- Owszem, mozliwe, obecnie toczy sie gra na wieksza skale, ale przeciez za trzy lata bedzie kolejna
Ujawszy ja za ramiona delikatnie, niby ciezka waze, zdjal z krzesla i przyciagnal do siebie.
- A nowe panstwo wyrosnie na resztkach starego, jak trawa...
- ...na trupie... - wtracila przez zeby.
- Coz za naturalizm - Rysiuk wzruszyl ramionami i szlafrok zsunal mu sie z ramion. Policzek Lidki nagle znalazl sie przy twardej, zimnej i bezwlosej piersi Igora.
- Pusc - poprosila cicho.
- O tak - stwierdzil ze smutkiem w glosie. - Wlasnie tak struktury silowe postepuja z ufajacym im narodem... dla jego wlasnego dobra.
Papcie Lidki zostaly w kuchni. Jej stopy nie dotykaly ziemi; Rysiuk niosl ja tryumfalnie i jednoczesnie niedbale, jak mysliwy zdobycz.
- Igor, ja naprawde nie chce. To nie kokieteria. Pusc mnie...
- A panstwo nie obejdzie sie bez odrobiny przymusu. Szczegolnie w przeddzien apokalipsy. Wybacz, ze mowie banaly...
Lidka zmacala stopami podloge i sprobowala sie wyrwac, ale Rysiuk zrecznie podcial jej nogi i polozyl ja na kosmatym dywanie posrodku sypialni.
- Igor, zwariowales, czy co?!
- Polityka ma na ciebie niedobry wplyw. Zrobilas sie nerwowa i stracilas smak zycia - blokujac jedna reka jej nadgarstki, zrecznie zdzieral z niej bielizne. - A tymczasem szykuja sie ogromne wstrzasy i wielka praca... trzeba przerobic cala spoleczna swiadomosc pod model nowej apokalipsy... Model Zarudnego. Wrota dla wszystkich; ludzie to nie kury, ktore depcza jedna druga. Ani jednej niepotrzebnej smierci, wszyscy zdaza.
Szarpaniem sie uzyskala tyle, ze mocniej zgniotl jej nadgarstki.
- Igor... - syknela w zawieszona nad nia twarz. - Jezeli... jezeli ty... Odejde, odejde na zawsze, rozumiesz?
Rysiuk zawahal sie. Zatrzymal sie, znieruchomial i nie spieszac sie z wypuszczeniem rak Lidki z uchwytu, uwaznie ja sobie obejrzal - najpierw rozrzucone na dywanie wlosy, potem obnazone sutki, az wreszcie spojrzal jej w oczy.
- ...ludzkosc spieszaca do Wrot jest podobna do ameby. Najbardziej prymitywnej istoty. Realizujac instynkt samoobronny, reaguje tylko na najbardziej proste, podstawowe bodzce. Nawet jezeli ktos zdola w tym tlumie zachowac zimna krew i ludzkie oblicze - i tak nie zdola niczego zmienic, znajdzie sie bowiem w przytlaczajacej mniejszosci, tlok i scisk pozbawia go mozliwosci dzialania i ruchu. Najbardziej ludzkie ze wszystkiego, co moze zrobic taki smialek, to pozwolic sie stratowac, zeby nie tratowac innych. Lida, skad bierzesz te pewnosc, ze ja sie przestrasze?
Na to nie znalazla odpowiedzi. Szef prezydenckiej kancelarii jak przedtem wisial nad nia, gniotac ja swoim ciezarem i dlawiac oddech.
- Dokad pojdziesz? Co, Slawek Zarudny znow cie zawolal? No, gdybys sie przeniosla do obozu Werwerowa, stalabys sie jego asem atutowym. Pisalabys artykuly o hulankach, o rozrywkach ludzi z prezydenckiego kregu, opisywalabys tylko to, co sama widzialas i Werwerow, z jego idea natychmiastowego wotum braku zaufania otrzymalby mnostwo paliwa pod swoj kociolek... A co, ja tez moge sie tak malowniczo wyrazac...
Lidka milczala, zacisnawszy zeby.
- To Werwerow zwrocil Slawkowi i jego mamuni ich mieszkanie. Prawda? To Werwerow pierwszy wspomnial o zaslugach Zarudnego dla spoleczenstwa. To za jego pieniadze wydano pierwsze dziela zebrane. Wszystko to Werwerow, madry, inteligentny czlowiek, przeciwienstwo tepego zoldaka Mroza, ktory na domiar wszystkiego jest tylko marionetka podlego Rysiuka?
Lidka milczala. Igor przyparl ja mocniej, jego twarz wisiala w odleglosci centymetra od jej rozognionych oczu.
- To Werwerow zlecil zabojstwo Zarudnego, Andrieja. To on go sprzatnal. Lido. Wiem to z cala pewnoscia. A teraz pomysl!
Lidka zaczela krzyczec. Rysiuk bywal bezceremonialny i natarczywy, ale nigdy jeszcze nie potraktowal jej jak cham...
* * *
Przysnily jej sie pozary.
Plonace, wielopietrowe budynki. Najpierw gesty dym, walacy z okien najwyzszych pieter, potem jezyki plomieni, a na koniec ryczace ogniste pieklo, czarne jary, osuwajace sie sciany, osmalone szkielety i gory dymiacych sie rozwalin. Dom za domem, prawdziwe, realne budynki, znajome miasto, miotajacy sie w panice ludzie...
Potem ocknela sie - we snie - zdala sobie sprawe z tego, ze snila i westchnela z ulga. Potem - ciagle w tym samym snie - wstala, podeszla do okna i zobaczyla ciagnace sie jak okiem siegnac wielopietrowe domy... kazdy zwienczony pioropuszem czarnego dymu.
Znow sie ocknela - a raczej sprobowala sie ocknac i balansujac na krawedzi koszmaru, pomyslala, ze to wszystko nie wrozy niczego dobrego. Pozary we snie zwiastowaly nieprzyjemnosci na jawie, ale wszystko jednak dobrze sie skonczylo - jej dom nie splonal, gorzaly te najblizsze, a jej zostal nietkniety.
No, dosc... powiedziala sobie i obudzila sie calkowicie, bez reszty. Slyszac tykanie zegara, postapila zgodnie z niepisana regula i odwrocila sie na drugi bok: „W nocy sie spi”. Zadnych wiecej pozarow... ani iskierki.
Przysnila jej sie ni to jakas wystawa, ni to mityng. Stala na jakims podwyzszeniu, rozgrzana, otoczona pierscieniem mikrofonow, wokol klebili sie reporterzy, jedni przyjaznie usmiechnieci, inni z wrogimi wyrazami twarzy i tlumy ludzi z rozmaitymi minami, czekajacy na to, zeby wyglosila przygotowana mowe, ona jednak nie mogla wydusic z siebie slowa. Otwierajac usta, jeszcze przed chwila pamietala tekst przemowienia co do joty, ale nabrawszy tchu w pluca, zrozumiala, ze w pamieci nie zachowalo sie ani sloweczko, nie mogla sobie nawet przypomniec, z jakiego powodu to cale zebranie, kim sa ci ludzie i czego od niej oczekuja.
Obudzila sie ponownie - oblana zimnym potem. Za oknem byl czarny mrok. Czwarta nad ranem...
* * *
Brat Paszka siedzial na parapecie okna i dziarsko machal nogami obutymi w wyczyszczone do zwierciadlanego polysku czarne trzewiki. Do liceum wpuszczano tylko w czarnych, a jezeli wozny stwierdzil, ze nie sa wyczyszczone, odsylal od progu.
W zeszly wtorek odeslano i Paszke, ktory nie majac ochoty na sprzeczki i wymowki, poszedl napic sie kawy do jakiejs restauracyjki, gdzie znalazl go patrol komitetu edukacyjnego, przeprowadzajacy operacje „Lekcja”. Paszka musial przezyc sporo niemilych chwil - a i dyrektorce liceum tez sie oberwalo. Od tamtego dnia niechlujow w brudnych bucikach wysylano do mycia ubikacji - a Paszki nie wyrzucono ze szkoly tylko dlatego, ze byl bratem Lidii Zarudnej, zalozycielki Dzieciecej Fundacji Kultury. Ostrzezono jednak chlopaka, ze w przypadku chocby najdrobniejszego uchybienia szkolnemu regulaminowi wiecej nie uratuje go zadne pokrewienstwo.
A Ola, corka sasiadki z czwartego pietra w ogole wpakowala sie w powazne tarapaty. Opuscila w szkole trzy dni i jej mama, ciocia Swieta, napisala usprawiedliwienie, ze Ola chorowala i lezala z goraczka. I co? Nie uwierzyli usprawiedliwieniu, przeprowadzili sledztwo i wagary wyszly na jaw. Wladze wyslaly pismo z powiadomieniem do miejsca pracy cioci Swiety, wlepili jej nagane z wpisem do akt, a Oli wyznaczyli kuratora. Olka chodzi blada, lekcje wkuwa od rana do wieczora i co miesiac melduje sie u inspektora rejonowego.
Paszka mial czternascie lat. W ciagu minionego polrocza przeksztalcil sie z pryszczatego wyrostka w przystojnego, nawet urodziwego mlodzika o delikatnych rysach twarzy i z ciemnym pasmem wasika nad gorna warga. I urosl - byl teraz o glowe wyzszy od Lidki. Mial tez dziewczyne, z ktora laczyla go wzruszajaca, szkolna sympatia.
W kuchni bylo ciasno. Lidka dawno juz zapomniala, czym jest prawdziwa, duszna i rozpychajaca sie lokciami ciasnota. Janeczka, ktora w przyszlym roku miala skonczyc liceum, ponuro topila lyzke w stygnacej zupie, na jej pyzatej twarzy nie bylo widac sladu kosmetykow. Na zajecia z kosmetyki nie wpuszczali nawet dziewczat ze starszych klas.
Sania, ktora podczas kilku ostatnich lat znacznie przytyla, myla naczynia. Ledwo raczyla odpowiedziec na pozdrowienie Lidki; uznala zupelnie slusznie, ze krewniaczka, ktora zaszla tak wysoko, nie troszczy sie o rodzine. Dwie rodziny nie moga sie gniesc w trzech malych pokoikach!
Mama cos gotowala i jednoczesnie piekla. Po calej kuchni rozchodzilo sie skwierczenie tluszczu i zapach cebuli; idac w slad za niewzruszonym Paszka, Lidka przeslizgnela sie przez niewielka szczeline pomiedzy lodowka i szerokimi plecami Janeczki, wcisnawszy sie w przestrzen obok stolu i parapetu, usiadla na trojnoznym taborecie.
- Oper przeciagnal juz strune - stwierdzila Janeczka oburzonym basem. - Dodatkowe zajecia w soboty, a chodzic trzeba obowiazkowo! W soboty, mamo!
- To pochodzisz - stwierdzila Sania, halasujac garnkami. - Lepiej zajmowac sie czymkolwiek niz obijac bez celu.
- Ale zeby to byly choc normalne lekcje! - Janeczka nadela sie niczym swiateczny balonik. - Matematyka albo co... A tu trzeba wkuwac kretynskie trasy na pamiec albo ganiac po torze przeszkod! - I nagle dziewczyna dramatycznie znizyla glos: - Wyobraz sobie... Jedna dziewczyna miala swoj czas... no i nie mogla biegac. Powiedziala instruktorowi: „Dzis po torze nie dam rady”. A on, wiesz co jej powiedzial?
- Janeczko... - odezwala sie mama od kuchenki. - Tu sa mezczyzni...
Paszka zachichotal. Jana zmierzyla go wrogim spojrzeniem:
- Ten tu? Co z niego za mezczyzna, ani razu toru nie pokonal! Wuefista powiedzial: „Zamelduj jego mamie, ze bedzie mial pale na okres, a jak sie do niego dobiora goscie z OP, to reka noga, mozg na scianie!”.
- Tfu! - stwierdzila Sania, wycierajac mokre czerwone dlonie. - Nie mow glupot. Zjadlas? To bierz sie do lekcji!
Janeczka podniosla sie, zacisnela wargi i na palcach wyszla z kuchni.
- Teraz juz mieszkania nie kupimy - odezwala sie Sania, zwracajac sie jakby do wieszaka na reczniki. - A czekac na swoja kolej... do samej
- Tfu, zebys w zla godzine nie powiedziala! - stwierdzila mama ze znuzeniem w glosie.
- Ja sie nie zajmuje przydzialami mieszkan - stwierdzila Lidka, popiwszy herbaty. - Urzad dzielnicowy, Nowy Spust siedem, godziny przyjec od osmej do osiemnastej... Zadnych przywilejow. Wrota otwarte dla wszystkich.
Sania westchnela i wyszla za Janeczka.
- Ale mimo wszystko moglabys porozmawiac - niepewnym glosem zaczela mama.
- Z kim? - Lidka podniosla brwi.
Mama opuscila ramiona. Natychmiast sie postarzala i z damy w srednim wieku przeksztalcila sie w starsza, malo zadbana kobiete.
- Z Igorem... Co prawda nie wiem, jak sie tam teraz miedzy wami uklada.
Lidka westchnela.
Na wszelkie sposoby starala sie ukryc przed rodzina zmiane w swoim statusie spolecznym. Przeprowadzila sie do innego mieszkania - tam mi wygodniej. Tak, wszystko w porzadku, Igor ma mnostwo pracy, widujemy sie tylko w dni wolne. Tak, w fundacji wszystko dobrze, praca jak praca...
- Igor... Igor zrzuci mnie ze schodow! Jezeli ktokolwiek sie dowie, ze glowny bojownik o rownosc i zniesienie wszelkich przywilejow robi wyjatki dla... powiedzmy, krewnych... Dobrze, ze nie dowiedzial sie o tej historii z Paszka. Bo zadzwonilby do szkoly, zeby chlopaka wyrzucili! Specjalnie, dla podkreslenia braku wszelkich...
Zadzwonil dzwonek u drzwi. Raz, drugi... dlugo i wladczo. Mama az drgnela:
- Kogo tam o tej porze niesie?
W przedpokoju rozlegl sie szczek otwieranych drzwi, a potem uslyszaly niski, meski glos:
- Dzien dobry... milicja, sprawdzenie dokumentow. Prosze okazac dowody osobiste...
Przez piec minut smierdzacy papierosowym dymem jegomosc porownywal twarze mamy, Sani i Lidki z ich fotografiami na dokumentach. Potem zazadal, zeby mu okazac metryki Paszy i Janki,