ktorego telefon tez doskonale pamietala. I ze obaj beda musieli wyjasniac co i jak, i za nia sie czerwienic. I oba telefony nie zdadza sie nawet psu na bude.

A gdzie powinna tkwic podczas godzin pracy? Gdzie? W swojej fundacji? Owszem. Siedziec za niezwykle rozleglym biurkiem i przekladac z miejsca na miejsce nikomu niepotrzebne papiery. Za to jej placa, a ona - patrzcie ja! - w samym srodku dnia wyrwala sie do ogrodu zoologicznego; zgrzeszyla i naruszyla jedna z tych regul, ktorych niewzruszone wykonywanie, z Rysiukowego punktu widzenia, zapewni przebycie apokalipsy bez ofiar.

Mlody nadzorca czekal; Lidka gotowa juz byla odlozyc sluchawke i z ksiazecym usmiechem stwierdzic: „Ach tak, rozmyslilam sie. Macie absolutna racje, jestem winna i nie beda sie sprzeciwiac temu, by odpowiedziec przed prawem”.

Mial pieknie osadzone oczy. I rasowe, wyraznie zarysowane kosci policzkowe. Interesujacy mezczyzna, tyle ze cale wrazenie psuje surowym i umyslnie ostrym spojrzeniem. Ciekawe, czy tak samo patrzy na swoja kobiete? A moze po powrocie do domu zdejmuje maske ulicznego inkwizytora i przemienia sie w milego chlopaka, kochajacego ojca i meza?

To chyba niemozliwe, pomyslala Lidka. Maski lubia sie zrastac z czlowiekiem. Zreszta, nie na kazda morde da sie taka maske nalozyc...

Zobaczyl zmiane w jej spojrzeniu i ponaglil:

- No? Dlugo marny czekac?

Drgnela i wsunela palec w wyciecie tarczy. Plastykowy pierscien zareczynowy.

Nie rozmawiala z Rysiukiem juz od poltora miesiaca. Nie wymienila z nim ani jednego slowa. Pomysl z telefonem byl blefem, miala nadzieje, ze mlodzik stchorzy, ale ostatnimi czasami wszyscy ci groszowi spoleczni kontrolerzy zupelnie pozbyli sie poczucia strachu; bac powinni sie inni. Tak jak ci smarkacze, ktorzy siedza teraz w samochodzie - w przyszlosci nie beda juz sobie spacerowac bez celu. Albo ten biedaczyna z tortem, ktorego posadzono obok: na dlugo przejdzie mu apetyt na slodycze...

A przeciez zupelnie mozliwe, ze to drobne potkniecie bedzie mialo dla Lidki bardzo nieprzyjemne konsekwencje. „Odejda” ja z fundacji, cicho i niepostrzezenie, od dawna wszyscy maja jej dosc, klula w oczy swoja niezaleznoscia, a dla Rysiuka taki obrot sprawy bedzie kolejnym asem w jego talii niewzruszonych zasad i pryncypiow. Co dalej? Kontrolerem nie zostanie za chinskiego boga... czyli czeka ja zwykly nauczycielski stol w szkolnym gabinecie historii, ten sam, pod ktory tak czesto podkladaja korki. Co prawda, teraz to juz sport zapomniany. Teraz na horyzoncie mlodych figlarzy nieustannie majaczy dziecieca izba milicyjna, szkoly specjalne z internatami pod specjalnym nadzorem, a taka perspektywa silnie psuje radosc wynikajaca z podlozenia niespodzianki pod nauczycielskim tylkiem.

A czy ona choc kochala Igora przez trzy dni podczas ich dlugiego wspolnego pozycia? Ze wszystkiego wynika, ze tak, kochala, przy czym swego czasu nawet goraco i tkliwie...

Zerwanie tez kosztowalo ja wiecej, niz myslala. Znacznie wiecej.

Przytrzymujac tarcze lokciem, wybrala numer bezposredniego telefonu do Rysiuka.

„Aresztancki” samochod dal glos klaksonem, naglac do pospiechu. W sluchawce zabuczaly przeciagle sygnaly.

„Niczego sie nie boje - pomyslala Lidka z rozdraznieniem. - Jak chca, niech robia, co im do lbow strzeli, niech mnie zawioza na posterunek, niech pisza do pracy, do fundacji, do samego diabla w piekle... do wiezienia mnie przeciez nie wsadza... Chyba.”

Robaczek paniki drgnal i ucichl. „Co mi odbilo? - pomyslala Lidka z rozdraznieniem. - Jakie wiezienie, za co?”

W sluchawce monotonnie buczal sygnal.

„Mnie tez zastraszyli - pomyslala Lidka z gniewem. - Nawet mnie. Do pracy, z pracy, w soboty do kina. W autobusie bilecik, na wodke kartka, choc na cholere mi ta wodka, nigdy w zyciu jej nie pilam. Trzeba przezyc podczas apokalipsy! W przyszla niedziele oglosza cwiczebny alarm - i pobiegne na szkolenie, jeszcze jak pobiegne, choc bola mnie nogi i lamie w kregoslupie, choc wolalabym poczytac dobra ksiazke... nawet, gdybym miala randke. Trzeba mnie tresowac jak szczura, poniewaz sama nie rozumiem, co dla mnie dobre. Nie chce mi sie cwiczyc w przededniu apokalipsy, nie chce mi sie lazic po dachach ani biegac po torach przeszkod czy na orientacje, nie mam ochoty na wystawanie calymi godzinami przed jasno oswietlona atrapa Wrot i na komende jakiegos opera cwiczyc „szyk zwarty w czworszeregu”.

- Taa-ak - odezwal sie Rysiuk w sluchawce. Znajome, przeciagle, lekko kpiace: „Taa-ak”.

- Czesc - powiedziala Lidka po chwili przerwy. I dodala, specjalnie dla mlodego kontrolera: - Witaj, Igorze Georgiewiczu.

Mlodziak pochylil sie ku przodowi, prawie przylepiajac sie do metnej szyby. Lidka noga uchylila drzwi, jakby zapraszala go do udzialu w rozmowie.

- Witaj, Lido - odpowiedzial Rysiuk bez sladu zdziwienia w glosie. - Co tam u ciebie?

Jego glos metalicznie bebnil w sluchawce i Lidka, odsuwajac ja od ucha, stworzyla mlodziakowi mozliwosc podsluchiwania kazdego slowa.

- Bardzo mi sie nie podoba to, co sie wszedzie dzieje - stwierdzila zmeczonym glosem. - Irytuje mnie kampania ogolnej, socjalnej tresury. Mdli mnie od widoku tych... spolecznych kontrolerow. To sie wszystko zle skonczy, wspomnisz jeszcze moje slowa.

Rysiuk dlugo milczal i Lidka przestraszyla sie, ze odwiesil sluchawke.

- Dzwonisz z automatu? - zapytal na koniec.

- Tak.

- Cos sie stalo?

- Nie - odpowiedziala powoli. - Na razie nic sie nie stalo... ale jeszcze troche i zaczne rzygac od takiej realizacji idei Zarudnego.

- Nos ze soba papierowa torebke - powaznym glosem poradzil jej Rysiuk. - Taka, jakie rozdaja pasazerom na statkach. Chcialas jeszcze cos dodac?

Lidka westchnela.

- Nie. Powiedzialam juz wszystko. To na razie...

- Czesc.

Poczekala, dopoki w sluchawce nie zabrzmialy krotkie sygnaly i odlozyla sluchawke. „Aresztancki” samochod bipczal juz bez przerwy.

- No to chodzmy - niemal wesolym i przyjaznym tonem odezwala sie Lidka do mlodego kontrolera. - Razem rozpatrzymy sobie moje liczne grzechy...

* * *

...Umowione opoznienie skraca sie do pietnastu minut. Spis osob podlegajacych ewakuacji poza kolejnoscia bedzie zatwierdzany wlasnorecznie przez Prezydenta. Krewni osob wlaczonych do spisu beda ewakuowani na ogolnych zasadach. Wyklucza sie wszelkie wyjatki. Po zdjeciu ze stanowiska pracownik traci prawo do ewakuacji poza kolejnoscia. Za realizacje tego zarzadzenia odpowiada Centralny Sztab OP i szef Obrony osobiscie...

[Zarzadzenie Prezydenta dotyczace zmian w „umowionym opoznieniu” z dnia 15 maja 17-go roku 54 cyklu]

Rozdzial 9

- Witajcie, dzieci. Jestem Lidia Anatoliewna.

„Dzieci” staly kazde na swoim miejscu. Niezle je wytresowano. Za czasow Lidki nauczyciela zwykle witano niezbyt energicznym oderwaniem tylka od lawki i czasami - jezeli ktos mial ochote - wykrzykujac niezbyt wyrazne pozdrowienie. Ci zas wstali jak mali zolnierze, w odpowiedzi na powitanie wszyscy jednoczesnie kiwneli glowami, a usiedli dopiero po odpowiedniej komendzie.

