- A czemu nie przyszedl sam?
- Jest zajety. - Przepraszajacy usmiech.
- A wasza karta biblioteczna?
Lidka wzruszyla ramionami:
- No przeciez ja niczego nie zamawiam... Nie moglam przedwczoraj, poprosilam kolege, a on...
- Nie mozna szybciej? - zapytal rozdraznionym glosem ktos z tylu. Dziewczyna w mundurze westchnela ze znuzeniem. Przebiegla wzrokiem zamowienie Rysiuka, chrzaknela i odeszla w glab; Lidce wydalo sie nagle, ze poszla po dyzurnego milicjanta i ze najlepsze, co teraz moze zrobic, to natychmiast zniknac. Biegiem w dol do szatni... Ale to byloby tak, jakby wskazala Rysiuka palcem, przeciez jego karta zostanie tutaj!
Najtrudniejsze ze wszystkiego bylo zrobienie obojetnej miny. I nie ogladanie sie na tego, kto tak bardzo w pore poprosil bibliotekarke, zeby sie pospieszyla.
W koncu dziewczyna z pagonami wrocila - sama i ze stosem ksiazek. Patrzac na idaca pomiedzy wysokimi regalami bibliotekarke, Lidka zwrocila uwage na fakt, iz mundurowa kurtka (a moze nalezalo ja nazwac frenczem?) lekko odstaje z przodu. Co najmniej piaty miesiac.
Dziewczyna, to znaczy kobieta, bez jednego slowa podala Lidce ksiazki i karte Rysiuka i Lidka dosc glupio pomyslala, ze brzemienne kobiety nie powinny sie denerwowac. Po co jej zamieszanie ze sprawdzaniem karty, wzywaniem milicjanta i skandalem.
- Dziekuje - skwitowala ja Lidka, choc mloda bibliotekarka juz jej nie sluchala.
W sali nie bylo tloku, ale i nie daloby sie powiedziec, ze jest pusta. Lidka wahala sie przez chwile; ani jedno miejsce nie wydalo jej sie dostatecznie odosobnione. Jak by nie usiasc, zewszad cie widac...
- Przepraszam...
Ktos ja potracil, jednoczesnie sie usprawiedliwiajac. Tracono ja zrecznie, pod lokiec, stos ksiazek sie zachwial i trzy tomy od razu rabnely o podloge.
- Alez ze mnie niezdara... przepraszam raz jeszcze...
Odruchowo sie pochylila, by podniesc lezace na ziemi ksiazki i prawie zderzyla sie glowa z tym, kto przed chwila ja tak pechowo potracil, a teraz spieszyl z pomoca.
Niezgrabiaszem okazal sie starszy juz mezczyzna, tegi, ale nie tak gruby jak podczas ich ostatniego spotkania. Widziala go przed dwoma laty, przed miniona apokalipsa. „Idz dziewczyno i ucz sie dobrze... Andriej Igorowicz bylby zadowolony”.
Lidka pobladla tak, ze jej twarz zesztywniala niczym drewniana maska.
- Lida! - stwierdzil pracownik OP zatroskanym tonem. - W pierwszej chwili was nie poznalem... Patrze, ktos znajomy.
Podniosl ksiazki, strzepnal z nich nieistniejacy kurz i mimochodem zerknal na tytuly.
- Oho! Widze, ze na serio postanowila pani zajac sie historia najnowsza? Z pewnoscia pani studiuje? Slusznie, slusznie, jest pani mloda osobka, zdazy pani zrobic dwa fakultety przed urodzeniem dziecka, potem doktorat i znow do ksiazek... w koncu przy dziecku zawsze moze posiedziec kto inny. Jest komu posiedziec, prawda?
Mowil, i jak dawniej swidrowal ja wzrokiem. Byc moze robil to z zawodowego nawyku. Oczy same podczas dlugiego zycia nauczyly sie swidrowac rozmowcow, bo swidruja wszystko, co sie rusza...
- Jest - odpowiedziala Lidka.
W koncu wszystko moglo okazac sie przypadkiem. Wysoki ranga urzednik OP ma wiele spraw w zamknietej dla czytelnikow bibliotece uniwersyteckiej. Zobaczyl znajoma dziewczyne i postanowil porozmawiac... oni wszyscy maja znakomita pamiec wzrokowa.
Owszem, ale po co od razu ja popychac? Czyzby byl taki niezdarny? I czy przypadkiem to nie jego glos ponaglil bibliotekarke, gdy zaczela sie interesowac jej karta biblioteczna?
- Dziekuje - odpowiedziala, biorac z jego rak elegancko podawane ksiazki. - Bardzo mi sie spieszy... Praca semestralna... - dodala, nie wiadomo po co.
- A na ktorym jest pani roku?
- Na pierwszym - odpowiedziala machinalnie.
- Rozumiem... A kto wyklada?
Lidka milczala i patrzyla operowi w oczy ciezkim, ponurym spojrzeniem, jakby chciala zapytac: „Malo mnie wymeczyles? Co cie to obchodzi? Czemus sie do mnie przyczepil, szpiegu, klawiszu jeden...”
- Lido... - odezwal sie grubas niespodziewanie lagodnie. - Zapewniam pania, ze nie zamierzalem pani przeszkadzac. Ani straszyc...
- A czego mialabym sie bac? - zapytala, silac sie na spokoj i rzeczowosc.
- Lido... czy mozemy porozmawiac?
- O czym? - mocniej przycisnela ksiazki do piersi.
Twarz grubasa posmutniala, jak wtedy, w gabinecie:
- O spadku po Andrieju Igorowiczu. O tekscie, ktory pani znalazla. I jeszcze o tym, ze przychodzi pani do zamknietej uniwersyteckiej biblioteki z czyjas karta biblioteczna.
* * *
- Wiec po co istnieja sluzby ubezpieczen? Po co? Wyobraz sobie, dziewczyno, taka oto sytuacje - wszyscy wracamy, wychodzimy z Wrot, a tu zadnej wladzy nie ma. Ani milicji. Ani inspekcji ubezpieczeniowej. Ani tego pograzonego w wiecznych sporach parlamentu... Niektorzy zgineli, inni zostali... Zanim sie policza, zarejestruja, oglosza nowe wybory - wiesz, co bedzie? Niczego nie bedzie. Wszystko, co ocalalo po apokalipsie, zostanie rozgrabione, zawlaszczone i odebrane prawowitym wlascicielom zgodnie z jedynym prawem - prawem silniejszego. Zamiast odbudowywac domy i nianczyc dzieci, ludzie beda musieli walczyc z rozmaitymi szumowinami o miejsce pod sloncem, jak w epoce jaskiniowej! Cofniemy sie do jaskin, do wieku kamiennego - historia zna kraje, ktorych teraz juz nie ma - wlasnie dlatego, ze nie mialy silnej wladzy, ktora by zapewnila ciaglosc rzadow po apokalipsie!
Lidka siedziala na mokrej laweczce w parku. Wszedzie krazyly mamusie z wozeczkami, to tu, to tam rozlegal sie wrzask jakiegos niemowlaka; ciekawe, co moglby sobie pomyslec ktos patrzacy z boku, zobaczywszy siedzacych obok siebie mloda kobiete i grubasa w starszym wieku, przeciez nie mial wypisane na czole, ze pracuje w OP i jest po prostu dobrym wujaszkiem Mikolajem Iwanowiczem...
- Myslisz, ze podczas „umowionego opoznienia” ewakuuja sie tylko tluste urzedasy? Nie. W sklad kontyngentu wchodzi cala grupa roznych ludzi - takich, ktorych dzialalnosc podczas pierwszych dni po apokalipsie jest wprost niezbedna i konieczna do tego, zeby przezyla reszta. W tej liczbie i niektorych urzednikow. Wszystkie kraje postepuja tak samo - w takim lub innym stopniu, ale trzymaja sie bardzo podobnej procedury!
Nikolaj Iwanowicz umilkl na chwile. Obok niego klapnal na powierzchnie lawki strzep ptasich odchodow. No prosze, nawet ptaszek go chybil, niewiele, ale chybil...
- Ale po co te klamstwa? - zapytala Lidka cicho.
Oper usmiechnal sie ze znuzeniem:
- Owszem, klamstwa sa zle. Ale ludzie juz tacy sa. Nie potrafia zniesc mysli, ze drugi ma lepiej od nich - w czymkolwiek. Nie znosza mysli, ze ktos jest od nich lepszy, a jeszcze trudniej zniesc im to, ze ma wieksze przywileje. Wyobraz sobie: stoja Wrota, wali w ich strone tlum - a ktos tam z glosnikiem w lapie poleca, zeby przepuscic tego lekarza, tamtego sedziego albo innego urzednika, dlatego ze beda potrzebni od razu po apokalipsie... zywi i, ze tak powiem, w calosci. Jak zareaguje garnacy sie do Wrot tlum? Mozesz to sobie wyobrazic?
- Klamstwo w imie zbawienia? - tak samo cicho jak przedtem zapytala Lidka. - I smierc tez w imie zbawienia?
Nikolaj Iwanowicz westchnal ciezko. Otworzywszy portfel, wyjal paczke papierosow i okragla plastykowa fiolke szybko rozpuszczalnej aspiryny.
- Dlugo znalem Andrieja. Byl chyba moim jedynym przyjacielem.
Lidka dlugo patrzyla, jak zapala papierosa, a potem chowa zapalniczke i powoli wyciaga zatyczke z fiolki „aspy”.
- Czy uwierzysz, jezeli ci powiem, ze przyjaznilem sie z Andriejem?
Na wargach Lidki pojawil sie usmiech:
- Potem sie okazalo, ze istotnie ma bardzo wielu przyjaciol.
Nikolaj Iwanowicz starannie strzasnal popiol w otwarta fiolke.
Wysoki urzednik panstwowy najwyrazniej wcale nie wstydzil sie tego, iz nosi przy sobie takie brzydactwo, jak popielniczka z pustego opakowania aptecznego; na twarzy Lidki musialo sie odbic niedowierzanie i zaskoczenie.
- Talizman - wyjasnil krotko Nikolaj Iwanowicz i ostroznie postawil „aspe” na skraju laweczki.
Palil takze nieladnie - zaciagal sie szybko i plytko i nawet papieros trzymal tak, jakby sciskal w palcach wesz.
- Widze, Lido, ze wierzysz mi i nie wierzysz. A ja wtedy przez kilka dni pod rzad nie spalem. Cala nasza sluzba stawala na uszach. Wiesz, ile wersji musielismy sprawdzic?
Lida lekko uniosla podbrodek.
- I co z tego? Mam sie pocieszac iloscia waszych wersji? Sam pan chyba byl w tym... kontyngencie. Po coz mielibyscie szukac winnych wsrod swoich? Nie. Tacyscie mocni, az strach... wszystko wam jedno, zabic szczura czy deputowanego... zabic go w domu... nie na ulicy, czy podworku... w jego wlasnym mieszkaniu. Pod samym nosem ochroniarzy! I nic. Mordercy zyja... spaceruja sobie po ulicach... Wykonawcow sprzatnieto i po wszystkim. A wyscie nie szukali! Pokreciliscie sie tylko tu i tam, dla pozorow!
Nie bala sie wcale, ze Nikolaj Iwanowicz sie obrazi, przybierze oficjalna mine i zazada od niej wyjasnien w sprawie podstawionej karty bibliotecznej. Dawno juz wyszli z biblioteki i nie mial zadnego powodu, by ja zatrzymywac, ciagnac z powrotem, dokonywac rozpoznania i konfrontacji z obojetna ciezarna bibliotekarka. A gdyby nawet sie na to zdecydowal, to wystarczy, ze zacznie sie drzec, lapac za brzuch i grozic natychmiastowym poronieniem. Zobaczymy, kto pierwszy da za wygrana...
Ale grubas nawet nie pomyslal o tym, zeby sie obrazac. Przeciwnie, na jego twarzy pojawilo sie cos na ksztalt wspolczucia.
- Rozumiem, Lida... wszystko rozumiem. Ile ty masz... osiemnascie? Wszystko jasne...
- Oczywiscie - Lidka z uporem kiwnela glowa. - I doskonale wiadomo, kto go zabil. Bierzesz liste czlonkow kontyngentu, wodzisz po niej palcem...
- O wlasnie - westchnal Nikolaj Iwanowicz. - Wodzisz palcem... i trafiasz prosto w niebo! Chcesz postawic pasjans?
Lidka nie zrozumiala.
- Pasjans, suma wersji. Wyliczenie kolejnych. Na przyklad mogli go zabic ci bojownicy o czystosc duszy, ktorym przewodzil Brodowski. Mogli?
Lidka przypomniala sobie, ze Rysiuk mowil chyba to samo.
Co prawda, Rysiuk niczego nie wiedzial o telewizyjnym wystapieniu, do ktorego sie szykowal Zarudny i o „umowionym opoznieniu”.
A moze wiedzial?
- Po drugie, zabojstwo mogli oplacic jego koledzy politycy. Wiesz, jak bardzo im przeszkadzal? Wiesz, ze mial duze szanse na to, by zostac Prezydentem?
Tuz obok, calkiem blisko, w cieniu starej topoli chudziutka kobieta w wieku dziewietnastu lat bez powodzenia usilowala uspokoic zdrowego bobasa w pasiastym wozeczku. Bobas upieral sie, zeby usiasc. Niech to licho, kiedy ci ludzie z tym nadazaja?
Lidka podniosla wzrok na rozmowce.
- Prezydentem? Mowicie prawde?
- Alez oczywiscie! A rzadzacy wtedy Prezydent nie mialby nic przeciwko objeciu wladzy i w tej kadencji. I pewnie mu sie uda, wszystko na to wskazuje. Nie, niczego absolutnie nie sugeruje.