– Bez watpienia, juz mi pomogles – powiedzial Wlad bez przekonania. – Ty przeciez, jak mi sie wydaje, nie uwazasz mnie za wariata?

– To bzdura – powiedzial Bogorad. – Jesli potrzebne by ci bylo moje wspolczucie – ofiarowalbym wspolczucie. Ale dobrze wiem, ze ani wspolczucia, ani tak zwanego „zrozumienia”, ani zadnego mleka i miodu nie bedziesz ode mnie potrzebowal. Nie musisz nikogo o to pytac, czy masz racje. Sam doskonale wiesz, ze masz. Dlatego powiedz: jak moge ci pomoc? Przeciez calkiem niezle zdobywam informacje, zdazyles chyba zauwazyc? A jakie jeszcze uslugi moge zaproponowac, daj Boze, zebys ich nigdy nie potrzebowal...

– Dziekuje – powiedzial Wlad. – Dziekuje, Zachar... Teraz czuje sie o wiele lepiej.

– Nie ma za co – powiedzial Bogorad. – Poki co, nie ma za co.

– Powiedz, Zachar – powiedzial Wlad – przeciez to jest niemozliwe, zebysmy byli jedynymi ludzmi na ziemi, ktorzy posiadaja te wlasciwosc? Skoro sie spotkalismy... To znaczy, ze musielismy sie spotkac. Najpierw myslalem, ze tylko ja jestem taki. Teraz wiem, ze jest nas wiecej... Na pewno wsrod zyjacych dzisiaj ludzi sa podobni do nas? Ilu ich jest? I ilu ich bylo wczesniej? Skad sie biora? Jak sie o tym dowiedziec?

– Zastanowie sie – powiedzial Bogorad. – Nigdy w zyciu nie mialem tak szalenie interesujacej sprawy... Postaram sie cos znalezc.

– Bedzie pewnie trudno – powiedzial Wlad. – Nie wiem... To, co posiadamy, to chyba nie jest naturalna wlasciwosc u czlowieka? Jest raczej obca, jak zelazna antena na glowie. Albo, na odwrot, jest nam dana z natury, tylko rozrosla sie do niewyobrazalnych rozmiarow, cos jak rece do ziemi czy sluch absolutny. Moze kazdy czlowiek w jakims stopniu, w zalazku, posiada te wlasciwosci?

Bogorad milczal. Otyla kobieta w chustce, siedzaca obok na lawce, w napieciu patrzyla spod oka w strone Wlada.

– Zapytalbym inaczej – powiedzial Bogorad. – Czy jest w tej absolutnie diabelskiej wlasciwosci chociaz odrobina dobra? Dla ciebie? Dla innych ludzi?

– Angela uwaza – gorzko powiedzial Wlad – ze swoja droga to pozyteczna wlasciwosc.

Bogorad z powatpiewaniem pokrecil glowa.

* * *

Przy brzegu kolysal sie statek z wioslami – prawie wspolczesna, do ostatniego szczegolu odtworzona, galera. Polnadzy, o pieknej skorze, ludzie dwoma szeregami stali wzdluz schodow, proponujac gosciom napoje chlodzace i od czasu do czasu rzucajac pozdrawiajace haslo. Wlad zmieszal sie. Angela mocniej chwycila go za lokiec:

– Nie pokazuj, ze jestes zdziwiony. Zachowuj sie, jakby nigdy nic...

U podstawy marmurowych schodow zaczynaly sie ruchome, z chodniczkiem, biegnace prosto nad powierzchnia morza. Zanosilo sie na sztorm. Wysokie bryzgi rozpalaly sie w promieniach zachodzacego slonca – a byc moze, w promieniach reflektora, umiejetnie umieszczonego gdzies na brzegu. W slad za para w podeszlym wieku – siwym admiralem w oslepiajacym mundurze i staruszka w sukni wieczorowej z odkrytymi plecami – Wlad z Angela weszli do windy. Winda byla okragla, przezroczysta jak akwarium, a za szyb sluzyla jej szklana rura, ktora cztery osoby – slawny literat z zona i admiral ze swoja staruszka – gladko zjezdzali w dol.

Znajdujac sie na poziomie przyplywu, Wlad mimowolnie wstrzymal oddech.

Kiedy znalazl sie pod jego poziomem, przez chwile poczul sie chlopcem z prowincji, ktory trafil do stolecznego parku rozrywki.

Bylo bardzo cicho. Winda zjezdzala coraz nizej. Swiatlo zachodzacego slonca powoli przechodzilo w inne, glebokie i cieple. Pod woda zaczynaly migotac klaniajace sie kielichy roznokolorowych latarn.

Przezroczysta winda zatrzymala sie. Wlad byl przekonany, ze przez otwierajace sie drzwi za chwile chlusnie woda – ale zamiast tego, otwierajace sie podwoje wpuscily daleki odglos rozmow, kobiecy smiech i charakterystyczny „koktajlowy dzwiek”. W slad za admiralem i jego staruszka Wlad i Angela wyszli na hol – takze szklany, otoczony ze wszystkich stron glebokim morzem. Obok zoltej latarni przeplynelo, poblyskujac grzbietami, zwarte stado pasiastych, jaskrawych ryb.

Angela probowala cos powiedziec. Wlad wyczytal z jej ust: „Ilez to... pieniedzy!”

Podwodny palac zrobiony byl ze szkla i przezroczystego plastiku. Wszystkie sale, niepodobne do siebie rozmieszczeniem i forma, przygladajace sie sobie z kazdego miejsca, przypominaly ni to przecudny zyrandol, ni to szereg powietrznych pecherzykow, ktore nie dotarly na powierzchnie. W centrum kazdej sali znajdowalo sie nieregularnej formy akwarium, pelne wodorostow i ryb. Uczucie realnosci tchorzliwie kapitulowalo – odcienie granatu, srebra, ludzie, ryby, blask, pecherzyki, woda i lad plataly sie, jakby byly kupa wodorostow.

Gosci zebralo sie nieduzo – okolo piecdziesieciu, moze stu osob. A moze pieciuset. A moze wieksza czesc z nich to nie byli ludzie, tylko ludzkie odbicia na ogromnych szklanych powierzchniach. Wszyscy bez przerwy przechodzili z sali do sali. Wszyscy byli w euforii, glosno sie smiali i duzo pili.

Kelnerzy i kelnerki byli nadzy, jesli nie liczyc rysunkow, pokrywajacych kazdy milimetr ich skory. Wladowi zaczynalo krecic sie w glowie. Na plaskim posladku przechodzacej obok dziewczyny- kelnerki zdazyl zobaczyc niemalze fotograficzne odbicie starego parku w stolicy – Wlad poznal to miejsce, bywal tam wiele razy! Dziewczyna szla, cialo ledwo zauwazalnie kolysalo sie, mialo sie wrazenie, ze liscie narysowanych (wytatuowanych?) drzew drza...

Zawartosc roznoszonych przez kelnerow tac zmieniala sie co chwile. Wlad nie wiedzial, co znika w jego ustach. Tak w ogole, to nie chcialo mu sie jesc. Kilkaset metrow od niego pojawila sie nieduza podwodna lodka. Przesunela reflektorem, oslepiajac jedzacych i smiejacych sie, zgasila swiatlo i znikla w ciemnosci, a Wlad wciaz jeszcze stal przy szklanej scianie, zastanawiajac sie: co to bylo? Makieta? Model do sklejania? Czy wspolczesna lodz podwodna?

– Widziales? – spytala Angela. – Widziales to?