Lidka obrzucila klase szybkim spojrzeniem. Kilka wyblaklych tablic z rybimi i zabim flakami, schemat przedstawiajacy wszystkie cztery fazy rozwoju dalfina, plan dnia z tak poprawnymi, ze az wzbudzajacymi w niej mdlosci obrazkami i wewnetrzny rozklad zajec, ktory musiala przestudiowac przy przyjeciu jej do pracy w tej szkole. Niech to zaraza - wszystko zaplanowane - o ktorej przychodzic do szkoly, na ktorej przerwie wolno sie posilic, kiedy mozna sie napic, podreczniki klasc z prawej strony, dziennik z lewej, dol regulaminowej sukienki powinien zakrywac kolana, koszula do marynarki ma byc jednobarwna, a w dni swiateczne biala i bron Boze w paski czy kratki. Nauczyciele mieli swoj regulamin, ktory Lidka skwitowala krzywym usmieszkiem - na szczescie dyrektorzyca niczego nie zauwazyla.

No coz, drogie kroliczki, zaczniemy.

Najwyrazniej miala w tej chwili wielce wymowny wyglad, poniewaz „kroliczki” za stolami znieruchomialy i wbily wzrok w twarz nauczycielki.

Starsza grupa, sami szesnastolatkowie. Boze, jak nieprzyjemnie jest poczuc sie stara. Dopoki nie zobaczysz tych niedorostkow, dopoki sie do nich nie porownasz, jakos lzej jest uwierzyc w swoja wiecznie trwala mlodosc.

A przeciez ma wszystkiego trzydziesci trzy lata. Ale czuje sie tak, jakby miala szescdziesiat. No, w kazdym razie dzisiaj akurat ma takie wrazenie.

- Zaczyna sie nowy rok szkolny, ktory dla was bedzie ostatnim. Jestescie maturzystami, czyli spoczywa na was szczegolna odpowiedzialnosc...

Zajaknela sie na sekunde. Jakaz znow na nich spoczywa odpowiedzialnosc - cholera ja wie, trzeba po prostu cos powiedziec o spolecznych obowiazkach, a teraz to niezbedne, najwazniejsze, od czestego uzywania kompletnie juz pozbawione wszelkiego znaczenia...

- ...za jak najbardziej staranne przyswojenie sobie wiedzy. Podczas apokalipsy powinniscie sie wykazac wzorowa postawa i obywatelska swiadomoscia, by w nowym cyklu zostac dobrymi specjalistami i jeszcze bardziej swiadomymi czlonkami rodzin i spoleczenstwa.

Chcialo jej sie smiac, ale nie pozwolila sobie na najbardziej nawet nikly usmieszek. Jezeli dyrektorzyca podsluchuje pod drzwiami - niech sobie slucha do woli. Lidka wyraza absolutnie poprawne politycznie poglady, w duchu czasow. I zgodne z oczekiwaniami.

- Czlonkami i czlonkiniami - odezwal sie ciemnowlosy chlopak z drugiej lawki w lewym rzedzie. Odezwal sie cichutko, ale bystry sluch Lidki jej nie zawiodl, tym bardziej, ze wlasnie na cos takiego czekala.

- Wstan. Nazwisko?

Wyrostek poczerwienial i wstal. Niewysoki chlopak, o szeroko rozstawionych kosciach policzkowych i jaskrawozielonych oczach. Ten nie da sie zjesc w kaszy - pomyslala Lidka.

- Maksymow.

- Podejdz do tablicy.

Chlopak wyszedl zza lawki. Lidka doskonale wiedziala, ze w tej chwili wykuwa sie jej szkolny wizerunek oraz stosunki z klasa i chciala utkwic w pamieci tych maturzystow jako najbardziej krwawy z katow, jakich spotkali podczas pieciu lat nauki.

I zachcialo jej sie tego akurat dzisiaj...

- Maksymow - odszukala w dzienniku nazwisko zielonookiego. - No wiec, Maksymow, co miales z biologii w minionym roku?

- Piec - odpowiedziala ofiara cichym glosem.

- Znakomicie - usmiechnela sie jak lis wchodzacy do kurnika.

- Ocenimy zatem stopien opanowania przedmiotu przez klase wedle stopnia przygotowania piatkowego ucznia. Usuncie z lawek wszystkie podreczniki. Otworzcie zeszyty i napiszcie: „Praca wlasna”. Ty, Maksymow, na tablicy, a reszta w zeszytach zechciejcie zdefiniowac pojecia: „rejonowe obciazenie demograficzne”, „przesuniecie populacyjne” i „organiczny prog wytrzymalosci”. Czas - piec minut. Start... czekam.

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату