nie bardzo zrozumiala, ale niewymagajaca zadnego wysilku intelektualnego ani fizycznego funkcje.
Ktoregos dnia, pod nieobecnosc Lidki, Zarudna przeniosla portret meza z jego gabinetu do swojego pokoju. I Lidka zadnym sposobem nie zdolala odzyskac portretu, by umiescic go na poprzednim miejscu; wdowa po raz kolejny zademonstrowala jej wylacznosc swoich praw do pamieci po Andrieju Igorowiczu. Dobrze chociaz, ze Lidka miala portret fotograficzny - ten sam, ktory tak wygodnie miescil sie na stole pod przezroczystym plastykiem.
W saloniku gruba warstwa zalegal kurz. Klaudia Wasiliewna nigdzie nie sprzatala, oprocz swojego pokoju i niekiedy - kuchni. Lidka odruchowo wlaczyla telewizor; na wszystkich programach nadawano jedno i to samo. „W takiej to a takiej szkole rozpoczyna dzis nauke tylu to a tylu pierwszoklasistow. Pomimo pewnych brakow materialnych grono pedagogiczne jest przekonane...”
Nuda, pomyslala Lidka. I to ma byc wspolczesna telewizja?
„Nadal wre praca w instytutach podwyzszania kwalifikacji dla pracownikow przedszkoli. Mlode pokolenie wychowawcow nieustannie walczy z wlasnym brakiem kompetencji, poniewaz brakuje im odpowiedniego wyksztalcenia... zostac pedagogiem... problem bedzie sie zaostrzal z kazdym rokiem, w miare wzrostu trudnosci programow szkolnych. Jak przedtem, wazne sa osrodki przeszkalania pracownikow wyzszych uczelni, zwolnionych z powodu redukcji miejsc... do pracy z mlodszymi uczniami. Pracownicy muzealni i ludzie z humanistycznym wyksztalceniem...”
Lidka skrzywila sie i przelaczyla na inny kanal.
„Trzecie liceum miejskie oglasza koniec konkursowego naboru do pierwszej klasy. Rodzice dzieci, ktore nie zostaly przyjete, nie maja powodow do popadania w rozpacz. W przyszlym roku szkolnym zostanie ogloszony konkursowy nabor do klasy pierwszej i drugiej”.
Lidka kwasno sie usmiechnela. Wiemy, ile warte sa takie konkursy. I wiemy, kto w nich zajmuje pierwsze miejsca.
Przelaczyla kanal ponownie. Chciala zobaczyc cos glosnego i wesolego, jakis wideoklip... czyzby w pierwszy dzien nauki nie mozna bylo puscic ani jednego
Z ekranu spojrzal na nia barczysty mezczyzna z pokolenia jej rodzicow. Bardzo opalony, o twarzy ponad wiek pokrytej zmarszczkami i oczach nieokreslonego koloru, ktore kryly sie pod samym czolem.
- ...zostawic armie i zajac sie polityka? - zapytal ktos zza kadru.
- Wydaje mi sie, ze dla armii zrobilem wiele. Generalem zostalem, majac trzydziesci piec lat. Ale w armii czasu pokoju, wspolczesnej armii, nie ma juz dla mnie miejsca, wiecej zrobic nie moge. Zwyciestwo w wyborach slusznie mi sie nalezalo, choc to dopiero pierwszy krok. Chcialbym, zeby ludzie, ktorzy oddali na mnie swoje glosy...
Mezczyzna mowil z trudem, wyuczony na pamiec tekst nijak nie ukladal mu sie w ustach. Lidka ponuro westchnela i podniosla pilota. Co jest najpiekniejszego w telewizji? To, ze tak latwo mozna kazdego zmusic do milczenia - chocby byl Prezydentem.
Kamera odjechala wstecz, ukazujac w kadrze dlugi stol z mnostwem mikrofonow i ludzi, siedzacych po obu stronach rodzacego z takim trudem kazde slowo generala. Lidka wylaczyla juz telewizor - i nagle otworzyla usta, a potem szybko ponownie wlaczyla odbiornik.
Nie, nie pomylila sie. Po prawej rece generala siedzial i kiwal ze skupieniem glowa Igor Rysiuk we wlasnej osobie. Elegancki, jasny garnitur, inteligentna twarz o ostro rzezbionych rysach - general przy nim wygladal jak stary, przywleczony z lasu przez przyrodnikow pniak, ktorego jeszcze nie zdazono oczyscic.
A to ci dopiero!
Lidka wylaczyla telewizor. Rzucila pilota na fotel i przez chwile z uwaga nasluchiwala. Doszla w koncu do wniosku, ze tesciowej nie ma w domu. Swietuje pierwszy dzien nauki, czy co?
W gabinecie, noszacym miano „gabinetu ojca”, migala czerwienia lampka sygnalowa nowej sekretarki automatycznej. Przeczuwajac klopoty, Lidka nacisnela malenki i sprezysty jak pryszcz guziczek.
- Dzien dobry, panstwo Zarudni. Mowi niejaki Rysiuk, o ile go pamietacie. Bylbym bardzo zobowiazany, gdyby ktorekolwiek z was zadzwonilo pod numer...
- Spoczywaj w spokoju - powiedziala Lidka na glos.
Jeszcze w dziecinstwie zauwazyla, ze wazne wydarzenia zwykle chodza parami. Jezeli jest jakas nowina, spodziewaj sie drugiej, trzeciej i nastepnych...
* * *
- A wiec to jest twoje mieszkanie? Rysiuk kiwnal glowa.
Malenki pokoik byl umeblowany niezwykle skromnie. Komputer, zestaw wideo i telefony - zupelnie jak kiedys w mieszkaniu Zarudnego.
- A gdzie nocujesz? - zapytala Lidka nie bez zlosliwosci w glosie.
Rysiuk spojrzal na nia uwaznie... i niespodziewanie sie usmiechnal.
- Na kanapie.
Lidka nagle sie zajaknela:
- A... tego... zona, dzieci? Miales chyba zone?
Rysiuk kiwnieciem glowy wskazal na stol. Pod ekranem monitora tulily sie do siebie trzy fotografie - na pierwszych widac bylo dwoch grubych maluchow, ktorzy wlepiali w przestrzen przed soba bezmyslne spojrzenia: chlopczyka i dziewczynke. Na trzecim zdjeciu, zrobionym bardzo niedawno, stali obok siebie pyzata pierwszoklasistka i tlusciutki, ponuro patrzacy chlopczyk w krotkich porcietach.
- Po kim one takie... - Lidka omal nie dodala „spasione”, ale w pore ugryzla sie w jezyk. - Po kim one takie tegie?
- Po zonie - krotko odparl Rysiuk.
Lidka znow spojrzala na fotografie. Na wszelki wypadek przyjrzala sie stolowi - nie, kobiecej fotografii nigdzie nie zobaczyla.
- Jak tam Slawek? - ni w piec, ni w dziewiec zapytal Rysiuk. - Pracuje?
Lidka kiwnela glowa bez specjalnego entuzjazmu.
- A ty, jak mowia, zwalniasz sie?
Lidka podniosla na niego zaskoczone spojrzenie:
- Skad wiesz?
- A czy to tajemnica? - usmiechnal sie Rysiuk z wyzszoscia.
- A, zapomnialam, ze zostales szara eminencja - stwierdzila Lidka niby to zartobliwie.
Zart nie bardzo sie udal. Rysiuk patrzyl na nia uwaznie, teraz juz bez usmiechu i pod tym spojrzeniem jego nieruchomych oczu Lidce zrobilo sie nieswojo.
- Czemu zrezygnowalas z pracy naukowej?
- Nie twoja sprawa - odpowiedziala, usilujac nadac rozmowie ton wesolych szkolnych docinkow.
Rysiuk przez jakis czas milczal. Potem zaproponowal - nie wiadomo dlaczego - szeptem:
- Napijesz sie kawy?
- Owszem - odparla po chwili przerwy.
- No to chodzmy do kuchni.
W przeciwienstwie do pokoju kuchnia miala wszelkie cechy typowej kuchni kawalerskiej. Stol, niby okragle luski, pokrywaly zaschniete odciski filizanek z kawa. W muszli zlewozmywaka ulozone jedne na drugich staly niemyte od wczoraj naczynia.
- Lida... pojawila sie pewna, calkiem interesujaca perspektywa. Chcialbym ja omowic z toba i ze Slawkiem.
- Wiec ze mna czy ze Slawkiem? - zapytala, sprawdzajac palcem czystosc taboretu.
Rysiuk rzucil jej bystre spojrzenie ponad stolem:
- Mam dokonac wyboru? Albo - albo?
- Nie. - Spuscila wzrok.
- Rozumiem... - stwierdzil Rysiuk powoli. - Widzisz, Sotowa... Ja rzeczywiscie rozumiem... i to nie od wczoraj. Slawek
- Nie twoja gowniana sprawa - stwierdzila Lidka gluchym glosem.
- Oczywiscie. - Rysiuk kiwnal glowa. - Tak tylko mi sie powiedzialo... Dlatego, ze teraz yc/ potrzebuje Slawka, i to dla tego samego powodu, dla ktorego ty za niego wyszlas.
Lidka uniosla podbrodek:
- A co, zmieniles orientacje seksualna?
- Przeciez nie do seksu go potrzebowalas - lagodnie przypomnial jej Rysiuk. - Potrzebne ci bylo jego nazwisko... nazwisko jego ojca. Zeby ludzie, ktorzy slysza „Zarudna”, najpierw spogladali na ciebie niepewnie, a potem pytali z szacunkiem: „Czy przypadkiem nie jestescie krewna
Lidka milczala. Rysiuk splukal filizanki pod kranem, napelnil je kawa i podsunal Lidce sacharyne: - Czestuj sie...
- Dziekuje - odparla przez zeby.
- Na zdrowie... Wiec tak, Sotowa. Zbieram teraz materialy do pewnej bardzo obiecujacej sprawy. Najrozmaitsze materialy. A spadek po Andrieju Zarudnym - to material obiecujacy, cenny i rzadki.
Lidka zacisnela wargi, od czego jej usta brzydko, starczo sie skrzywily. I pospiesznie opuscila glowe - akurat teraz za nic by nie chciala, zeby Rysiuk zobaczyl jej brzydote.
- Obiecujaca sprawa - to ten twoj glupi general, ktory nie umie mowic jak czlowiek?
- Plynnej wymowy mozna sie nauczyc - lagodnie stwierdzil Rysiuk. - A rozum ten general ma lepszy od wielu innych. To silny, stanowczy i energiczny czlowiek z przyszloscia. Trzeba tylko skierowac jego energie w odpowiednie... koryto.
- A kim ty jestes przy nim? - spytala Lidka z jawna kpina w glosie.
- Jestem jego szefem sztabu - stwierdzil Rysiuk, nie zwracajac uwagi na jej prowokacyjny ton. - Na razie zdobylismy mandat deputowanego w Radzie Miejskiej. Za kilka lat przymierzymy sie do fotela burmistrza, a za nastepne cztery... sama rozumiesz... prezydentura. Pracy jest potad - Rysiuk przesunal don nad glowa.
- Mowisz powaznie? - zapytala Lidka, wpatrujac sie z uwaga w filizanke ze stygnaca juz kawa.
- Jak najbardziej.
- Zamierzasz wziac Zarudnego... pamiec Zarudnego, jego dziedzictwo... i chcesz je przyszyc do swojego, watpliwej barwy, sztandaru? Biala nicia?
- „Krecimy sie jak wiewiorka na kolowrocie - niezbyt glosno zacytowal Rysiuk - od cyklu do cyklu i wyglada na to, ze z tej sytuacji nie ma wyjscia. Ale byc moze, skoro apokalipsa jest kolowrotem dla wiewiorki, to Wrota sa nie tylko ratunkowym kolem? Jezeli apokalipsa jest proba, to byc moze Wrota sa testem? Labiryntem dla szczura? Jestesmy liczni, ale i Wrot otwiera sie wiele. Gotow jestem udowodnic z olowkiem w reku - Wrot otwiera sie tyle, ze powinni ocalec WSZYSCY. Pod warunkiem, ze nie straca ani sekundy. Jezeli nikt sie nie zatrzyma, by odepchnac z drogi sasiada... Ale czy to mozliwe?”
- Masz dobra pamiec - stwierdzila Lidka po chwili - ale cos jednak przeinaczyles. Nie „Wrota sa nie tylko kolem”, ale „Wrota sa czyms wiecej, niz tylko ratunkowym kolem”. Tak, a nie inaczej.