Za szklem majestatycznie plynela meduza – blekitny polmisek z koronkowymi falbankami, snop metrowych macek, w gaszczu ktorych bez strachu zatrzymaly sie male rybki. Wlad odwrocil glowe – w akwarium lezala zolta ludzka czaszka. Obok, nieruchomy zolw przyczepil sie do szkla ze straszna sila. Jego pancerz i piasek na dnie akwarium pokryte byly dywanem roznego rozmiaru drobnych monet.

– Wrzucimy monete?– spytala Angela. – Zeby jeszcze raz tutaj... Chociaz raz...

Wlad, oslepiony, obejrzal sie. Wspaniali goscie gineli na tle podwodnego krolestwa. Wlad bez watpienia widzial wielu z nich wczesniej – na stronach gazet, na ekranie telewizora, gdzie spiewali, czytali wiadomosci, prowadzili konferencje prasowe.

– Poznales tego? – Angela szepnela mu na ucho.

Wlad ciezko pokiwal glowa.

Tuz za szklana szyba przeplynela przezroczysta ryba. W jej wnetrzu pracowal malutki motorek z nieczytelna etykieta na korpusie, krecily sie czerwone i zielone trybiki. Ryba otworzyla usta i wytrzeszczyla zywe, zolte i uwazne, oczy.

– Boze – wyszeptal Wlad.

Swiatlo w szklanych salach powoli zaczelo gasnac, za to latarnie na zewnatrz rozpalily sie jasniejszym plomieniem. Angela krzyknela i chwycila Wlada za reke. Zobaczyl najpierw ogromny, z szeroka pletwa, rybi ogon. Zdazyl sie jeszcze zdziwic – no, rzeczywiscie, zdrowa ryba! – bo po chwili spogladala juz na niego z dna szczupla dziewicza twarzyczka w otoczeniu zielonych, rozchodzacych sie na boki wlosow. Dziewczyna miala z wygladu okolo pietnastu, szesnastu lat. Powoli plynela na spotkanie Wlada, lapa jej ogona miarowo poruszala sie, cienkie przezroczyste fredzle falowaly, jakby w tancu. Rusalka podplynela prosto do szklanej scianki, przyczepila sie do niej dlonmi, podbrodkiem i piersia. Wlad dopiero teraz zauwazyl malutkie filtry w nosie, z podlaczonymi do nich cieniutkimi rureczkami.

Obok ktos westchnal z zachwytu. Ktos figlarnie glaskal szklo. Po chwili jeszcze siedem rusalek przyplynelo z ciemnosci i zblizylo sie bezposrednio do ludzi.

– No wlasnie – ochryple powiedziala Angela.

Rusalki tanczyly, ich ogony byly do tego stopnia naturalne, ze Wlad az wytrzeszczal oczy ze zdziwienia. Przez ulamek sekundy wydawalo sie, ze filtry w nosie byly tylko zwyklym przywidzeniem, a ten, kto zbudowal podwodny palac, byl w stanie wypelnic swoje akwarium, naprawde, prawdziwymi rusalkami...

– Podoba sie? – ktos spytal za Wlada plecami.

Wlad odwrocil sie. Siwiejacy mezczyzna w gustownych okularach stal calkiem blisko. Dwa kroki od niego. Wlad w milczeniu rozlozyl rece. Ten gest byl bardziej wymowny niz jakiekolwiek slowa.

– Nie mialam pieknego dziecinstwa – szczerze wyznala Angela. – Zostalo mi dzisiaj... podarowane.

– Ja tez nie mialem pieknego dziecinstwa – powaznie powiedzial siwiejacy czlowiek w okularach. – Niech chociaz moj syn je ma... Prosze popatrzec, teraz bedzie interesujaco.

