sprawdzil dane dotyczace miejsca nauki i zapytal, gdzie znajduja sie zameldowani w mieszkaniu papa i Timur. Wreszcie usatysfakcjonowany kiwnal glowa, przeprosil za najscie i pozegnal sie.

- Teraz to juz przegieli - stwierdzila Janeczka. - Z tymi kontrolami... U nas jedna dziewczyna biletu w tramwaju nie kupila, i zlapali ja kontrolerzy, odprowadzili na posterunek i potem caly dzien chodniki sprzatala. I do liceum doniesli.

- Powaznie? - zapytala Lidka.

Janeczka uniosla nos do gory:

- Ty, ciociu Lido, siedzac w tej swojej fundacji zapomnialas juz o tym, jak zyja zwykli ludzie! Sprobuj teraz wejsc bez biletu do autobusu!

- I slusznie! - nieoczekiwanie agresywnym tonem oznajmila Sania. - Przykrecili srube i bardzo dobrze! W zeszlym cyklu o tej porze przejsc po ulicy wieczorem spokojnie nie mozna bylo! A teraz, spaceruj sobie cala noc. Bylebys miala przy sobie dokumenty!

- Akurat, cala noc! - syknal Paszka z sarkazmem. - Wowke z pierwszego pietra przylapali na ulicy piec minut po jedenastej, wracal z urodzin! Cala noc przesiedzial na posterunku! I jeszcze rodzicow wezwali. Nie wolno, mowia, chlopakom przebywac na ulicach po dziesiatej! Nawet piec minut nie wolno!

- I slusznie! - tak samo gniewnie warknela Sania. - Dlatego mamy spokoj!

- Ojej - odezwala sie mama, patrzac na Pasze. - A ty przedwczoraj od Leny przyszedles o wpol do jedenastej...

- Owszem - stwierdzil zadowolony z siebie Pasza. - I trafilem na patrol. Tyle, ze zobaczylem ich z daleka, a tu, patrze, idzie jedna babina. Wiec ja do niej: „Powiedzcie, ze jestem z wami”. Dala mi swoj worek do poniesienia i tamci nawet nie sprawdzali! Ja tej babinie potem czekoladke dalem...

- Oj, Pawlik - ponuro mruknela mama. - Nie zaczynaj, prosze... Ja juz mam dosc.

„Ja tez!” - pomyslala Lidka, a glosno powiedziala:

- No, na mnie juz czas. Zadzwonie jeszcze wieczorem, dobrze, mamo?

- Tak rzadko zagladasz - odezwala sie mama, patrzac w bok. - I od razu uciekasz...

Lidka rozlozyla rece:

- Coz robic... Przyjde w sobote, na pewno. To trzymajcie sie. Paszka wyszedl odprowadzic ja na schody. Zlapala go za koszule i przyciagnela do siebie:

- Posluchaj... mowie bardzo powaznie. W razie czego, nie powolujcie sie na mnie - tylko pogorszycie swoja sytuacje. Specjalnie zrobia wszystko, zeby pokazac, ze dla nikogo nie ma przywilejow. Jezeli Sania pojdzie do komisji mieszkaniowej i powola sie na mnie, podra formularz podania. A jak ty znow gdzies wsiakniesz, to moga cie wylac, dla przykladu. Zrozumiales? Pasza zacisnal wargi i ponuro kiwnal glowa. Nie probowala lapac taksowki i pojechala do domy autobusem, w ktorym natychmiast po wejsciu skasowala bilet.

* * *

...w przededniu wielkich wstrzasow. Zwykla w czasie przedkryzysowym przestepczosc, ktora dreczyla ludnosc w kazdym cyklu, zostala pokonana w osiemdziesieciu procentach. Przeprowadzono wielkie operacje zwiazane z wykryciem i likwidacja handlu narkotykami, rozmaitych rodzajow spekulacji i prostytucji. Nasza przyszlosc, ktora przyblizal nam swoimi pracami Andriej Zarudny, z kazdym dniem rysuje sie coraz wyrazniej. Smialo patrzymy w twarz nadciagajacej apokalipsie, pod przewodem zwartej, wyposazonej w doskonaly sprzet i dobrze przygotowanej zawodowo OP mozemy sie przeciwstawic slepym zywiolom. Kazdy wejdzie we Wrota... wejdzie spokojnie, zachowujac porzadek i z podniesiona godnie glowa!

