– Zasiegu tu nie ma...

– Przeciez dopiero co rozmawialismy – powiedzial Wlad, pohamowujac sie.

Angela sztucznie rozesmiala sie:

– Wybacz, Wlad... zartowalam. Nie moge oddac ci telefonu. Dlatego, ze... dlatego, ze chce, zebys spokojnie tutaj popracowal. Przeciez tego wlasnie pragnales – spokoju... Zeby nikt ci nie przeszkadzal...

– Jestesmy w domu, ktory wybralas? – spytal Wlad.

– Powiedzmy – wymijajaco odpowiedziala Angela. – O tym domu nikt nie wie... to znaczy nikt nie wie, ze go kupilam. Tutaj wczesniej bylo schronisko... Jestesmy w lesie. Calkiem daleko od szosy. Nikt tu nie mieszka w poblizu. Zupelnie odosobnione miejsce. Mozesz spokojnie pracowac.

Wlad patrzyl jej w twarz. Unikala jego spojrzenia, miala rozbiegane oczy, to usmiechala sie, to nerwowo pocierala dlonmi:

– No to... Co chcesz na sniadanie? Wybor jest nieduzy, oczywiscie... Ale nalesniki sa pyszne.

– Masz czas, zeby sie jeszcze opamietac – szeptem powiedzial Wlad. – Slyszysz?

W koncu ich spojrzenia spotkaly sie:

– Juz za pozno. Za pozno, dlatego, ze o wszystkim zdecydowalam... Nie tylko ty potrafisz podejmowac decyzje, ostatecznie i bezpowrotnie. Wiem – wiem, co robie. Dokladnie to przemyslalam. Nie zamierzam calego zycia przesiedziec w norze, jak ty bys pewnie tego chcial. Nasz wspolny przyjaciel, milosnik rusalek, chce sie ze mna zobaczyc... dlaczego mialabym go rozczarowac? Nie mam zamiaru isc z nim do lozka, jesli to cie interesuje. Ale mamy wspolne sprawy, plany, tematy do rozmow...

Zaczynala sie denerwowac. Prawdopodobnie nie spala cala noc.

– Tam jest dziecko – powiedzial Wlad. – Chcesz. Przywiazac. Dziecko?

– Postaram sie tego uniknac – odpowiedziala z wyrazna obojetnoscia. – W koncu, Arturek to twoj wielbiciel, nie moj... W ogole, to nie wiem po co ostatnim razem sie z nim widzialam...

I zaciela sie. Popatrzyla Wladowi w oczy, szybko uciekla spojrzeniem:

– Bez przerwy pyta o ciebie. Przekonalam go, ze niby po to, zeby obdarowac swiat nowymi przygodami Gran-Grema, wielki Wlad Palacz musi jakis czas pobyc w odosobnieniu. Co najmniej pol roku. Tak, jak zamierzal. Tak, jak poinformowal wszystkich, w tym Bogorada i agenta literackiego...

I znowu spojrzala mu w oczy. Z powaga.

Wlad dopiero teraz zobaczyl glebie jamy, w ktorej sie znalazl. Znowu rozejrzal sie wokolo. Otumaniony mozg nie mial ochoty sluchac, tak jak nie mialo ochoty sie poddac zdretwiale, nabrzmiale cialo.

– Nie rozumiem. Mowisz powaznie? Grozisz mi? Wierzysz w to, ze bede tak po prostu siedziec w tej... piwnicy?

– Ja tez siedzialam u Barona – powiedziala cicho Angela. – Tylko, ze u Barona bylam ponizana, gwalcona i bita. A dla ciebie chce stworzyc jak najlepsze warunki... jesli nawet zapragniesz slonia – przyciagne slonia z ogrodu zoologicznego, bylebys tylko siedzial i spokojnie pracowal. Posilki bede przygotowywala takie, jak w restauracji. Kucharza wynajme, jesli bedzie trzeba. Ksiazki, wideo, kino... Chociaz, po co ci kino, przeciez zamierzales pracowac. Twoj komputer... A moze chcesz nowy komputer? Co? Z calym osprzetem... Tylko bez modemu. Po co ci modem? Zamierzales pracowac...

Wlad ciezko sie podniosl. Angela podskoczyla do drzwi. Drzwi w tym momencie uchylily sie i w przejsciu pojawil sie znudzony Bulka.

– Tylko badz grzeczny – szybko powiedziala Angela. – Ten chlopak bedzie cie pilnowal, jak rodzona matka, ale wyjsc stad ci nie pozwoli. Na gorze ma jeszcze dwoch kumpli do pomocy... Wlad! Badzze madrzejszy!

Wlad spotkal sie spojrzeniem z Bulka. Ten zadziornie mrugnal w odpowiedzi.

I-raz-i-dwa-i-trzy. Ze zgrzytem obracaja sie trybiki w glowie, doprowadzone do szalenstwa, przysypane srodkiem nasennym, trybiki.

– Angela – bardzo cicho powiedzial Wlad. – Zamierzasz dokonac nieodwracalnego czynu. Rozumiem... jestes obrazona, nie jest ci latwo tak po prostu zrezygnowac z tych wszystkich wielkich planow. Ale pomysl. Jesli naprawde jestes zdecydowana zrobic to, co zamierzasz... Przypomnij sobie, prosze, jak umieralas na progu mojego domu.

– Wiedzialam, ze o tym wspomnisz – z udreczeniem odezwala sie Angela. – Wiedzialam... Jeden jedyny raz uratowales mnie i teraz bedziesz mi to na kazdym kroku wypominal. A mamy przeciez dlugie zycie przed soba, razem... chyba pamietasz?

– Nie jestem taki pewien – powoli powiedzial Wlad. – Nie jestem pewien, czy bedziemy zyc dlugo. Wystarczy, ze jeden z nas naprawde zda sobie sprawe, ze jego zycie stanowi niebezpieczenstwo dla otaczajacych go ludzi...

– Daj spokoj – szybko powiedziala Angela. – Daj spokoj z tymi dzieciecymi grozbami. Jak nie dacie ciastka, to sie powiesze. Wlad, bylam o tobie lepszego zdania... Ty nawet sam w to nie wierzysz. Nie jestes histerykiem. Nigdy sie nie zabijesz, jestes silny... Kochasz zycie. Nie, na pewno nie jestes samobojca. A poza tym, nikt ci nie pozwoli. Bedziesz spokojnie pracowac. Bardzo spokojnie. Przeciez wlasnie tego pragnales. Odosobnienia. Przeciez wlasnie tego...

Powtarzala niewyraznie „przeciez wlasnie”, jak zaklecie. Nie wiadomo, kogo probowala zahipnotyzowac – Wlada czy siebie.

– I dlugo tak zamierzasz mnie chronic? – delikatnie zainteresowal sie Wlad.

– Niedlugo – obiecala Angela. – Tak dlugo, jak bedzie to konieczne. Potem, kiedy bedzie juz za pozno, zeby cos zmieniac... Wtedy ty sam zaczniesz mi pomagac. Dlatego, ze od ciebie bedzie zalezalo nie tylko moje zycie, ale i zycie jeszcze jednej osoby...

– I jeszcze jednej – powiedzial Wlad. – I dziecka.

– Postaram sie tego uniknac – powtorzyla Angela, lekliwe odwracajac wzrok.

Wlad poczul, ze mozg ma juz zbyt przeciazony. Ze musi odpoczac. Bo inaczej moze nastapic krotkie spiecie.

Ugiely sie pod nim kolana. Usiadl na kanapie. Angela, widzac, ze ciezka rozmowa dobiegla juz konca, radosnie zaszczebiotala cos o sniadaniu, o nalesnikach. Wladowi wydalo sie, ze czuje ich zapach. Zapach goracego oleju slonecznikowego, zapach bulgoczacego tluszczu, wywolujacy mdlosci.

– Ale jestes glupia – powiedzial beznadziejnie. – Kompletna idiotka... Jeszcze pozalujesz tego, zobaczysz.

* * *

Sala miala czterdziesci dwa kroki dlugosci i dziewietnascie szerokosci. W rogu sali, przy drzwiach, stale siedzial ktorys z opiekunow – Bulka, Kisiel albo Stary. Stary mial gdzies okolo czterdziestu lat, Kisiel i Bulka byli prawdopodobnie w tym samym wieku, przy czym Kisiel wygladal mlodziej, dlatego, ze nie mial na glowie zadnego owlosienia – ani w okolicach twarzy, ani na czubku glowy. Wszyscy trzej zwracali sie do Wlada wyjatkowo uprzejmie – a raczej tak uprzejmie, jak tylko potrafili.

Okna znajdowaly sie na wysokosci drugiego pietra. Zardzewiala krata na nich, nie budzila leku – sluzyla do tego, zeby uchronic szklo przed pilka, a nie do tego, zeby uniemozliwic ucieczke. Ale dostac sie do okna po sliskiej, malowanej scianie, mogla chyba tylko mucha z przyssawkami na odnozach.

Zreszta, Wlad nie zamierzal wychodzic przez okno. Jego plan byl prostszy.

Angela nie pojawiala sie cale dwa dni. Wlad doskonale wiedzial, gdzie teraz jest i co robi. Lezac na kanapie, zaczal prowadzic rozmowy ze straznikami. Osiem godzin – z przerwami – rozmawial z Kisielem. Poznal imiona jego rodzicow, kolegow i kolezanek z klasy, przezwiska nauczycieli, trenerow, sklonnosci do picia, chronologie krotkiej sportowej kariery. Kilka razy wysluchal epizodow z najbardziej zacietych walk na piesci z obcymi „kozlami” (za kazdym razem obrastajacych w nowe szczegoly), w zamian opowiedzial jakies historie ze swojego zycia, krotko mowiac, po prostu zaprzyjaznil sie z chlopakiem, za co chlopak bardzo szybko zaplacil – Stary, kiedy zastal Kisiela na pogawedce, dlugo wyrzucal mu nieuwage z powodu niedomknietych drzwi – obiecal surowe kary.

Bulka, kiedy przyszedl zmienic Kisiela, staral sie za duzo nie mowic. A i sam Wlad zmeczyl sie juz rozmowa. Nie podnoszac sie z kanapy, rozpatrywal wszystkie „za” i „przeciw” i nerwowo odganial od siebie mysli o tym, co bedzie, jesli Angela jednak zdazy...

A przeciez fundament juz stoi. Spotkania, rozstania, usciski dloni, koktajle, do niczego nie zobowiazujace przypadkowe dotkniecia – Wlad az sie przestraszyl, przypominajac sobie, ile ich bylo. No tak, licza sie teraz dni, a nie tygodnie...

Na trzeci dzien nieobecnosci Angeli zrobilo mu sie smutno. Odezwal sie bol glowy. Zaczelo lamac go w kosciach. I kiedy Angela w koncu pojawila sie w drzwiach, Wlad podniosl sie z kanapy, zeby zrobic kilka krokow w jej kierunku:

– Dlugo...

Oczy jej zgasly. Takze byla w euforii. Wlad opanowal sie chwile wczesniej. Ucalowal szczupla reke Angeli. Ucalowal – i momentalnie wykrecil ja Angeli za plecy. Cofnal sie, zaslaniajac sie Angela przed zaskoczonym Kisielem:

– Stac. Jeden krok – i poderzne jej gardlo.

Do gardla Angela miala przylozony malutki nozyk, ktorym Bulka jeszcze niedawno kroil cytryne.

Angela zaczela krzyczec. Szarpnela sie. Wlad wykrecil jej jeszcze bardziej reke, krzyk przeszedl w jek:

– A... puszczaj, glupku...

Wlad wsunal reke w jej kieszen. Wyciagnal telefon. Zeby wybrac numer Bogorada, potrzebowal tylko dwoch sekund.

Sygnal. Znowu sygnal. Jeszcze raz sygnal.

Angela wbila zeby w jego reke, trzymajaca sluchawke. Wlad zlapal ustami powietrze, ale telefonu nie wypuscil. Kisiel opanowal sie w koncu i rzucil na Wlada, zupelnie nie bojac sie o zycie zakladniczki.

Sluchawka spadla na podloge. Wlad, odrzucony pod sciane, mocno uderzyl sie w kark i stracil przytomnosc.

* * *

– Mowilam im, ze jestes pomylony. Teraz nie maja juz watpliwosci.

Wlad lezal na kanapie, rece mial uniesione nad glowa i przykute kajdankami do kaloryfera.

– Teraz sami sie przekonali, ze jestes szalony. Uprzedzilam ich jeszcze co do przywiazywania sie. Przeciez na pewno zaczniesz ich przekonywac, ze dlugo przebywajac z toba w jednym pokoju, ryzykuja zyciem. Sa na to przygotowani.

Gardlo miala przewiazane, siniak pod okiem. Mowiac, od czasu do czasu dotykala bandaza opuszkami palcow.

– Teraz bede musiala mu klamac o jakiejs awarii, do ktorej jakoby doszlo. No i, oczywiscie, bedzie mi wspolczul... Caly czas pyta, jak idzie ci praca. I Arturek takze pyta.

– Arturek – powiedzial Wlad. Nie mial glosu.

– Najwyzej miesiac – powiedziala Angela. – Moze szybciej. Wtedy nic sie juz nie da odwrocic... Dlaczego nie widzisz oczywistych rzeczy? Dlaczego nie myslisz o ludziach, ktorym bedzie lepiej, a nie gorzej? Dlaczego nie chcesz pomagac nieszczesliwym – czy to bardziej szczytne zajecie od budowania podwodnych zamkow? Dlaczego ja sama, zupelnie sama, musze to wszystko dzwigac na swoich plecach? Jedno mnie cieszy – za miesiac, a moze i wczesniej, po prostu nie bedziesz mial gdzie sie podziac.

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×