do Bogorada, informujac go o swojej decyzji. Angela, posepna, obca, prawie z nim nie rozmawiala i to niepokoilo go jeszcze bardziej, niz mogl przypuszczac.

To nic, pocieszal sam siebie. Bedziemy mieli czas na rozmowy, na rozwiazanie problemow. Nic sie nie stalo, dojdziemy jeszcze do porozumienia. Naprawde, nic sie nie stalo...

Trzeba bylo teraz wynajac odpowiedni dom w bezludnym miejscu, najlepiej w poblizu jakiejs wioski. Wlad nie mial juz na to czasu ani sil. Zaproponowal Angeli, zeby zajela sie szukaniem domu i ona, o dziwo, zgodzila sie. Kupila gazety z ogloszeniami o nieruchomosciach i dlugo rozmawiala z roznymi ludzmi przez telefon, zamawiajac co chwile kolejna rozmowe miedzymiastowa. W koncu chlodno oznajmila mu, ze w odleglosci pieciuset kilometrow od stolicy znajduja sie dwa interesujace domy do wyboru i Wlad sam moze wybrac, ktory bardziej bedzie mu odpowiadal.

Wyjechali w niedziele rano. Do wieczora zamierzali dojechac na miejsce i przenocowac w hotelu, w malej miejscowosci, zakreslonej na mapie dlugopisem. Droga byla calkowicie zatloczona: mieszkancy miasta masowo uciekali w plener. To z prawej, to z lewej strony od drogi, migaly rzucajace sie w oczy tablice, zachecajace podroznych, zeby zjechali z szosy i „uraczyli sie szaszlyczkiem na lonie przyrody”. W polotwarte okno wpadal dym z dalekich ognisk, cicho gralo radio, piosenki lecialy jedna za druga i Angela, dajac sie poniesc muzyce, poklepywala do rytmu po, obciagnietym dzinsowa tkanina, kolanie.

Wlad, od czasu do czasu, zerkal na nia spod oka. Angela, jak mu sie wydawalo, nie zachowywala sie normalnie. Napieta, zebrana w sobie jak jez – i do tego jeszcze demonstracyjnie beztroska.

Niekiedy nawet wszczynala z nim rozmowe.

– Dobrze nam idzie – mowila, zerkajac na przemian to na mape, to na licznik. – Do szostej wieczorem bedziemy na miejscu...

Wlad ograniczal sie do zdawkowego „tak”.

– Zglodnialam troche – mowila, patrzac tym razem na zegarek. – Mamy kanapki, ale wolalabym cos goracego... Niedlugo bedzie mala miejscowosc, moze zatrzymamy sie w jakims lepszym barze?

Wlad kiwal glowa.

I, rzeczywiscie, zjedli obiad w niedrogiej, ale przyzwoitej restauracji. Angela, dotad co chwile przypominajaca o swoim glodzie, jadla zadziwiajaco malo.

– Co z toba? – spytal Wlad, kiedy znowu ruszyli w droge.

– Nie, nic takiego – odpowiedziala Angela z westchnieniem. – Sluchaj... a moze tam, dokad jedziemy, jest chociaz jakas biblioteka? Albo, moze pozwolisz mi co niedziele dokads sie wybrac?

Wlad poczul sie winnym.

– Przeciez to nie na cale zycie – powiedzial przymilnie. – I chyba znajdziemy w koncu wspolny jezyk... Co?

– Pewnie tak – odezwala sie Angela bez przekonania w glosie. Byla piata wieczorem i Wlad poczul sie juz zmeczony, kiedy zatrzymali sie na polanie lesnej, zeby cos przekasic. Polozyli na okraglym pniu kanapki. Angela zerwala listek miety i roztarla go w dloniach:

– Telefon zasiegu tutaj pewnie nie ma?

– Nie ma – echem potwierdzil Wlad.

On dzwonil wczoraj wieczorem – powiedziala Angela. – Denerwowal sie, gdzie sie podzialismy... Arturek chcial cie zobaczyc.

– Jeszcze dziecko moglismy przywiazac – wymamrotal Wlad.

– Mozliwe, ze on sie obrazi – powiedziala Angela. – Jest przeciez normalnym czlowiekiem. A tak chcial zrobic ci przyjemnosc...

– Koniec juz, nie mowmy o tym wiecej, dobra? – powiedzial Wlad. Mozliwe, ze powiedzial to zbyt ostro. Angela spuscila oczy:

– Moze sie zmeczyles? Moze ja poprowadze?

– Nie, nie zmeczylem sie – burknal Wlad, odwracajac sie.

– W takim razie... Mam mocna kawe w termosie. Chcesz?

– Chce, jak najbardziej – od razu zgodzil sie Wlad. Wlasnie filizanki mocnej, goracej kawy teraz mu brakowalo.

Angela sprawnie odkrecila plastikowa „glowe” termosu:

– Ostroznie, jest goraca... I bardzo mocna. Nie pij za duzo, bo na ksiezyc odlecisz...

Nalala. Wlad wzial pierwszy lyk.

Nad ich glowami przekrzykiwaly sie sikorki. Obok, po szosie, przemknal samochod. Slonce chylilo sie ku zachodowi. Zblizal sie wieczor.

Wlad wzial jeszcze jeden lyk. Przymruzyl oczy z zadowolenia, chwycil Angele za pachnaca mieta reke:

– Posluchaj... Mamy przeciez jeszcze wiele lat przed soba. Wiele lat – razem... Mam nadzieje, ze mimo wszystko zostaniemy przyjaciolmi, co? Posluchalas mnie... nie zaczelas sie klocic... jestem ci bardzo wdzieczny. Wtedy, w szpitalu... domyslam sie, ile musialo cie to kosztowac. Jak bylo ci ciezko... Te przeprowadzki... ale przeciez zwyciezylismy wtedy. Popatrz, ci ludzie, lekarze, pielegniarki, zyja sobie teraz spokojnie ze swoimi dziecmi i o niczym nie wiedza...

Twarz Angeli byla bardzo blada, skupiona.

Wlad otworzyl usta, zeby jeszcze cos powiedziec. Ale nagle zrobilo mu sie ciemno przed oczami. I bardzo lekko.

Ostatnim jego wspomnieniem byla spadajaca na trawe filizanka z niedopita kawa.

19. Wlad

Lezal na plecach, a sufit wydawal mu sie bardzo wysoki. Jak niebo. Czy to mozliwe, ze sie pomniejszyl? Ze jest teraz rozmiarami nie wiekszy od karalucha?

Kto wie.

Przestraszyl sie. Nie mogl sobie przypomniec, co sie stalo. Gdzie sie znajduje. Jak sie nazywa.

On – jest w domu? A mama – w kuchni?

Nie. Za wysoki sufit. Za wysoki.

Sprobowal sie poruszyc. Nie bylo latwo. Gdzies u gory pojawila sie reka, silna, meska reka, a po chwili takze twarz – obca, zarosnieta.

– Szklaneczke wody? Herbaty? – przyjaznie zaproponowal obcy glos. I teraz juz dwie rece chwycily Wlada za ramiona, pomagajac usiasc.

Wlad przeczekal zawrot glowy.

Nie, nie zmniejszyl sie do rozmiarow karalucha. To pokoj, w ktorym sie znajdowal, byl duzy i dziwny. A nawet nie pokoj, tylko predzej sala – wysoka na jakies dwa pietra. Prawie pusta, jesli nie liczyc kanapy, okraglego stolu z malym telewizorem, kilku foteli i pomarszczonego parawanu w kacie.

Wlad w milczeniu wypil wode, podsunieta przez nieznajomego brodacza. Na okraglym stole zabulgotal czajnik elektryczny. Brodacz zrecznie, jakby byl gospodynia domowa, zalal wrzatkiem herbate, przykryl czajniczek recznikiem, nakroil plasterkow cytryny:

– Z cukrem? Bez?

– Z cukrem – powiedzial Wlad.

Poki herbata zaparzala sie, oboje siedzieli milczac. Wlad powoli obracal glowa, ogladajac sale, dochodzac do siebie.

Czy mieli z Angela wypadek?

Nie, nie pamieta. Trawa, zapach miety. Plastikowa filizanka przewraca sie, rozlewajac brunatny plyn.

„To, co wsypalas mi do herbaty... Jakis srodek nasenny, zdaje sie... Czesto wykorzystywalas ten sposob?”

– Kim pan jest? – spytal Wlad, przygladajac sie brodaczowi.

– Moze pan mowic do mnie Bulka – zaproponowal mezczyzna.

Nie bardzo byl podobny do pszenicznego wypieku. Sniady, chudy, majacy gdzies okolo dwudziestu pieciu lat. Chociaz broda czynila go starszym.

– Gdzie...

Wlad zacial sie. Jak zapytac? Gdzie jest Angela? Gdzie jest pani Angela Stach? Gdzie jest ta kobieta?

– Pani Stach – powiedzial brodacz – prosila, zebym dal znac, kiedy sie pan ocknie. Tu ma pan telefon – wyciagnal, nie wiadomo skad, sluchawke, szybko wybral numer i podal Wladowi: – Niech pan mowi.

Wlad, nie do konca jeszcze wiedzac, co sie dzieje, wzial sluchawke z jego rak.

Sygnal. Znowu sygnal.

– Halo?

– Halo – powiedzial Wlad.

– Wlad? – ucieszyla sie sluchawka. – Jak sie czujesz?

– Dobrze – powiedzial Wlad.

– Zaczekaj chwile, zaraz zjade...

Urywany sygnal. Zjade?

Wlad znowu sie rozejrzal. No tak, okna w sali znajdowaly sie wysoko, pod samym sufitem. Byc moze jest w polpiwnicy? Albo u gory jest jakas nadbudowka?

Za oknami widac bylo szare niebo. Rano? Wieczor? Zmierzch? Pochmurna pogoda?

– Ktora godzina? – spytal Wlad Bulki.

– W pol do dziewiatej – ten z ochota odpowiedzial.

– Wieczorem?

– Rano – zdziwil sie Bulka.

Zazgrzytala zasuwa. Wlad gwaltownie odwrocil sie i zaplacil zawrotem glowy za swoj poryw. Drzwi za jego plecami byly obite zelazem i wyposazone w kilka zamkow, drzwi byly uchylone, a w przejsciu stala Angela. Blada, tak samo jak w wczoraj. W dzinsach i w swetrze.

– Czesc – powiedziala wesolo. I nerwowo blysnela oczami.

– Czesc – odezwal sie Wlad.

– Co chcesz na sniadanie? Jest wedlina, gotowane kartofle, pierog jablkowy, nalesniki...

– Jeszcze nie jadlem kolacji – powiedzial Wlad. – Wyprzedzasz zdarzenia.

Angela szybko spojrzala na Bulke. Ten, prawie zmieszany, wyszedl. Starannie zamknal za soba drzwi.

– Przyniose ci komputer – powiedziala Angela. – I jeszcze jakies meble. Przywioze sprzet do trenowania – symulator narciarski, rower... Mozna jeszcze, jesli chcesz, postawic dmuchany basen. Jest z nim troche klopotu, ale jesli chcesz...

– Oddaj mi moj telefon – powiedzial Wlad. Angela rozlozyla rece:

Вы читаете Dolina Sumienia
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×