[Z przemowienia Prezydenta na III Manewrach im. A.I. Zarudnego, 3-go marca 17-go roku 54-go cyklu]

* * *

Spacerowala wsrod znajomych miejsc i nie mogla ich poznac. Od slonecznego dnia, w ktorym spacerowala tu z Andriejem Igorowiczem, minal prawie caly cykl i wszystko, co zachowalo sie od tamtego czasu, zmienilo sie nie do poznania. Nawet kamienie.

Dyrektorski domek ulegl zniszczeniu podczas apokalipsy i odbudowano go gdzie indziej. Tam, gdzie kiedys byl wybieg dla kopytnych, wykopano stawy dla ptactwa wodnego. Resztek pnia ogromnego, uschnietego i powalonego drzewa nie ruszono - pien lezal wzdluz sciezki, pelniac role niejako dekoracyjna. Boki na poly odartego z kory i porosnietego mchem martwego olbrzyma pokrywaly liczne autografy dorastajacego pokolenia. Byly rozliczne i szczegolowe, od „Kaska jest glupia” po „Swietka dala Wowie” - z dodatkiem ilustracji wycietych pieczolowicie scyzorykiem.

Lidka zatrzymala sie przed lezacym pniem. Obejrzala sie ku miejscu, gdzie wczesniej stal dyrektorski domek, a teraz pysznil sie pelen kwiecia klomb; owszem, nie pomylila sie - to samo miejsce i to samo drzewo. Biegaly po nim wiewiorki. I stali pod nim z Andriejem...

A Zarudny, ktory wtedy wydawal jej sie niewyobrazalnie dalekim i doroslym, byl tylko o kilka lat starszy od dzisiejszej Lidki. „Moja matka zginela podczas ostatniej apokalipsy. Stratowano ja przez samymi Wrotami”.

A on, ten ktory przezyl, powzial troche dzieciece postanowienie: poswieci zycie, by juz nigdy nikogo nie zadeptano podczas ewakuacji. I wlasnie dlatego zaglebil sie w te swoja historie kryzysow, a potem dal nura w smierdzaca kaluze polityki, zajrzal za kulisy spolecznego ustroju, zobaczyl wystajace sprezynki i koleczka, poznal smak wladzy, walki i zwyciestw, a potem wlasna piersia rzucil sie na zlo, ktore mozna bylo wykorzenic - i dostal Swoja kule. Zginal w chwili najwiekszego napiecia i wiary w powodzenie, nie zdajac sobie nawet sprawy z tego, ze przegral. Ze na progu Wrot ludzie sie deptali i beda deptac, a wszystkie jego rozwazania o marszu z dumnie podniesionymi glowami pozostana w najlepszym razie pieknym marzeniem.

„Zasada jest inna... - stwierdzil glos Rysiuka i zabrzmialo to tak prawdziwie, ze Lidka rozejrzala sie w obawie, ze jej dawny kompan ze szkolnej lawy kryje sie za powalonym pniem. - Zasada jest inna, zupelnie inna. Przejscie wielkiej ludzkiej masy przez Wrota bez strat wlasnych? W rzeczywistosci to niemal cyrkowa sztuczka. Skomplikowana, ale mozliwa do wykonania... po dlugim treningu. Jak akrobata trenuje swoje miesnie, stawy, sciegna? Tak samo spoleczenstwo powinno trenowac kazdego z osobna i wszystkich razem we wzajemnych powiazaniach. A ten, kto znajduje sie u wladzy, powinien trenowac to spoleczenstwo... innej drogi, Lido, po prostu nie ma. Albo trupy stratowanych na podejsciach do Wrot, albo swiadomy, codzienny trening do tego, co nieuniknione. Od przedszkola. Pokolenie za pokoleniem. Spoznilismy sie z tym naszym Mrozem, mocno sie spoznilismy... ale rozumiem, ze wczesniej sie nie dalo. Tak czy owak sie denerwuje i dlatego jestem taki zgryzliwy. Tyle czasu straconego na darmo... tyle udaremnionych mozliwosci”.

