* * *

Slawek rozmawial z Wala.

Stal odwrocony do Lidki tylem, dlatego nie widziala jego twarzy. Twarz Wali za to byla widoczna doskonale - jej wyraziste, zielone oczy plonely jakims maslanym, zartobliwym ogniem.

Lidka szybko sie cofnela.

Wala zauwazyla jej obecnosc, ale nie przerwala rozmowy o jakims domku z prefabrykatow, ktory obiecano przywiezc i zlozyc jeszcze w zeszlym tygodniu. W kazdym slowie opisu tego jeszcze nieistniejacego domku byl jakis pieszczotliwy, wielopietrowy podtekst.

A Slawek wzial w dlon guzik Wali i lekko nim targnal, jakby pytajac, czy moze go oderwac. I cos dodal - polglosem. Lidka nie doslyszala - ale dotarl do niej umyslnie dzwieczny smiech, jakim Wala skwitowala slowa jej meza.

Odwrocila sie i wyszla.

Szla przeciez wczesniej do laboratorium...

Po co? Pogodzic sie ze Slawkiem? Przeciez wcale sie nie poklocili...

Dlaczego wszystkich interesuje jej zycie osobiste? Niewiele brakuje, a beda obstawiac zaklad, kiedy wreszcie przespia sie ze Slawkiem jak ludzie?

O molo rozbijaly sie fale. Kolo hangaru siedzial Sasza z papierosem. Przed soba mial rozlozone na brezentowej plachcie jakies naoliwione zelastwo.

- Chcesz sie wykapac? Fala cie porwie...

Wsciekla jak pchla, juz sciagala podkoszulek.

- Nie wolno - odezwal sie Sasza juz innym tonem. - Malo ci jednego wypadku? Co, mam cie jeszcze raz wywlekac z wody?

Spojrzala na niego z nienawiscia.

- Nie wsciekaj sie. - Niespodziewanie wzruszyl ramionami, jakby chcial sie usprawiedliwic. - Albo... wiesz co? Tu, za polwyspem jest piaskowa zatoczka, tam zawsze jest spokojniej. I plytko. Chcesz... pojdziemy, pokaze ci?

Kiwnela glowa. W zasadzie bylo jej wszystko jedno. Jesli Slawkowi podoba sie Wala, niech sobie z nia sypia, byle sie od niej odczepili, byle nikt jej nie zagladal do namiotu i w dusze...

Szli do zatoczki okolo dwudziestu minut. Lidka zdazyla sie zasapac, poniewaz Sasza stawial kroki o polowe dluzsze.

W tej zatoczce raz juz byla. Na samym poczatku ekspedycji, kiedy badano z motorowki okolice. Pamietala, ze zatoczka wtedy nie zrobila na niej wiekszego wrazenia - brudnawy szary piasek i plytko - ale teraz musiala wstrzymac oddech.

Z prawej i lewej strony pietrzyly sie kly skal, na ktorych lamaly sie fale. W gore lecialy bryzgi piany, huczala woda i grzechotaly kamienie, ale do zatoczki docieraly fale znacznie mniejsze, leniwie pelznac ku piaskowi. Cofajac sie, zostawialy na nim drobne kamyczki i muszle.

- Pieknie, prawda? - zapytal Sasza.

Lidka musiala sie usmiechnac.

W dole, na polokraglym splachetku plazy, prawie nie bylo wiatru. Z dala dolatywal huk jeszcze gniewnych, ale juz spokornialych grzywaczy. Sasza usiadl na plaskim, zoltym kamieniu, otworzyl nieco sfatygowana ksiazke i z roztargnieniem kiwnal Lidce glowa:

- No, dalej...

Zrzucila na piasek podkoszulke i szorty. Piasek podobny byl do grubej soli; szorstki i ubity.

Zatoczka byla idealnym poligonem do kolysania sie na falach. Lidka na przemian to zanurzala sie pod nadplywajaca fale, tak ze jej piety migaly nad woda, to przeciwnie - kolysala sie na fali, gdzie drobna piana laskotala ja po bokach, stwarzajac iluzje niezwykle obszernej, weselnej sukni. Lidka nawet sie usmiechnela przesolonymi wargami - to porownanie jej sie spodobalo. Piekne... trzeba by komus opowiedziec...

Podwodnik Sasza nie zamierzal jej przeszkadzac. Siedzial na brzegu pograzony w lekturze.

