Rozdzial 6
Tak zwane Zwierciadlo Wrot rozciaga sie dokladnie pomiedzy ramami, pod bardzo nieznacznym katem - dla uproszczenia mozna je sobie przedstawic w postaci niedbale oszklonych drzwi, tyle ze zamiast szkla we wnetrzu Wrot znajduje sie obiekt, ktory w rozmaitych okresach nazywano „portalem”, „przenosnikiem”, „uskokiem”, „pochlaniaczem”, i tym podobnie. W istocie zas Zwierciadlo Wrot jest nieciagloscia realnosci, o ktorej drugiej stronie po dzis dzien niczego nie wiemy! Krotki pobyt wewnatrz Wrot poddaje ludzki organizm rodzajowi anabiozy - intensywnie maleje aktywnosc ruchowa i czestotliwosc uderzen serca, spada cisnienie tetnicze, przytepia sie pamiec, wzrok, sluch... Wszyscy, ktorzy choc raz przebywalismy za Wrotami, podziwiamy odwage uczonych, ktorzy w takich warunkach zdolali przeprowadzac na sobie eksperymenty; autor poleca tu nastepujace prace - O. Gloster,
Wrota sa odporne na wstrzasy sejsmiczne i moga wytrzymac znaczne obciazenia mechaniczne - ale wszystko wskazuje na to, ze istnieja czynniki, ktore zaklocaja ich funkcjonowanie. Nie wolno tez zapominac o tak zwanych Artefaktach Wrot, to znaczy Wrotach, ktore z jakichs przyczyn przestaly wypelniac swoja funkcje (patrz praca J. Ternowa,
* * *
Nad piaskownica wznosila sie wilgotna, jasnozolta kupa piasku. Maluchow bylo moze z dziesiec sztuk - w rozmaitych kurteczkach i kombinezonach, w wiekszosci uzywanych, pospinanych agrafkami, ktore zapobiegliwe mamy troskliwie przechowywaly na wypadek potrzeby. Maluchy wgryzaly sie w piaskowa gore z roznych stron, jak miniaturowe koparki - lopatki i foremki przekazywano sobie z raczek do raczek, a od czasu do czasu jakis berbec podnosil wrzask z powodu utraconej zabawki.
Prawie wszystkie juz potrafily chodzic - choc jedne radzily sobie z tym lepiej, a inne gorzej. Ich braciszkowie i siostrzyczki drzemaly sobie spokojnie w maminych lonach, czekajac na swoj czas, mamy zas, mniej lub bardziej pekate, siedzialy wokol piaskownicy z robotkami, jaskrawo pooprawianymi powiesciami dla pan i prowadzily kilka odmian dosc podobnych rozmow:
- ...suszone sliwki. Mala przez trzy dni nie mogla zrobic kupki, a suszone sliwki daly efekt po dwu kwadransach...
- ...zaostrzony kawaleczek mydla. I niech posiedzi troche na nocniczku...
- ...wiecej owocow. Ale teraz wszystko takie drogie...
- ...wapn trzeba zazywac! Ja, noszac Romka, niemal stracilam wszystkie wlosy!
Lidka rzucila wszystkim mamom suche pozdrowienie. I jak zwykle, wszystkie odprowadzily ja spojrzeniami, czym ona z kolei, w ogole sie nie przejela.
Andriej Igorowicz Zarudny jak zwykle patrzyl gdzies w dal. Na miedzianym gozdziku zawisla grudka odchodow jakiegos bezczelnego ptaszyska; co ujrzawszy, Lidka lekko sie skrzywila.
W domu nie bylo nikogo. Otworzywszy drzwi swoim kluczem, zdjela buciki i przeszla do kuchni, gdzie na starannie wytartym stole znalazla kartke z napisem: „Dzwonil N. I. Czeka na telefon u siebie w domu”.
Charakter pisma wskazywal, ze autorem notatki byl Slawek.
Lidka przez chwile stala, namyslajac sie i poruszajac palcami stop w kolorowych, welurowych domowych kapciach. Potem poszla do lazienki, wyjela z szafki gospodarczej specjalna szczotke na dlugiej raczce i wyszla na podworze - zeby zlikwidowac slady ptasiego chamstwa.
N. I. rzeczywiscie niekiedy dzwonil. I przychodzil w gosci. Podczas minionego roku zdzialal wiele dobrego dla Slawka i dla samej Lidki; ona jednak nie zdolala polubic grubego opera. Nie umiala sie pozbyc mysli, ze N. I. zna nazwiska prawdziwych mordercow Andrzeja - i milczy.
Uspokajajac jednoczesnie swoje sumienie przyslugami robionymi rodzinie zamordowanego.
Wspiawszy sie na palce, Lidka oczyscila braz z ptasiego guana. Przy samej bramie rozsiadl sie na rowerku gruby chlopczyk w niebieskim kombinezonie - nozki malucha siegaly juz do pedalow, ale berbec nie umial sie domyslic, co z nimi zrobic, choc mama kokosila sie obok z dobrymi radami. Lidka zawrocila do domu.
W mieszkaniu dokladnie wymyla szczotke i dopiero wtedy, wytarlszy starannie dlonie, usiadla do telefonu.
- Dzien dobry, Nikolaju Iwanowiczu. Mowi Lida Zarudna.
Glos po drugiej stronie przewodu przepojony byl nieklamana radoscia.
- Lideczko, dawno sie nie widzielismy. Rozmawialem dzis ze Slawkiem. Wiem o waszych sukcesach... zdazylem sie o nich nasluchac. Mysle, ze Slawek poczul sie lekko urazony, kiedy go poprosilem, by ci przekazal moja prosbe. Zazdrosny jest, czy co?
Lidka zmarszczyla nosek, jak niedawno, kiedy zobaczyla grudke ptasiego lajna. Wszystkie elementy glupiego zartu byly oczywiste i widoczne, doskonale jednak wiedziala, ze Nikolaj Iwanowicz swietnie orientuje sie w tym, jaki uklad laczy ja ze Slawkiem, wiec „zart” mial drugie i trzecie dno.
- Cieszy mnie to - zelgala bezczelnie.
Gruby oper doskonale chwytal podteksty.
- Tak, tak, rozumiem i domyslam sie. Ale niechze mi wolno bedzie wysnuc przypuszczenie, ze pojawila sie szansa na zmiane waszego stosunku do mnie.
Na „wy” przechodzil tylko w szczegolnie waznych okolicznosciach.
- Tak? - zapytala machinalnie.
- Za pol godziny przy stacji Lesnej - stwierdzil Nikolaj Iwanowicz juz zupelnie innym, prawie oficjalnym tonem. - Czerwony samochod na dyplomatycznych numerach. Sprawa wazna i pilna. Dobrze by bylo, gdybyscie wzieli ze soba waszego Slawka.
- Nie ma go w domu - odpowiedziala Lidka, szczerze zdziwiona takim obrotem sprawy.
- To przyjezdzaj sama.
I w sluchawce rozlegly sie krotkie sygnaly.
* * *
- ...mowa o ekspedycji o naukowym charakterze. Obiekt jest nietkniety - zostal ogrodzony zaraz po apokalipsie. Aktywnosc sejsmiczna w tym rejonie przewyzszala wszelkie rozsadne normy. - Mowiac „rozsadne”, smagly jegomosc lekko sie usmiechnal. - Interesujacy was... i nas, oczywiscie, obiekt znalazl sie na kawalku ladu stalego, ktory teraz pograzyl sie na glebokosc szesciu metrow. Gorna krawedz obiektu wystaje ponad wode i jest stale niszczona przez morski zywiol. Destrukcja przebiega wolniej niz w przypadku zwyklej obudowy z cegiel, ale jednak postepuje.
Smagly zamilkl. Nalal sobie do szklanki wody mineralnej, niezrecznie przesunal karafke i kilka kropel uronil na przygotowany tekst raportu; zgromadzeni w niewielkiej sali ludzie nie gapili sie na boki i nie rozmawiali polglosem, jak to zwykle bywa na rozmaitych posiedzeniach. Najwidoczniej dawno juz wiedzieli o rewelacjach smaglego - jego oswiadczenie bylo w sporej czesci czysto formalne.
Lidka znala niektorych z uniwersytetu - byl wsrod nich jeden dziekan i dwoch profesorow oraz jeden, niepozorny na oko cywil. Ktos tam ja nawet poznal i pozdrowil nie bez zdziwienia - co tu robi studentka, chocby i jedna z najlepszych?
W pierwszych chwilach nie mogla pozbyc sie wrazenia, ze jest tu obca, ze znalazla sie w nieprzyjaznym srodowisku. Potem jednak, kiedy zorientowala sie, o jakim obiekcie mowa, natychmiast o tym zapomniala, przestala rozgladac sie spod oka i patrzyla tylko na mownice - przerywajac tylko po to, by czasem zerknac na Nikolaja Iwanowicza.
Smagly mowil przez zeby i niemal bez akcentu. Jego maly kraj, oznajmil, nie posiada srodkow do prowadzenia danego programu; stac ich tylko na troska o jego wlasnych obywateli. Mimo wszystko jednak artefakt, ktory powstal na terytorium jego malego kraju i stal sie przyczyna tylu tragedii, jest - mowiac wprost - naukowym skarbem, a za wszelkie skarby nalezy placic. Owszem, mowil smagly, jego niewielki kraj znalazl nabywce i teraz trwaja rozmowy o cenie. Ekspedycja otrzyma poparcie i zapewnienie wspolpracy. A naukowcy kraju, ktory moze sie poszczycic nazwiskami Ternowa i Zarudnego, potrafia odpowiednio wykorzystac... i tak dalej.
Lidka nachylila sie do ucha siedzacego obok Nikolaja Iwanowicza:
- Czy sklad ekspedycji juz ustalono?
Gruby oper lekko sie usmiechnal.
Za mownica stanal nieznany Lidce czlowiek o szarawej twarzy, ze starannie spietym stosikiem roznokolorowych, choc glownie pomaranczowych kartek. Ten mial kiepska dykcje i Lidka musiala niezle wysilic sluch.
- ...ludzi mlodych, gotowych na ciezka, byc moze niebezpieczna prace i majacych dostep do materialow niejawnych. Smialych, oddanych nauce, owszem, tak a nie inaczej, takimi wlasnie slowami. Pomocnicza zaloga techniczna - pieciu ludzi. Grupa badawcza - pieciu ludzi. Personalia zostana oddzielnie zatwierdzone. W tym tygodniu zaczynamy zbierac fundusze. Program obliczony jest na pol roku, choc mozliwe beda poprawki. Nastepne zebranie jutro, o tej samej porze. Dziekuje... - to do smaglego. - Wszyscy sa wolni.
Nikolaj Iwanowicz skinal Lidce glowa.
- Chodzmy.
Poprowadzil ja przez tlum zamyslonych ludzi, z ktorych nie on jeden wzgardzil garniturem i krawatem, i sprawnie pociagnal dalej, przez korytarz pelen przepychu i drzwi bez tabliczek. Przeprowadziwszy przez jedne z takich bezimiennych drzwi, wepchnal ja do waskiego jak piornik sekretariatu, w ktorym tkwila szescdziesiecioletnia dama. Za jej plecami byl pelen ludzi gabinet - podobne do siebie garnitury i krawaty, a pomiedzy nimi jegomosc o szarej twarzy, ktorego policzki barwil jedynie pomaranczowy odcien swiatla odbitego od teczki z dokumentami.
- Kostia... - odezwal sie Nikolaj Iwanowicz.
Szary skinal dlonia:
- Zaraz, poczekaj...
Krag zebranych wokol niego garniturow niechetnie sie przerzedzal. Na koniec sekretarka uprowadzila ostatnich rozmowcow i Nikolaj Iwanowicz zamknal za nimi drzwi.
- Kostia, to synowa Andriuszy Zarudnego. Lido, poznaj Konstantina Ignatiewicza.
Lidka kiwnela glowa, jakby imie szarego cokolwiek jej powiedzialo.
- Dla nauki niektore kobiety rezygnuja z macierzynstwa - niezbyt glosno stwierdzil Nikolaj Iwanowicz i Lidke ogromnie zdziwilo, ze nigdy nie przyszla jej do glowy taka mozliwosc sformulowania problemu. - Postanowila poswiecic sie zagadnieniom, z ktorymi swego czasu nie zdolal sie uporac Zarudny. Razem ze Slawa, Jaroslawem Andriejewiczem Zarudnym, swoim mezem. Syn podejmuje dzielo ojca. Czy nie wydaje ci sie to piekna idea?
Szary spojrzal Lidce w oczy. Znala to uczucie, ale juz prawie o nim zapomniala - jakby byla na przesluchaniu i sledczy utkwil w niej spojrzenie swoich dwu swidrow. Jolki palki, co on ma wspolnego z nauka?!
- A, przypominam sobie - stwierdzil Kostia. - Ta dziewczyna byla zdaje sie pierwszym swiadkiem, ktory odkryl... ktory wtedy znalazl cialo Andrieja.
Lidka przelknela sline.
- Nie wchodz w szczegoly - wtracil Nikolaj Iwanowicz tonem zaniepokojonego ojca.