrwisty. Ale za to bardzo zdecydowany, nieugiety i energiczny, jak motocyklowy silnik... Wybacz, jesli cie obrazilam.

Wladowi nagle zrobilo sie lekko. Zupelnie lekko. Po raz pierwszy od kilku miesiecy depresji.

– Mylisz sie – powiedzial miekko. – Nie zaluje tego, co zrobilem.

* * *

Wtedy, w metrze, na stacji wypelnianej tlumami z co chwile przyjezdzajacych pociagow, siedzieli na pokrytej lakierem lawce posrodku peronu. Siedzieli naprzeciwko siebie. Wlad wiedzial ze widzi Bogorada po raz ostatni. On mowil, a Bogorad sluchal. Nigdy w zyciu, zadnemu czlowiekowi nie odwazylby sie powiedziec tego, co mowil Bogoradowi w metrze, przy huku podziemnych kol. Przy szuraniu tysiecy nog. Przy halasie najblizszych ruchomych schodow.

Wlad opowiedzial o Dymku Szydlo, ktory umieral na oddziale intensywnej terapii w tym czasie, jak on pisal wypracowanie w dusznym audytorium, zupelnie do niczego nie potrzebnej mu, szkoly teatralnej. Opowiedzial o mamie, ktorej nie potrafil zostawic nawet na jeden dzien – ale mimo wszystko stracil. I wini za to siebie.

Wlad opowiedzial w koncu o Annie. Ludzie mijali ich, przysiadali sie, wstawali, a Bogorad sluchal.

Wlad w koncu ochrypl.

Przyjechalo – i odjechalo – wiele pociagow, zanim Bogorad przemowil.

– Jak ja moge ci teraz pomoc? – spytal rzeczowo. – Zdaje sobie sprawe, ze nie pytasz mnie, czy dobrze postapiles, czy dokonales dobrego wyboru. Wybrales i to wystarczy. A teraz – jak ja moge ci pomoc?

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×