wszystkim... po tym wszystkim! Sam! To wszystko! Rozumiesz?!

– Boze, jak ja sie zmeczylem – powiedzial Wlad.

I powlekli sie do hotelu.

Gospodarz podwodnego zamku zapraszal ich na noc. Proponowal nieprawdopodobne wygody. Wlad z rosnacym strachem zaczynal zdawac sobie sprawe, ze trudno bedzie odmowic, a nawet moze okazac sie to niemozliwe. Widzial, jak blisko stoja obok siebie, rozmawiajac, mezczyzna w okularach i Angela. Niekiedy, dajac sie poniesc rozmowie, Angela lekko dotykala jego reki. Wladowi wydawalo sie, ze widzi juz pierwsze, niesmiale, pajeczynowate wloski wiezow, obejmujace szyje pomyslowego miliardera.

To niemozliwe, mowil do siebie. Zeby przywiazac czlowieka, jedna rozmowa nie wystarczy. I dwie nie wystarcza. Nawet trzy. Jesli tylko...

Artur odwracal jego uwage. Zmuszal do napiecia i zachowania jednoczesnie nieprzymuszonego, godnego zaufania tonu. Zmuszal sie do utrzymania na twarzy lekko figlarnego usmiechu profesjonalnego bajarza. Artur wierzyl mu i niekiedy, dajac sie poniesc rozmowie, delikatnie dotykal jego reki, lezacej na oparciu fotela...

– Nie mozemy wiecej tam jezdzic – glucho powiedzial Wlad w ciemnosci sypialni.

Angela poruszyla sie. Zaszelescilo nakrochmalone przescieradlo.

– Dlaczego?

– Jestesmy dla nich niebezpieczni – powiedzial Wlad. – Szczegolnie dla chlopca. Nie wiem, nie mam tutaj doswiadczenia... Ale wydaje mi sie, ze dzieci musza przywiazywac sie szybciej.

– Zwlaszcza jesli istnieje emocjonalny kontakt – powiedziala Angela i Wlad przytaknal wczesniej, niz rozpoznal swoje slowa, powiedziane kiedys Angeli w trakcie „teoretycznej rozmowy”.

– Boze – powiedziala Angela ze slodka rozpacza. – Moj Boze... Pomysl tylko, ile pieniedzy. Jakie kolosalne sumy. To juz nie jest nawet bogactwo, to zupelnie inna jakosc... To wladca swiata.

– To zaledwie tylko magnat – powiedzial Wlad. – Monopolista... I te pieniadze mozna bylo wydac na szczytniejsze cele...

Zacial sie. Przypomnial mu sie szklany palac, lodz podwodna, rusalki i ryba z trybikami w plastikowym wnetrzu.

– To bylo przepiekne – marzycielsko powiedziala Angela.

Wlad milczal. Patrzyl w ciemny sufit. Teraz zalowal, ze dal sie namowic i zgodzil na ten wyjazd. W swiecie, w ktorym prawdziwy jest podwodny palac z rusalkami, wiele rzeczy zmienia swoj sens...

– A niektorzy ludzie nic nie maja. Nie maja pieniedzy, zeby wyleczyc chore dziecko...

– Palac z tego powodu nie robi sie gorszy – tak samo marzycielsko odezwala sie Angela. – Zreszta...

Zamilkla.

– Co – zreszta?

– Nic – powiedziala z westchnieniem. – Jutro porozmawiamy.

* * *

Witaj, Moja Droga.

Na wszelki wypadek dam Ci adres internetowy jednego dobrego czlowieka, nazywa sie Zachar Bogorad, jest prywatnym detektywem. Oczywiscie, jego uslugi pewnie nie beda Ci nigdy potrzebne (bardzo w to wierze!), ale adres moze sie przydac. Gdyby co – powiesz mu, ze jestes moja dawna znajoma. W pelni mu ufam. To, tak naprawde, druga osoba po Tobie, ktora zna o mnie cala prawde...

Wybacz, nie mam czasu, zeby napisac wiecej. Ucaluj chlopcow.

Kwiecien

* * *

Chodzila po pokoju – tam i z powrotem, jak dowodca przed zastyglym szeregiem. Poly jedwabnego szlafroka – dlugiego, jaskrawego, zolto-rozowego – powiewaly jak sztandary.

– Czego ty chcesz? – cicho spytal Wlad. – Wladzy?

– Sprawiedliwosci – powiedziala Angela. – Wczoraj rozmawialam z nim o naszym dziecinstwie. Pewnie tego nie zrozumiesz, wychowywala cie kochajaca matka, co prawda przybrana, ale... On gotow jest oplacic program pomocy dzieciom bezdomnym. On i bez tego stale cos oplaca – kliniki, instytuty, badania medyczne... Jest dobroczynca, w jego sytuacji inaczej nie mozna. On jeszcze nie wie... Ale znajomosc ze mna odmieni jego zycie. I wiele innych istnien popchnie w lepsza strone.

– Czyich istnien?

– Ludzkich. Dzieciecych. Sieroty, ktore gnija w przytulkach, chlopcy, ktorzy nocuja pod mostami, dziewczynki, ktore sa gwalcone przez swoich ojczymow w kazda srode i niedziele. Posluchaj i nie odwracaj twarzy. Ludzie, ktorzy zalewaja swiat barami o swoich nazwiskach, komputerami o swoich nazwiskach, zabawkami o swoich nazwiskach... Stworzymy razem siec domow dziecka „Gran-Grem”. Z wykwalifikowanym personelem. Z lekarzami i pedagogami. Ze znakomitym przygotowaniem. Tak, zeby te dzieci, kiedy dorosna, staly sie elita. Zeby tworzyly elite. Sieroty, bezdomni. Co ty na to?

– Chcesz zapisac sie w historii?

– Mozliwe – Angela podniosla podbrodek. – Tak, chce cos znaczyc. Chce, zeby za moim nazwiskiem cos stalo. Zeby u kazdego obywatela, ktory przeczyta w gazecie slowa „Angela Stach”, pojawial sie w tym momencie caly rzad skojarzen. Tak, jak dociera do nich – „Wlad Palacz”, a slysza „Gran-Grem, naklady, pieniadze, slawa.” Chociaz pewnie nie na dlugo. Minie dziesiec lat i beda o tobie pamietaly tylko bibliotekarki. Zobaczysz.

– Zazdroscisz mi? – zdziwil sie Wlad.

Angela w koncu przestala chodzic. Usiadla naprzeciwko, zalozyla noge na noge (jedwabne poly opadly na podloge, prawie w pelni odkrywajac opalone, muskularne uda).

– Jestes czyscioszkiem... Wiem. Wolisz sie nie mieszac. Czy ty byles kiedys w zwyklym dzieciecym szpitalu. Albo w przytulku?...

– Nie badz obludna. Jeszcze przedwczoraj mialas gdzies wszystkie nieszczesliwe dzieci na swiecie.

– A skad ty to mozesz wiedziec. Potrafisz czytac w myslach? Watpie. Dlaczego uwazasz, ze masz prawo kogokolwiek sadzic?

– Sama powiedzialas przeciez, ze chcesz „cos znaczyc”. A dzieci dla ciebie...

– Posluchaj. Wysil swoja pisarska wyobraznie, chociaz na chwile i wyobraz sobie: nieograniczony kredyt... Tak, za te pieniadze, ktore zostaly wydane na wczorajsze przyjecie, mozna byloby uratowac tysiac osob! Dziesiec tysiecy! Posluchaj... Najwazniejsze to zaczac. Otworzyc jeden – drugi – przytulek. Oglosic konkurs na nauczycieli, wychowawcow, opiekunki do dzieci. Wyznaczyc im taka pensje... jaka ma prezydent! Umiescic w przytulku najbardziej pokrzywdzone, niedozywione i brudne dzieci. I przeprowadzic kampanie reklamowa na calym swiecie. Teraz, kiedy „Gran-Grem” jest u szczytu slawy... I ja bede glownym opiekunem tej sieci. I to bedzie sprawiedliwe, dlatego, ze to moja idea. Pieniadze tez bede sama zdobywala. „Kraina sprawiedliwosci Angeli Stach – siec przytulkow dla dzieci Gran-Grem”.

– To znaczy, proponujesz mi uklad? – usmiechnal sie Wlad.

Angela zmierzyla go pogardliwym spojrzeniem:

– No tak, najprosciej byloby zostawic wszystko tak, jak jest. Niech sobie umieraja, zapijaja sie, glupieja... Wlad, rozumiesz, o co mi chodzi?

Wlad milczal.

– Ty po prostu nie wierzysz, ze to wszystko mogloby byc mozliwe – powiedziala miekko Angela. – A gdybys chociaz sprobowal uwierzyc, tylko na mala chwilke, moze by ci sie udalo... no?

– Uwierzylem – powiedzial Wlad, czujac nieprzyjemny chlod wzdluz kregoslupa. – Niestety, chyba az za bardzo... A teraz, ty mnie posluchaj.

Angela nie odwracajac sie, patrzyla mu w oczy. Zrenice jej sie zwezyly.

– Jezeli choc jeszcze raz zobaczysz sie z ta rodzinka – powoli powiedzial Wlad – z Arturkiem i jego tatusiem... Co wiecej, jezeli jeszcze kiedys sprobujesz kogos po cos przywiazac... Dla pieniedzy, slawy, dzieci, chorych, wymierajacych zwierzat czy jeszcze po cos, wszystko jedno po co... Wyjade Angela. Bedziesz dlugo mnie szukac. I jesli mnie nie znajdziesz, jesli oboje w rezultacie zdechniemy – tym lepiej. Rozumiesz?

Przestala mrugac. Przez ten czas spedzony razem zdazyla juz poznac Wlada i wiedziala, ze zrobi wlasnie tak, jak przed chwila obiecal.

I pobladla.

* * *

Kiedy drzwi za odchodzaca Angela zamknely sie, Wlad zdal sobie sprawe, ze kolejny etap jego zycia – szumny, zawily, uciazliwy, ale swoja droga niezbedny – wlasnie sie zakonczyl. A to oznacza, ze trzeba bedzie znowu wszystko zmieniac. I im szybciej, tym lepiej.

Od razu, nie odkladajac tego na pozniej, usiadl i zaczal pisac do agenta literackiego. Nie chcial, zeby list wyszedl oschly czy nawet wrogi. Dokladnie wazyl kazde slowo, probujac utrzymac przyjacielski ton. Pisal o tym, ze „swiatowe zycie” zmeczylo go, „nie odpowiada jego przyzwyczajeniom i sklonnosciom”, ze nie moze pracowac w takich warunkach i zamierza zaszyc sie gdzies w gluszy, gdzie nie ma ani gazet, ani telewizji. Musi odpoczac od reporterow, wrogow i przyjaciol. Znika z pola widzenia na co najmniej pol roku, a rezultatem tego odosobnienia bedzie, oczywiscie, nowa ksiazka o Gran-Gremie, a byc moze – byc moze! – w tych spokojnych warunkach pojawi sie u niego jakas nowa idea... Oczywiscie, uprzejmie pisal Wlad, przed tym, jak zniknie, wypelni wszystkie wczesniej dane obietnice. Spotkania, wyznaczone na przyszly tydzien, nie beda odwolane... ale juz od nastepnej niedzieli Wlad Palacz przestanie nalezec do „czytajacej spolecznosci”, a zacznie nalezec do siebie, do Gran-Grema...

...i do zony – dopisal z wysilkiem.

Nie mozna byc zbyt skrupulatnym. Wlad od dawna o tym wiedzial, ale w zaden sposob nie mogl przezwyciezyc swojej natury. Musi wszystko rzucic – teraz, niezwlocznie! – i wyjechac, raz juz sie odwazyl...

Trzeba tylko zlamac dane obietnice.

Tym niemniej, zostal.

* * *

Angela przyjela jego decyzje spokojniej, niz oczekiwal. Spytala powtornie: „Jestes pewien?”, zagryzla wargi, wzruszyla ramionami. Wlad myslal, ze z dala od pokus przejrzy w koncu na oczy. Ze moze jej meska decyzja w szpitalu nie byla przypadkowa. Ze Angela zrozumie go, a on ja wtedy dopiero po raz pierwszy ujrzy i mozliwe, ze ona jest darem, zeslanym mu przez los. Darem, a nie kims, kto wystawia go na probe.

Caly dlugi tydzien zajmowal sie wypelnianiem umow. Cos krecil, w polowie urywal, wymijajaco odpowiadal na pytania dziennikarzy, pragnacych poznac jego najblizsze plany. Napisal krotki list

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×