Mniej wiecej po czterdziestu minutach Lidka poczula mdlosci; okazalo sie, ze do tego, aby poczuc pierwsze objawy morskiej choroby, wcale nie trzeba siedziec w lodce ani wlazic na poklad okretu. Wystarczy pokolysac sie na falach.

Doszedlszy do wniosku, ze na dzis jej wystarczy, odwrocila sie na plecy i postanowila podplynac leniwie do brzegu. Fale podrzucaly ja niczym plywak... ale po kilku minutach odkryla, ze nie zblizyla sie do brzegu ani na cal.

Rozzloszczona odwrocila sie na brzuch i ruszyla do brzegu, energicznie wioslujac rekoma i nogami. Kazda nowa fala podrzucala ja i lekko pograzala, pozwalajac dotknac dna palcami nog - i natychmiast odciagala wstecz, nie pozwalajac na to, by mogla sie zaprzec.

Plynela, zacisnawszy zeby. Zawsze uwazala, ze plywa jak ryba.

No nie, a to co za numery? Jama? Do tej pory dno bylo rowne i gladkie, ale moze uparte fale wygrzebaly tu dziure?

Czas plynal. Woda zgrzytala wokol niej, jak kamienie zaren. Na brzegu siedzial Sasza, ktory spokojnie sobie czytal i nie odrywal wzroku od ksiazki.

Straciwszy sporo sil, Lidka postanowila zmienic taktyke. Jezeli nie da sie gora, moze madrzej bedzie zanurkowac pod fale... podobno tak trzeba sie wykrecac z wodnych wirow. Zanurkowac jak najglebiej...

Nabrala tchu w pluca i poszla pod wode. W glebi niczego nie bylo widac, wszedzie tylko same mety, ale do dna nie dotarla - wiec poplynela naprzod, na oko z piec metrow, i ruszyla ku powierzchni.

Powierzchni nie bylo. Woda, wszedzie woda...

Zuzyte powietrze palilo w plucach i wyrywalo sie na zewnatrz. Lidka tez rwala ku gorze; najwyrazniej miala pecha albo zle obliczyla rytm fal i trafila pod szczyt fali. Tracac juz oddech, wynurzyla sie w bialej kipieli i ledwo zdazyla nabrac tchu, kiedy kolejna fala ja porwala i zakrecila jak szmatka w pralce.

Gora i dol zamienily sie miejscami. Niczego nie bylo widac. Wystarczylo jej co prawda zimnej krwi, zeby jak najdluzej utrzymac powietrze w plucach i wyczekawszy na odpowiedni moment, znow wyplynac na powierzchnie. Nastepna fala moglaby polozyc haniebny koniec dzisiejszej kapieli, ale na szczescie w kolejnosci nadciagania grzywaczy trafila sie - jak to bywa - krotka przerwa.

Zakrztusila sie i obejrzala - w sama pore, zeby zobaczyc nastepna fale, ktora przykryla ja z glowa, zatkala nos chyba do samych brwi i porwala ku brzegowi. Gdzie siedzial, wygodnie wyciagnawszy nogi przed siebie, pletwonurek Sasza. Najwyrazniej pochloniety interesujaca lektura.

Przez kilka sekund duma Lidki walczyla ze strachem. I strach - a wlasciwie juz przerazenie - wzial gore.

- Sasza! - zawolala tak glosno, jak jej na to pozwalala przepojona sola krtan - Saszaaaa!

Podwodnik spokojnie przelozyl strone.

Siedzial moze w odleglosci trzydziestu metrow od rozpaczliwie szamoczacej sie Lidki. Bardzo wyraznie widziala jego twarz - nie drgnal mu ani jeden miesien, co napelnilo ja znacznie wiekszym przerazeniem niz kolejna, leniwa fala.

- Saaaa...szaaaa! Sa...

Zachlysnela sie woda.

Byc moze, pograzony w lekturze, nie slyszal jej krzyku, ktory tonal w huku fal. Byc moze... bo krzyk nie za bardzo jej wychodzil... bylo to raczej nikle charczenie... To jej sie wydawalo, ze wrzeszczy na cale gardlo...

- Sasza! Sasza! Saaa - szaaa!

Nurek czytal. Wszystko to coraz bardziej przypominalo jej jakis koszmarny sen. - Sa...

Zakrztusila sie. Ogarnela ja kolejna fala trwogi, slepa i czarna. Lidka na chwile zamienila sie w zwierze. Nie! Nieee! Plynac! Oddychac! Zyc!

Kolejna fala. Na chwile pojawilo sie dno pod stopami... i zaraz sie usunelo; Lidka znow ujrzala niebo, skaly i czytajacego na brzegu mezczyzne. „Jestem tuz przy brzegu” - powiedziala swojemu zmniejszajacemu sie strachowi. „Jestem przy brzegu, umiem plywac, nie moge utonac, wyplyne”.

- Sa... szaaaa!

Wydalo jej sie, ze nurek rzucil na nia szybkie spojrzenie, a potem odwrocil wzrok. Widzial czy nie? A moze...

Natarcie fal na chwile zelzalo. Lidka z najwyzszym trudem utrzymywala sie na powierzchni, ale oddychala...

Boze, on widzi. Widzi, jak Lidka tonie. Przyprowadzil ja tu po to, zeby sie utopila. On...

Andriej Zarudny, posiekany kulami. Oczy niby swidry. Czy powiedzial cos przed smiercia? Nie, jak mogl powiedziec... Ale przeciez eksperci utrzymuja, ze zyl jeszcze przez pietnascie minut. Nie moze byc... Ale bywa... A strzalu kontrolnego nie bylo... Co powiedzial? Nic? Szkoda... Papiery... dokumenty... ta dziewczyna znalazla w jego archiwum ciekawy tekst... Moze nawet niejeden. Lido, czego szukasz w bibliotece? Wynosic papiery, chocby najmniej znaczace, za prog domu... Nikolaj Iwanowicz Retielnikow. Ktory ja popchnal i wetknal w sklad ekspedycji... i ktorego imie Sasza wspomnial mimo woli...

Balon z zatrutym powietrzem. Ale tak zatrutym, zeby ekspertyza niczego nie mogla wykazac.

Teraz postanowiono ja zgladzic. Wydano na nia wyrok... Tak naturalnie... prosto... jeden raz nie wyszlo, ale niebezpieczenstw jest wiele... zatoka, jama...

- Mamo! - krzyknela, ostatkiem sil szamoczac sie w pienistym kotle. - Mamooooo!

Fala porwala ja i poniosla w krag, ale Lidka nie miala juz sil na to, zeby sie sprzeciwiac. Nawet jezeli teraz uda jej sie wyplynac, Saszy wystarczy pare leniwych ruchow, zeby ja utopic chocby na plyciznie. Swiadkow nie ma. Nieszczesliwy wypadek i tyle...

Oper czytal, a raczej udawal, ze czyta. Wydalo jej sie nagle, ze na jego twarzy maluje sie lekkie rozdraznienie: czemu to chucherko nie tonie?

Odwrocila sie twarza w dol i poplynela w morze. Raz jeszcze zalalo jej nozdrza woda, ale za to ruszywszy z miejsca, wydostala sie z przybrzeznej kipieli. Z lewej i prawej ryczaly fale na klach falochronow, ale miedzy nimi bylo wzglednie spokojnie; brzeg sie oddalil i Lidka nie musiala juz walczyc z falami - po prostu unosila sie na wodzie, oddychala szybko i plakala.

Na brzegu Sasza odlozyl wreszcie swoja ksiazke. Wstal leniwie, spojrzal na zegarek, a potem na Lidke. Machnal reka, jakby chcial, rzec: no, dosyc, wylaz!

Spojrzala na wylot zatoczki. Jasne bylo, ze wplaw sie stad nie wydostanie. W taka pogode, nieludzko zmordowana nie doplynie... uniesie ja prad, cisnie na skaly albo po prostu pojdzie na dno, jak worek z piaskiem.. Sasza przylozyl dlonie do ust.

- Iiii-aaa! - dolecialo do niej - ...yy-aaa...ooo-yyy:

A jakze. Pomyslala. Juz wylaze.

Przyjdzie tu, zeby ja utopic?! To dla niego ryzyko. Bedzie walczyla...

Ale co tam ryzyko... lepiej poczekac z pol godziny. Sama sie utopi, bez jego pomocy.

Zobaczyla, ze Sasza spluwa. Potem zdejmuje koszulke i szorty. Zamiast slipow mial na sobie obszerne sportowe spodenki.

- Mamo... - wyszeptala ledwo slyszalnie.

Sasza wszedl do wody. Od razy zanurkowal pod fale, potem zanurzyl sie ponownie i ruszyl ku Lidce szerokim kraulem. Wygladalo na to, ze morderca w ogole nie zwraca uwagi na fale.

- Mamo!

Sprobowala odplynac dalej w morze, ale otrzezwil ja widok balwanow rozbijajacych sie o ostrogi falochronow.

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату