Rysiuk usmiechnal sie z satysfakcja.

- „Po co ustawia sie Wrota? I co sie stanie, jezeli ktoregos dnia ludzkosc przejdzie przez nie z dumnie podniesiona glowa, nie zwlekajac, ale i bez pospiechu, podtrzymujac kazdego, kto sie potknie? Co bedzie, jezeli zisci sie to, co na razie wydaje sie niemozliwe? Mozliwe, ze wtedy skonczy sie cykl i kaganiec zostanie zdjety. Ludzkosc wreszcie ponownie zacznie sie rozwijac. Rozwijac sie, a nie biegac w kolko, rozkrecajac ten cyrkowy beben. Mozliwe, ze budowniczy Wrot uzna, iz teraz ludzkosc godna jest istnienia bez sznura...”

- Do czego pijesz? - spytala ostro Lidka.

- Do pytania o biale nitki - tak samo ostro odpowiedzial Rysiuk. - Nasz sztandar to jedyna osnowa dla idei Zarudnego. One, te idee, przylgna do niego bez zadnych nitek.

- Przylgna do generala?! - uniosla sie Lidka.

- Nie do generala, a do sztandaru - lagodnie przypomnial jej Rysiuk. - Jezeli odpowiada ci tak gornolotny styl.

Lidka milczala.

- W rzeczywistosci - jeszcze lagodniejszym tonem ciagnal Rysiuk - mowa o spoleczenstwie zdolnym do ewakuacji bez strat. Bez tloku. Bez przepychania sie. Tak wlasnie. Pij kawe, poki nie ostygla.

Lidka ujela filizanke. I odstawila ja na miejsce:

- Igor, a nie zechcialbys zajac sie czyms konkretnym? Pojsc, na przyklad, na kurs nauczania w mlodszych klasach. Przeciez wszedzie sa ogloszenia.

Rysiuk usmiechnal sie:

- Kto wie... Kiedy Slawek bedzie w domu? Zebym mogl do niego zadzwonic?

- Watpie, czy Slawek ci pomoze - stwierdzila Lidka zimnym glosem. - Ma alergie na spekulacje nazwiskiem ojca.

- No dobrze - Rysiuk krotko skinal glowa. - Ale widzisz, nazwisko Andrieja Zarudnego nie nalezy wylacznie do Slawka czy ciebie. Przede wszystkim wydamy jego dziela zebrane, a oprocz tego jest w polowie gotowa ksiazka „Moj maz, Andriej Zarudny. Rozstrzelana sprawiedliwosc”.

Lidka oblala sie kawa: - Co takiego?!

- Twoja tesciowa napisala „rybke”. A poniewaz ma kiepski styl... takie tam romantyczne bajdurzenie... znalezlismy kogos, kto opracuje to literacko. Chcesz, dam ci poczytac?

- Igor, to podle - stwierdzila Lidka.

Rysiuk wstal. Podszedlszy do niej, oparl sie o stol, az jego oczy znalazly sie naprzeciwko oczu Lidki... choc odrobine wyzej.

- Dlaczego podle? Czy taka ksiazka jest gorsza od tablicy pamiatkowej? Przyjac nazwisko „Zarudna” po to, zeby dostac sie na uniwersytet - to dobrze? A starania o kontynuacje pracy Andrieja - to podle?

Na skroni pulsowala mu zylka. Zewnetrznie byl spokojny, ale Lidka nagle zrozumiala, ze ten spokoj jest zwodniczy.

- Chcialam zajmowac sie nauka - stwierdzila przez zeby. - Chcialam zostac jego... spadkobierczynia i kontynuatorka dziela. Czy to dla ciebie zrozumiale?

- I czemu nia nie zostalas? - zapytal cicho Rysiuk.

- Dlatego, ze historia kryzysow nie jest nauka! To iluzja, fantazja! Bezmyslne zbieranie faktow, ktorych nikt nigdy nie zdola zinterpretowac!

- Tu cie mam - Rysiuk odepchnal sie od stolu i podszedl do niziutkiego, pokrytego ceglastymi zaciekami piecyka. - W tej dziedzinie nic ci nie wyszlo. Co nie przeszkadza ci w okazywaniu zazdrosci i zawisci, jezeli pojawia sie inny kandydat na miejsce spadkobiercy i kontynuatora.

- Nieprawda - stwierdzila Lidka martwym glosem.

Rysiuk westchnal.

- Chcesz powiedziec, ze Andriej Igorowicz przez cale zycie zajmowal sie iluzja i pseudonauka?

- On zajmowal sie... - Lidka oblizala wargi - Zajmowal sie... przeciez same odnosniki do szczegolowego obciazenia demograficznego, wspolczynnika przenikliwosci, przesuniecia populacyjnego...

- Znaczy, on czegos sie dogrzebal, badajac historie kryzysow, a ty - nie, i na tym opierasz swoje twierdzenie, ze to pseudonauka?

Lidka zapragnela nagle wstac i wyjsc. Oznaczaloby to jednak kompletna, pelna i katastroficzna kleske, porazke bez prawa do rehabilitacji, dlatego zacisnela zeby i zostala.

- A nie probowalas popatrzec na ten sam problem z drugiej strony? - zapytal Rysiuk cichym glosem. - Nie, jak dzialaja Wrota, i dlaczego dzialaja tak, a nie inaczej, ale co zrobic, zeby przy wejsciu do nich nie bylo tloku?

Lidka patrzyla w stol.

- Pamietasz apokalipse? - zapytal Rysiuk. - A swoja siostre pamietasz?

- Milcz - syknela Lidka cicho.

- Kazdy z nas jest rozumnym czlowiekiem - ciagnal Rysiuk. - Ale zebrani razem, przestajemy byc ludzmi. Stajemy sie jedna istota, tepa i kompletnie pozbawiona sumienia. Stajemy sie tlumem.

Lidka z trudem przelknela sline:

- I w jaki sposob poradzi sobie z tym twoj general?

- Zobaczymy - westchnal Rysiuk. - Byc moze, nic z tego nie bedzie, Lida, wybacz moj brak taktu. Zrezygnowalas z dzieci swiadomie? A moze to jakies medyczne problemy?

Spojrzala mu prosto w oczy. Wzruszyl ramionami, jakby chcial rzec: no coz, taki juz ze mnie nachalny potwor.

- Najpierw nie chcialam - odpowiedziala, sama zdumiona wlasna otwartoscia. - A potem... zapragnelam dziecka. Jeszcze moglam. Wtedy jeszcze wszystkie rodzily... Mozna bylo zdazyc...

Rysiuk kiwnal glowa: - Rozumiem...

- Co rozumiesz? - nie wytrzymala Lidka. - Co ty w ogole rozumiesz?! Jego starszy syn poszedl dzis do szkoly, a ma jeszcze dwie corki z roznymi matkami! Hojny byl, bydlak, byk reproduktor. Kryl wszystkie, ktorych dotykal, wszystkie zaplodnil, calkowicie bezplatnie! I okazalo sie, ze studnia z nasieniem nie byla bez dna. Wystrzelal sie!

- Lido - ostrzegawczo rzekl Rysiuk. Lidka pojela, ze zhanbila sie ostatecznie i wybuchajac placzem, przewrocila na stol filizanke. Na brudnym stole rozlala sie brazowa kaluza.

Wtedy, po powrocie z ekspedycji, przezyli prawdziwy miodowy miesiac. Uwierzyla, ze kocha Slawka. I najpewniej go wtedy kochala. „Mamo! - wolal Slawek do Klaudii Wasiliewny. - Bedziemy mieli dziecko!” Tesciowa rozkwitala w oczach, nazywala Lidke coreczka i podsuwala jej orzechy z miodem.

Wszystko sie skonczylo, choc nie od razu. Nadzieja umiera ostatnia, choc byloby lepiej, gdyby zdechla od razu... ta nadzieja... zamiast sie tak meczyc.

- Wiec po co nadal zyjecie razem?

- Przyzwyczailam sie do niego - odpowiedziala Lidka, przelykajac lzy. - Przywiazalam sie... I nie mam pojecia, dokad pojsc. W domu wszyscy maja swoje sprawy, tam mieszka brat i kuzynka... Janka nieustannie i nie w pore mi sie przypomina... A zreszta... zyje w mieszkaniu Zarudnego. Andrieja Igorowicza. Siedze za stolem, przy ktorym sam siadywal... Ja go do tej pory kocham, Igor, czy tego nie widac?

- Widac - stwierdzil Rysiuk.

I polozyl jej reke na ramieniu.

* * *

Biurko bylo zawalone rozmaitymi papierzyskami. Lidka usiadla przy brzezku, oparla sie lokciami i polozyla podbrodek na splecionych palcach.

Oto rozlozone kartki niedoprowadzonej do konca dysertacji. Zebrac, zlozyc, zwinac w rulon i wetknac do kosza.

Oto jakies zapiski Slawka - niech sam je sobie pouklada. Zebrac razem, wlozyc do skrzyneczki i odslonic skrawek plastyku, spod ktorego widac juz kawalek policzka.

Stos czasopism - przelozyc na szafe. Okienko sie powiekszylo, wyjrzalo spod niego usmiechniete oko.

Zsunac na bok stary arytmometr, zebrac gazety, przesunac dlonmi i zetrzec kurz. Otoz i on. Usmiecha sie, jakby nigdy nic.

Trzasnely drzwi wejsciowe. Lidka westchnela ciezko i opuscila podbrodek na splecione palce. Plastyk byl w jednym miejscu silnie zadrapany i wygladalo to tak, jakby Zarudny mial biala szrame na policzku.

Slawek cichutko, w papciach, przeszedl obok gabinetu do kuchni. Lidka slyszala, jak przestawia puste garnki. Potem drzwi gabinetu lekko sie uchylily:

- Lid... pracujesz?

- Nie - odpowiedziala krotko.

Slawek wszedl do pokoju. Poczucie winy oblepialo go niczym ogromna meduza. To osobliwe poczucie winy, do ktorej czlowiek sam nie chce sie przyznac. I ktore poniza swojego nosiciela.

- Widzisz... Niektore zony gotuja obiad. Albo chocby chleb kupuja.

- Wiem - odpowiedziala obojetnie.

Slawek milczal. Przeniosl wzrok z Lidki na okno, potem zerknal na biurko, gdzie spod plastykowej przezroczystej plyty usmiechal sie jego ojciec.

- Lida... czy cos sie stalo?

Wzruszyla ramionami.

- Jakby to powiedziec... oczywiscie, ze sie stalo, tylko ze dosc dawno temu.

Przez chwile milczal i tarl dlonia o dlon. Potem odpowiedzial, podkreslajac uraze chlodem glosu:

- A... To przepraszam.

I kiedy odwrocil sie, zeby wyjsc, Lidka zapytala, rozmyslnie zwracajac sie do jego plecow:

- Nie chcialbys przypadkiem ozenic sie z matka swojego dziecka? Obojetnie ktorego, masz przeciez wybor?

Szerokie plecy Slawka drgnely, jakby ktos po nich sieknal batem.

- Nie - odpowiedzial, nie odwracajac sie. I dodal po chwili przerwy: - Chcialbym wierzyc, ze mnie kochasz.

- No to wierz - odpowiedziala znuzonym glosem. I Slawek wyszedl; nie spojrzawszy na nia, starannie zamknal drzwi.

Lidka zostala sama z Andriejem Igorowiczem. Polozywszy glowe na blacie, przylgnela policzkiem do chlodnej powierzchni plastyku.

Rozdzial 8

...wzdluz uszkodzonej linii energetycznej wybuchly pozary, zagradzajace ludziom droge ewakuacji. Jednoczesnie z wody poczely sie wylaniac glefy, jedna za druga, jakby wyczuly latwy zer. Kilka tysiecy ludzi znalazlo sie w pulapce...

[„Armia i OP”, ilustrowane podsumowanie 53-ciej apokalipsy, tom 4, str. 209.]

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату