Coz, szef Administracji sobie podpil i teraz spotkaja sie z Artiomem. Nic wielkiego. Przeszkodzic zwiazkowi Lidki z Maksymowem nie zdola ani Prezydent, ani jego Administracja i cale OP razem wziete.

Kiedy wrocila do pokoju, Rysiuk stal przed otwartym oknem i zamyslony grzebal w doniczce z kaktusem. Rzucal w dol drobne kamyczki i grudki ziemi z piaskiem.

- A-a-a... otoz i on.

Lidka spojrzala mu przez ramie. Podworzem szedl, wymachujac teczka, Maksymow. Szedl nie kryjac sie, juz od dawna tak przywykl chodzic, za drzewami powarkiwaly samochody, gdzies niedaleko brzeczal tramwaj; poza tym w ten czerwcowy dzien nie bylo slychac zadnych innych dzwiekow - a mimo to wydawalo sie, ze kazdy krok mlodzienca uklada sie w rytm nieslyszanego przez nich marsza.

Lidka mimo woli sie usmiechnela. Nawet w tej sytuacji milo bylo patrzec, jak idzie; wywolane niespodziewana wizyta Rysiuka napiecie powolutku tajalo, cofalo sie i rozplywalo w nicosc.

- Podobny do mojego chlopaka - stwierdzil. - Ciekawe, jakby zareagowal, gdybym dowiedzial sie, ze on kreci ze swoja nauczycialowka...

Ostatnie slowo potworek dosc jawnie laczylo w sobie „nauczycielke” „cialo” i, jalowke”. Lidka usmiechnela sie.

- Ale nie dowiedzialbys sie, tatusku. Watpie, zeby twoj chlopak powierzal ci swoje sekrety. Kiedys go widzial ostatnio?

Rysiuk odwrocil sie ku niej, chybnal sie i Lidka poczula strach, ze wypadnie na zewnatrz.

- Widzialem go... Widzialem, Lido. Ale nie wstawilem go do spisu uprzywilejowanych. Nie wstawilem. Tylko osoby publiczne. „Umowione opoznienie” skrocono do minimum. Gdybys miala dzieci. Lido... Zrozum. Gdybys miala wybor - puscic swojego ucznia ze wszystkimi, jak leci, czy w ramach „kontyngentu”... Co bys zrobila?

Podchodzac do budynku, Maksymow podniosl wzrok. I niemal sie potknal; szybko przeniosl spojrzenie na dwa czarne samochody przy bramie, na nudzacych sie i siedzacych na laweczce mezczyzn w garniturach... i znow spojrzal w okno Lidki.

Odsunela Rysiuka w glab mieszkania i pomachala gosciowi dlonia. Jakby mowila - wlaz, czemu stanales?

- Lido - odezwal sie glucho Rysiuk. - Ty mnie nie sluchasz. A to bardzo wazne.

- Wazne? - machinalnie powtorzyla Lidka. Na schodach lada moment powinny zabrzmiec lekkie, mlodziencze kroki.

- Wazne - Rysiuk lyknal z kubka. - Podla ta twoja kawa... Lido, pozno zaczelismy. Prawie za pozno. Brak nam czasu... gdybyz tak kilka cykli wczesniej... rozciagnac wszystko, zaczac od drobiazgow, bez gwaltow i uzywania sily... moze bysmy zdazyli. Plote bzdury. To niemozliwe. Apokalipsa nie czeka...

Rozlegl sie brzek dzwonka.

- Wybacz - zwrocila sie Lidka do Rysiuka.

- Ty tez mi wybacz - odparl po chwili milczenia szef Administracji.

Lidka juz szla ku drzwiom.

- Wejdz, Artiom... to moj niegdysiejszy klasowy kolega, Igor Georgiewicz. Wpadl ze wzgledu na pamiec starych, dobrych czasow.

- My wspominamy przeszlosc... - stwierdzil Rysiuk, wylewajac resztki kawy pod kaktus. - A przed wami przyszlosc... Hulaj, pokis mlody! - wyciagnal dlon, jakby chcial musnac nia Maksymowa po wlosach. Mlodzieniec sie cofnal. Rysiuk wycofal reke i uwaznie obejrzal swoja dlon:

- Krotka mam linie zycia... Dobra, Lido. Kiedy twojego chlopaka trzeba bedzie urzadzic na uniwersytecie, zadzwon do mnie - jego przeciez nie przyjma, ze wzgledu na ojca. Jak bedzie trzeba, zadzwon - ale do mnie, nie do rektora. On i tak potem zadzwoni do mnie... w sumie niezrecznie to wychodzi. No, badz zdrowa.

