– Tak – powiedzial Wlad. – Mozesz byc pewna, ze pierwsza rzecza, o jakiej powiem mu przy naszym spotkaniu – bedzie prawda o tobie i o wiezach. Ze nie uda mu sie z nich wyzwolic. Wyobraz sobie, jak cie znienawidzi. I jakie przedziwne formy moze przybrac jego nienawisc...

– On bedzie tak wolny, jak ty teraz – spokojnie powiedziala Angela. – I nie bedzie mogl zaszkodzic mi bardziej, niz ty mozesz mi zaszkodzic.

Wlad nabral powietrza. Pohamowal sie.

– Wiedzialam, ze cos takiego wywiniesz – ciagnela Angela. – Bylam na to przygotowana. Jest mi to nawet na reke, jesli chcesz wiedziec. Niepotrzebny dowod twojej nienormalnosci i agresywnosci.

– Chyba nie bedziesz mnie tu trzymala wiecznie.

– Wcale nie musze. Za kilka miesiecy caly swiat bedzie nalezal do mnie – tylko do mnie!

– Za kilka miesiecy bedziesz martwa – powiedzial Wlad ze smutkiem. – Mialas szanse przezyc godnie zycie – wielka szanse... W koncu nawet zaczalem w ciebie wierzyc. A teraz zapadl na ciebie wyrok.

– Nie wygaduj bzdur – Angela wstala. Skrzywila sie od bolu. Potarla ramie. – I zastanow sie nad tym, co ci powiedzialam. Zastanow sie... Zegnaj.

* * *

Zwiazany, mogl tylko myslec. Tak dla eksperymentu, myslal nawet o tym, ze Angela moze miec racje. Starannie urzadzal swiat, w ktorym obowiazuja zasady Angeli. W ktorym czlowiek, naznaczony wiezami, po prostu musi szukac dla nich najlepszego zastosowania.

Wladowi zwidywala sie galera bez konca. Rzedy przykutych niewolnikow na lawach. Podnosily sie i opuszczaly wiosla...

Wlad, zupelnie lagodnym i przyjacielskim tonem, prosil Starego, zeby go odwiazal, jednak ten, za kazdym razem uprzejmie mu odmawial. Stary poil go przez slomke i karmil z lyzeczki. Ustawil telewizor w taki sposob, zeby Wlad widzial ekran. I od osmej wieczorem do dziesiatej rano Wlad zmuszony byl ogladac wiadomosci, teleturnieje i seriale.

Przykuci do wiosel ludzie bez przerwy patrzyli w ekran malego telewizora, ustawionego na dziobie sunacej po morzu galery.

Na ekranie usmiechala sie Angela. Jej rozmowca byl Jegor Elistaj – tetniacy zyciem, wesoly, pewny siebie...

Wlad zamykal oczy i probowal nie sluchac. Telewizor mamrotal na krancach jego swiadomosci, a Stary co chwile troskliwie pytal: moze przelaczyc?

Tak uplynely jeszcze dwa dni. Puszczajac mimo uszu wyznania kolejnego serialowego melodramatu, Wlad wsluchiwal sie w dziwne dzwieki, dochodzace zza sciany. Jakby ktos przeprowadzal tam generalny remont.

Na trzeci dzien zaczelo mu sie wydawac, ze czas sie zatrzymal i Angela juz nigdy nie wroci. Wypadla za burte jachtu za pare miliardow. Zjadly ja rekiny. Umarla w szpitalu troche ponad rok temu.

Nie widzial, jak weszla. Poczul tylko ciepla fale, jakby od wypitego kieliszka szampana i sekunde pozniej – dotyk dloni na swojej glowie. Kosztowalo go wiele wysilku, zeby wydac sie obojetnym. Zeby nie pokazac radosci po sobie – w kazdym badz razie zbyt jawnie nie pokazac.

Uwolnili go. Postawili przed nim ogromna tace z kolacja, doslownie, jak w restauracji, z butelka czerwonego wina, z goraca kawa.

On jadl. Angela usmiechala sie.

„Wydaje jej sie, ze mnie oswoi – pojal Wlad ze zdziwieniem. – Ma nadzieje... no tak, przeciez ma racje! Za kazdym razem jej pojawienie sie zwiazane jest u mnie z radoscia, z ulga. Powinien wyrobic sie u mnie instynktowny refleks. Jak u psa na dzwoneczek. A ona wzmacnia go nagrodami w postaci jedzenia i wina...”

Siniak wokol oka Angela miala starannie przypudrowany.

– Cos nowego? – spytal Wlad, jakby nigdy nic.

– Dobre wiadomosci dla ciebie – wesolo oznajmila Angela. – Twoi czytelnicy maja nadzieje, ze praca idzie pomyslnie... No wlasnie, zamierzasz w koncu zabrac sie do pracy? Przyniesc ci komputer?

Wlad pomyslal jedna chwile. Druga.

– Przynies – powiedzial, odwracajac wzrok. – Cos zaczyna przychodzic mi do glowy.

* * *

Rzeczywiscie przyszlo mu cos do glowy. Cos nieprzyjemnego. Trudnego do przetrawienia. Angela miala racje. Nigdy nie mial sklonnosci samobojczych – w istocie byl bardzo bliski, zeby odebrac sobie zycie tylko jeden raz, tylko tego dnia, kiedy zdecydowal sie wziac Anne za reke. Kiedy zdal sobie sprawe, ze moze ja przywiazac...

Znowu przerazil sie, jaka ogromna przepasc dzieli jego i Angele. Jak to, przeciez oboje sa ludzmi, mowia tym samym jezykiem.

Tylko Wlad szybciej umarlby, niz by przywiazal Anne. A wedlug Angeli wiezy – to tylko narzedzie.

– Dlaczego? – spytal szeptem, a siedzacy obok Kisiel nastawil uszy.

Wlad wiecej nie byl zwiazywany, ale obok zawsze ktos siedzial. A z ukosnych spojrzen, jakie rzucali na niego Bulka, Kisiel i Stary, Wlad domyslal sie, ze boja sie go nie na zarty. Kazda sekunda uplywala pod napieta, baczna kontrola.

Mysli o smierci dreczyly Wlada, ale nie potrafil myslec o niej jak o zwyciestwie. Wyobrazal sobie twarz Angeli, kiedy po powrocie zastanie trojke straznikow przy bezskutecznych probach przywrocenia go do zycia. Ale to niewiele pomagalo. Wlad nie znajdowal w sobie dostatecznych pokladow zlosci.

Wtedy zaczal myslec o chlopcu Arturze i jego ojcu. Nie byl z nimi zaprzyjazniony, prawie ich nie znal – jednak mysl o tym, ze oboje stale wrastaja w sieci Angeli, wbijala sie w niego jak ciern.

Ale to nie bylo najgorsze. Wlad myslal o Annie. Nie chcial, zeby zyla w swiecie, w ktorym panuja wiezy.

A to oznaczalo, ze ten swiat trzeba bylo zlamac wczesniej, zanim sie rozrosnie i umocni.

Bedzie musial pozbyc sie wyobrazen o smierci, jako o czyms obrzydliwym i brudnym. Usunac Angele – w jedyny mozliwy sposob.

Dostal z powrotem swoj komputer. Nie bez przyjemnosci przeczytal ostatnie napisane rozdzialy. Byl spokojny i rozluzniony.

Wieczorem zrobilo mu sie zimno. Zmarzl. Poprosil Bulke, zeby przyniosl mu puchowa koldre, na co ten, zaklopotany, odpowiedzial, ze nie maja tu takiej i wedlug niego w pomieszczeniu jest dostatecznie cieplo. Wlad zaszczekal zebami i polozyl sie, zwijajac sie w klebek, twarza do sciany. Bulka zaniepokoil sie. Wtedy Wlad slabym glosem poprosil, zeby wyciagnal z walizki kurtke i, ku wielkiej jego radosci, zmieszany Bulka spelnil jego prosbe.

Wlad znowu sie polozyl i poprosil o wylaczenie swiatla. Sale ogarnal polmrok, tylko na stoliku obok „dyzurnego” fotela czujnie palila sie podreczna lampka.

Do kurtki byl przyszyty pasek – jedwabny sznurek. Pocac sie i krecac (a w pokoju w istocie wcale nie bylo zimno), Wlad namacal sznurek, rozwiazal wezly, zdjal plastikowe koraliki i ostroznie wyciagnal pasek na wierzch.

O polnocy Bulka przekazal warte Kisielowi. Kisiel odwrocil telewizor ekranem do drzwi, usiadl w „dyzurnym” fotelu i zaglebil sie w ogladanie jakiegos filmu – bez dzwieku, zeby nie niepokoic spiacego literata.

Wlad staral sie nie myslec o tym, ze ta zastygla, podswietlona niebieskawym swiatlem twarz niespelnionego boksera, bedzie ostatnia ludzka twarza, jaka widzi w zyciu. Nie. Lepiej pomyslec o Annie. O Bogoradzie i o Dymku Szydlo, ktory na zawsze zostal siedemnastoletnim palantem...

Wlad podciagnal kolana pod brode. Sliska petle zalozyl sobie na szyje, drugi koniec sznura mocno przywiazal do kostek u nog. Kisiel widzial, jak Wlad sie wierci, jeden raz nawet podszedl i stanal obok. Wlad oddychal rowno. Kisiel wrocil na miejsce.

Lepiej przypomniec sobie oczy chlopca Artura, ktory ma gdzies rusalki, ktory posrod rozkoszy za miliardy, chodzi w wytartych dzinsach i czyta ksiazki o Gran-Gremie, a przeciez one, te naiwne ksiazki, zostaly napisane wlasnie po to, zeby ludzie stali sie lepsi...

Lepiej przypomniec sobie twarz Angeli, jak wygladala na pomaranczowym portrecie Samsona Wiadryka. Gdyby nie wiezy...

Gdyby nie wiezy, Angela bylaby pewnie calkiem w porzadku dziewczyna... Dobra... kochajaca...

Gdyby nie wiezy...

Wlad bardzo mocno zmruzyl oczy.

* * *

Kim chcialbym byc? Kogutem w duzym kurniku. Zeby wokolo bylo wiele puszystych, potulnych kur. I zeby z sasiedniego kurnika przylatywal od czasu do czasu drugi kogut. Przyjaznilibysmy sie ze soba i walczyli. Chcialbym siedziec na parkanie – ponad wszystkimi... przez wszystkich lubiany i wobec nikogo nie zobowiazany.

I tak przezyc cale zycie – nigdzie nie jezdzic, niczego sie nie uczyc, gonic za kurami i nie bac sie kucharskiego noza.

Oto, kim chcialbym byc... a jakim chcialbym byc – wolnym. Chcialbym byc wolnym i zeby wszyscy, ktorych kocham, byli wolni ode mnie...

A tak w ogole to zartowalem.

* * *

– Tutaj bedzie panu wygodnie – powiedzial gruby mezczyzna.

W porownaniu z sala w polpiwnicy, maly pokoj byl o wiele mniejszy. Okna nie bylo – ktos zamurowal je cegla. Zadnych ostrych przedmiotow. Zadnych gniazd wysokiego napiecia. Sciany – do samego sufitu – obite byly gruba warstwa styropianu.

– Prosze sie nie bac – powiedzial gruby mezczyzna. – Musi pan po prostu odpoczac. I moja zona, i obie corki tak kochaja ksiazki o Gran-Gremie... Musi pan odpoczac.

– Czy nie moglby pan przekazac wiadomosci mojemu przyjacielowi? – spytal Wlad. – Dam panu jego telefon. Zadzwoni pan do niego i powie, co uwaza za sluszne. Ze jestem chory, na przyklad. Ze probowalem popelnic samobojstwo. A moja zona bardzo sie o mnie troszczy.

Twarz grubego mezczyzny zrobila sie przesadnie uwazna:

– Alez oczywiscie. Oczywiscie, zadzwonie... Jaki jest do niego numer?

Wlad popatrzyl mu w oczy:

– Niech pan nie klamie. Jesli z jakichs powodow uwaza pan, ze dzwonic nie nalezy – prosze powiedziec.

– Nie chcialbym pana zasmucac, ale... chyba sam pan rozumie – z wina powiedzial gruby mezczyzna.

Wlad usiadl na sofie posrodku obitego styropianem pokoiku. Dotknal duzego siniaka na gardle: hm, samobojstwo – to wcale nielatwa rzecz, jesli nie ma sie do dyspozycji wysokich dachow, gor srodkow nasennych czy upragnionych petli na hakach od zyrandoli...

– Nienawidze samobojcow – wymamrotal Wlad z obrzydzeniem.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×