Wlad odwrocil sie do szklanej sciany. Rusalki caly czas jeszcze tanczyly. Chwila – i gdzies z gory ruszyly do ataku brodate trytony z trojzebami w rekach. Rusalki, przestraszone, czmychnely dokad sie da. Trytony wszczely bitwe, ich trojzeby miotaly czerwonym, krystalicznym ogniem i w wirze walki, nie wiadomo skad, pojawila sie cudaczna ryba, w ktorej paszczy zmiescilby sie postawiony pionowo samochod ciezarowy i polknela od razu dwoch albo trzech wojownikow. Pozostali rozproszyli sie. Dla odmiany, ze wszystkich stron ruszyly teraz, prowadzone przez znajome rusalki, roznorodne i kolorowe istoty: gigantyczne osmiornice z blyskajacymi oczami, nurkowie w starodawnych kostiumach, tancujace trupy utopionych marynarzy, morskie diably z ostrymi, wijacymi sie ogonami, potwory, roboty, sepie – wszystko tak prawdziwe z wygladu, ze wielu gosci dla bezpieczenstwa cofnelo sie blizej centrum podwodnej sali.

– Tak, moj syn lubi bajki – z zadowoleniem powiedzial mezczyzna w okularach. – Artur, przywitaj sie, to ten pan, ktory pisze o twoim ulubionym Gran-Gremie...

Obok niego stal chudziutki chlopiec, majacy moze z osiem lat. Na tle gosci, mieniacych sie wieczorowymi strojami, stare dzinsy chlopca wydaly sie szczegolnie zniszczone, trykotowy sweterek – za bardzo rozciagniety, a biale adidasy – nadto rozchodzone.

Chlopiec mial gdzies podwodne palace, rusalki i osmiornice. Patrzyl na Wlada w taki sposob, w jaki Wlad patrzyl jeszcze niedawno na lodz podwodna, ktora pojawila sie nie wiadomo skad.

– Pan... tak to pan. Podpisze mi pan ksiazke?

* * *

Caly wieczor Wlad spedzil w towarzystwie malego Artura. Trudno powiedziec, zeby sprawilo mu to duza przyjemnosc. Bal sie tego chlopaka prawie mistyczna bojaznia. Z jego punktu widzenia dziecko, wychowywane w podwodnym swiecie (a ile jeszcze takich palacow, nadwodnych, podziemnych, lesnych i podniebnych, stworzyl dla niego, jego kochajacy dzieci i potwornie bogaty, tatus?!), po prostu nie wyrosnie na normalne dziecko. I to, ze Artur z wygladu prawie niczym nie odroznial sie od zadnego chlopca z ulicy, niepokoilo Wlada jeszcze bardziej i sprawialo, ze zamiast uspokoic sie, trzymal sie na bacznosci.

Wlad trzymal sie ostatkiem sil. Byl tak uprzejmy i tak do bolu szczery, jak to tylko bylo mozliwe. Artur pamietal przygody Gran-Grema w najdrobniejszych szczegolach. Interesowaly go takie drobnostki z zycia trolla, o ktorych nie wiedzial nawet sam Wlad i ktore dlatego trzeba bylo na goraco wymyslac. O dziesiatej wieczorem, kiedy zjawila sie po Artura usmiechnieta kobieta z wytwornym, wladczym wyrazem twarzy i zabrala obrazonego chlopca spac, Wlad poczul taka ulge, ze w przyplywie radosci obiecal „mlodemu czytelnikowi” kolejne spotkanie.

– Ten pacan zakochal sie w tobie – powiedziala Angela, mruzac oczy jak najedzony kot.

Helikopter uniosl sie w nocne niebo. Stali, smagani zimnym wiatrem, upojeni, oszolomieni, szczesliwi i zmieszani zarazem.

– Ten pacan zakochal sie w tobie po uszy juz dawno. Jesli chcesz wiedziec, cale to przyjecie bylo przygotowane dla twojego spotkania z Arturkiem.

On ci to powiedzial? – spytal Wlad.

Angela przytaknela:

– Dlugo z nim rozmawialam. Zgadzaja sie u nas pewne fakty z naszych biografii... On takze stracil matke we wczesnym dziecinstwie. Takze mial macoche. I ojca alkoholika. I po tym

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×