Tym razem mysl byla zupelnie spokojna, trzezwa i pozbawiona wszelkiej egzaltacji.
Dobrze, ze nie mogl zobaczyc jej twarzy
* * *
Sztab glowny OP wyraza wspolczucie krewnym i przyjaciolom zabitych. Podjeto decyzje o pienieznej rekompensacie dla...
...w najlepszym razie powazne bledy. W jak najkrotszym czasie odizolowac grupe instruktorow i inspektorow, ktorzy znajdowali sie w rejonie Placu Pocztowego od szostej dwadziescia do siodmej zero zero. Odtworzyc protokoly rozmow ze sztabami. Rozpoczac oficjalne sledztwo przeciwko dowodcy wojsk inzynieryjnych, ktorych dzialania doprowadzily w koncu do...
...nie okolo tysiaca ludzi, jak powiedziano w oficjalnym komunikacie, a przynajmniej piec tysiecy zabitych (nie liczac rannych). Chowaja ich na rozmaitych cmentarzach, a nawet poza granicami miasta, na dalszych terenach. OP szuka spiskow, a tymczasem za te cala potworna prowizoryczna apokalipse - odpowiada OP i osobiscie Prezydent...
I spytal Pan: „Czemuz Wrota swieca pustkami?” „Nie ma kogo ratowac, Panie - odpowiedziano mu. - Wszystkich zaszkolili na smierc.
* * *
Byczyli sie na trawie i gapili w niebo. Obloki plynely jakby podwojnym rekawem - pierwszy tworzyly zgniecione miotelki trawy. Drugi rekaw byl wyzej - zielone korony sosen.
- Artiomku?
- Co?
- Domysl sie.
- Teraz? Na golej ziemi?
Smiech.
Po niebie niczym zywa siatka plynelo ogromne stado ptactwa. Precz od miasta.
Rozdzial 10
Byl upal. Nad resztkami rozplywajacego sie asfaltu unosila sie przejrzysta mgielka; pogorzelisko pachnialo jeszcze dymem i gdzieniegdzie brodzili po nim nieustraszeni, senni maruderzy.
Dom przechylil sie na bok. Mieszkancom nie udalo sie wrocic do wlasnych mieszkan, niektorzy dostali odszkodowania, a inni nie. Ale jezeli wziac pod uwage, jakie straty poniosly towarzystwa ubezpieczeniowe podczas probnej apokalipsy...
W niektorych mieszkaniach zagniezdzili sie na wlasne ryzyko dzicy lokatorzy. Kazdemu z nich dawano do podpisu papierek: lokator swiadom jest zagrozenia i jezeli zwali mu sie na glowe sufit, grzebiac go pod ruinami - to jego osobisty problem. Chce przezyc, niech przenosi sie do baraku.
Dom jednak na razie stal - bez swiatla i wody; na podworku ustawiono rzedem drewniane wygodki. W sumie dziewiec sztuk - i zapach byl odpowiedni.
Odlana z brazu tablica na fasadzie domu stala sie czyims lupem. Najpewniej podwedzili ja zbieracze kolorowych metali. Wielu ludzi zyje ze zbierania odpadow. Coz robic, takie czasy...
Lidka siedziala na laweczce, ktora nie wiadomo jakim sposobem ocalala z pogromu i zmruzywszy oczy, przygladala sie zuczkom kowalikom, ktore cos tam kombinowaly w szczelinie pod kamieniem.
O niczym nie myslala. W glowie miala pustke. Jakby otulila ja niewidzialna blonka.
Ktos podszedl od strony bramy. Przez chwile przestepowal z nogi na noge, jego znoszone juz sportowe pantofle zostawialy wzorzyste slady w rozowawym, ceglastym pyle.
- Zestarzalas sie - powiedzial ow ktos.
Lidka podniosla glowe. Przed nia stal czterdziestoletni Slawek Zarudny - co prawda, mozna mu bylo dac z piecdziesiatke.
- Ty tez nie wygladasz najlepiej - zmusila sie do odpowiedzi.
- Czego chcesz, Lido?
- Daj mi fotografie - ukryla pod laweczka stopy w mizernych klapkach. - Fotografie ojca, wiem, ze zostaly ci plakaty.
- A gdzie masz swoja? - zapytal po chwili przerwy tegawy wujek, ktory byl kiedys chlopczykiem Slaweczkiem.
- Spalila sie - odparla krotko Lida. - Daj.
- A po co ci ona? - spytal Zarudny z nagla zloscia w glosie. - Po co? Masz sumienie... po tym wszystkim, co zrobilas? Po tym, coscie zrobili z Rysiukiem? Zdradzalas nazwisko ojca... nie raz i nie dwa! Najpierw wzielas je sobie... dzieki oszustwu! Potem ty... wy... z jego nazwiskiem na ustach... te wszystkie niegodziwosci! Wy, zabojcy, kaci, lajdaki, treserzy... w imieniu ojca... domy dla wariatow... w imieniu ojca! Egzekucje opornych - w imieniu ojca! Dla swietlanej przyszlosci. Dla bezkrwawej apokalipsy! A popatrz teraz... rozejrzyj sie dookola... I co, dopieliscie swego? Udalo wam sie osiagnac bezkrwawa ewakuacje? Udalo sie?
Na calym podworzu, na calej ulicy nie bylo ani jednego czlowieka i nikt sie nie odwracal na dzwiek rwacego sie glosu Zarudnego. Nikt nie sluchal - ze zdziwieniem czy bez.
Lidka zmarszczyla brwi:
- Nie krzycz. - I dodala po chwili namyslu: - Ja ciebie nie oszukiwalam. Ty sam pierwszy wpakowales mi lape pod sukienke. Pamietasz?
Zarudny umilkl nagle, jakby ktos go oblal zimna woda. I spojrzal na Lidke z nieukrywana juz nienawiscia:
- Ty... wiedzialem, wiedzialem...
- Ja ciebie nie oszukiwalam - stwierdzila Lidka lagodnym glosem. - Kochalam cie, Slawku... W kazdym razie tak mi sie wydawalo.
- Przeklety niech bedzie dzien, w ktorym cie zobaczylem - odparl Zarudny gorzkim glosem. - Ciebie, scierwo... Nie dam fotografii. Idz swoja droga... i nie smiej tu wiecej przychodzic, slyszysz?!
Lidka patrzyla mu w twarz i nie cofnela spojrzenia.
- Nie smiej tu przychodzic - powtorzyl Slawek nieco ciszej. - Ty... jestes bydleciem. To ty z tym swoim Rysiukiem posadziliscie na tronie tego szalonego balwana, fanatyka... tego Mroza. To ty. Wiedzialas, czym to sie skonczy... Oni wszyscy...
- Nieprawda - odpowiedziala Lidka. - Nigdy nikogo nigdzie nie sadzalam, Slawku, niczego takiego nie robilam. A ty zwiazales sie z Werwerowem. Z zabojca twego ojca.
Twarz Slawka nagle pociemniala:
- Brak dowodow. Niczego mu nie udowodniono. Nic nie wiadomo. Metody sledztwa... Lido, siedzisz po uszy w gownie. W gownie i krwi.
- Nie - stwierdzila Lidka cicho. - Przestan histeryzowac i daj mi fotografie.
- Wynos sie,
- Nie.
Slawek milczal, a jego ramiona unosily sie i opadaly. Zeby tylko nie dostal zawalu, zaniepokoila sie Lidka. Na takim upale...
- A gdzie twoj chloptas? - zjadliwym tonem zapytal nagle Zarudny. - Gdzie ten twoj uczniak, taki mily i slodziutki?
Lidka milczala. Lekki wiaterek przynosil od strony wygodek nieznosny smrod amoniaku.
* * *
Rankami bolal ja grzbiet i puchly jej powieki. Pod wieczor bolaly ja oplecione zylakami nogi; kupila w drogerii opakowanie chny i zamiast siwych wlosow w jej uczesaniu pojawily sie teraz jaskrawo czerwone pasma.
Ostatnia apokalipsa kosztowala ja kilka lat zycia. Co wcale nie bylo dziwne, jezeli uwzglednic to, jaka to byla apokalipsa.
Mozliwe, ze przeliczyl sie Rysiuk. Mozliwe, ze przeliczyli sie Mroz i sztab OP, ale sprezyna, napinana z wysilkiem w oczekiwaniu na czas proby, pekla znacznie wczesniej - i malo kto nie poczul skutkow.
Sierpniowy atak paniki z licznymi ofiarami smiertelnymi zrodzil rozlam wewnatrz OP, wlasciwie lepiej byloby rzec, ze tylko go sprowokowal, poniewaz napiecia zrodzily sie znacznie wczesniej. Ujawniono mnostwo brudow, okazalo sie, ze sam Mroz z grupka uprzywilejowanych oficjeli dawno juz wprowadzil poprawki w spisy osob przeznaczonych do ewakuacji w pierwszej kolejnosci, umieszczajac na nich wszystkich swoich krewnych. Czas „umowionego opoznienia” rozdeto do dziewiecdziesieciu minut. Pieniadze, przeznaczone na szkolenia, trafialy do najrozmaitszych kieszeni.
Zaczely sie przerwy w dostawach chleba i elektrycznosci. W mieszkanku Lidki i Artioma calymi dniami brakowalo swiatla, na co zreszta uskarzali sie mieszkancy polowy miasta. Oboje chwytali sie rozmaitych prac sezonowych, az wreszcie latem dziewietnastego roku cyklu Maksymow dostal sie na uniwersytet.
[Obywatele, ktorych uznawano za zdolnych do zaklocania ewakuacji byli chylkiem internowani, przy czym krag takich ludzi nieustannie sie poszerzal. Poczatkowo byli to psychicznie chorzy, alkoholicy i recydywisci; w tym czasie szeroko juz rozpowszechniono termin „nieprzydatnosc spoleczna”. W dwudziestym roku cyklu wystarczylo, ze kogos okrzyknieto „nierobem”, a wszyscy odpowiadali chorem: „Do internatu go!”].
Zmeczeni ciezkimi egzaminami wstepnymi calymi dniami od rana do wieczora wylegiwali sie na plazy. Maksymow od czasu do czasu odchodzil, zeby poskakac z trampoliny albo pograc w siatkowke. Lidka wstrzymujac oddech patrzyla, jak skacze ku sloncu opalony na braz i krzepki, urodziwy chlopak; jak ze wszystkich lezakow i kocykow popatruja nan uwaznie dziewczece oczy.
W tym czasie nosila juz jednoczesciowy kostium kapielowy. Bardzo jednoczesciowy. I wolala trzymac sie w cieniu.
[Na starych barkach, wyprowadzonych daleko w morze, zorganizowano obozy dla internowanych; uwazano, ze zgodnie z prawem populacyjnym, dla zgromadzonych w jednym miejscu otworza sie oddzielne Wrota. „System barek” nie dotrwal do apokalipsy - podczas ktoregos sztormu po obozach przetoczyl sie bunt; straznikow, ktorzy nie zdazyli przylaczyc sie do wiezniow zrzucono w morze, i na lodziach, zajetych jachtach albo na tratwach pod zaglami, wszyscy wiezniowie sie rozplyneli, kto gdzie chcial i mogl - glownie za granice. Tajemnica „internatow” stala sie powszechnie znana. OP byla juz w tym czasie kompletnie zdemoralizowana przez lapowki i wewnetrzne spory.]
Maksymow spedzal teraz wieczory wsrod studenckiej braci; Lidka towarzyszyla mu na tych spotkaniach raz czy dwa. Posrod mlodziutkich dziewczatek wygladala dosc niezwykle - jakby byla czyjas mama, traktowano ja tez odpowiednio. Artiom czerwienil sie i bladl; ale nie chcial sie przyznac, ze jej obecnosc go krepuje. Ona zas wcale go o to nie pytala - po cozby miala go daremnie