- Prosze okazac dokumenty.

Lidka drgnela. Tym razem glos byl absolutnie rzeczywisty i nalezal do niewysokiego, lysego silacza w czarnym plaszczu. Jego partner, mlodszy mezczyzna z przedwczesna siwizna na ciemnych wlosach patrzyl na Lidke uwaznie i jednoczesnie obojetnie. Tak pewnie patrzy na dwudziestego piatego tego dnia klienta zmeczony robota wykidajlo.

Wyjela dowod osobisty:

- A co sie stalo?

Lysy przelotnie zerknal na dokument, a potem spojrzal Lidce w twarz.

- Gdzie pracujecie? - zapytal mlodszy.

- W Dzieciecej Fundacji Kultury przy Kancelarii Prezydenta - odparla chlodnym tonem.

Lysy wymienil z mlodszym porozumiewawcze spojrzenia.

- Przeciez jest dzien pracy - zwodniczo lagodnym tonem zauwazyl mlodszy. - Czyzby pracownicy Kancelarii nie podlegali porzadkowi dnia? Macie dokument, ktory usprawiedliwia wasza nieobecnosc w miejscu pracy?

Lidka poczula przyplyw irytacji. Juz wczesniej zdarzaly jej sie podobne sytuacje, ale po uzyciu czarodziejskich slow „Kancelaria Prezydencka” sprawa zwykle sie konczyla.

- Podlegam bezposrednio szefowi Kancelarii, panu Rysiukowi - stwierdzila niemal lodowatym tonem... i w tej samej chwili przypomniala sobie, ze przeniesiono ja juz ponad miesiac temu, a jej aktualny szef... psiakrew, przeciez nie pamieta nawet, jak sie ten typ nazywa!

Mlodszy zwezil oczy i patrzaca w nie Lidka zrozumiala nagle, ze straznik czekal na taka chwile przez caly ostatni rok. Zlapac waznego ptaszka na goracym uczynku, przytrzasnac na jakims wykroczeniu, w rodzaju pospolitej przechadzki, a potem rzeczowo udowodnic sobie i jej, ze dla nikogo nie ma zadnych przywilejow. Im wyzej zaszedles, tym wieksza spoczywa na tobie odpowiedzialnosc i tym glebsza kaluza, w ktora w razie najdrobniejszego przewinienia wetkna cie pyskiem jak kota.

- Bedziecie musieli przejsc sie z nami, obywatelko Zarudna. Trzeba wyjasnic, kto, kiedy, dlaczego i na jakiej podstawie dal wam wolne albo zwolnienie lekarskie...

- No to chodzmy - stwierdzila przez zeby. - Do najblizszego telefonu. Zadzwonie do pana Rysiuka i on da wam usprawiedliwienie... jednemu i drugiemu.

Lysy stchorzyl nagle i po jego minie widac bylo, ze gotow jest odpuscic. Mlody - nie.

„Przepuscilismy wlasciwa chwile... Teraz trzeba bedzie wychowywac ludzi na sile. Potrzebna nam umiejetnosc sluchania i podporzadkowywania sie rozkazom. Umiejetnosc przeistaczania sie w czesc wiekszej calosci, a nie pozostawania oddzielna, oszalala ze strachu istotka. Potrzebne sa na to cale pokolenia, ale pierwsze sukcesy osiagniemy juz w tym cyklu. Sama sie przekonasz, Lido. Zobaczysz - ilosc ofiar bedzie nieznaczna, a w nastepnym cyklu nie bedziemy juz mieli problemow. Wrota dla wszystkich. Z dumnie podniesiona glowa. Czy nie o tym mowil Zarudny?”