Pocalowal ja w policzek - Lida postanowila sie nie uchylac. Rysiuk machnal reka i wyszedl, starannie zamykajac za soba drzwi.

* * *

...jestesmy oszukiwani. Spisy osob uprzywilejowanych do ewakuacji poza kolejnoscia dawno zostaly poprzerabiane. W czasie „umowionego opoznienia” zostana wywiezieni nie tylko najwyzsi urzednicy, ale i ich rodziny. Prezydent Mroz osobiscie wpisal na liste swojego syna, wnukow, synowa... A nasi synowie i wnuki straca bezcenny czas - zostana na pastwe trzesien ziemi, glef i scisku przed Wrotami. Prezydent Mroz zdradzil idealy, ktore swego czasu wykorzystal, zeby zdobyc wladze...

[Ulotka]

* * *

Namiocik byl nowiutki i pomaranczowy - pachnial guma i stoiskiem z artykulami sportowymi. Nikt nigdy jeszcze w nim nie spal. Nagumowana podloga nie pamietala zadnych milosnych westchnien.

W dach, pokryty polietylenowa plachta, cichutko stukaly krople deszczu. Lezeli objeci, odciawszy sie calkowicie od swiata zewnetrznego. Gdyby za ciasno zasznurowanym wejsciem zaczela sie teraz apokalipsa, i tak by nie rozlaczyli splecionych ramion.

Wczoraj udalo im sie wydostac z miasta, omijajac posterunek OP. Przedzierali sie przez blocka, jakies jary, przez las - i pod koniec drogi Lidka byla wyczerpana jak po najbardziej intensywnym marszu na orientacje, ale przepelnialo ja absolutne szczescie.

Wybrali miejsce na nocleg - wlasciwie to wybral je Maksymow - na szczycie niewielkiego wzniesienia, gdzie nikly wiaterek odpedzal komary. Artiomowi nie podobalo sie to, ze namiocik byl czerwony. Taki namiocik latwo spostrzec z pokladu smiglowca; Lidka jednak, ziewajac poteznie, stwierdzila, ze tamci maja inne zajecia. Akurat mozna by pomyslec, ze celem istnienia lotnictwa OP jest wyszukiwanie po lasach turystow uciekinierow... A jutro uciekniemy jeszcze dalej.

Przysnil jej sie helikopter. Ryczace straszydlo, spod ktorego brzucha zwisal, jak jakis paskudny flak, Prezydent Mroz.

A potem do namiotu wpelzl na czworakach Maksymow i sen Lidki sie ulotnil, jakby go nigdy nie bylo.

Dotkniecia. Rozchelstana sportowa kurtka, trykotowy podkoszulek gdzies w okolicach podbrodka. Gola piers chlopaka, szeroka i gladka niczym stol. Jego podbrodek pokryty nieoczekiwanie miekkim puchem, jego wargi i jego laskoczacy oddech. Lidka z calej sily targnela noga, zeby ostatecznie zrzucic sportowe spodenki i wszystko, co miala na sobie; w uchylona klapa wejsciowa wlecial komar, ktory zawyl radosnie na widok takiej ilosci nagiej, goracej i prawie parzacej skory.

Przygnietli go mimochodem.

Potem na zewnatrz lunal deszcz. Maksymow troskliwie otulil Lidke w pizame i zapakowal do spiwora. Ulozywszy wygodnie glowe ma jego ramieniu, pomyslala, ze nie moze go stracic. Gdyby cos takiego sie stalo, natychmiast zakonczylaby swoje rachunki z zyciem; mysl okazala sie tak nieznosna, ze uznala za konieczne zapytac:

- Tiom, jestes pewien, ze mnie nie rzucisz dla jakiejs mlodziutkiej...

Urwala. Rece Maksymowa stezaly:

- Nie mow glupstw... Nie kus Boga.

Dlugo jeszcze lezeli, wsluchujac sie w szum deszczu i swoje oddechy.

Jeszcze przed dwoma dniami dla obojga wazne bylo, czy Maksymow dostanie sie na uniwersytet, czy nie. Jego dokumenty, dzieki poparciu Rysiuka, przyjeli, a glowny egzamin - z biologii kryzysow - zdal celujaco.

Ale jego wypracowanie scieli.

Przedwczoraj ogloszono wyniki; Lidka dlugo stala przed papierowa plachta, na ktorej w dlugim szeregu nazwisk byl krotki komunikat: „Maksymow - 2”. Nie mozna rzec, zeby to nia wstrzasnelo - kiedy chlopak wyliczyl jej tematy, jakie zaproponowano kandydatom, w jej dusze wkradlo sie zle przeczucie.

I oto sie sprawdzilo.

Opuscila gmach uniwersytetu; ktos ja nawet pozdrowil, jakas kobieta w jej wieku, Lidka odpowiedziala machinalnie, ale nie mogla sobie przypomniec, kto to byl. Znalazlszy sie na ulicy, w cieniu obsypanych pylem lip i topoli poczula nagla ulge - a bodajby ich wszystkich diabli wzieli. Wolnosc. Absolutna wolnosc. Egzaminy zostaly za nimi - teraz trzeba zajac sie drobiazgami - spakowac plecaki i wydostac sie z miasta...

Nie - o plecakach pomyslal Maksymow, mniej wiecej w godzine pozniej.

Lidka wyciagnela z banku resztki swoich oszczednosci. Razem poszli do magazynu z artykulami sportowymi i kupili namiot. Dwa plecaki znalazly sie w mieszkaniu Maksymowa. Matce powiedzial, ze jedzie z chlopakami na wycieczke; pozostala polowe dnia przeznaczyli na goraczkowe przygotowania.

W radio opowiadali o nowej technologii szkolenia - specjalistom z jakichs zakladow produkcyjnych udalo sie przygotowac nadmuchiwane atrapy Wrot, ktore bardzo latwo przenosi sie z miejsca na miejsce za posrednictwem smiglowcow. W ten sposob uczeni zyskali stuprocentowa pewnosc i wiarygodnosc - podobnie jak podczas prawdziwej ewakuacji, nikt nie wie, gdzie znajda sie Wrota i tylko informacja ze sztabu OP odsloni te tajemnice.

Lidka nie potrafila porzadnie spakowac plecaka. Nigdy zreszta nie wedrowala nigdzie pieszo. Maksymow mial jakies doswiadczenie turystyczne; gdzies tak kolo polnocy uporali sie z zadaniem, choc mieszkanko Lidki wygladalo jak po mrydze.

Lidka ocknela sie, gdy w namiociku zrobilo sie duszno. Odetchnela glebiej - i natychmiast poruszyl sie Maksymow. Widac od dawna juz nie spal.

- Co, reka ci zdretwiala?

- Nie...

- Ktora godzina?

- Nie mam pojecia.

- Deszcz sie skonczyl. Tiom, wyjde i rozejrze sie.

Rozsznurowala klape wejsciowa. Czyste powietrze bylo slodkie i wcale nie zimne; Lidka ostroznie wyjrzala na zewnatrz.

Noc byla jasna, choc niebo wygladalo na zaciagniete chmurami. Swita, pomyslala Lidka - ale sie pomylila.

Podniosla wzrok w gore - i zamarla z otwartymi ustami.

Po niebie plynely barwne dymy. Jaskrawe i swiecace, tam, gdzie za horyzontem zostalo miasto, wznosila sie coraz jasniejsza luna.

- Artek? To pozar?

Maksymow stal juz obok. W jego szeroko otwartych oczach odbijaly sie kolorowe chmury.

- To... uspokoj sie, Lid. To nic. Z pewnoscia jakies wielkie cwiczenia.

Przelknela sline. Owszem, o czyms takim mowili wczoraj w radio. Wielkie, ogolne cwiczenia, piec rodzajow sygnalow, pelna imitacja...

- Jakie to szczescie, ze zawaliles egzaminy. Udalo nam sie i ucieklismy.

Maksymow uniosl ramiona. I najezyl sie, bo wiatr byl wilgotny.

- Mysmy uciekli, a oni tam zostali. Mama, Kostia i wszyscy twoi... biegaja, jak barany. „Pelna imitacja”, kurcze. Nie zdziwilbym sie, gdyby dla stworzenia odpowiedniego nastroju zrzucili im jakas bombe...

Lidka spochmurniala. W jej piersi drgnela zimna zmijka i zeslizgnela sie do zoladka. To nawet nie byl strach - tylko odraza.

- Nie boj sie - mruknal Maksymow. - Niech ida wszyscy do diabla!

Lidka objela go za ramiona - i nagle spostrzegla, ze chlopak przerastaja o pol glowy.

On ciagle rosnie. Dawno juz wyrosl ze szkolnego mundurka. I byc moze, wyrosnie i ze szkolnej milosci...

Вы читаете Armaged-dom
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату