zwiastowala upal.
Siergiej zatrzymal motorowke dziesiec metrow od szczytu Wrot. Lidka patrzyla, zagryzlszy gorna warge. Z bliska Wrota nie wygladaly juz na kawalek falochronu. Fale wladczo obmywaly calkowicie im obcy przedmiot - mozna by pomyslec, ze utonela tu malenka gotycka swiatynia.
Siergiej wstal i trzymajac sie jedna reka relingu, przylozyl do oczu lornetke. Lidka mocniej zmruzyla oczy, wpatrujac sie w dal.
- Wczoraj wieczorem byly - oznajmil, wyjmujac z kieszeni pomieta paczke papierosow. - Dalfinki... igraly blizej niz wtedy, we wtorek. A teraz ich nie widac...
- A po co ich wypatrywac, skoro nie sa niebezpieczne - mruknela Lidka, nie zwracajac sie do nikogo konkretnie. I natychmiast tego pozalowala, gdyz wszyscy spojrzeli na nia jak na idiotke...
- Mialem kumpla... - odezwal sie Siergiej, zapalajac papierosa. - Tez tak mowil... dalfiny, powiadal, to nasi podwodni krewni. I wiedzial, co mowi, byl w koncu ichtiologiem. Co prawda, pracy doktorskiej nie zdazyl obronic. Nazbieral materialu w garsc, a potem material jego samego - cap! Wygladal, jakby pod walec trafil... Wszystko zmiazdzone... Brrr!
- U nas w bazie prowadzono odstrzal na tluszcz techniczny - dodal Sasza, nie zdradzajac szczegolow dotyczacych rodzaju bazy. - A one, durne, co roku tamtedy przeplywaly na nowe lowiska. Zarudna, gotowa?
- Aha - odpowiedziala Lidka, poprawiajac ramiaczko kostiumu kapielowego. Istna mordega, kiedy oprocz tych wszystkich sprzaczek i zatrzaskow, trzeba sie jeszcze szarpac z nieposlusznym trykotem.
- Co, zbroja przeszkadza? - Witalij wyszczerzyl zeby. - No to zrzucaj i dalej... jak pierwsi rodzice!
- Rusaleczka! - Siergiej obrzucil ja przesadnie pozadliwym, rozbierajacym spojrzeniem, choc prawde rzeklszy i tak byla prawie naga.
Nastala niezreczna pauza; motorowka kolysala sie na wodzie, a Lidka siedziala w otoczeniu czterech, niestarych jeszcze mezczyzn, ktorzy sie na nia wszyscy gapili. Nawet Piotr Olegowicz, wierny swojej fotografii, choc ten patrzyl raczej smutno i z nagana, jakby chcial rzec: nie prowokuj, mloda, nie prowokuj...
Dziewczyna rzucila sie w wode, starajac sie wywolac jak najwieksze bryzgi. Jak im nie wstyd! Powazni ludzie, wychowawcy mlodziezy, doktorzy nauk... oper... a mimo to...
Palily ja policzki. Dobrze, ze zdazyla wlozyc maske.
- Hej, a ty dokad? Zanurzenie bez rozkazu? - zdenerwowal sie Sasza.
Lidka podplynela do burty i chwycila za pas z barwnymi plywakami. Podniosla glowe i przez splywajaca po zewnetrznej stronie maski wode ujrzala twarz Witalija.
- Zabezpieczenie - suchym tonem odezwal sie oper, podajac jej czerwona linke z karabinczykiem na koncu. - Zaczep na pasie i sprawdzaj dlonia. Targne trzy razy - natychmiast wracaj. Dalfiny. Jasne?
Nawet przez mokre szklo Lidka widziala, ze Witalij patrzy w bok.
Wrazenie niewazkosci.
Z prawej i lewej - perelkowe sznury oddechow Piotra Olegowicza i Saszy. Sasza pokazuje gdzies w bok.
Lidka odwrocila sie.
Pomylila pod woda kierunki i niewiele braklo, a przeplynelaby obok Wrot.
Otoz i one. Oddech Lidki byl rowny, choc powietrze z butli pachnialo jakby kwasem.
Wcale nie przypominaly
Co prawda, te akurat Wrota wcale nie byly obliczone na tysiace ludzi, pomyslala Lidka, ktora zaczynala juz odczuwac chlod. Ilu ich bylo, tych mieszkancow Rassmortu?
Nie trzeba bylo dawac osadzie takiej nazwy. Sylaba „mort” jeszcze nigdy nikomu nie przyniosla szczescia.
Piotr Olegowicz juz robil zdjecia, okrazajac Wrota po spirali, po minucie Lidka ujrzala go z drugiej strony luku - oczywiscie Zwierciadla nie bylo,
Sasza podplynal calkiem blisko. Wyciagnal dlon, byla ciepla, cieplejsza niz jej wlasna.
Pociagnal ja ku podstawie Wrot. Wskazal palcem w dol; piasek, wodorosty, obce nawarstwienia oczyszczono jeszcze w zeszlym tygodniu i doskonale widoczna byla szczelina, pekniecie, ktore Piotr Olegowicz uznawal za swoje osobiste znalezisko i ktoremu wespol z Witalijem przypisywali role ziarenka piasku, ktore zatrzymalo precyzyjny mechanizm i spowodowalo smierc tylu ludzi.
Pekniecie bylo niewielkie i malownicze. Lidka pomyslala, ze Piotr i Witalij sami siebie oklamuja - Wrota sa zbyt wspaniala konstrukcja, zeby taki drobiazg potrafil zaklocic ich dzialanie. Moglaby juz raczej uwierzyc w to, ze mieszkancy Rassmortu rozgniewali czyms Boga i zostali ukarani za swoj wystepek.
Przypomniala sobie, ze kiedy ekspedycja byla jeszcze na etapie przygotowan - ktos zartem rzucil te mysl. Nie wiadomo dlaczego teraz, wobec okaleczonych Wrot, ten pomysl wcale nie wydal jej sie zabawny.
Sasza mocniej scisnal jej dlon. Pociagnal palcem po wewnetrznej stronie ramy. Lidka ujrzala rowek, jak dla bardzo grubej szyby. Jakby Zwierciadlo, ktore w jakis tajemniczy sposob wchlanialo w siebie i chronilo ludzi, mozna bylo wstawic i wyjac... dla dobrego szklarza robota na pol godziny.
Szklarze, pomyslala Lidka. Woda nagle wydala jej sie zimna.
Sasza wypuscil jej dlon. Odepchnal sie pletwami i poplynal przed siebie - prosto w otwor. Lidka nie wytrzymala i zamknela oczy - podswiadomie spodziewala sie, ze Sasza zaraz zniknie. Przeplynie
Sasza zaraz zawrocil, zeby nie zaplatac linki zabezpieczajacej. I machnal Lidce reka, jakby mowil: chodz tutaj.
Wsunela w otwor najpierw reke. Potem, trzymajac sie kamiennej framugi, weszla i zatrzymala sie na progu. Jej gumowe pletwy niemal dotykaly dna. Nad burym piaskiem unosily sie strzepy lisci i kleby mulu. Lidka pomyslala, ze zaraz dostanie po karku, bo przeciez wszystko jest filmowane...
Zawrot glowy. Powietrze z butli zrobilo sie bardzo kwasne.
Uchodzace w gore pecherzyki...
Mrok.
* * *
- ...bo to ty nabijales butle! Za takie rzeczy oddaje sie ludzi pod sad, i ja cie wsadze, draniu... az do kolejnej
Lidka jeszcze nigdy nie widziala Witalija w takim stanie. Zreszta, widok nie byl przeznaczony dla jej oczu - po wyciagnieciu jej z motorowki, polozono ja w cieniu i zostawiono. A potem poszli sie porachowac - a raczej dokonczyc porachunki, zaczete jeszcze na scigaczu.
Przeklety kostium zsunal sie i prawie obnazyl jej piers. Ale mezczyzni, ktorzy jeszcze niedawno bezwstydnie sie na nia gapili, teraz mieli na glowie zupelnie inne sprawy.
- ...nie wiem, jak! Ale to ty nabijales zbiorniki!
- No to sprawdz - odparl Sasza, spokojny i bialy, jak piasek na plazy dla milionerow. - Sprawdz jej zbiornik. No, dalej, zostala jeszcze ponad polowa! Jak znajdziesz slady olowiu - zamknij mnie, nie kiwne palcem. A jak nie, to ja ciebie posadze, paskudo, bo Retielnikow mowil...
I nagle umilkl.
Retielnikow, pomyslala Lidka, przemagajac szum w glowie. Nazwisko znajome. Nikolaj Iwanowicz Retielnikow. Karta biblioteczna. Ptasie lajno na laweczce wiosna, grupy oper z zawodowym znuzeniem w oczach. To on nas wepchnal do tej ekspedycji.
Obaj stali naprzeciwko siebie. Straszny Witalij, z wyszczerzonymi zebami i Sasza, tez wygladajacy groznie, ale jakos inaczej... byl spokojniejszy i bardziej pewny siebie. Przeciez oni sa z roznych wydzialow - pomyslala Lidka. Z roznych wydzialow tej samej oslawionej OP. Zeby sie tylko nie pobili...
Z gory, od bazy, biegli inni, na czele ze Slawkiem.
- Lideczko!
Sprobowala poprawic kostium, a gdy sie to nie udalo, przykryla piersi rekoma.
- Lida... Boze! I po co ci to bylo... to nurkowanie, te butle...
Wlasciwie wszystko jedno, co mowil. Najwazniejsze, ze na ramionach przyjemnie ukladal szorstki recznik, a w okraglych jak monety oczach Slawka widac bylo najprawdziwszy strach.
* * *
Nabijajacy butle operator powinien troskliwie zadbac o to, zeby wydobywajace sie z pompy spaliny nie dostaly sie do wnetrza. W przeciwnym razie otruty parami olowiu nurek moze stracic zycie.
Cos takiego mowiono Lidce na zajeciach teoretycznych przyspieszonego kursu. Trzeba przyznac, ze nie uznala za konieczne obciazania tym pamieci - prawdopodobienstwo tego, ze przyjdzie jej kiedys nabijac butle, bylo prawie rowne zeru.
Wygladalo na to, ze teraz zamiast w teorii, przecwiczyla to praktycznie na sobie. W kazdym razie glowa jej pekala z bolu.
Slawek karmil ja jakimis tabletkami. Witalij nieustannie dopytywal sie o stan jej zdrowia; a ponury Sasza spogladal na nia tak, jakby celowo zemdlala pod woda, zeby go skompromitowac jako nurka.
Wyniki ekspertyzy, przeprowadzonej przez Witalija w obecnosci Saszy, Piotra Olegowicza i technika pozostaly tajemnica. W kazdym razie eksperci po powrocie rozmawiali ze soba zupelnie spokojnie, a Sasza nawet sie usmiechal. Najwyrazniej nikt go nie obciazal wina za fatalne zemdlenie Lidki.
Pod wieczor doszla juz prawie do siebie, ale przed Slawkiem nadal udawala niemoc. Podobala jej sie jego braterska niemal opieka, oprocz tego liczyla na samotna noc w namiocie - na uznaniu Lidki za osobe niepelnosprawna wszyscy tylko zyskiwali.
Wieczorem wyrazila zyczenie posiedzenia samotnie na brzegu w wygodnym fotelu. Mrok gestnial, jedyna jasna plama byl pas przyboju, piana nadplywala i regularnie sie cofala, a wielkie niczym jablka gwiazdy pulsowaly do wtoru falom. W koncu samotnosc Lidki przerwal chrzest zwiru pod czyimis butami, cienki promyk swiatla latarki i delikatne pytanie:
- Lido... czy mozemy porozmawiac?
Bedacy faktycznie szefem ekspedycji Witalij Aleksiejewicz przyniosl skladany stoleczek. Zapobiegliwi i przewidujacy ludzie z tych operow.
- Lido... po pierwsze, jak sie czujesz?
- Lepiej - stwierdzila lakonicznie.
- To dobrze - Witalij z pewnoscia kiwnal glowa. - Bardzo mi przykro, ale... Sama pewnie rozumiesz, ze nie moge ci pozwolic na dalsze zanurzenia.
- Dlaczego? - zapytala, powstrzymujac gniew i zal.
- Nie rozumiesz? - zdziwil sie rozmowca. - No, jak to... dzisiejszy incydent... zarwanie planu prac, ale pal szesc plan, moglismy cie po prostu stracic... a to juz nieusprawiedliwione ryzyko. Szanuje twoja odwage, inicjatywe, oddanie nauce, ale sadzac ze stanu twojego zdrowia...
- A co ma do tego moje zdrowie? - Lidka nie wytrzymala, zdradzila sie drzeniem glosu. - Co ma do tego moje zdrowie, w butli byly przeciez te... opary olowiu!
- Raczej nie - padla krotka odpowiedz. - W kazdym razie... nie, nalezy przyjac, ze nie bylo ich w ogole. W resztkach powietrza z twojej butli niczego takiego... nie stwierdzono.
Wydalo jej sie, ze w jego glosie zabrzmiala niepewnosc. Zmowa? Zwachal sie z Sasza? Za obopolna zgoda postanowili ukryc niedbalstwo, naruszenie zasad bezpieczenstwa, umowili sie, zeby