Szla miedzy nimi jak zatrzymana. Przy wejsciu do ogrodu zoologicznego stal samochod, w ktorym ktos juz siedzial. Aaa... parka wyrostkow, ktorych czekaja teraz niemale nieprzyjemnosci i ponury jegomosc w kapeluszu, z tortem i bukietem kwiatow w drugiej rece. Tez sobie znalazl miejsce na schadzki... Znajda i twoja damulke, nie da sie uniknac rozglosu, a ty, bratku, moze zoneczke masz albo ona jest mezatka?

- Gdzie telefon? - rozejrzala sie Lidka.

- Na posterunku - odpowiedzial mlodszy.

Lidka zmarszczyla brwi, co podzialalo na Lysonia... najwyrazniej zaczynal sie denerwowac.

- Nie pojde z wami na posterunek - stwierdzila Lidka, zwodniczo lagodnym glosem.

„Lista osob do (umowionego opoznienia) zostanie skrajnie obcieta. Tylko osoby, ktorych przetrwanie ma kluczowe znaczenie dla nowego cyklu, tylko Prezydent, rzad, struktury silowe i zabezpieczenia. Przy prawidlowej organizacji uda sie to zalatwic w kwadrans, potem zacznie sie ewakuacja ludzi - zorganizowany odwrot zamiast panicznej ucieczki. Potrzebni nam beda bardzo liczni lokalni przywodcy, zdolni i wyszkoleni do tego, zeby swoj oddzialek doprowadzic do Wrot i wycofac sie na koncu. Trzeba na nowo przemyslec caly system kontroli i usprawiedliwien... a takze kar dla tych, ktorzy przekraczaja lub zaniedbuja swe obowiazki. To otchlan pracy. Lido, meczacej i czasami niewdziecznej... i na kazdym kroku trzeba bedzie przekonywac siebie i innych, ze wszystko to jest niezbedne i nieuniknione”.

- Dajcie mi mozliwosc kontaktu z moim szefem, on potwierdzi przyznane mi prawo do przebywania tu w czasie pracy - stwierdzila Lidka jeszcze bardziej lagodnym glosem. - Nieprzyjemnosci nie sa potrzebne ani mnie, ani wam, prawda?

Telefoniczna budka stala tuz przy wejsciu, niedawno odmalowana, lsniaca czerwonymi bokami. Lidka spostrzegla ja juz dawno - mlody zreszta tez.

- A coz to, nie mam prawa do telefonu? - Lidka poczula wreszcie narastajace w niej rozdraznienie. Zaraz sie zacznie zachowywac jak rozgniewana jasnie pani... moze nawet zacznie krzyczec? A moze strzeli mlodego w pysk? Calkiem mozliwe... potem posadzaja na trzy dni za chuliganstwo i stawianie oporu wladzy. A Rysiuk palcem nie kiwnie, zeby ja...

- Prosze, dzwoncie - stwierdzil mlodziak przez zeby.

Budka byla za ciasna, zeby sie w niej zmiescily dwie osoby. Mlodziak zostal na zewnatrz i uwaznie patrzyl na dlon Lidki, uniesiona nad dyskiem tarczy numerow.

A niech sobie patrzy.

„Potrzebna nam jest armia agitatorow, ktorzy codziennie beda wdzierac sie w mysli poslusznego prawu obywatela w jednym, jedynym celu: zeby mu wyjasnic, ze dla ogolnego dobra i wspolnej korzysci nie powinien wyrywac sie przed szyk. Chodzi o zycie jego dzieci. Trzeba nadawac tej mysli najrozniejsze formy, docierac do rozmaitych ludzi z roznych stron i wykazywac sie - jezeli chcesz - tworczym podejsciem. Dlatego, ze dzisiejszy egoizm i niedbalosc zaowocuja smiertelnymi przypadkami w przyszlosci. Rozumiesz, Lido?”

Sluchawka telefonu byla niemile zimna. I zyl w niej odlegly, cherlawy szumek.

W ostatniej chwili Lidka pomyslala, ze mozna zadzwonic i do ojca, ktory teraz zajmuje dosc znaczace miejsce w systemie ubezpieczen. Mozna zadzwonic do wuja Dimy, zastepcy Rysiuka,

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату