schwytal te... krolowa matke. Oto ona, zyje w panskim mieszkaniu... Ze trzyma ja pan, na razie niezainicjowana, w rekawie, jak najstarsze atu. Widzi pan, Klaudiuszu, jak jestem szczery, bo przeciez jesli to prawda...
Ksiaze znaczaco umilkl. Klaudiusz nie wytrzymal i odwrocil spojrzenie.
Tak sie sprawy maja. Coraz trudniej utrzymac na twarzy maske obojetnosci... Chce sie glupio pomrugac powiekami, jak dziecinna sowa na wystawie sklepu z zabawkami. Jakze swiezo patrza na swiat zrodla ksiecia pana...
Zaczal sie miotac, usilujac zobaczyc obcymi oczami Klaudiusza Starza i Iwge Lis. Tak, dziwne wrazenie, tak, sprzecznosci... Jak sie chce, to sie dojrzy i „milosc”, i nawet „atuty w rekawie”...
- Innymi slowy - powiedzial wolno - podejrzewa mnie pan tylko... o zdrade?
Cos drgnelo w jego glosie. Cos tak szczerego, ze nawet ksiaze zmieszal sie i jego glebokie lsniace oczy nerwowo mrugnely:
- Nie. Nie, co tez pan, Klaudiuszu... Moglbym tego nie mowic. Ale powiadomilem pana, co jeszcze raz udowadnia moje zaufanie do pana, jako szefa najwazniejszego resortu...
- Inkwizycja nie jest resortem - Klaudiusz patrzyl w sufit. - Inkwizycja zawsze byla sama dla siebie, imperium Inkwizycji... Wasza wysokosc, prosze sie przyznac - byl pan bardzo zly, kiedy ten fotel zajalem wlasnie ja.
Ksiaze patrzyl na swoja dlon z wypalonym papierosem. Patrzyl na stojaca obok popielniczke; westchnal niezdecydowany, jakby nie wiedzac, jak polaczyc te dwa przedmioty.
- Drogi panie Starz. Czy bylem zly czy ucieszony - jakie to moze miec znaczenie... teraz?
- Czyzby zadnego? - zdziwil sie Klaudiusz.
Ksiaze zacisnal wargi:
- Pan widzi tu spisek... Tak, byl czas, kiedy wykazywalem sie pewna aktywnoscia, by pana, ze tak powiem, przesunac... Ale nie teraz, kiedy... Krotko mowiac - nie teraz.
Nastapila dlugotrwala pauza. Dwaj siedzacy po przeciwnych stronach stolu mezczyzni, w napieciu patrzyli na siebie.
Pierwszy usmiechnal sie Klaudiusz.
- Dobrze. Szczerosc za szczerosc, wasza wysokosc... Ta kobieta, ktorej tak wiele uwagi udzielily panskie zrodla, jest wiedzma z podwyzszona empatia. Wykorzystuje ja w pracy... Byla narzeczona syna mojego przyjaciela, dlatego uwazalem sie za zobowiazanego... troche jej pomoc. To wszystko; co zas do krolowej, to kazdy ekspert potwierdzi, ze az do czasu inicjacji przyszla istota wiedzmy jest nie do okreslenia w zaden sposob. Powiem wiecej: w pierwszych godzinach po inicjacji ta istota znajduje sie w stanie labilnym - zwykla robocza wiedzma moze dorosnac do bojownika, na przyklad. I z owej Iwgi, z jej nadczuloscia, moze wyjsc najzwyklejsza z wiedzm, slaba, z plytka „studnia.” A wezmy po uwage, ze doloze staran, by nigdy sie nie zainicjowala. I wezmy pod uwage, ze moje osobiste uczucia, nawet milosc starzejacego sie mezczyzny do dlugonogiej smarkuli - nigdy nie beda mialy najmniejszego wplywu na moje czyny. To moge panu z czystym sumieniem zagwarantowac. Czy powiedzialem wszystko, co chcial pan uslyszec?
- Dziekuje - odezwal sie wolno ksiaze. I powtorzyl jeszcze raz, po chwili: - Dziekuje... Panskie kobiety, to panska osobista sprawa, Klaudiuszu. Panskie metody pracy... tez. Panska szczerosc... dziekuje za nia. Teraz prosze bez zawijasow - co sie dzieje?
Klaudiusz westchnal.
Mowil, oparty o wysoki tyl fotela, z glowa na jego skorzanej poduszce; mowil przez kwadrans, a oczy ksiecia powoli odzyskiwaly poprzedni blask i zaciecie. Klaudiuszowi wydawalo sie, ze w jego czerep wpijaja sie dwie stalowe sruby. W koncu umilkl i odetchnal.
- Dziekuje za lekcje alternatywnej historii - wymamrotal ksiaze. - Piec nieurodzajnych lat pod rzad, dzuma i glod - tak, to wszystko zwykle przypisuje sie wiedzmom... Ale czy ten bunt sprzed czterystu lat, zdrade panstwa, krwawe walki miedzy nastepcami ksiazecego tronu, tez pan przypisze wiedzmom?
Klaudiusz przymknal powieki:
- Przypisac wiedzmom wszystkie ludzkie grzechy... Ja, wasza wysokosc, odczuwam w stosunku do wiedzm cos na ksztalt rodzinnych wiezi. Nie, prosze tak szybko nie blednac, moze nikt z ludzi nie nienawidzi ich rownie mocno co ja... Ale nie sa mi obce. To jest zawodowe; raczej bede usprawiedliwial wiedzmy i oskarzal pyszalkowatych ksiazat, poniewaz ci ostatni szli po trupach wylacznie w celu zaspokojenia swojej chciwosci, podczas gdy wiedzmy... po prostu sluchaly swojej natury.
Klaudiusz odetchnal. Ksiaze nie spuszczal z niego wzroku. Na dnie glebokich oczodolow lezalo zdziwienie.
- Wiedzmy podporzadkowuja sie swojej naturze jak nikt inny. Minelo czterysta lat. Nadchodzi nowa krolowa.
Klaudiusz mial wrazenie, ze ostatnie jego slowa nie rozplynely sie, jak powinny dzwieki ludzkiego glosu, a niewytlumaczalnym sposobem zawisly pod sufitem. Wraz z pasmami papierosowego dymu. Pewnie wlasnie tak zawisa w sali sadu nieoczekiwanie surowy wyrok.
Ksiaze tez to poczul. Milczal. Nerwowo poruszyl obwislym policzkiem:
- Humanisci... zaraza. Doigrali sie... Doigrali sie w zabawie w milosc do czlowieka... Wiedzmanisci, z-zazaza zarazowska...
Klaudiusz nie odwrocil spojrzenia:
- W historii ludzkosci, wasza wysokosc, odnotowano czasy i panstwa, uprawiajace, ze tak powiem, „wariant zerowy”. Swiat bez wiedzm.
Ksiaze milczal:
- Rozumie pan, wasza wysokosc, o czym mowie... Wiedzm nie bylo mniej, natomiast zycie w „zerowych” krajach stawalo sie nieznosnie podobne do fabryki zbrojeniowej. Jednobarwne, zelazny rezim i wieczny strach przed tym rezimem. W wyniku tego - jeszcze wiecej przelanej krwi, wybuch... Wie pan to lepiej ode mnie.
Ksiaze przymknal powieki.
- I?..
- Glupio oskarzac siebie... o „humanizm”. Szlismy jedynym mozliwym szlakiem... Teraz szukamy sposobu zniszczenia krolowej matki.
- Czy ona jest na naszym terenie? - szybko zapytal ksiaze. - Na pewno u nas?
Klaudiusz usmiechnal sie:
- Tradycyjnie na naszym terenie. Tradycyjnie. Pamieci Atrika Ola...
Znowu zawislo dlugie milczenie. Dlugie, dlugie, nie konczace sie...
- A czy pan wie, Starz, jakim sposobem ten panski poprzednik... dokonal swojego czynu?
Klaudiusz zawahal sie. Powiedziec „tak”, oznaczalo klamstwo. Powiedziec „nie”, oznaczalo przyznac sie do bezsilnosci.
Ksiaze poruszyl wargami.
- Zapewne ruszyl na nia ze srebrnym nozykiem? Takim, jaki wisi tu u pana na scianie?
Klaudiusz odruchowo podniosl wzrok. Tak, po prawej od wejscia wisial na gwozdziu srebrny rytualny kindzal, ktorym wiedzma z Odnicy przerwala nic swoich zlych uczynkow. Na stadionie, w czasie koncertu, ktory omal nie przeksztalcil sie w gigantyczna rzez. „Mnostwo parujacego miesa”...
- Nie sadze - powiedzial cicho Klaudiusz. - Raczej udalo mu sie odkryc jej centra nerwowe... I zadac dokladny cios. Przy pomocy, powiedzmy, archaicznego zaklecia-tuby.
- Punktowe - powiedzial ksiaze zamyslony.
- Slucham?..
- Punktowe... Zaklecie-tuba - to dobrze. Ale od tamtego czasu minelo czterysta lat...
Klaudiusz poczul niepokoj. Strach, czajacy sie w duszy ksiecia, nie zmniejszyl sie, ale stal sie bardziej okreslony; ksiaze nie wstydzil sie swojego leku. Ksiaze patrzyl przez Klaudiusza, na dochodzeniowy gift.
- Jestem daleki od paniki, Starz... Niech wiec moje slowa nie zabrzmia w pana uszach jak wrzask panikarza. Jestem rowniez, jak pan wie, naczelnym dowodca... A wspolczesna armia ma srodki znacznie lepsze niz rytualny kindzal. Dam panu... to bedzie wygladalo jak sluchawka telefoniczna. Dostepem bedzie odcisk panskiego palca w polaczeniu z kodem; pozostanie panu tylko wprowadzic koordynaty - i czas. Prosze wytropic te swoja matke, i to mozliwie szybko, poki nasi zrozpaczeni sasiedzi nie obrzuca nas bombami... Prosze sie trzymac mozliwie daleko, i dobrze by bylo, zeby to nie byl zamieszkaly osrodek... pan mnie rozumie.
- Nie rozumiem - powiedzial wolno Klaudiusz.
Ksiaze usmiechnal sie z wysilkiem:
- Rozumie pan, prosze sie nie zgrywac... Moze to pana urazi, ale Inkwizycja nie jest w naszym swiecie najwyzsza potega, Klaudiuszu. W obecnych czasach nic nie zastapi dobrej rakiety z odpowiednim farszem... Pan przekazuje na pulpit namiary. W oznaczonym czasie bedzie mialo miejsce punktowe uderzenie jadrowe. Domysla sie pan, ze to srodek ostateczny. Prosze wczesniej wyprobowac swoje kindzaly i zaklecia-tuby.
Klaudiusz milczal. Ksiaze ponownie poruszyl policzkiem.
- Moze pana dziwi, ze az tak panu ufam?
Klaudiusz, nie wiadomo dlaczego, przypomnial sobie Helena Torke. Plonaca opera, „byl pan dobry...”
- Wasza wysokosc moze byc pewien, ze nie naduzyje tego zaufania - oderwal sie raczej oschle. - Tak samo jak tego, ze ekstremalne srodki nie beda potrzebne. Przyjmuje... propozycje, ale nie po to, by z niej skorzystac.
Ksiaze odczekal chwile i niepewnie skinal glowa.
Chyba mroczny zgestek leku, ktory wymusil na ksieciu te rozmowe, dopiero teraz nieco zmiekl.
* * *
- Czyli jednak, mimo wszystko, oddaje mnie pan?..
- Iwgo, zrozum, to nie wiezienie i nie straze. Ani jedna wiznenska wiedzma nie ma prawa chodzic na wolnosci... Musisz mnie zrozumiec.
Milczala, ale jej spojrzenie bylo bardzo wymowne.
Klaudiusz wiele by oddal, zeby uwolnic oboje od tej sceny - ale dalej nie mozna juz bylo tego ciagnac. Jesli chce, by jego polecenia traktowano powaznie - musi, co najmniej, sam je szanowac, a nie deptac je buciorami. A wizyta ksiecia tylko potwierdzila stara regule: jesli nie chcesz, zeby sludzy wnosili bloto do domu - wycieraj buty przed wejsciem.
Iwga nie mogla wiecznie zyc w jego mieszkanku, ale nie chcial tez zamykac jej w wiezieniu, dlatego w trybie polecenia sluzbowego zwolnil w izolatorium jeden z pokojow wypoczynku dla personelu. Personel byl najprawdopodobniej niezadowolony; to sluzbowe pomieszczenie bylo nawet jakos dziwnie przytulne, znajdowalo sie tam wszystko, co niezbedne do zycia - i ochrona, w niezawodnosc ktorej Klaudiusz swiecie wierzyl.
Wprowadzajac Iwge do dokumentacji jako profilaktycznie zatrzymana, Klaudiusz odczuwal nie ulge - choc
uwolnil od pewnej niezrecznosci swoje zawodowe sumienie - a ponure rozdraznienie i posepny wstyd. I poczucie winy - dlatego ze juz podpisujac decyzje wiedzial, jak bedzie wygladala rozmowa z Iwga. I przed oczami juz mial jej twarz, smiertelnie obrazona, z suchymi wscieklymi oczami, z rudymi kosmykami, rozrzuconymi jak plomienie...
- Iwgo - powiedzial czule. - Kiedy te durne czasy sie skoncza... Bo przeciez kiedys sie skoncza... Wynajmiemy ci mieszkanie. Z oknami wychodzacymi na rzeke. Bedziesz sobie zyla jak zechcesz, tylko ty bedziesz miala klucz. Jesli zechcesz, na drzwiach przybijemy tabliczke: „Tu mieszka calkowicie wolna wiedzma.” Ale teraz nie wolno. Musza istniec chocby pozory, zeby nikt nie mial pretekstu do macenia i oburzania sie: a z jakiego to powodu ta wiedzma jest w uprzywilejowanej pozycji?
- Z mojego powodu ma pan klopoty - powiedziala z niesmialym usmiechem. - Sluchy, plotki, niezadowolenie... A ja myslalam, ze na pana wplynac sie nie da...